Znicz znów zapłonął
– Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pekin 2022 uważam za otwarte! – ogłosił przywódca Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping. Przygotowana z rozmachem barwna ceremonia otwarcia pod hasłem „Razem dla wspólnej przyszłości” zrobiła imponujące wrażenie. Z powodu pandemii wielka impreza przebiega jednak w specyficznej atmosferze, trudnej przede wszystkim dla sportowców. Wszechobecne testy na COVID-19, niepewność występu do ostatniej chwili, restrykcje... Ponadto Pekin 2022 został dyplomatycznie zbojkotowany przez zachodnie, demokratyczne państwa. Nie o takich igrzyskach marzymy.
To pierwszy przypadek w historii, kiedy jedno miasto jest gospodarzem i letnich, i zimowych igrzysk olimpijskich. W 2008 roku Pekin podczas letniej imprezy gościł najlepszych sportowców świata. Po 14 latach mamy kontynuację tych wydarzeń. Tyle tylko, że zmieniła się pora roku i dyscypliny. Huczna ceremonia otwarcia odbyła się na tym samym pekińskim Stadionie Narodowym, nazywanym Ptasim Gniazdem. Co więcej, reżyserem odpowiedzialnym za oprawę był ten sam człowiek, Zhang Yimou. 71-latek stanął na wysokości zadania, a efektowne, momentami wzruszające przedstawienie przy wykorzystaniu najnowocześniejszych technologii mogło się podobać. Nie zabrakło jednak kontrowersji, jak kulminacyjny moment ceremonii, czyli tradycyjne zapalenie olimpijskiego znicza. Zwykle ten zaszczyt przypada najbardziej znanym, utytułowanym zawodnikom. Chińczycy zagrali inaczej. Oddelegowali do tej roli dwójkę młodych – urodzonych w 2001 roku – sportowców. To biegaczka narciarska Dinigeer Yilamujiang i kombinator norweski Jiawen Zhao. Sęk w tym, że Yilamujiang jest Ujgurką, a więc reprezentantką mniejszości muzułmańskiej, która jest poddawana brutalnym represjom ze strony chińskiej władzy. Ten pozornie przyjacielski akt natychmiast oceniono jako prowokację, wręcz zaśmianie się w twarz zachodniej części świata (i nie tylko), niezgadzającej się na łamanie praw człowieka w Chinach.
W ramach buntu przeciw igrzyskom w Pekinie zaproszenia na ceremonię otwarcia nie przyjęli nie tylko Amerykanie – Joe Biden pierwszy ogłosił, że nie wybierze się do Chin – ale także przywódcy wielu demokratycznych państw. Delegacji nie wysłały m.in. Australia, Wielka Brytania, Dania, Litwa, Estonia, Belgia, Kanada czy Indie. Komentowanym wyjątkiem była obecność na trybunach „Ptasiego Gniazda” Andrzeja Dudy. Polski prezydent, który prywatnie pasjonuje się narciarstwem, liczy, że w trakcie pobytu w Chinach uda mu się odbyć dłuższą rozmowę o przyszłości świata z despotycznym Xi Jinpingiem. Wśród VIP-ów nie zabrakło oczywiście dyktatorów dbających o dobre relacje z Chinami. W trakcie przemarszu ukraińskiej delegacji sportowców kamery uchwyciły
Władimira Putina, który w tym momencie... uciął sobie drzemkę (lub tylko udawał), demonstrując lekceważący stosunek do Ukraińców. Światowe konflikty i coraz to nowe podziały są przykrym tłem dla igrzysk olimpijskich, podczas których tak wiele mówi się o honorowej sportowej rywalizacji, przyjaźni czy solidarności.
Defilada sportowców, niosących flagi swoich państw, potoczyła się tradycyjnym rytmem. Nie licząc obowiązku zakrywania twarzy przez zawodników. Chociaż zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, bo identyczną sytuację obserwowaliśmy latem podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Pozostaje wierzyć, że w trakcie kolejnych pandemia będzie już tylko wspomnieniem.
Przemarsz rozpoczęli Grecy, zaś na końcu na płycie stadionu pojawili się gospodarze – Chińczycy. Chorążymi reprezentacji Polski, którą w Pekinie stanowi 30 kobiet i 27 mężczyzn (w tym gronie mamy aż 28 debiutantów), mieli być przedstawiciele łyżwiarstwa szybkiego – Zbigniew Bródka (złoty medalista z Soczi z 2014 roku) i Natalia Czerwonka, ale w ostatniej chwili okazało się, że Czerwonka trafiła na kwarantannę i jej rolę pełniła snowboardzistka Aleksandra Król. To i tak nieźle, że udało się znaleźć zastępstwo. Takiej szansy nie mieli Nigeryjczycy, gdyż ich jedyny reprezentant, narciarz Samuel Ikpefan, tuż przed inauguracją igrzysk otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa.
Pandemia jest olbrzymim utrudnieniem nie tylko dla organizatorów, lecz także dla zawodników, którzy co rusz są poddawani testom. W razie pozytywnego wyniku od razu trafiają na kwarantannę. Jeśli kolejne wciąż będą pozytywne, mogą zapomnieć o walce o medale, na co pracowali i czekali cztery lata. „Covidowa loteria”, jak piszą brytyjscy dziennikarze, trwa w najlepsze. W pierwszych dniach, gdy sportowcy zaczęli zjeżdżać do Pekinu, wykryto ponad 300 przypadków zakażeń, przez co istnieje realne zagrożenie, że w trakcie igrzysk będziemy obserwować wiele ludzkich dramatów związanych z niedopuszczeniem do zawodów. Stres przed testami – co w pełni zrozumiałe – jest zatem większy od podnoszącej adrenalinę sportowej rywalizacji.
Trudno żyje się też w wiosce olimpijskiej przekształconej w... bańkę. Chińczycy zdają sobie sprawę, że nie ma szans, aby liczba zakażonych była bliska zeru. Chodzi im przede wszystkim o to, by wirus nie zaczął szaleć i rozprzestrzeniać się w miejscu, gdzie zakwaterowani są sportowcy. Przedsięwzięto potężne środki na niespotykaną dotąd skalę, mające zminimalizować ryzyko. Ramię w ramię z personelem pracują roboty wcielające się m.in. w rolę kelnerów. Proszeni o zachowywanie dystansu społecznego zawodnicy jedynie przemykają z hotelowych pokoi do stołówki. Tam jedzą posiłki w odosobnieniu, a każde z przygotowanych dla nich stanowisk otoczone jest plastikowymi ściankami. Z radosnej, często lekko imprezowej atmosfery, z czego od zawsze słynęły wioski olimpijskie, w Pekinie nie pozostało nic. Próżno też liczyć na wsparcie kibiców. Fani z zagranicy mają zakaz wjazdu do Chin. Niewielką część wejściówek organizatorzy rozdysponowali według uznania wśród „odpowiednio wyselekcjonowanej grupy ludzi”. Teoretycznie miały one trafić do biednej młodzieży, przedstawicieli Kościoła i partnerów marketingowych. Nie było mowy o tradycyjnej sprzedaży biletów, a świecące pustkami trybuny są dopełnieniem przykrego obrazu wielkiej, wyczekiwanej sportowej imprezy.
Biało-Czerwoni w XXI wieku z każdych zimowych igrzysk olimpijskich wracali z medalami. Oby i tym razem udało się podtrzymać tę tradycję. Wiara w poprawę medalowego dorobku Polaków (dotychczas zdobyliśmy 22 krążki) oczywiście jest, ale na pewno o ewentualne sukcesy nie będzie łatwo. Tradycyjnie liczymy na skoczków narciarskich, z weteranem Kamilem Stochem na czele. Dla najlepszego olimpijczyka w dziejach polskiego zimowego sportu (trzy złote medale i jeden brązowy) Pekin 2022 to piąte igrzyska w karierze. Uzasadnione obawy o dobre wyniki budzi zaskakująco kiepska dyspozycja całej naszej kadry w obecnym sezonie. Oby na nowoczesnym, ale i tajemniczym kompleksie skoczni narciarskich w wiosce Guyangshu, gdzie jeszcze nigdy wcześniej nie odbyły się zawody Pucharu Świata, los uśmiechnął się do Polaków. I Polek, bowiem w Pekinie wystąpią także panie – Kinga Rajda i Nicole Konderla.
W gronie faworytek do medalu wymienia się będącą w świetnej formie łyżwiarkę szybką Natalię Maliszewską. Niestety, ale wokół 26-latki panował ogromny chaos związany – a jakże – z testami na COVID-19. Te wychodziły na zmianę. Raz pozytywny, raz negatywny. Z pewnością nie pomaga to w utrzymaniu koncentracji przed zawodami. Zresztą w Pekinie jest bardzo niewiele kwestii sprzyjających pięknu sportowej rywalizacji... (MW)