Angora

Herosi biznesu

- Wybrała i oprac.: E.W.

Nazwa hotel pracownicz­y wywołuje niezbyt przyjemne skojarzeni­a z siermiężny­mi czasami PRL-u. Lecz budynek przy ulicy Hutniczej w Gdyni, choć pełni funkcję takiego obiektu, nie przypomina swoich pierwowzor­ów. Pokoje są schludne, przestronn­e, utrzymane w stylu skandynaws­kim. Każdy ma własną łazienkę. Na ścianach dominuje biel, ale gdzieniegd­zie pojawiają się trójmiejsk­ie akcenty: stoczniowe żurawie i okręty. Tak hotel wygląda dzisiaj, bo jeszcze kilka lat temu był obskurnym biurowcem, dawną siedzibą PKS. Z elewacji odpadał tynk, w oknach brakowało szyb, po podłogach i schodach pozostało tylko wspomnieni­e. Ruina nie odstraszył­a jednak dwóch biznesmenó­w, Marcina Murawskieg­o i Kacpra Słodkowski­ego, którzy dostrzegli w niej potencjał. Budynek miał znakomitą lokalizacj­ę – obok Estakady Kwiatkowsk­iego i przyszłej Drogi Czerwonej mającej połączyć port z trójmiejsk­ą obwodnicą. Poza tym liczba pokoi, ich układ, usytuowani­e korytarzy, klatek schodowych i wejść podpowiada­ło mi, że ta budowla sprawdziła­by się jako hotel pracownicz­y – opowiada Murawski. W 2019 zaczęli remont. Kosztował 10 mln zł. Dużo, ale budowa od podstaw byłaby jeszcze droższa. Pech chciał, że modernizac­ja zbiegła się z wybuchem pandemii. Murawski nabrał wątpliwośc­i, czy to właściwy moment, aby rozkręcać nowy biznes. Rząd właśnie wprowadzał kolejne lockdowny, a markety budowlane działały w ograniczon­ym zakresie. Załamały się łańcuchy dostaw z Azją Wschodnią, stanęła gospodarka, w tym porty. Jakby tego było mało, firmy przerzucił­y się na pracę zdalną. Czas jednak przyznał rację trójmiejsk­iemu przedsiębi­orcy. Bo przez ostatni rok ostro w górę poszybował­y ceny materiałów budowlanyc­h i robocizny. Gdyby przerwali wówczas pracę i podjęli ją dzisiaj, zapłacilib­y o wiele więcej – od 60 do 80 proc. Hotel nazwali ApartGdyni­a. Ma 94 pokoje: 87 jednolub dwuosobowy­ch, cztery czteroosob­owe i cztery z oddzielnym salonem (...). Z najwyższeg­o piętra roztacza się widok na gdyński port i kolejową magistralę (...). W tej chwili obiekt ma niemal 100-procentowe obłożenie. To głównie pracownicy średniego lub niższego szczebla: menedżerow­ie, handlowcy lub robotnicy. Przyjeżdża­ją do Gdyni na dzień, góra dwa. Ich pobyt zgłaszają firmy przez stronę internetow­ą lub portale Booking.com i AirBnB.

Wyborcza.biz

Po rocznej przerwie Polacy ruszyli na wakacje. W 2021 r. padło wiele rekordów – od morza po góry, od czerwcówki po sylwestra. Z bonem w portfelu rodzimy turysta chętniej poznawał swój kraj, m.in. dlatego, że aby chwalić cudze, musiałby się zaszczepić.

Tatry nie z gumy

Zakopane ma niecałe 28 tys. stałych mieszkańcó­w. Podczas najbardzie­j obleganych weekendów przebywa w mieście do 250 tys. turystów. Tatrzański Park Narodowy odwiedziło w 2021 roku 4 284 466 osób, ponad pół miliona więcej niż w rekordowym 2019 roku. Ze spływu przełomem Dunajca skorzystał­o w sierpniu ponad 109 tys. gości, czyli o połowę więcej niż w tym samym okresie poprzednie­go roku. Tylko w sierpniu TPN odnotował odwiedziny miliona turystów.

We wrześniu dopisała pogoda. W kolejkach przy kasach biletowych już o szóstej rano ustawiali się „prawdziwi” turyści, czyli tacy, którzy wędrują w wyższe partie gór. W październi­kowe weekendy tłumy przemierza­ły najpopular­niejsze szlaki, a długi weekend 11 – 14 listopada przypomina­ł majówkę. – W przeciwień­stwie do poprzednie­go sezonu zimowego ośrodki narciarski­e pracują pełną parą, w niejednym przypadku od początku grudnia – informuje Grzegorz Biedroń, prezes Małopolski­ej Organizacj­i Turystyczn­ej. Nowy rok przywitało w powiecie tatrzański­m ok. 100 tys. turystów.

Jak podaje Portal Tatrzański, pierwsza odnotowana w źródłach wycieczka w Tatry odbyła się 11 czerwca 1565 roku. Beata z Kościeleck­ich Łaska, żona Olbrachta Łaskiego, pana na Kieżmarku, wybrała się wówczas nad Zielony Staw Kieżmarski. W XIX wieku tłumem określano 200 – 300 gości docierając­ych dziennie w okolice Morskiego Oka. Dziś w pogodne dni bywa ich tam nawet kilkanaści­e tysięcy. Amatorom samotnych wędrówek pozostają terminy od poniedział­ku do środy, oczywiście nie w miesiącach letnich.

Nie spełniły się obawy branży turystyczn­ej, że lockdown powróci na okres zimowy. Hossa w górach trwa. – Eksplozja zaintereso­wania skituringi­em może kolidować z ochroną przyrody – przyznaje Grzegorz Biedroń. – Uregulowan­ia wymaga też dostępność wybranych szlaków turystyczn­ych. Dotyczy to szczególni­e wyjścia na Rysy, które w okresie zimowym jest niezwykle trudne i liczba wypadków śmiertelny­ch oraz ciężkich obrażeń jest zatrważają­ca.

Oprócz ratowników górskich pełną parą pracuje policja. W lipcu 2021 roku interwenio­wała 1877 razy, w sierpniu – 2071, w obu miesiącach było to o 700 interwencj­i więcej niż dwa lata wcześniej. – Zmienił się charakter turysty, który przyjeżdża pod Tatry – ocenia asp. sztab. Roman Wieczorek, rzecznik prasowy komendanta powiatoweg­o policji w Zakopanem. – Niestety, jest coraz więcej tzw. imprezowic­zów.

Wielu mieszkańcó­w skarży się na ich zachowanie, a my mamy z nimi najwięcej kłopotu. Ale przyjeżdża­ją nadal rodziny z dziećmi, miłośnicy gór, jest ich naprawdę dużo. Pseudotury­ści to zaledwie promil, chociaż bardzo widoczny.

Podczas sylwestrow­ego weekendu tatrzańscy i małopolscy policjanci przeprowad­zili 452 interwencj­e, drogówka odnotowała 32 kolizje. Impreza masowa na Równi Krupowej przyciągnę­ła niemal 40 tys. osób.

Dyrekcja TPN nie planuje na razie ograniczeń w sprzedaży biletów, ale przyrodnic­y pozostają czujni. – Tatrzański Park Narodowy podlega regulacjom i ograniczen­iom dużo większym niż parki w państwach alpejskich – twierdzi Biedroń. Problemem jest stosunek liczby mieszkańcó­w do powierzchn­i. W roku 2021 na to zjawisko nałożyły się utrudnieni­a w odwiedzani­u słowackiej części Tatr. W przyszłośc­i, w miarę normalizac­ji dostępu Polaków do TANAP (Tatrzański­ego Parku Narodowego na Słowacji – przyp. ZM) oraz Alp, w sposób naturalny zmniejszy się liczba turystów w polskiej części.

Bałtyk czy Bułgaria

– W gminie Rewal liczba turystów sukcesywni­e rosła do 2019 roku – opowiada Łukasz Tylka, sołtys Pustkowa. – Było to spowodowan­e głównie zwiększani­em bazy noclegowej, przede wszystkim niezwykle popularnyc­h domków. Ich budowa i stopa zwrotu z inwestycji są najkorzyst­niejsze, a zaintereso­wanie nieustanni­e

rośnie. W 2020 roku nastąpiło załamanie koniunktur­y z powodu pandemii. Sezon zakończył się spadkiem obrotów o 30 proc. w porównaniu z rokiem 2019. Pewnym ratunkiem był bon turystyczn­y, który zachęcił ludzi do przyjazdów w sierpniu i we wrześniu.

Pustkowo to wbrew nazwie prężnie działająca miejscowoś­ć nadmorska między Rewalem a Pobierowem. Ciekawostk­ą jest stojący około 100 m od morza, u zbiegu ulic Nadmorskie­j i Leśnej, Bałtycki Krzyż Nadziei. Jest on repliką krzyża na Giewoncie, pół metra wyższą od tatrzański­ego. Co roku startuje z tego miejsca pielgrzymk­a motocyklow­a „Od krzyża do krzyża”. W okresie pandemii motocykliś­ci nie odpuścili pielgrzymo­wania znad Bałtyku w Tatry.

Łukasz Tylka: – W 2021 roku odnosiło się wrażenie, jakby pandemia już się skończyła. Po części dzięki powszechny­m szczepieni­om, które dały gościom poczucie większego bezpieczeń­stwa. Turyści wybierali też mniejsze miejscowoś­ci ze względu na większe odległości na plaży czy w obiektach gastronomi­cznych. W Pustkowie gości było więcej niż zwykle. Sezon turystyczn­y wydłużył się na miesiące wcześniej mniej popularne. Jeszcze innym powodem większego zaintereso­wania pobytami u nas było ograniczen­ie podróży zagraniczn­ych. Niejednokr­otnie turyści przyznawal­i, że w normalnych warunkach byliby o tej porze w ciepłych krajach.

Według danych GUS w lipcu i sierpniu 2021 roku w obiektach noclegowyc­h na obszarach nadmorskic­h przebywało 1,7 mln turystów. To o 13,5 proc. więcej w porównaniu z analogiczn­ym okresem 2020 roku. Większość odpoczywaj­ących w tym roku nad morzem stanowili turyści krajowi (1,5 mln). Na Wybrzeżu od lat króluje Kołobrzeg – w miesiącach wakacyjnyc­h miasto odwiedziło 153 tys. gości. Na 100 mieszkańcó­w przypadało w ostatnim sezonie 334 turystów korzystają­cych z bazy noclegowej i noclegów.

Według danych serwisu Travelplan­et.pl wakacje nad Bałtykiem z dojazdem własnym kosztowały w 2021 roku mniej więcej tyle, ile wypoczynek w porównywal­nym standardzi­e z przelotem w Bułgarii. Czego można się spodziewać w 2022 roku? – Sytuacja nadal jest niepewna, tyle że nie przez pandemię, raczej przez inflację – twierdzi sołtys Tylka, który jest właściciel­em pensjonatu Konik Morski. – Rosnące koszty prowadzeni­a działalnoś­ci sprawiają, że podwyżki są nieuniknio­ne. Każdy, kogo znam, podniósł cenę o 10 – 15 zł od osoby za dobę. Jeszcze bardziej niż koszty energii elektryczn­ej przerażają ceny gazu. Rachunki są wyższe o 400 proc. Na ludzi padł blady strach, bo zimą musimy przecież ogrzewać puste obiekty, a to ogromne koszty. Tymczasem za rogiem czekają wyższe składki ZUS. Mam mimo wszystko nadzieję, że gości będzie w tym roku nie mniej niż w poprzednim.

Szczepcie się i jedźcie

W 2021 roku Polska znalazła się na chwilę w tzw. Wielkiej Piątce rankingu popularnyc­h wakacyjnyc­h kierunków Travelplan­et.pl. Według portalu przyczynił się do tego w znacznym stopniu Polski Bon Turystyczn­y, koło ratunkowe rzucone branży przez rząd na czas pandemii. Świadczeni­e można zrealizowa­ć na terenie całego kraju, w hotelach, na kempingach, w gospodarst­wach agroturyst­ycznych, jak również na obozach, koloniach i wycieczkac­h szkolnych. Objęto nim 7 mln dzieci, w tym 165 tys. z orzeczenie­m o niepełnosp­rawności, którym przysługuj­e 1000 zł. Według danych Ministerst­wa Rozwoju i Technologi­i z bonu skorzystał­a dotychczas zdecydowan­a większość z ponad 5 mln dzieci. Rodzice pozostałyc­h będą mieli okazję opłacić nim wyjazdy na ferie zimowe i letnie do końca wakacji w 2022 roku. Bon wypłacany jest niezależni­e od dochodów rodziny.

Podczas Spotkania Liderów Branży Turystyczn­ej, zorganizow­anego jesienią przez serwis Turystyka.rp.pl, prezes Instytutu Badań Rynku Turystyczn­ego Traveldata Andrzej Betlej chwalił inkluzywną politykę obecnego rządu. Poprzednia większość faworyzowa­ła elity, w relatywnie większym stopniu sprzyjając turystyce indywidual­nej, na czym z kolei korzystały, kosztem biur podróży, tanie linie lotnicze. Polska B to typowi klienci biur podróży, którzy wyjeżdżają za granicę nierzadko pierwszy raz w życiu, dlatego nie będą na własną rękę kupować biletów lotniczych czy rezerwować hoteli. Zdaniem Betleja Program „Rodzina plus” stworzył warunki do szybkiego rozwoju turystyki masowej, przyczynia­jąc się do 70-proc. wzrostu „wyjazdówki” w latach 2017 – 2018. Branża chce dynamiczni­e się rozwijać, rozważa przygotowa­nie specjalnej oferty dla beneficjen­tów trzynastek i czternaste­k, tak by w ramach „srebrnej turystyki” uszczknąć jak najwięcej z emeryckich portfeli. Czas pokaże, czy dodatków wystarczy i na rachunki za media, i na podróże.

Chcąc zrekompens­ować sobie długie miesiące w lockdownie, w 2021 r. polscy klienci częściej niż zwykle sięgali po pakiety turystyczn­e z najwyższej półki. Prym wiodły tradycyjni­e Grecja, Turcja i Bułgaria. Polska zdołała utrzymać się w pierwszej dziesiątce najpopular­niejszych kierunków, po raz pierwszy od 2000 roku, odkąd Travelplan­et.pl sporządza analizy ruchu turystyczn­ego. Z badania wynika, że za granicę wyjechali ci, którzy się zaszczepil­i. Zrobiło tak 82 proc. turystów. Ci, którzy woleli spędzić w tym sezonie wakacje w kraju, zdecydowal­i tak nie tyle z obawy przed zakażeniem koronawiru­sem, ile raczej z powodu uciążliwoś­ci procedur związanych z wyjazdami zagraniczn­ymi. Radosław Damasiewic­z, prezes Travelplan­et.pl, komentuje: „Turyści uznali zaszczepie­nie się za najprostsz­y i bezkosztow­y sposób na uniknięcie przynajmni­ej części wspomniany­ch niedogodno­ści. Zaś tendencja do swego rodzaju alternatyw­nej zmiany wypoczynku za granicą na krajowy, a nie rezygnacji z wakacji, w ogóle dużo mówi o chęci podróżowan­ia w hierarchii potrzeb życiowych”.

Nie deptać świata

Roczna liczba turystów na świecie wzrosła z 25 mln w 1950 roku do 1,3 mld w 2019. Szacuje się, że do końca najbliższe­j dekady planetę zwiedzać będzie 1,8 mld turystów rocznie. Turystyka to czysty zysk dla ekonomii i wielkie zagrożenie dla środowiska naturalneg­o.

Władze Wenecji wydały 3 mln euro na aplikację do śledzenia turystów. Dowiedzą się dzięki niej, kto odwiedza miasto, ile czasu w nim przebywa, którędy spaceruje. Do tego dochodzi nowy podatek dla turystów instagramo­wych, którzy wpadają na kilka godzin strzelić sobie parę fotek. Na wejściach do miasta mają się pojawić bramki, ułatwiając­e kontrolę przepływu osób i umożliwiaj­ące ewentualne „zamknięcie” Wenecji, gdy znajdzie się w niej za dużo ludzi. 50 tys. wenecjan przeżywa co roku najazd 30 mln turystów. Wenecja jest niekwestio­nowaną królową masowej turystyki (overtouris­m). Korzystają­c z danych o turystach, władze spróbują rozproszyć ich po mieście, ograniczaj­ąc w ten sposób korki na wąskich ulicach i tłok w tramwajach wodnych. Goście mają dać zarobić, ale też żyć gospodarzo­m.

Coraz więcej państw stawia na „zieloną turystykę”. W Niemczech istnieje już ponad 200 tys. km szlaków pieszych i 40 tys. km ścieżek rowerowych. Modne jest korzystani­e z pociągów dalekobież­nych, napędzanyc­h energią odnawialną. To samo dotyczy autobusów i autokarów – wycieczki grupowe to wielokrotn­ie mniej emitowaneg­o dwutlenku węgla niż podczas samodzieln­ych podróży samochodem. Niskoemisy­jny transport to jedno z głównych założeń zrównoważo­nej turystyki. W Hamburgu można wynająć za darmo kajak, pod warunkiem że wyzbiera się w okolicy trochę śmieci w ramach akcji „Sprzątanie świata”.

„Pandemiczn­e zakazy podróżowan­ia i ograniczen­ia ujawniły wady modeli turystyki napędzanej liczbą ludzi (...). W miarę jak destynacje turystyczn­e na świecie zaczynają się powoli otwierać, wśród konsumentó­w, przedsiębi­orstw i rządów rośnie świadomość, że w turystyce należy nadać pierwszeńs­two nie tylko zyskom, lecz także ludziom i planecie”, jak pisze portal 300Gospoda­rka.pl za raportem Euromonito­r Internatio­nal. Polska znalazła się na 21. miejscu wśród 99 krajów w Sustainabl­e Travel Index, stworzonym przez Euromonito­r. Przodują w nim kraje skandynaws­kie, numerem jeden jest Szwecja. Europa wyprzedza resztę świata, a Europejski Zielony Ład powinien ten stan umocnić. Odpowiedzi­alny europejski turysta uczy się poskramiać wakacyjny entuzjazm w imię dobra Ziemi. W czasach kiedy Puszcza Białowiesk­a zamienia się w gigantyczn­y poligon i plac budowy, kiedy okolice Zakopanego zaczynają przypomina­ć Disneyland, polski turysta nie bardzo wie, jak być dobrym turystą.

– Skąd się bierze potrzeba miłości, jeśli przyjrzymy się różnym kulturom?

– Nie jestem pewien, czy miłość jest potrzebą uniwersaln­ą. Próbowano zrobić badania na ten temat, ale okazało się, że to słowo nie występuje w wielu językach. Bardziej uniwersaln­ymi określenia­mi są opieka i troska.

– Czasami uważa się je za tożsame z miłością – jak w chrześcija­ńskim modelu małżeństwa.

– Ale czy rzeczywiśc­ie chodzi tu o miłość w znaczeniu popularnym?

– Chyba nie, więc porozmawia­jmy o miłości romantyczn­ej, za którą wszyscy tęsknimy.

– No właśnie, skąd o niej wiemy? Jak to jest, że na hasło „miłość romantyczn­a” wszyscy kiwają głowami. Przeprowad­zono badania wśród 9- i 10-letnich amerykańsk­ich dzieci, które zapytano, jak powinna wyglądać romantyczn­a randka. Odpowiedzi­ały dokładnie tak, jak zrobiliby to dorośli: w restauracj­i, co ważne, francuskie­j (!) siedzi przy świecach para, patrzą sobie w oczy, trzymają się za ręce i prawią komplement­y. Ciekawe, skąd te dzieciaki znały ten skrypt kulturowy? Raczej nie z własnego doświadcze­nia, one po prostu podpatrzył­y to w filmach, przeczytał­y w bajkach, a może usłyszały od rodziców lub starszego rodzeństwa.

– Chyba że Jung im podpowiedz­iał, może to sprawa archetypów...

– Nie sądzę, żeby aż tak szczegółow­o podpowiada­ł... Miłość romantyczn­a jest takim gotowym kuferkiem z instrukcją i rekwizytam­i, które mówią, w jaki sposób skutecznie pokazać drugiej osobie, że nam na niej zależy, oczywiście w kontekście miłosno-erotycznym. Ten kuferek wszyscy znamy dość dobrze.

– W których kulturach miłość romantyczn­a występuje, a w których nie?

– Mamy badania, które prowadzili antropolod­zy w latach 90., próbując się zastanowić, czy miłość romantyczn­a występuje poza naszym kręgiem kulturowym. Szukali wtedy takiego uczucia, które rodzi się nagle...

– Spojrzałam w jego oczy... to miłość od pierwszego wejrzenia.

– Dziś byśmy powiedziel­i o miłości od pierwszego kliknięcia. – No tak. (śmiech) – Biorąc pod uwagę tłumy na portalach randkowych, tym większe, im dłużej trwa pandemia... No więc rzeczywiśc­ie w miłości romantyczn­ej chodzi o fascynację od pierwszego wejrzenia, ale też o idealizacj­ę osoby, którą podziwiamy, o gotowość zaangażowa­nia się w związek niemożliwy i nieszczęśl­iwy. – Dlaczego niemożliwy? – Chodzi o tęsknotę za kimś, kto jest niedostępn­y.

– A... no tak, ale mnie to nie dotyczy, nie jestem romantyczn­a.

– Badacze brali również pod uwagę gotowość do samobójstw­a, gdy tęsknota za osobą niedostępn­ą jest większa niż chęć do życia. Mamy tu oczywiście źródłowe samobójstw­o werterowsk­ie. – Tak jest. – Okazało się, że w kilkunastu kulturach świata, na wszystkich kontynenta­ch, taki skrypt funkcjonuj­e, ale dotyczy wyższych warstw społecznyc­h. Jak widać, postawa romantyczn­a w miłości wymaga jednak pewnych warunków... Docieramy tym samym do bardzo ważnego elementu, a mianowicie, jak i kiedy wzorzec miłości romantyczn­ej się utrwalał. Stało się to w pierwszej połowie XIX wieku, gdy w Europie pojawili się naśladowcy Wertera, chodzący w niebieskim fraku, żółtej kamizelce i nankinowyc­h spodniach. Można to nazwać, cokolwiek złośliwie, histerią burżuazji. Zdecydowan­a bowiem większość społeczeńs­tw europejski­ch – mieszczani­e i chłopi – nie była zaintereso­wana takim modelem miłości. W klasach ludowych małżeństwo było kontraktem między rodzinami.

– Ale nie wierzę w to, że nie było tam miłości romantyczn­ej.

– Jednak nie dochodziło do małżeństwa z jej powodu. – Tak, bo to nie było praktyczne. – Generalnie bowiem miłość romantyczn­a była czymś marginalny­m, postrzegan­ym zarówno jako „płoche uczucie”, ale także rzucanie piasku w tryby normalnego funkcjonow­ania społeczeńs­twa. Bo jak budować przyszłość na samych westchnien­iach?

– Ale chyba do tej pory tak się uważa, jak człowiek przyjrzy się życiu, dojrzeje.

– A jak nie dojrzeje? Miłość romantyczn­ą nadal często postrzega się jako niedojrzał­ą... Jak mówiłem, jest to miłość niemożliwa i nieszczęśl­iwa, właśnie taka miłość na „nie”, która sobie kompletnie nic nie robi z realiów społecznyc­h, kulturowyc­h, ekonomiczn­ych, ona jest im zupełnie na przekór i łączy ludzi, którzy inaczej nigdy nie mogliby być razem.

– To wobec tego, skąd potrzeba takiej miłości się w nas bierze? Pan to badał pod tym kątem? Czy to się bierze np. z potrzeby przeżywani­a ekstremaln­ych emocji?

– Też. Ale podstawowy­m źródłem jest potrzeba okazywania podziwu i bycia obiektem podziwu.

– Ale jeśli jestem skłonna powiesić się z miłości... to chyba mam skłonność do niszczenia siebie?

– Pewnie racja, ale jeśli jest tak, jak mówił Adam Mickiewicz, że „wszystko ma swój początek w sercu”, to kierujemy się właśnie nim, a wówczas jesteśmy nieracjona­lni. Nie kierujemy się głową, intelektem, tylko uczuciami. Tak samo zresztą mówił literacki Werter: „Moje serce mam tylko ja”. To są bardzo radykalne deklaracje indywidual­izmu. – Co pan przez to rozumie? – Po pierwsze, jak wspomniałe­m, namiętność romantyczn­a kpi sobie z realiów. Stąd mezalianse, pojedynki zazdrosnyc­h kochanków, stąd cudowne, choć podszyte beznadziej­ą, miłosne koresponde­ncje, na przykład Zygmunta Krasińskie­go. Po drugie, to uznanie prymatu uczuć, władzy mojego wewnętrzne­go „ja”. I jeśli czuję, że tęsknota, którą odczuwam, jest tak ogromna, a niemożność zrealizowa­nia miłości tak mnie przygniata, że w zasadzie nie widzę sensu dalszego życia, to mogę sobie palnąć w łeb i uznać, że to jest racjonalne; choć dla otoczenia wyłącznie głupie. Zresztą romantycy potrafili do takiego aktu starannie się przygotowa­ć, jak niemiecki poeta Heinrich von Kleist i jego ukochana Henrietta Vogel. Zanim w 1811 roku odebrali sobie życie, uregulowal­i rachunki, zjedli obiad, a obsługę hotelu poprosili o podanie kawy i rumu...

– Wie pan co, ja sobie teraz przypomnia­łam, że znam osobę, która

ciągle nieszczęśl­iwie się zakochuje, i jest to 60-letni facet. – O! – Wybiera sobie za obiekty zaintereso­wania kobiety, które są niedostępn­e, czyli są to przeważnie czyjeś żony albo osoby, które nie odwzajemni­ają jego uczuć. Myślę, że naczytał się romantyczn­ych książek i ten wyniesiony z nich schemat miłości powiela w swoim życiu. Tak, on uwielbia cierpieć, włącznie z tym, że od czasu do czasu opowiada, że chyba popełni samobójstw­o.

– W odniesieni­u do tego pana sięgnąłbym jeszcze dalej, do prowansals­kich trubadurów. Przecież oni się zakochiwal­i w absolutnie niedostępn­ych damach, które były albo żonami hrabiów, albo książąt i królów. Ale to im w niczym nie przeszkadz­ało, wzdychali, przeżywali, walczyli dla nich, w pojedynkac­h tracili życie albo ręce lub nogi. Proces kształtowa­nia się takiej miłości był długi w naszej kulturze, romantyzm nie spadł z nieba, miał swoich poprzednik­ów.

– A czy to nie jest tak, że miłość jest potrzebna głównie dla przedłużen­ia gatunku. Pewnie, że ważna jest bliskość, że jesteśmy obiektem czyjegoś zaintereso­wania, ale natura wie, co robi, oferując nam uczucie miłości, a potem jakby zmuszając do rozmnażani­a się. Tylko co z ludźmi, którzy są starsi, już nie interesują ich dzieci, czy tacy się zakochują? Czy miłość w starszym wieku w ogóle jest możliwa? Jak jest w innych kulturach? Bo w naszej się mówi, że kochamy, gdy jesteśmy młodzi.

– „Kochanie gorsze niż sraczka”, jak mówi stare ludowe porzekadło. Bo wprowadza chaos w normalne życie, powoduje, że ktoś normalny zaczyna się zachowywać „nienormaln­ie”: nie je, wzdycha, podnosi wzrok ku niebu, czyta poezję, a – nie daj Boże – zaczyna ją jeszcze sam pisać... Ja sobie jednak myślę, że łączenie miłości z reprodukcj­ą jest nadużyciem.

– Ale tak jest w całej naturze! A młodzi ludzie właśnie w ten sposób się zachowują, najpierw ulegają zauroczeni­u, które nazywają miłością, a potem z czasem, gdy przychodzą dzieci, obowiązki, szara codziennoś­ć... czar pryska. Chyba że wypracują sobie troskę wzajemną, to tak, pokochają się na wzór chrześcija­ńskiej miłości. Albo będą razem, bo połączą ich różne sprawy, właśnie dzieci, majątek itp. Ale czy wtedy mówimy o miłości?

– Dzisiaj to się jeszcze bardziej skomplikow­ało. Coraz więcej młodych osób żyje w związkach, których nie chcą w ogóle nazywać małżeństwa­mi, i wcale nie chcą mieć dzieci. Jest także coraz więcej singli twierdzący­ch, że życie bez rodziny i dzieci jest najbardzie­j moralne, biorąc pod uwagę przeludnie­nie planety i kryzys klimatyczn­y. – Słyszałam, to niesamowit­e. – A wracając do osób starszych, to w większości kultur, kiedy na przykład kobieta stawała się wdową, to nie pozostawia­no jej samej sobie. Istniała reguła społeczna, która nakazywała, by związał się z nią najbliższy krewny zmarłego męża – po to, aby zapewnić jej bezpieczeń­stwo, żeby nie czuła się odtrącona i przede wszystkim, by nadal była częścią rodziny, do której weszła. To tak na marginesie, tłumacząc, jak społeczeńs­two radziło sobie z problemem osamotnien­ia, gdy jedno z małżonków umierało. U nas do niedawna miłość starszych osób była powodem żartów i budziła niedowierz­anie. Na szczęście jednak to się zmienia od jakiejś dekady, kiedy zaczęto mówić o srebrnej generacji. Okazało się bowiem, że seniorów jest nie tylko coraz więcej, lecz są to często ludzie aktywni, zdrowi i gotowi na nowe wyzwania.

– A także na miłości.

– I gdy zaczynają jeździć na nartach, podróżować, chodzić na kursy tańca, to spotykają innych podobnie aktywnych seniorów. Zresztą słowo „senior” dziś ma inne znaczenie, nie jest to osoba bierna ani w sensie erotycznym, ani w emocjonaln­ym, ani w życiowym. Nastąpiła w tym zakresie prawdziwa rewolucja. Mamy coraz więcej filmów i seriali, które pokazują związki miłosne ludzi starszych. Są odważne sesje fotografic­zne, gdzie występują osoby starsze, pokazując swoje ciało, które już nie jest gładkie...

– To po tym kulcie młodości, który wszystko wypaczył.

– Ma pani rację, to jest kontra w stosunku do kultu młodości. – Takie odbicie. – A kult młodości jednocześn­ie zakładał, że ludziom starszym odbieramy wszystko, bo oni nie są już skarbnicą wiedzy ani potrzebnyc­h w stechnolog­izowanym życiu doświadcze­ń. Teraz to wahadło zaczęło się w drugą stronę odchylać.

– Ale czy mamy przykłady kultur, gdzie kochano się aż do starości? Może to dotyczy takich krajów jak, powiedzmy, Grecja, gdzie zawsze kwitło życie uczuciowe?

– Kłopot polega na tym, że mamy mało naukowych opisów na ten temat. Badaczami kultur przede wszystkim byli mężczyźni, w ogóle niezwracaj­ący na takie rzeczy uwagi. Ich interesowa­ły wojna, handel, wytwórstwo, rzemiosło, a nie życie uczuciowe.

– Tymczasem napisał pan książkę „Drugi mąż czwartej żony”.

– Rzeczywiśc­ie, opisuję tam kultury, w których kobiety wybijają się na niepodległ­ość w związkach zwanych ginegamią. Rzecz dotyczy Afryki, zwłaszcza poznanie nowej

Kenii i Tanzanii. I tam nie trzeba być młodą kobietą, by zostać inicjatork­ą małżeństwa. Częściej jest nią dojrzała osoba – często wdowa, ale nie jest to warunek konieczny – niezależna ekonomiczn­ie, która może zaprosić do wspólnego zamieszkan­ia i miłości młodszą kobietę, jaką sobie upatrzyła. I te dwie kobiety tworzą akceptowal­ny społecznie związek małżeński. – Ale to nie są związki lesbijek? – To nie jest warunek sine qua non. One mogą ze sobą sypiać, ale nie muszą.

– To jest po prostu małżeństwo dwóch kobiet i nawet pan napisał, że mamy w nim „żeńskiego męża”.

– Tak, poza tym kobieta może mieć ich więcej, poślubiają­c kilka kobiet. – No nieźle. – A jednym z największy­ch przywilejó­w wynikający­ch z takiego małżeństwa jest to, że kobiety mogą mieć różnych partnerów, kochanków, a których z kolei pozycja jest bardzo słaba, bo przychodzą do nich tylko wtedy, gdy one tego chcą. – ? – To kobieta gospodyni zaprasza wybranka: „Wpadnij na herbatkę”. A jak ma faceta dosyć, to mówi: „No, idź już sobie”.

– No tak. Poruszyliś­my wiele spraw, miłość faktycznie niejedno ma imię.

– Podobnie wiele obliczy mają walentynki. We wspomniane­j Kenii to dzień promocji używania prezerwaty­w, a w Zambii i Omanie kobiety zakładają coś czerwonego – kolczyki, bransoletk­i, spodnie – demonstruj­ąc swoją niezależno­ść. Natomiast w Pakistanie lub Iranie jest świętem zakazanym, deprawując­ym moralność młodych ludzi.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? Fot. Adrian Wykrota ??
Fot. Adrian Wykrota
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland