Wedeta i inne zawody
Cassandre, absolwentka konserwatorium, została pierwszą kobietą zatrudnioną jako wedeta na wieży w Lozannie. Jej obowiązki polegają na tym, żeby czuwać nad miastem i – między dziesiątą wieczorem a drugą nad ranem – wykrzykiwać, która jest godzina.
Świat jest pełen dziwnych, ciekawych i ginących zawodów. Można zarabiać na byciu maskotką w drużynie piłkarskiej, zbieraniu piłek golfowych i obserwacji UFO, lecz także wspinając się w ciemnościach po schodkach katedry. Cassandre Berdoz ma 28 lat i od zawsze fascynowało ją to, co dzieje się na katedralnej wieży, gdy świecą gwiazdy. Nie zniechęciła się, że gmina, która odpowiada za nabór na to zarezerwowane dla mężczyzn stanowisko, długo nie brała jej pod uwagę. Figura wartownika pojawiła się w dziejach Lozanny w XV wieku, po tym jak szalejący pożar spustoszył miasto. Oczywiście dzisiaj nie ma już potrzeby tego rodzaju czuwania nad obywatelami, chodzi o rytuał. W całej Europie jest tylko sześć katedr, które zachowały tę tradycję, dla Cassandre będącą marzeniem kultywowanym od dzieciństwa: – Zawsze intrygowała mnie ta praca i starałam się o nią od lat. Uważam, że jeśli się czegoś pragnie, trzeba wytrwać, by to zdobyć. Każdy z nas może osiągnąć znacznie więcej, niż możemy marzyć, dlatego kilkakrotnie pisałam do gminy, mimo że mi nie odpowiadali.
Jednak gdy w końcu pojawił się wakat, młoda kobieta zdołała zdystansować wielu chętnych. W sumie robotę na wieży ma siedmiu wartowników, dowódca i sześciu pomocników, którzy na zmianę wdrapują się na szczyt dzwonnicy, kładą ręce na ustach, jakby tworzyli lejek, i krzyczą: „Jestem na straży, jest dziesiąta!”. I tak co godzinę, aż do drugiej nad ranem. Cassandre pracuje cztery noce w miesiącu, przez cztery godziny, w charakterystycznym czarnym kapeluszu i z przenośną latarenką w dłoni. Wynagrodzenie nie jest zbyt wysokie: 116 euro za zmianę, ale zaszczyt jest wielki i towarzystwo doborowe: – Dobrze się czuję z kolegami, są otwarci i mnie wspierają, ale mam nadzieję, że zostanie tu zatrudniona kolejna kobieta.
W Lozannie wiadomość o pierwszym wartowniku płci żeńskiej wzbudziła entuzjazm, ale są też tacy, którzy woleliby, aby pozostała to praca męska: – Niestety, w dobie internetu ci, którym coś się nie podoba, chętnie narzekają, ale było ich bardzo niewielu. Bardziej irytujące jest oskarżanie mnie o brak praw do tego stanowiska, ponieważ jestem ateistką. To smutny zarzut. Straż przebywa na katedrze nie ze względów religijnych, tylko dlatego, że budowla oferuje najwyższy punkt, z którego można mieć pieczę nad mieszkańcami.
Wedeta to nie jedyna nazwa zawodu, która z niczym się nie kojarzy. Także rezurekcjonista brzmi tajemniczo. Niektórzy mylą tę postać z księdzem odprawiającym nabożeństwo, tymczasem był to ktoś w rodzaju grabarza, kto wykopywał zwłoki i odsprzedawał je medykom i naukowcom, chcącym przeprowadzić makabryczne studia nad anatomią człowieka. Profesja rozwijała się zwłaszcza od XIX wieku. Dla badaczy w wielu częściach Europy kontakt z rezurekcjonistą był jedynym sposobem zdobycia zwłok. Chociaż w istocie rezurekcjoniści zajmowali się kradzieżą ciał – co było przestępstwem karanym aresztem, a nawet egzekucją – żandarmi byli skłonni ich ignorować, ponieważ uważali proceder za zło konieczne... do rozwoju medycyny. Praktyka wykopywania zwłok funkcjonuje do dziś, ale zmienił się profil klientów, nastawionych na obrzędy czarnej magii. Współcześni samozwańczy rezurekcjoniści nie mogą liczyć na układy z policją.
Lista osobliwych zawodów jest długa. W krajach azjatyckich dobrze mają się tzw. upychacze, którzy muszą wcisnąć jak najwięcej pasażerów do środka komunikacji. Pod każdą szerokością geograficzną działają lekarze lalek, stopki (modele pozujący właśnie tą częścią ciała do reklam w sektorze kosmetycznym i obuwniczym), selekcjonerzy płci kurczaków, odklejacze gum do żucia, detektywi genealogiczni oraz degustatorzy przysmaków dla zwierząt. (ANS)