Dostawcy znad Wisły
Polscy przestępcy zaopatrują szwedzkich gangsterów w broń i amunicję.
Dwanaście lat więzienia – taka kara grozi czterem Polakom zatrzymanym w poniedziałek 24 stycznia przez Centralne Biuro Śledcze Policji pod zarzutem udziału w jednej z największych grup przestępczych szmuglujących broń na drugą stronę Bałtyku. Wykrycie szajki było możliwe dzięki wielomiesięcznej współpracy policji, prokuratury i CBŚP z kolegami z kilku krajów Europy. Operacja odsłoniła kulisy międzynarodowego nielegalnego handlu bronią między Polską a Szwecją.
Podejrzany „silnik”
W listopadzie 2021 roku do portu w Szwecji, jak codziennie, przybył prom wypełniony pasażerami, samochodami i ciężarówkami przewożącymi towary między obydwoma krajami. Celnicy i współpracujący z nimi policjanci zwrócili jednak uwagę na średniej wielkości samochód dostawczy. Jego numery rejestracyjne wskazywały na to, że należy do mieszkańca województwa podkarpackiego. Kierowca, niezdradzający żadnych objawów zdenerwowania, zjechał na parking i pokazał funkcjonariuszom dokumenty przewozowe. Wynikało z nich, że wiezie do Szwecji części samochodowe, których odbiorcami są właściciele aut osobowych. Coraz bardziej zaskoczonym celnikom Polak tłumaczył, że w czasie pandemii koronawirusa w wielu krajach świata stanęła produkcja elementów samochodowych i części używane stają się coraz bardziej pożądanym towarem. Kazano mu przejechać przez specjalny hangar wyposażony w specjalistyczny rentgen. Promienie pokazały, że w silniku do volvo transportowanym przez Polaka w furgonetce są bardzo dziwne, podłużne elementy metalowe kształtem przypominające pistolety. Kierowcę posadzono w specjalnym pomieszczeniu, z którego nie mógł wyjść, a na miejsce wezwano policjantów, eksperta od broni palnej i technika, który miał sfilmować całą procedurę. W ich obecności prześwietlenie powtórzono i wówczas funkcjonariusze doszli do wniosku, że silnik ma napędzać nie żaden samochód, tylko przestępczy interes. Elementy silnika samochodowego rozkręcono. To, co śledczy znaleźli w środku, opisuje protokół: 10 jednostek pistoletów typu Glock z amunicją i magazynkami. Kierowca powędrował do aresztu, jego furgonetka wraz z całą zawartością została zabezpieczona do dalszych badań i skierowana na policyjny parking. Tak zaczęło się śledztwo, w które szybko zaangażowały się policja i prokuratury
Polski i Szwecji, Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Eurojust – europejska agencja koordynująca współpracę organów ścigania państw członkowskich w zwalczaniu zorganizowanej przestępczości. O postępach w rozpracowywaniu grupy informowana była centrala agencji w Hadze, w Holandii.
Nietypowa firma
Kierowca nie miał wiele do powiedzenia. Zeznał tylko, że wykonywał swoją pracę polegającą na przeprowadzeniu furgonetki z jednego miejsca w drugie, zgodnie z przyjętym zleceniem. W tę fatalną dla niego podróż wysłała go firma zarejestrowana na Podkarpaciu. Śledczy przyjrzeli się jej. Okazało się, że w rejestrze sądowym figuruje od wielu miesięcy, a w katalogu świadczonych przez nią usług znajduje się m.in. transport międzynarodowy, handel częściami samochodowymi i produktami pierwszej potrzeby. Co ciekawe: wspomniana spółka nie zalegała z podatkami, terminowo regulowała swoje zobowiązania, a jej numer rachunku bankowego widniał nawet na tzw. białej liście, czyli oficjalnym rejestrze Ministerstwa Finansów zawierającym płatników VAT.
Wspomniana firma okazała się głównym tropem w śledztwie. Szwedzi przeanalizowali jej zgłoszenia celne i odkryli, że wcześniej kilkadziesiąt razy na terytorium ich państwa wjeżdżały furgonetki wysyłane przez tę firmę. Za każdym razem ze zgłoszenia wynikało, że transportowane są części samochodowe. Policjant prowadzący sprawę skontaktował się z urzędem celnym i uzyskał interesującą informację: wspomniana firma zgłosiła kolejną deklarację, z której wynikało, że następny termin wwiezienia używanych części samochodowych na terytorium Szwecji nastąpi na początku grudnia. Miejscem wyjazdu będzie niewielkie miasteczko w województwie podkarpackim.
Ta informacja trafiła do Centralnego Biura Śledczego Policji. Tym razem CBŚP wkroczyło do akcji, zanim feralny transport zdążył wypłynąć z portu. Furgonetkę namierzono jeszcze w Polsce, jej kierowcy kazano zjechać na parking, a jego auto poddano drobiazgowej kontroli. Jej efekty zaskoczyły nawet samych policjantów. Znowu opisuje je notatka: Ujawniono 3 jednostki broni maszynowej, 3 magazynki, 1 tłumik, 140 sztuk amunicji ostrej. Gdzie znajdowała się cała kontrabanda? Również w silniku samochodowym, specjalnie przygotowanym do przemytu w ten sposób, że usunięto z niego elementy konstrukcyjne, pozostawiając pustą przestrzeń.
Na tym zapewne czynności by się zakończyły, gdyby nie to, że okazało się, iż w drodze do Szwecji jest właśnie jeszcze jedna furgonetka wysłana przez tę firmę. Policjanci znaleźli i ją. Tym razem kontrola nie wykazała broni ani amunicji. Zabezpieczono dwa kilogramy klofedronu. To popularny wśród młodzieży środek stymulujący i euforyzujący o działaniu psychoaktywnym. Jego posiadanie jest zakazane. Policjanci skonfiskowali woreczki z substancją, ukryte w częściach samochodowych. Policyjny biegły wycenił ich czarnorynkową wartość na 80 tys. złotych.
Poufny raport
Jesienią 2021 roku Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji sporządziło poufny, krótki raport na temat nielegalnego handlu bronią między gangsterami z Polski i Szwecji. W trakcie wykonywanych czynności operacyjnych ustalono, że z Polski do Szwecji biegnie kanał przerzutowy broni i narkotyków – czytamy we wstępie do opracowania. – Kanał został zorganizowany przez obywateli Polski, wcześniej karanych za przestępstwa narkotykowe. Wchodzą oni w skład zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze międzynarodowym, która do przykrycia swojej działalności wykorzystuje leganie działającą firmę zajmującą się handlem popularnymi towarami. Opisane zjawisko było nowością na czarnym rynku. Dotychczas bowiem aktywność polskich przestępców na rynku Szwecji i Norwegii nie była wysoka w porównaniu z innymi krajami i ograniczała się głównie do przemytu na drugą stronę Bałtyku narkotyków (głównie amfetaminy) wyprodukowanych w polskich laboratoriach.
Poufny raport przedstawiał mechanizmy działania, a także osoby zaangażowane w ten proceder – obywateli Polski i Szwecji. Jak policjanci poznali jego kulisy? – Uzyskane informacje pochodziły z zastosowania środków techniki operacyjnej, głównie z podsłuchanych rozmów telefonicznych – mówi oficer BWK. – Rozmowy rejestrowane do innych spraw zostały przez nas poddane analizie właśnie pod kątem przemytu broni, a to przełożyło się na konkretną wiedzę. Ale nie tylko to. Kierowcy furgonetek, intensywnie przesłuchiwani, ujawnili pewne szczegóły procederu.
Raport Biura Wywiadu Kryminalnego opisuje główny motyw handlu bronią: od kilku lat w największych miastach Szwecji nasila się walka między zorganizowanymi grupami przestępczymi. Jej tłem jest kontrola nad lokalnym rynkiem narkotykowym, który daje zyski idące w dziesiątki milionów dolarów. W wojnie gangów trup ściele się gęsto, do wyeliminowania konkurencji potrzebna jest broń palna. Jej zakup w Szwecji jest bardzo trudny. W tym skandynawskim kraju obowiązuje bardzo rygorystyczne prawo w zakresie posiadania broni, a czarny rynek prawie nie istnieje. To właśnie skłoniło szwedzkich gangsterów do tego, by dostawców broni poszukać za granicą. Naturalnym partnerem do rozmów okazali się polscy przestępcy, wiarygodni przez lata jako dostawcy amfetaminy. Polacy nie mają bowiem problemu z zakupem broni na czarnym rynku ani z jej sprowadzeniem z krajów Europy Wschodniej. – Szwedzkie gangi mają jeszcze tę zaletę, że dysponują ogromnymi środkami – mówi nasz rozmówca z Biura Wywiadu Kryminalnego. – Poziom życia jest tam dużo wyższy niż w Polsce, zarobki znacznie większe, a kwoty wydawane przez spragnioną zabawy młodzież nieporównywalne z polskimi. I tak właśnie ze znajomości z dotychczasowymi dilerami narkotyków narodził się proceder wielkiego przemytu broni. Nasz rozmówca nie ma wątpliwości, że cały proceder będzie trwał tak długo, jak długo będzie przynosił zyski.
Zeznania kierowców, analiza połączeń telefonicznych i podsłuchiwane rozmowy dały odpowiedź na pytanie, kto działał w tej grupie i jaką rolę w niej pełnił. Teraz policjanci szukają ich wspólników. – Z uwagi na konieczność zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania na wniosek prokuratora wobec wszystkich podejrzanych zastosowano środek zapobiegawczy w postaci aresztu tymczasowego – mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Polskie zoo
Nie istnieją narkotyki, które tłumaczyłyby, dlaczego 29-latek z Warszawy wjechał samochodem na teren stołecznego zoo i próbował nakarmić sobą lwy. Gość z pewnością zgarnąłby Nagrodę Darwina, gdyby nie opiekun zwierząt, który obezwładnił go, kiedy starał się podważyć łomem drzwi do wybiegu dla lwów. Wobec powyższych faktów mniej ciekawe jest już to, że zamiast prawa jazdy miał przy sobie (jak i w sobie) mefedron oraz marihuanę.
Na podst. www.tvp.info
Seryjny asenizator
51-letni rencista z Gliwic przypomniał sobie, że „pieniądze nie śmierdzą”, zakasał rękawy i zaczął czyścić miejskie toalety – z forsy. Śrubokrętem rozbierał kasetki z dziennym urobkiem i ulatniał się jak kamfora. Zanim na jego trop wpadła policja, zubożył skarb miasta 17 razy. Same łupy były z tego niewielkie, za to wymiana każdego zniszczonego urządzenia kosztowała 1900 zł.
Na podst. „Faktu”
Na przekór stereotypom
Czym jest prawdziwa przyjaźń i współpraca między narodami, pokazała obywatelka Ukrainy mieszkająca w Radzyminie. Chcąc wybawić z opresji pijaną koleżankę z Polski, wzięła na siebie jej winę i powiedziała policji, że skosiła autem latarnię, kiedy uczyła się jeździć. Nagranie z monitoringu na pobliskiej stacji paliw pokazało jednak, że to Polka doprowadziła do kolizji, po czym uciekła z miejsca zdarzenia i wróciła z trzeźwą koleżanką, która zgodziła się być jej kozą ofiarną. I plan wziął w łeb.
Na podst. „Super Expressu”
Twarz roku
W czasie gdy cały świat skupia się na ruchach Władimira Putina we wschodniej Europie, on sam stał się twarzą zupełnie innego rodzaju przedsięwzięcia. Na jedną z plaż w Libii morze wyrzuciło partię 323 kilogramów haszyszu. Każda paczuszka tworząca ładunek była owinięta folią spożywczą z wizerunkiem prezydenta Rosji. Policja tłumaczy, że grupy przestępcze często znakują towar w taki sposób, żeby wiadomo było, kto jest jego producentem.
Na podst. www.o2.pl
Opowieści z Gandzi
Dwie plantacje konopi, bynajmniej nie tych włóknistych, sprzęt do ich uprawy i trzy kilogramy suszu gotowego do spożycia znaleźli śląscy policjanci za starą drewnianą szafą w pralni chemicznej w powiecie wodzisławskim. Żeby wejść do magicznej krainy, trzeba było odsunąć szafę, zerwać wygłuszające gąbki i przeciąć kilka warstw folii termoizolacyjnej zabezpieczającej pomieszczenia, w których dojrzewało 220 roślin. Odkrycie zdziwiło nawet kryminalnych, bo podejrzewali właścicieli pralni o czerpanie korzyści z nierządu, a nie wytwarzanie narkotyków.
Na podst. TVP Info
Kolejni świadkowie to koledzy zarówno oskarżonego, jak i pokrzywdzonego. W większości składali zeznania w obecności swoich rodziców.
Świadek Łukasz S. potwierdził, że często spotykali się w trójkę.
– Trochę wiem, dlaczego oskarżony to zrobił, a trochę się domyślam. Sebastian szantażował Adriana. Wiem o tym, bo byłem obecny podczas ich rozmowy telefonicznej. Nie do końca jednak orientuję się, czego dotyczył ten szantaż, bo byli przecież dobrymi kolegami. Sebastian rzeczywiście musiał coś zrobić, bo ich relacje się popsuły. Słyszałem też, że Sebastian szantażował znajome dziewczyny i Adrian nawet był w tej sprawie u jego rodziców, ale więcej już na ten temat nie chcę mówić.
Dobry braciak...
Mecenas Bartosz Papucewicz chciał się dowiedzieć, czy świadek słyszał coś o filmach z udziałem dziewczyn, które miał mieć nagrane Sebastian J.
– Coś tam słyszałem, ale nie znam szczegółów. Wiem też, że był jakiś filmik, na którym Sebastian upokorzył Adriana. Pamiętam, że kiedyś było tak, że Sebastian powiedział Adrianowi: „Uspokój się, bo wstawię ten filmik do internetu”. Właśnie tego Adrian się obawiał. Kojarzę też, że Adrian za coś płacił Sebastianowi, ale nie wiem za co konkretnie. Zawsze mu wtedy Sebastian mówił: „Dobry braciak”. – Jakie to były kwoty? – pytał sąd. – Dwadzieścia, pięćdziesiąt złotych, z tego co pamiętam. Powstała też piosenka o Adrianie, którą Sebastian nagrał. Śmiał się, jak to puszczał, ale dla Adriana było to raczej obraźliwe. – A jaki był tekst tej piosenki? – Tego to już nie pamiętam. Pamięta natomiast oskarżony, który oświadczył:
– Było w niej tak: „Sobota, niedziela, mój braciak to menel”...
Świadek dalej zeznał, że Sebastian J. poniżał Adriana W. Kazał mu, na przykład, klękać. Oskarżony dodał: – Raz, jak mu nadepnąłem na buty, to kazał mi je czyścić. A gdy pocałowałem jego dziewczynę, to straszne rzeczy o mnie opowiadał. Świadek Maciej K.: – Wiedziałem, że Sebastian szantażował Adriana, ale nie wnikałem w szczegóły. Chyba chodziło o jakieś nagrania, ale ich nie widziałem i nie słyszałem. Oni się ze sobą wcześniej dobrze dogadywali, ale coś się popsuło od pewnego czasu. Nigdy jednak nie byłem świadkiem, żeby oskarżony był agresywny wobec kogokolwiek. To
Oskarżony: Adrian W. (20 l.) O: zabójstwo Ofiara: Sebastian J. (16 l.) Sąd: Robert Mąka (przewodniczący składu orzekającego), Ireneusz Łysiak – Sąd Okręgowy w Koszalinie Oskarżenie: Iwona Pluta – Prokuratura Rejonowa w Kołobrzegu Oskarżyciele posiłkowi: Dominika Sz., Bartosz J., pełnomocnik: Jan Eider Obrona: Bartosz Papucewicz spokojny chłopak. Zawsze chciał pomóc i nie szukał zaczepki.
– Dlaczego stosunki między oskarżonym a pokrzywdzonym popsuły się nagle? – chciała się dowiedzieć prokurator Iwona Pluta.
– Podobno Adrian był zły na Sebastiana za niewłaściwe postępowanie wobec koleżanek. Świadek Gracjan A.: – Znałem Adriana od dwóch lat. To normalny chłopak, zachowywał się tak jak wszyscy. Sebastiana też znałem, bywałem w ich towarzystwie. Były takie sytuacje, że się kłócili, ale też normalnie ze sobą rozmawiali.
– A z jakiego powodu się kłócili? – dociekał sąd.
– Najczęściej o jakieś błahostki. Słyszałem też coś o nagraniach, które miał mieć Sebastian, ale ich nie widziałem. Adrian mi tylko coś o tym wspominał i skarżył się, że jest szantażowany. Powstał też film o Sebastianie, żeby Adrian też coś miał na swojego kolegę. Byłem przy tym, jak był nagrywany. Ale już nie powiem, co wtedy Adrian robił Sebastianowi...
Odstawienie kolegi na boczny tor
Świadek Joanna K. o śmierci pokrzywdzonego dowiedziała się od swojej siostry poprzez komunikator internetowy.
– Po prostu napisała, że nie żyje i nic więcej. A później dowiedziałam się, że zabił go Adrian. Na początku nie mogłam w to uwierzyć, bo oni byli bardzo blisko ze sobą, przyjaźnili się. Zresztą ja też się z nimi przyjaźniłam i nie dopuszczałam do siebie takiej myśli.
– Jak zachowywał się Sebastian J. wobec swoich koleżanek i kolegów? – chciał się dowiedzieć sąd.
– Jak każdy nastolatek. Wygłupiał się od czasu do czasu, ale potrafił świetnie się dogadywać z rówieśnikami. Próbowałam zrozumieć, dlaczego tak się stało, ale do dzisiaj nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Adrian też się normalnie zachowywał, choć coś słyszałam, że przejawiał wobec innych czasami agresję. Ale nie za często... Przy mnie zupełnie normalnie się zachowywał.
– Jak długo oskarżony znał się z Sebastianem J.?
– Przyjaźnili się chyba od siódmej klasy szkoły podstawowej. A później Sebastian poszedł do innej szkoły, zmienił towarzystwo i odstawił na boczny tor Adriana.
– Czy to prawda, że Sebastian J. miał jakieś zdjęcia dziewczyn i chciał je rozsyłać znajomym?
– Nie słyszałam o czymś takim. Wiem, że były jakieś filmy z imprez, na których Adrian był poniżany przez Sebastiana, ale szczegółów nie znam. Świadek Aleksandra J.: – Adrian mi kiedyś powiedział, że zabije Sebastiana. Nie przekazywałam tej informacji innym, bo nie chciałam się wtrącać do jego spraw. Nie pamiętam, czy powiedział mi, dlaczego chce to zrobić i w jaki sposób.
Świadek Kacper B. znał pokrzywdzonego z treningów piłki nożnej.
– Kiedyś wracaliśmy z treningu i spotkaliśmy oskarżonego. Rozmawiał z Sebkiem, a właściwie kłócili się. Po tej kłótni odprowadziłem Sebastiana pod dom. Nic mi nie mówił, o co poszło, o co mieli do siebie żal. Coś jednak słyszałem wcześniej od Adriana, że Sebastian miał jakieś zdjęcia dziewczyn. Nie znam jednak szczegółów, bo nie za bardzo obracałem się w ich towarzystwie.
Świadek przypomniał sobie także, że kiedyś oskarżony zadzwonił do niego domofonem i poprosił, żeby zszedł na klatkę schodową.
– Zszedłem i Adrian pokazał mi nóż szefa kuchni – taki długi, z szerokim ostrzem. Spytałem się go, czy chce zabić Sebastiana, ale zaprzeczył. Przestraszyłem się, bo po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś pokazywał mi taki nóż i nim machał. Oskarżony: – Nigdy przed nikim nie wymachiwałem żadnym nożem.
– No, może nim tak kręcił tylko...
Musi być drugie dno?
Oskarżycielka wnosiła o wyrok 25 lat pozbawienia wolności.
– Sprawa dotyczy dramatu dwóch młodych ludzi, zarówno oskarżonego, jak i ofiary. Adrian W. przyznał się do stawianego mu zarzutu i złożył krótkie, ale istotne wyjaśnienia. Wynika z nich, że zaplanował tę zbrodnię, choć nie wiadomo, dlaczego do tego doszło, bo Adrian W. na żadnym etapie postępowania nie chciał o tym mówić i to jest najtrudniejszy element całej tej układanki. Jego dotychczasowe życie
miało bez wątpienia wpływ na jego osobowość, ale – poza tym że nie był karany – nie ma w tej sprawie innych okoliczności łagodzących – mówiła w mowie końcowej prokurator Iwona Pluta.
Mecenas Bartosz Papucewicz zwrócił z kolei uwagę, że otrzymał od swojego klienta list, w którym ten sugerował bardzo upokarzającą dla niego sprawę.
– Nie opisał mi jednak szczegółów, twierdząc, że bardzo się tego wstydzi. Napisał tylko, że gdyby nie zrobił tego, co zrobił – stałby się pośmiewiskiem całego Kołobrzegu. Rozmawialiśmy dziś o tym i chciałbym, żeby oskarżony jeszcze raz potwierdził, czy faktycznie nie chce składać dodatkowych wyjaśnień w tej sprawie. Oskarżony oświadczył zatem: – Potwierdzam, że nie będę już składał żadnych wyjaśnień.
Mecenas Jan Eider, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, czyli rodziców Sebastiana J., również oczekiwał kary 25 lat pozbawienia wolności. Był przekonany o determinacji oskarżonego, który chciał zabić swojego kolegę.
– Świadczy o tym zachowanie Adriana W. przed tym zdarzeniem, zasłonięcie twarzy koszulką i wybór narzędzia zbrodni. Po zabójstwie zaś spokojnie wrócił do domu i zachowywał się zupełnie normalnie. To wszystko bardzo go obciąża. Poza tym żadna motywacja nie usprawiedliwia zabicia drugiego człowieka. Tak naprawdę to rodzice pokrzywdzonego dostali swoiste dożywocie.
Mecenas zwrócił też uwagę, że oskarżony – decyzją sądu rejonowego – miał zostać kilka dni wcześniej przed zdarzeniem doprowadzony do ośrodka wychowawczego.
– Gdyby to się stało, nie doszłoby do tej śmierci. Ripostowała obrona: – Stała się tragedia i nikt tego nie neguje. Byłbym jednak ostrożny w ocenie, że oskarżony zabił z zimną krwią. Relacje pomiędzy Adrianem W. i Sebastianem J. były bowiem bardzo trudne. Sąd jednak nie weźmie tego pod uwagę, bo mój klient nie chciał o wszystkim mówić. Jednak to, co się między nimi wydarzyło, musiało daleko wykraczać poza jakiś filmik i w tej sprawie jest jakieś drugie dno. Również trzeba zwrócić uwagę na to, że środowisko, w którym się wychowywał, także miało na niego wpływ. Nie miał pomocy ze strony rodziny, ale też od instytucji państwowych. Oskarżony jest ponadto człowiekiem młodym i zabieranie mu 25 lat życia byłoby zbyt wysoką karą.
15 lat pozbawienia wolności
Adrian W. skazany został na 15 lat pozbawienia wolności, a o warunkowe zwolnienie będzie się mógł starać po 12 latach. Musi też wpłacić 100 tysięcy złotych na rzecz rodziców zmarłego Sebastiana J.
Zdaniem sądu zgromadzony materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że Adrian W. zabił pokrzywdzonego, działając z zamiarem bezpośrednim.
– Był zły na Sebastiana J. za to, jak traktował swoją ówczesną dziewczynę oraz inne koleżanki, które szantażował. Oskarżony był przekonany, że jego kolega powinien zostać za to ukarany. Wcześniej zaplanował więc zbrodnię, czekał na ofiarę na klatce schodowej, zaatakował z zaskoczenia i zadawał kolejne ciosy nożem z dużą siłą. Pokrzywdzony nie miał zatem żadnych
Miasto zostało poniekąd sterroryzowane. Kobiety właściwie przestały wieczorami wychodzić. Prokuratura wydawała się bezsilna – umarzała wcześniejsze sprawy w związku z niewykryciem sprawcy.
26 maja 2012 roku zboczeniec znów dał znać o sobie. Po północy przy ul. Raszyńskiej zgwałcił kobietę, która samotnie wracała do domu.
Do kolejnego, siódmego już, gwałtu doszło z 28 na 29 lipca – skrzyżowanie Raszyńskiej z Konfederacką. Po kolejnych dwóch miesiącach spokoju zboczeniec zaatakował znów w okolicach ulic Raszyńskiej i Konfederackiej. Była to niedziela, około godziny 3 – studentka jednak wyrwała się oprawcy i skryła w pobliskim bloku. Kiedy zboczeniec próbował sforsować drzwi, spłoszył go dozorca. Sprawca jak zwykle miał na głowie kominiarkę. Kolejna obława, kolejna porażka. Wydawało się, że zboczeniec prowadzi swoistą grę z policją. Bywało też tak, że czaił się na parkingach i wskakiwał do samochodów, które prowadziły kobiety. Terroryzował je, przykładając pistolet do głowy i zmuszając do wyjazdu za miasto. Tam nieniepokojony – gwałcił. Ostatni napad miał miejsce pod koniec października.
Od dłuższego czasu działała już specjalnie powołana grupa policyjnych ekspertów. Policjanci mieli wtedy zgromadzony pokaźny szans na obronę – uzasadniał wyrok sędzia Robert Mąka.
Okolicznością obciążającą jest też fakt, że Adrian W. pozostawił swoją ofiarę bez pomocy i uciekł. A wszystko to zrobił z wyjątkowo błahych powodów.
– Relacja oskarżonego z pokrzywdzonym była pełna emocji, ale nie może to być usprawiedliwieniem dla podjęcia decyzji o pozbawieniu go życia. Adrian W. mógł i powinien zerwać kontakty z kolegą, skoro nie akceptował jego postępowania. Jest osobą niebezpieczną i – jak się okazało – także bardzo brutalną – mówił przewodniczący składu orzekającego.
Sąd znalazł też okoliczności łagodzące. To dotychczasowa niekaralność, przyznanie się do czynu i opisanie szczegółów zdarzenia. Ponadto oskarżony wyraził skruchę i wielokrotnie przepraszał, bo ma świadomość naganności swojego czynu i czuje się z tym bardzo źle.
Wyrok nie jest prawomocny. Apelację złożyli prokuratura, pełnomocnicy posiłkowi oraz obrona i sprawa będzie teraz rozpatrywana przez sąd wyższej instancji. zbiór materiału do badań DNA od podejrzewanych mężczyzn. Przełom w sprawie nastąpił pod koniec 2012 roku. Dzięki badaniom pobranych próbek DNA ustalono, że sprawcą jest 42-letni Paweł R., mieszkaniec niewielkiej miejscowości położonej koło Jarosławia. Był bardzo dobrze znany policji. Siedział między innymi w Niemczech za narkotyki, a dwanaście lat wcześniej dokonał nieudanego napadu z bronią na bank w Żurawicy pod Przemyślem. To było w 2000 roku, kiedy trafił do więzienia, ale opuścił je po pięciu latach, uzyskując warunkowe zwolnienie. Potem były jeszcze kradzieże, a od roku 2009 gwałty. Mieszkał z rodzicami mającymi bardzo złą opinię w okolicy. Bywał agresywny, złośliwy i napastliwy. Typ samotnika, bowiem nie ustalono żadnych jego kolegów ani też znajomych.
14 grudnia 2012 roku policja podjęła decyzję o zatrzymaniu podejrzewanego. Ponieważ spodziewano się, że może mieć broń, sprowadzono do akcji oddział antyterrorystyczny. Szturm przypuszczono tuż przed 22. Najprawdopodobniej pod poduszką miał ukryty pistolet produkcji czeskiej CZ z dwoma naładowanymi magazynkami. Gdy wyłamano drzwi i bandyta usłyszał: „Policja!” – wybiegł ze swego pokoju z bronią i w przedpokoju przystawił sobie pistolet do głowy. Strzał okazał się śmiertelny.
– No widzi pan, panie inspektorze, że mówię prawdę. To świadczy, że żadnego sklepu nie napadłem. No bo jak mógłbym to zrobić, kiedy nigdy tam nie byłem?
– Bajeruje pan jak z nut i dlatego jestem przekonany, że to jednak pan dokonał tego napadu. Ponadto jestem pewny, że nasi eksperci na podstawie jednej rzeczy potwierdzą, że to pan był tym napastnikiem.
Mężczyzna ciężko westchnął: – No dobra. Przyznaję się, ale jak pan wpadł na to, że kłamię, i o jakiej jednej rzeczy pan mówi?
No właśnie, na jakiej podstawie inspektor Nerak domyślił się, że mężczyzna nie mówił prawdy, i jak eksperci kryminalistyki będą w stanie potwierdzić, że to on napadł na sklep?
Rozwiązanie zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelników detektywów czekamy do 24 lutego. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujemy nagrodę książkową.
Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.
Rozwiązanie zagadki sprzed dwóch tygodni „Dwaj zaprzyjaźnieni filateliści”: Na biurku nie było lampki. To znaczy, że Kamiński nie mógł pisać w nocy, ponieważ zasłaniałby sobą światło padające z żyrandola zwisającego ze środka sufitu.
Wpłynęło na i 51 e-mailem.
Książkę Ambrose Parry „I sprawisz, że wrócę do prochu” (Wydawnictwo Zysk i S-ka) wylosowała pani Anna Grzenkowicz z Leżajska.
Gratulujemy! Nagrodę wyślemy pocztą. prawidłowych odpowiedzi kartkach pocztowych
Niepłacący najemca
Wynająłem na umowę na czas nieokreślony mieszkanie w zamian za czynsz dla mnie i opłaty dla spółdzielni. Ledwie dwa miesiące po zawarciu umowy najemca przestał płacić czynsz. Czy z tego powodu mogę wymówić mu lokal z końcem bieżącego miesiąca?
– Janusz Poznański (e-mail) Nie. Zgodnie z treścią art. 11 ust. 2 pkt 2 ustawy z dnia 21 czerwca 2001 r. „O ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego” (tekst jedn. Dz.U. z 2022 r., poz. 172), „nie później
Humor z zeszytów
Sfinksy są to lwy z wyjątkiem głowy. *** Gdy umarła matka, urodził mu się ojciec. *** Klucze od zamku w Malborku miał zawsze albo wielki mistrz, albo główny księgowy.
*** Uniform leżał na nim jak żywy.
*** Dla dziedziczki ważniejszy był byk, który osierocił dwoje dzieci.
*** Adam Mickiewicz ostatnie dni życia spędził po turecku.
*** Janko grałby i na organkach, gdyby tylko miał smyczek.
*** Śmiejąc się, pokazywał popsuty zębozbiór.
*** Faraona nosili w lekkoatletyce, a poddani padali mu na twarz. swój
*** Ślimakowi nie wychodziła rozmowa z czapką na głowie.
*** Pan Młody ożenił się, aby tworzyć w plenerze. *** Czuć było od niego tajemniczością. *** W rzekach amerykańskich pływają pierogi.
*** Uśmiech miał tak szeroki, że ledwie mieścił mu się w głowie.
*** Z kąta spozierał na Antka strach i trząsł mu portkami. * * * Krasnoludków nie ma na świecie, jednak zdarzają się od czasu do czasu.
* * * Amazonkami nazywamy z kobietami w siodle.
* * * Ginekolodzy odkryli na ziemi lubuskiej złoża ropy naftowej.
* * * Najwięcej kopalni jest na Śląsku, gdyż tam jest najwięcej górników.
* * * Morskie Oko w Tatrach leży cicho.
Internet Zebrał: RK konie