Masa krytyczna
Rządzenie to eksploatacja. To praca maszyny prowadząca do jej zużycia. Najbardziej zużywają ją błędy i arogancja, a w przypadku rządzącej od siedmiu lat Zjednoczonej Prawicy to wyjątkowi bliźniacy. W tym czasie liczba błędów przypudrowanych arogancją jest zdumiewająca, tym bardziej że dotąd władza jeszcze niewiele na tym straciła, a opozycja niewiele zyskała. Dopiero gdy sobie uświadomimy skutki podsłuchiwania przez tajne służby polityków, adwokatów, prokuratorów i kontrolerów NIK, chaosu Polskiego Ładu, wstrzymanych funduszy z Krajowego Planu Odbudowy, cwałującej inflacji i impotencji władzy wobec pandemii, uosobionej przez znikniętego pełnomocnika rządu ds. szczepień, dostrzegamy zwiastuny nadchodzącej zmiany. „Masa krytyczna wzbiera”, napisał Łukasz Rogojsz, publicysta.
W fizyce jądrowej masa krytyczna sprawia, że zainicjowana zostaje reakcja rozszczepienia, która, jak wiadomo, przebiega łańcuchowo, a co raz się zacznie, prowadzi do katastrofalnej eksplozji. Przebiegu reakcji łańcuchowej nic nie jest w stanie powstrzymać. Nawet prezes. Ponieważ nie ma dnia, by masa krytyczna nie przyrastała, staje się oczywiste i nieuchronne, że reakcja będzie lawinowa. Niektórzy w Zjednoczonej Prawicy już o tym wiedzą, nieliczni o tym półgębkiem ostrzegają, ale większość partyjnych funkcjonariuszy nadal chce wierzyć, że „Titanic” ominie górę lodową.
Co kiedyś było incydentem, jak stępka pod prom (już niemal zaczęto przedsprzedaż na jego rejsy), stało się kamykiem, który tocząc się, zabierał za sobą inne, mniejsze i większe, więc gdy wkrótce dotrze do żlebu, będzie już potężną lawiną niszczącą po drodze wszystko. Ot, prosty przykład: Turów. Błędy wynikające z arogancji nie pozwoliły matołkom z zarządu kopalni dogadać się z czeskimi poszkodowanymi. Bo ego matołków było na to za wielkie! Partnerem dla nich mogła być, dajmy na to, wyłącznie Najświętsza Panienka z Jasnej Góry, do której udali się na kolanach z biznesową propozycją. Jednak Panienka Najświętsza najwyraźniej nie dość matołków zrozumiała, więc przyjdzie teraz płacić kopalni wielokrotnie więcej niż na początku, gdy sprawa się pojawiła. Patrząc na rzecz oddzielnie, jak na stępkę rdzewiejącą w Szczecinie, widzimy pojedynczy incydent, ale gdy spojrzymy wyżej i uważniej, już widać i słychać nabierającą śmiercionośnego rozpędu lawinę.
Suma aroganckich błędów byłego wojewody lubelskiego Czarnka staje się ciężarem nie dla niego, wszak ma naturę żołnierza wyklętego, co żadnej krytyce się nie kłania. Niebawem o nim zapomnimy, ale co ony pozostawi po sobie w legacie partii, obciąży wyłącznie ją. Tak, jak obciążają ją Mejza, Kowalski, Kanthak, Ziobro i inne jego Ozdoby, zbyt infantylni i butni, by zrozumieć własne, nieusuwalne deficyty. Aliści stosując prezydenckie prawo łaski, uratujemy niektórych z lawiniska: kurator Nowak, onego Czarnka czy Macierewicza, który tak zirytował Morawieckiego na cmentarzu, gdyż trudno uznać ich dorobek za masę krytyczną. To raczej ciemna masa. A to nie grzech, ale wstyd! Bo żenadą jest kolejny Czarnkowy incydent, pozbawiający dzieci mniejszości niemieckiej dwóch z trzech godzin nauki języka niemieckiego. Niektórzy Czarnka bronią, wszak tylko przyciął fundusze, a mógł wprowadzić dla opolskich dzieciaków opaski z hakenkreuzem, a z czasem zarządzić wywózki.
Widziane jako incydenty, przemyślana sekwencja manipulacji w wymiarze sprawiedliwości, w Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa, Trybunale Konstytucyjnym, inicjowane przez zajadłego zawistnika Ziobrę, a szyderczo zwane uzdrowieniem systemu, już uformowały się w lawinę gotową do zejścia. Jej skutki ustrojowe są oczywiste, ale jej skutki finansowe dopiero nabrzmiewają. Czy Ziobro stanie przed sądem za działanie na szkodę państwa? Bo powinien! Wszak nakładane na Polskę kary mrożą krew w żyłach każdemu, kto choć przez chwilę odpowiadał za cokolwiek. W przeciwieństwie do Ziobry, właściciele, udziałowcy i menedżerowie upadających firm, którzy poradzili sobie z lockdownem, a polegli na Polskim Ładzie, wiedzą, że ucieczki przed schodzącą nawałą nie ma. Tyle że ta, zanim dosięgnie polityków, zmiażdży przedsiębiorców, choć strata byłaby nieporównywalnie mniejsza i sprawiedliwsza, gdyby stało się na odwrót.
Masa krytyczna wzbiera dziś nie tylko w polityce. Wieści z Wrocławia musiały wzburzyć biskupa Jędraszewskiego. I księdza Darka Oko też, bo ci goście w sukienkach są wrażliwi na gender. Oto we wrocławskim zoo, nie wadząc nikomu, żyją dwa geje, konkretnie dwa homoseksualne pingwiny przylądkowe. Eleganckie, skromne, kulturalne, nie rzucające się w oczy. Jakby przeniesione z dobrego seminarium. Ergo, zauważono, że homosie we frakach zaadoptowały flaminga, co prawda plastikowego, znalezionego w basenie. Zabrały go, chcąc odchować, a potem wolnym wypuścić, bo to zwyczaj stosowany u przylądkowych. Pingwiny jako istoty nieprzesadnie lotne nie zauważyły, że flaming nie urośnie, wdzięczności nie okaże, bo z różowego jest plastiku! Ale choć to tylko incydent, to przykład fatalny dla ludu polskiego bardzo jest. Tylko czekać, aż krakowscy kaznodzieje wygłoszą gniewne homilie pełne potępienia i nietolerancji. I wtedy znów wzbudzi się masa krytyczna, a kamyki uformują się w lawinę...
henryk.martenka@angora.com.pl