Oszustwo potwierdza wiarygodność
Michał Ogórek przeczyta wszystko
W Stanach funkcjonuje bardzo konkretne kryterium wiarygodności: od kogoś, komu się wierzy, kupiłoby się używany samochód. U nas nic nie może być takie proste i za kogoś wiarygodnego uznaje się kogoś, od kogo kupiłoby się samochód ukradziony.
Najlepszą miarą wiarygodności jest oszustwo. Nie ma co czytać jakichś badań typu „komu najbardziej ufamy” – wystarczy zorientować się, na czyje konto chcą nas nabrać i kto króluje na takich listach.
Marek Kęskrawiec w Tygodniku Powszechnym opisuje „osiemdziesięcioletnią bydgoszczankę”, która została namówiona do zakupu akcji Orlenu („Zainwestuj 900 zł w najbardziej rentowną firmę w Polsce i zarób 37 tysięcy zł”). Najpierw nie dała się na to namówić Wojciechowi Jasińskiemu, przewodniczącemu rady nadzorczej spółki, za pierwszych rządów PiS ministrowi skarbu, no ale od niego używanej ropy nie kupi nawet emerytka. Następnie bydgoszczanka oparła się samemu prezesowi Obajtkowi, który zaczął ją do tego nakłaniać swoimi czarującymi minami, ale pękła przy prezydencie Dudzie. „Stał na tle nowiutkiej stacji paliw, w białym kasku i pomarańczowej kamizelce, a w ręce miał tabliczkę zarobisz 12 tysięcy tygodniwo . Pani nie zdziwiła się literówce w ostatnim słowie i po prostu weszła na podaną stronę”. W końcu niektórzy uważają, że w nazwisku Duda też jest literówka. W następstwie kliknięcia w dwa tygodnie z konta kobiety wypłynęły oszczędności jej całego życia.
Chyba nie trzeba wyjaśniać, teraz już i samej bydgoszczance, że prezydent Polski – tak jak nie wykazuje przesadnej samodzielności w innych dziedzinach (choć ostatnio, po sześciu latach jakby chciał nieoczekiwanie spróbować) – tak i osobiście, po nartach, nie sprzedaje akcji Orlenu.
Według Tygodnika Powszechnego taki internetowy proceder nazywa się „scam” – „oszustwo po wcześniejszym zmanipulowaniu i zdobyciu zaufania ofiary”. Skam nie pochodzi od „skamleć”, co jest zwykłą reakcją po odkryciu prawdy, psychologicznie znaną od wieków, a występującą u ludzi, którzy zawiedli się na fałszywych obietnicach polityków. Co zupełnie nie przeszkadza temu, że ciągle – i na coraz większe bajery – dają się nabierać następni.
Do handlu kryptowalutami prezydent Duda namawia w sieci już wspólnie z Szymonem Hołownią i Pawłem Kukizem. To te postaci w świecie polityki uznane zostały za najlepszych komiwojażerów, którzy najsprawniej i bez zmrużenia oka potrafią wcisnąć jakiś nieistniejący towar. Przekonaniu temu nie przeszkadza wcale, że dwie z nich jeszcze w realnym świecie niczego nie osiągnęły, a ciągle dopiero się zapowiadają.
Ponieważ nikt nie wierzy naturalnie, że osoby takie podzieliłyby się ze swoim elektoratem wiedzą, jak zgarniać miliony dobrowolnie, stosowane są specjalne strategie. Zwykle przez nieuwagę, nie wyłączywszy mikrofonu, zdradzają „sekretną możliwość”. Przecież to, skąd wiedzą, jak zostać – lub nie – prezydentem, też jest jakąś ich skrywaną wiedzą. Jak również to, skąd mają na to kryptowaluty.
Duże zdziwienie może wywołać u różnych ludzi informacja, że do środowisk uznanych za takie, którym ludzie łatwo dają się nabrać, zostali zaliczeni i dziennikarze Gazety Wyborczej. Raczej panuje przecież opinia, że chcieliby, ale im to specjalnie nie wychodzi. Tymczasem wśród naganiaczy na fałszywe bitcoiny znalazł się Mariusz Szczygieł, wybitny reporter, ale – jak uznał Tygodnik Powszechny – „nie wiadomo, czemu oszuści wybrali jego wizerunek”, bo „nie należy do grona najpopularniejszych celebrytów”, a już zupełnie nie nadaje się do promowania oferty „tylko dla Polaków”. Być może podwójne oblicze nadaje wiarygodności.
Ciekawie jest też zobaczyć, na kogo w takich kampaniach przekonywania się nie stawia. Premier Morawiecki przekroczył już chyba ostatnie granice przy zachwalaniu wszelkich innych produktów – Polskiego Ładu, stoczni czy samochodów elektrycznych – aby ktoś jeszcze uwierzył, że istnieje coś, co on oferuje. Nieobecność prezesa Kaczyńskiego przy przekonywaniu do zakupu walut, choćby krypto, tłumaczy się naturalnie tym, że ludzie pamiętają go z braku zwykłego konta, a więc nie mógłby nie tylko oszukiwać, ale nawet być oszukany, co go z takich interesów eliminuje. Bardziej niewytłumaczalny jest brak Tuska, który dla widzów TVP jako cwaniak, który ograł wszystkich Polaków, mógłby być niezłą przynętą. Jego spryt potwierdza to, że opylił bardzo korzystnie starą hulajnogę orkiestrze Owsiaka, mając zabrane na nią prawo jazdy. Tyle że on zawsze może dać nogę do Brukseli.
Rzuca się w oczy mała wiarygodność osób duchownych. Z arcybiskupem Jędraszewskim nikt nie będzie robił żadnych interesów, odkąd wyrzucił z okna papieskiego w pałacu biskupim nawet Karola Wojtyłę i to od razu z całą redakcją Tygodnika Powszechnego.
„Do połowy lat 60. ubiegłego stulecia znane były głównie metody wywierania wpływu oparte na przymusie, budzeniu strachu lub chęci ochrony swego zdrowia czy życia. Przełom nastąpił, gdy okazało się, że uległość można uzyskać bez użycia jakiejkolwiek przemocy, za pomocą subtelnych metod manipulacji psychologicznej” – Polityka cytuje profesora Sławomira Śpiewaka, zajmującego się psychologią wpływu społecznego. Polityka takie nabieranie i wyłudzanie poparcia w sieci określa jako „phishing”, czytaj „pising”.
Ale to chyba szersze zjawisko. się obrazami akceptowalnymi dla ludzkiej świadomości sprzed tysięcy lat, zawierał tylko przekaz o Bożej opiece nad Narodem Wybranym i nic ponad to.
Przed kilkoma laty ludzie nauki ogłosili, że w laboratorium udało się wyodrębnić materię tłumaczącą początki wszechświata i ogłoszono, że jest to cząstka wykluczająca potrzebę Boga jako tego, który zapoczątkował istnienie wszystkiego. I to jest kolejny błąd pomieszania pojęć w stawianiu na tej samej płaszczyźnie wiary i wiedzy. W tym miejscu może warto przypomnieć sobie słowa Ludwika Pasteura, francuskiego chemika, który miał bardzo duży udział w rozwoju nauk przyrodniczych. Był on niezwykłym człowiekiem. Naukowiec ten, człowiek kierujący się w życiu empiryzmem, rozumem, poświęcający życie dla dziedzin najbliższych życiu doczesnemu, wypowiedział znamienite słowa: „Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem”.
Może warto przypominać sobie te słowa, ilekroć zrodzi się w nas pokusa wolności od wiary, kiedy w pragnieniu poznania rzeczy po ludzku niepoznawalnych tak łatwo negujemy wagę wiary. (kryspinkrystek@onet.eu)