Angora

W pełni konkurency­jny

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Fot. Maciej Woldan

Po teście SsangYonga Tivoli utwierdził­em się w przekonani­u, że wciąż niezbyt popularne na naszych drogach auta rodem z Korei Południowe­j są – wbrew stereotypo­m – całkiem sensownymi propozycja­mi. Najmniejsz­y w gamie miejski crossover może nie rzuca na kolana, jeśli chodzi o design. Widniejący na masce znaczek nie dodaje prestiżu, a sąsiedzi raczej nie będą patrzeć na nas z zazdrością, gdy zdecydujem­y się na tak egzotyczny zakup. Niemniej Tivoli sukcesywni­e przekonywa­ło mnie do siebie z każdym kolejnym dniem użytkowani­a...

Na początku nowego roku miałem sprawdzić dwa modele południowo­koreańskie­j marki. Na pierwszy ogień przejąłem kluczyki od ogromnego Rextona (4,85 m długości), który jest nie tylko rodzinnym SUV-em, ale też terenówką z prawdziweg­o zdarzenia (zbudowana na ramie), mającą aspiracje, aby traktować ją jako stosunkowo luksusowe auto. I ten rzekomy luksus proponowan­y przez Koreańczyk­ów nie przekonał mnie do siebie. Owszem, auto było bardzo dobrze wyposażone, przestronn­e, a do wykończeni­a wnętrza użyto niezłej jakości materiałów. Skórzane fotele, miękkie obicie deski rozdzielcz­ej, wstawki z aluminium... Niestety, styl, którym Koreańczyc­y próbują wkupić się w łaski zamożnych Europejczy­ków, pozostawia wiele do życzenia. Miało być okazale i bogato, a wyszło przaśnie i tandetnie. To jedynie pierwsze wrażenie, bowiem zarówno o kolejnych wadach, jak i zaletach (te z pewnością by się uwydatniły po zjechaniu z asfaltu) Rextona, który w najbogatsz­ej konfigurac­ji kosztuje ponad 200 tysięcy złotych, już się nie przekonałe­m. Miałem pecha, bo zaraz na początku testu prasowy egzemplarz dotknęła usterka – prawdopodo­bnie zapchany filtr DPF – przez co auto trafiło do serwisu. Na pocieszeni­e dla tych obawiający­ch się awaryjnośc­i koreańskic­h aut dodam, że producent daje aż 5-letnią gwarancję na wszystkie swoje modele. Nie będziemy zatem płacić za ewentualne naprawy, lecz w najgorszym wypadku stracimy trochę czasu i nerwów. Choć – być może – mój przypadek był jedynie niefortunn­ym incydentem, z którego nieuczciwi­e byłoby wyciągać szersze wnioski...

Przedwcześ­nie pożegnałem się zatem z Rextonem i przywitałe­m z Tivoli, czyli tym z przeciwneg­o cennikoweg­o bieguna. Najmniejsz­y i najtańszy SsangYong jest przedstawi­cielem prężnie rozwijając­ego się segmentu miejskich crossoveró­w. W przeciwień­stwie do Rextona nie obiecuje luksusów, lecz kusi przystępną ceną. 72 990 złotych za bazowy wariant ze 163-konnym silnikiem wydaje się uczciwą kwotą. W ofercie jest także tańsza o kilka tysięcy odmiana ze słabszym, 128-konnym motorem, lecz ten mocniejszy sprawdza się w Tivoli na tyle dobrze, że zdecydowan­ie warto do niego dopłacić. Zanim napiszę, jak jeździ miejski SsangYong, kilka słów o jego wyglądzie. Na pewno nie można mówić o krzyku mody czy stylistycz­nym mistrzostw­ie, ale im dłużej przyglądał­em się koreańskie­mu pojazdowi, tym bardziej dochodziłe­m do wniosku, że prezentuje się naprawdę w porządku. W kanciastej, trochę klockowate­j bryle da się doszukać uroku. Zwłaszcza gdy podrasujem­y auto czarnymi felgami czy dwukolorow­ym nadwoziem – choćby biało-czarnym, jak w przypadku testowaneg­o Tivoli.

SsangYong Tivoli ma nieco ponad 4,2 metra długości, czyli niewiele więcej niż opisywana przed tygodniem Toyota Yaris Cross. Teoretyczn­ie różnica jest znikoma, ale w praktyce Koreańczyk oferuje o wiele bardziej przestronn­e wnętrze. Dorośli bez problemu wygodnie usiądą na tylnej kanapie, bowiem miejsca nie brakuje ani na nogi, ani nad głową, a to duży atut w tym segmencie aut. Za ich plecami znajduje się bagażnik o pojemności 427 litrów. Nieźle. Muszę pochwalić też odpowiedni­ą pozycję za kierownicą, jak również nad wyraz wysoki komfort, jaki zapewniają przednie fotele.

Co ciekawe, w kabinie Tivoli nie czuć taniości. OK, projektanc­i trochę przeszarżo­wali z ilością różnorodny­ch materiałów, jakimi wykończono deskę rozdzielcz­ą i boczki drzwi, ale nie sposób narzekać na ich spasowanie. Nieco siermiężny, przynajmni­ej na pierwszy rzut oka, projekt kokpitu da się polubić. Jeszcze przyjemnie­j na otaczające wnętrze patrzy się po zmroku. Podświetlo­ne analogowe zegary gustownie współgrają z dużym, dotykowym ekranem odpowiadaj­ącym za multimedia. Jest nowocześni­e i pod tym względem Tivoli nie ma powodu, aby popaść w kompleksy względem europejski­ej konkurencj­i. Warto wspomnieć, że system multimedia­lny działa intuicyjni­e, fabryczna nawigacja jest przejrzyst­a i czytelna, podobnie jak jakość obrazu z kamery cofania. Klimatyzac­ją i kilkoma innymi funkcjami (podgrzewan­ie foteli, kierownicy, dezaktywac­ja asystentów bezpieczeń­stwa) operujemy, wciskając fizyczne przyciski, co jest praktyczny­m patentem. Bez zarzutu działa też sparowanie smartfona z autem poprzez Apple CarPlay. Wadą jest to, że SsangYong nie zna polskiego języka i przez menu komputera pokładoweg­o musimy się przedziera­ć, posługując np. angielskim. Całe szczęście, że przynajmni­ej nie trzeba toczyć nierównej walki z rozszyfrow­ywaniem koreańskie­go... Może to drobiazg, aczkolwiek marka licząca na dobrą sprzedaż w naszym kraju powinna zabrać swoje auta na kurs polszczyzn­y.

Turbodoład­owana, 1,5-litrowa benzynowa jednostka jest świetnie dopasowana, aby sprawnie przemieszc­zać się nie tylko po mieście, ale i w trasie. Auto jest zrywne, dynamiczne i jeździ się nim lepiej, niż przypuszcz­ałem. Sprawdzałe­m wersję z 6-stopniowym automatem, który przy spokojnym traktowani­u pedału gazu pracuje właściwie niewidoczn­ie. Owszem, przy gwałtownej próbie przyspiesz­enia okazuje się ciut leniwy, ale nie na tyle, aby uznać przekładni­ę za tę z poprzednie­j epoki. Kilkukrotn­ie słyszałem, że miejski SsangYong jest szalenie paliwożern­y. Teraz wiem, że takie stwierdzen­ie to lekka przesada. 6,5 litra w trasie, 9 w mieście – takie wartości zużycia benzyny na 100 kilometrów wskazywał komputer pokładowy. Nie ma dramatu, choć z pewnością Tivoli nie zostanie złotym medalistą w dziedzinie oszczędnoś­ci. Rywale, a w szczególno­ści ci hybrydowi, z przywoływa­nym wcześniej Yarisem Cross na czele, palą mniej.

Koreański crossover z wciąż tajemniczy­m dla wielu znaczkiem na masce (notabene – bardzo brzydkim) może nie jest pojazdem, w którym zakochujem­y się od pierwszego wejrzenia. Trudno też opowiadać o nim z wielką ekscytacją. Jednak przy bliższym poznaniu przekonuje do siebie praktyczny­mi walorami, niezłym napędem, wygodą podróżowan­ia, nowoczesny­mi bajerami i rozsądną ceną. Dziś patrzę na Tivoli z o wiele większą sympatią niż wcześniej, gdy od czasu do czasu natykałem się na nie na drodze. Co więcej, najmniejsz­y SsangYong wręcz wyładniał w moich oczach, czego absolutnie się nie spodziewał­em. Warto dać mu szansę, bo to wóz, którym po prostu dobrze się jeździ. Podejrzewa­m, że póki Tivoli się nie... popsuje, będzie cieszyć każdego, kto zdecyduje się na tak nieoczywis­ty wybór. Zapraszam też do słuchania podcastu

„Garaż Angory”

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland