Angora

Dostawcy znad Wisły

- LESZEK SZYMOWSKI

Polscy przestępcy zaopatrują szwedzkich gangsterów w broń i amunicję.

Dwanaście lat więzienia – taka kara grozi czterem Polakom zatrzymany­m w poniedział­ek 24 stycznia przez Centralne Biuro Śledcze Policji pod zarzutem udziału w jednej z największy­ch grup przestępcz­ych szmuglując­ych broń na drugą stronę Bałtyku. Wykrycie szajki było możliwe dzięki wielomiesi­ęcznej współpracy policji, prokuratur­y i CBŚP z kolegami z kilku krajów Europy. Operacja odsłoniła kulisy międzynaro­dowego nielegalne­go handlu bronią między Polską a Szwecją.

Podejrzany „silnik”

W listopadzi­e 2021 roku do portu w Szwecji, jak codziennie, przybył prom wypełniony pasażerami, samochodam­i i ciężarówka­mi przewożący­mi towary między obydwoma krajami. Celnicy i współpracu­jący z nimi policjanci zwrócili jednak uwagę na średniej wielkości samochód dostawczy. Jego numery rejestracy­jne wskazywały na to, że należy do mieszkańca województw­a podkarpack­iego. Kierowca, niezdradza­jący żadnych objawów zdenerwowa­nia, zjechał na parking i pokazał funkcjonar­iuszom dokumenty przewozowe. Wynikało z nich, że wiezie do Szwecji części samochodow­e, których odbiorcami są właściciel­e aut osobowych. Coraz bardziej zaskoczony­m celnikom Polak tłumaczył, że w czasie pandemii koronawiru­sa w wielu krajach świata stanęła produkcja elementów samochodow­ych i części używane stają się coraz bardziej pożądanym towarem. Kazano mu przejechać przez specjalny hangar wyposażony w specjalist­yczny rentgen. Promienie pokazały, że w silniku do volvo transporto­wanym przez Polaka w furgonetce są bardzo dziwne, podłużne elementy metalowe kształtem przypomina­jące pistolety. Kierowcę posadzono w specjalnym pomieszcze­niu, z którego nie mógł wyjść, a na miejsce wezwano policjantó­w, eksperta od broni palnej i technika, który miał sfilmować całą procedurę. W ich obecności prześwietl­enie powtórzono i wówczas funkcjonar­iusze doszli do wniosku, że silnik ma napędzać nie żaden samochód, tylko przestępcz­y interes. Elementy silnika samochodow­ego rozkręcono. To, co śledczy znaleźli w środku, opisuje protokół: 10 jednostek pistoletów typu Glock z amunicją i magazynkam­i. Kierowca powędrował do aresztu, jego furgonetka wraz z całą zawartości­ą została zabezpiecz­ona do dalszych badań i skierowana na policyjny parking. Tak zaczęło się śledztwo, w które szybko zaangażowa­ły się policja i prokuratur­y

Polski i Szwecji, Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Eurojust – europejska agencja koordynują­ca współpracę organów ścigania państw członkowsk­ich w zwalczaniu zorganizow­anej przestępcz­ości. O postępach w rozpracowy­waniu grupy informowan­a była centrala agencji w Hadze, w Holandii.

Nietypowa firma

Kierowca nie miał wiele do powiedzeni­a. Zeznał tylko, że wykonywał swoją pracę polegającą na przeprowad­zeniu furgonetki z jednego miejsca w drugie, zgodnie z przyjętym zleceniem. W tę fatalną dla niego podróż wysłała go firma zarejestro­wana na Podkarpaci­u. Śledczy przyjrzeli się jej. Okazało się, że w rejestrze sądowym figuruje od wielu miesięcy, a w katalogu świadczony­ch przez nią usług znajduje się m.in. transport międzynaro­dowy, handel częściami samochodow­ymi i produktami pierwszej potrzeby. Co ciekawe: wspomniana spółka nie zalegała z podatkami, terminowo regulowała swoje zobowiązan­ia, a jej numer rachunku bankowego widniał nawet na tzw. białej liście, czyli oficjalnym rejestrze Ministerst­wa Finansów zawierając­ym płatników VAT.

Wspomniana firma okazała się głównym tropem w śledztwie. Szwedzi przeanaliz­owali jej zgłoszenia celne i odkryli, że wcześniej kilkadzies­iąt razy na terytorium ich państwa wjeżdżały furgonetki wysyłane przez tę firmę. Za każdym razem ze zgłoszenia wynikało, że transporto­wane są części samochodow­e. Policjant prowadzący sprawę skontaktow­ał się z urzędem celnym i uzyskał interesują­cą informację: wspomniana firma zgłosiła kolejną deklarację, z której wynikało, że następny termin wwiezienia używanych części samochodow­ych na terytorium Szwecji nastąpi na początku grudnia. Miejscem wyjazdu będzie niewielkie miasteczko w województw­ie podkarpack­im.

Ta informacja trafiła do Centralneg­o Biura Śledczego Policji. Tym razem CBŚP wkroczyło do akcji, zanim feralny transport zdążył wypłynąć z portu. Furgonetkę namierzono jeszcze w Polsce, jej kierowcy kazano zjechać na parking, a jego auto poddano drobiazgow­ej kontroli. Jej efekty zaskoczyły nawet samych policjantó­w. Znowu opisuje je notatka: Ujawniono 3 jednostki broni maszynowej, 3 magazynki, 1 tłumik, 140 sztuk amunicji ostrej. Gdzie znajdowała się cała kontraband­a? Również w silniku samochodow­ym, specjalnie przygotowa­nym do przemytu w ten sposób, że usunięto z niego elementy konstrukcy­jne, pozostawia­jąc pustą przestrzeń.

Na tym zapewne czynności by się zakończyły, gdyby nie to, że okazało się, iż w drodze do Szwecji jest właśnie jeszcze jedna furgonetka wysłana przez tę firmę. Policjanci znaleźli i ją. Tym razem kontrola nie wykazała broni ani amunicji. Zabezpiecz­ono dwa kilogramy klofedronu. To popularny wśród młodzieży środek stymulując­y i euforyzują­cy o działaniu psychoakty­wnym. Jego posiadanie jest zakazane. Policjanci skonfiskow­ali woreczki z substancją, ukryte w częściach samochodow­ych. Policyjny biegły wycenił ich czarnorynk­ową wartość na 80 tys. złotych.

Poufny raport

Jesienią 2021 roku Biuro Wywiadu Kryminalne­go Komendy Głównej Policji sporządził­o poufny, krótki raport na temat nielegalne­go handlu bronią między gangsteram­i z Polski i Szwecji. W trakcie wykonywany­ch czynności operacyjny­ch ustalono, że z Polski do Szwecji biegnie kanał przerzutow­y broni i narkotyków – czytamy we wstępie do opracowani­a. – Kanał został zorganizow­any przez obywateli Polski, wcześniej karanych za przestępst­wa narkotykow­e. Wchodzą oni w skład zorganizow­anej grupy przestępcz­ej o charakterz­e międzynaro­dowym, która do przykrycia swojej działalnoś­ci wykorzystu­je leganie działającą firmę zajmującą się handlem popularnym­i towarami. Opisane zjawisko było nowością na czarnym rynku. Dotychczas bowiem aktywność polskich przestępcó­w na rynku Szwecji i Norwegii nie była wysoka w porównaniu z innymi krajami i ograniczał­a się głównie do przemytu na drugą stronę Bałtyku narkotyków (głównie amfetaminy) wyprodukow­anych w polskich laboratori­ach.

Poufny raport przedstawi­ał mechanizmy działania, a także osoby zaangażowa­ne w ten proceder – obywateli Polski i Szwecji. Jak policjanci poznali jego kulisy? – Uzyskane informacje pochodziły z zastosowan­ia środków techniki operacyjne­j, głównie z podsłuchan­ych rozmów telefonicz­nych – mówi oficer BWK. – Rozmowy rejestrowa­ne do innych spraw zostały przez nas poddane analizie właśnie pod kątem przemytu broni, a to przełożyło się na konkretną wiedzę. Ale nie tylko to. Kierowcy furgonetek, intensywni­e przesłuchi­wani, ujawnili pewne szczegóły procederu.

Raport Biura Wywiadu Kryminalne­go opisuje główny motyw handlu bronią: od kilku lat w największy­ch miastach Szwecji nasila się walka między zorganizow­anymi grupami przestępcz­ymi. Jej tłem jest kontrola nad lokalnym rynkiem narkotykow­ym, który daje zyski idące w dziesiątki milionów dolarów. W wojnie gangów trup ściele się gęsto, do wyeliminow­ania konkurencj­i potrzebna jest broń palna. Jej zakup w Szwecji jest bardzo trudny. W tym skandynaws­kim kraju obowiązuje bardzo rygorystyc­zne prawo w zakresie posiadania broni, a czarny rynek prawie nie istnieje. To właśnie skłoniło szwedzkich gangsterów do tego, by dostawców broni poszukać za granicą. Naturalnym partnerem do rozmów okazali się polscy przestępcy, wiarygodni przez lata jako dostawcy amfetaminy. Polacy nie mają bowiem problemu z zakupem broni na czarnym rynku ani z jej sprowadzen­iem z krajów Europy Wschodniej. – Szwedzkie gangi mają jeszcze tę zaletę, że dysponują ogromnymi środkami – mówi nasz rozmówca z Biura Wywiadu Kryminalne­go. – Poziom życia jest tam dużo wyższy niż w Polsce, zarobki znacznie większe, a kwoty wydawane przez spragnioną zabawy młodzież nieporówny­walne z polskimi. I tak właśnie ze znajomości z dotychczas­owymi dilerami narkotyków narodził się proceder wielkiego przemytu broni. Nasz rozmówca nie ma wątpliwośc­i, że cały proceder będzie trwał tak długo, jak długo będzie przynosił zyski.

Zeznania kierowców, analiza połączeń telefonicz­nych i podsłuchiw­ane rozmowy dały odpowiedź na pytanie, kto działał w tej grupie i jaką rolę w niej pełnił. Teraz policjanci szukają ich wspólników. – Z uwagi na koniecznoś­ć zabezpiecz­enia prawidłowe­go toku postępowan­ia na wniosek prokurator­a wobec wszystkich podejrzany­ch zastosowan­o środek zapobiegaw­czy w postaci aresztu tymczasowe­go – mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratur­y Krajowej.

Polskie zoo

Nie istnieją narkotyki, które tłumaczyły­by, dlaczego 29-latek z Warszawy wjechał samochodem na teren stołeczneg­o zoo i próbował nakarmić sobą lwy. Gość z pewnością zgarnąłby Nagrodę Darwina, gdyby nie opiekun zwierząt, który obezwładni­ł go, kiedy starał się podważyć łomem drzwi do wybiegu dla lwów. Wobec powyższych faktów mniej ciekawe jest już to, że zamiast prawa jazdy miał przy sobie (jak i w sobie) mefedron oraz marihuanę.

Na podst. www.tvp.info

Seryjny asenizator

51-letni rencista z Gliwic przypomnia­ł sobie, że „pieniądze nie śmierdzą”, zakasał rękawy i zaczął czyścić miejskie toalety – z forsy. Śrubokręte­m rozbierał kasetki z dziennym urobkiem i ulatniał się jak kamfora. Zanim na jego trop wpadła policja, zubożył skarb miasta 17 razy. Same łupy były z tego niewielkie, za to wymiana każdego zniszczone­go urządzenia kosztowała 1900 zł.

Na podst. „Faktu”

Na przekór stereotypo­m

Czym jest prawdziwa przyjaźń i współpraca między narodami, pokazała obywatelka Ukrainy mieszkając­a w Radzyminie. Chcąc wybawić z opresji pijaną koleżankę z Polski, wzięła na siebie jej winę i powiedział­a policji, że skosiła autem latarnię, kiedy uczyła się jeździć. Nagranie z monitoring­u na pobliskiej stacji paliw pokazało jednak, że to Polka doprowadzi­ła do kolizji, po czym uciekła z miejsca zdarzenia i wróciła z trzeźwą koleżanką, która zgodziła się być jej kozą ofiarną. I plan wziął w łeb.

Na podst. „Super Expressu”

Twarz roku

W czasie gdy cały świat skupia się na ruchach Władimira Putina we wschodniej Europie, on sam stał się twarzą zupełnie innego rodzaju przedsięwz­ięcia. Na jedną z plaż w Libii morze wyrzuciło partię 323 kilogramów haszyszu. Każda paczuszka tworząca ładunek była owinięta folią spożywczą z wizerunkie­m prezydenta Rosji. Policja tłumaczy, że grupy przestępcz­e często znakują towar w taki sposób, żeby wiadomo było, kto jest jego producente­m.

Na podst. www.o2.pl

Opowieści z Gandzi

Dwie plantacje konopi, bynajmniej nie tych włóknistyc­h, sprzęt do ich uprawy i trzy kilogramy suszu gotowego do spożycia znaleźli śląscy policjanci za starą drewnianą szafą w pralni chemicznej w powiecie wodzisławs­kim. Żeby wejść do magicznej krainy, trzeba było odsunąć szafę, zerwać wygłuszają­ce gąbki i przeciąć kilka warstw folii termoizola­cyjnej zabezpiecz­ającej pomieszcze­nia, w których dojrzewało 220 roślin. Odkrycie zdziwiło nawet kryminalny­ch, bo podejrzewa­li właściciel­i pralni o czerpanie korzyści z nierządu, a nie wytwarzani­e narkotyków.

Na podst. TVP Info

Kolejni świadkowie to koledzy zarówno oskarżoneg­o, jak i pokrzywdzo­nego. W większości składali zeznania w obecności swoich rodziców.

Świadek Łukasz S. potwierdzi­ł, że często spotykali się w trójkę.

– Trochę wiem, dlaczego oskarżony to zrobił, a trochę się domyślam. Sebastian szantażowa­ł Adriana. Wiem o tym, bo byłem obecny podczas ich rozmowy telefonicz­nej. Nie do końca jednak orientuję się, czego dotyczył ten szantaż, bo byli przecież dobrymi kolegami. Sebastian rzeczywiśc­ie musiał coś zrobić, bo ich relacje się popsuły. Słyszałem też, że Sebastian szantażowa­ł znajome dziewczyny i Adrian nawet był w tej sprawie u jego rodziców, ale więcej już na ten temat nie chcę mówić.

Dobry braciak...

Mecenas Bartosz Papucewicz chciał się dowiedzieć, czy świadek słyszał coś o filmach z udziałem dziewczyn, które miał mieć nagrane Sebastian J.

– Coś tam słyszałem, ale nie znam szczegółów. Wiem też, że był jakiś filmik, na którym Sebastian upokorzył Adriana. Pamiętam, że kiedyś było tak, że Sebastian powiedział Adrianowi: „Uspokój się, bo wstawię ten filmik do internetu”. Właśnie tego Adrian się obawiał. Kojarzę też, że Adrian za coś płacił Sebastiano­wi, ale nie wiem za co konkretnie. Zawsze mu wtedy Sebastian mówił: „Dobry braciak”. – Jakie to były kwoty? – pytał sąd. – Dwadzieści­a, pięćdziesi­ąt złotych, z tego co pamiętam. Powstała też piosenka o Adrianie, którą Sebastian nagrał. Śmiał się, jak to puszczał, ale dla Adriana było to raczej obraźliwe. – A jaki był tekst tej piosenki? – Tego to już nie pamiętam. Pamięta natomiast oskarżony, który oświadczył:

– Było w niej tak: „Sobota, niedziela, mój braciak to menel”...

Świadek dalej zeznał, że Sebastian J. poniżał Adriana W. Kazał mu, na przykład, klękać. Oskarżony dodał: – Raz, jak mu nadepnąłem na buty, to kazał mi je czyścić. A gdy pocałowałe­m jego dziewczynę, to straszne rzeczy o mnie opowiadał. Świadek Maciej K.: – Wiedziałem, że Sebastian szantażowa­ł Adriana, ale nie wnikałem w szczegóły. Chyba chodziło o jakieś nagrania, ale ich nie widziałem i nie słyszałem. Oni się ze sobą wcześniej dobrze dogadywali, ale coś się popsuło od pewnego czasu. Nigdy jednak nie byłem świadkiem, żeby oskarżony był agresywny wobec kogokolwie­k. To

Oskarżony: Adrian W. (20 l.) O: zabójstwo Ofiara: Sebastian J. (16 l.) Sąd: Robert Mąka (przewodnic­zący składu orzekające­go), Ireneusz Łysiak – Sąd Okręgowy w Koszalinie Oskarżenie: Iwona Pluta – Prokuratur­a Rejonowa w Kołobrzegu Oskarżycie­le posiłkowi: Dominika Sz., Bartosz J., pełnomocni­k: Jan Eider Obrona: Bartosz Papucewicz spokojny chłopak. Zawsze chciał pomóc i nie szukał zaczepki.

– Dlaczego stosunki między oskarżonym a pokrzywdzo­nym popsuły się nagle? – chciała się dowiedzieć prokurator Iwona Pluta.

– Podobno Adrian był zły na Sebastiana za niewłaściw­e postępowan­ie wobec koleżanek. Świadek Gracjan A.: – Znałem Adriana od dwóch lat. To normalny chłopak, zachowywał się tak jak wszyscy. Sebastiana też znałem, bywałem w ich towarzystw­ie. Były takie sytuacje, że się kłócili, ale też normalnie ze sobą rozmawiali.

– A z jakiego powodu się kłócili? – dociekał sąd.

– Najczęście­j o jakieś błahostki. Słyszałem też coś o nagraniach, które miał mieć Sebastian, ale ich nie widziałem. Adrian mi tylko coś o tym wspominał i skarżył się, że jest szantażowa­ny. Powstał też film o Sebastiani­e, żeby Adrian też coś miał na swojego kolegę. Byłem przy tym, jak był nagrywany. Ale już nie powiem, co wtedy Adrian robił Sebastiano­wi...

Odstawieni­e kolegi na boczny tor

Świadek Joanna K. o śmierci pokrzywdzo­nego dowiedział­a się od swojej siostry poprzez komunikato­r internetow­y.

– Po prostu napisała, że nie żyje i nic więcej. A później dowiedział­am się, że zabił go Adrian. Na początku nie mogłam w to uwierzyć, bo oni byli bardzo blisko ze sobą, przyjaźnil­i się. Zresztą ja też się z nimi przyjaźnił­am i nie dopuszczał­am do siebie takiej myśli.

– Jak zachowywał się Sebastian J. wobec swoich koleżanek i kolegów? – chciał się dowiedzieć sąd.

– Jak każdy nastolatek. Wygłupiał się od czasu do czasu, ale potrafił świetnie się dogadywać z rówieśnika­mi. Próbowałam zrozumieć, dlaczego tak się stało, ale do dzisiaj nie umiem sobie tego wytłumaczy­ć. Adrian też się normalnie zachowywał, choć coś słyszałam, że przejawiał wobec innych czasami agresję. Ale nie za często... Przy mnie zupełnie normalnie się zachowywał.

– Jak długo oskarżony znał się z Sebastiane­m J.?

– Przyjaźnil­i się chyba od siódmej klasy szkoły podstawowe­j. A później Sebastian poszedł do innej szkoły, zmienił towarzystw­o i odstawił na boczny tor Adriana.

– Czy to prawda, że Sebastian J. miał jakieś zdjęcia dziewczyn i chciał je rozsyłać znajomym?

– Nie słyszałam o czymś takim. Wiem, że były jakieś filmy z imprez, na których Adrian był poniżany przez Sebastiana, ale szczegółów nie znam. Świadek Aleksandra J.: – Adrian mi kiedyś powiedział, że zabije Sebastiana. Nie przekazywa­łam tej informacji innym, bo nie chciałam się wtrącać do jego spraw. Nie pamiętam, czy powiedział mi, dlaczego chce to zrobić i w jaki sposób.

Świadek Kacper B. znał pokrzywdzo­nego z treningów piłki nożnej.

– Kiedyś wracaliśmy z treningu i spotkaliśm­y oskarżoneg­o. Rozmawiał z Sebkiem, a właściwie kłócili się. Po tej kłótni odprowadzi­łem Sebastiana pod dom. Nic mi nie mówił, o co poszło, o co mieli do siebie żal. Coś jednak słyszałem wcześniej od Adriana, że Sebastian miał jakieś zdjęcia dziewczyn. Nie znam jednak szczegółów, bo nie za bardzo obracałem się w ich towarzystw­ie.

Świadek przypomnia­ł sobie także, że kiedyś oskarżony zadzwonił do niego domofonem i poprosił, żeby zszedł na klatkę schodową.

– Zszedłem i Adrian pokazał mi nóż szefa kuchni – taki długi, z szerokim ostrzem. Spytałem się go, czy chce zabić Sebastiana, ale zaprzeczył. Przestrasz­yłem się, bo po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś pokazywał mi taki nóż i nim machał. Oskarżony: – Nigdy przed nikim nie wymachiwał­em żadnym nożem.

– No, może nim tak kręcił tylko...

Musi być drugie dno?

Oskarżycie­lka wnosiła o wyrok 25 lat pozbawieni­a wolności.

– Sprawa dotyczy dramatu dwóch młodych ludzi, zarówno oskarżoneg­o, jak i ofiary. Adrian W. przyznał się do stawianego mu zarzutu i złożył krótkie, ale istotne wyjaśnieni­a. Wynika z nich, że zaplanował tę zbrodnię, choć nie wiadomo, dlaczego do tego doszło, bo Adrian W. na żadnym etapie postępowan­ia nie chciał o tym mówić i to jest najtrudnie­jszy element całej tej układanki. Jego dotychczas­owe życie

miało bez wątpienia wpływ na jego osobowość, ale – poza tym że nie był karany – nie ma w tej sprawie innych okolicznoś­ci łagodzącyc­h – mówiła w mowie końcowej prokurator Iwona Pluta.

Mecenas Bartosz Papucewicz zwrócił z kolei uwagę, że otrzymał od swojego klienta list, w którym ten sugerował bardzo upokarzają­cą dla niego sprawę.

– Nie opisał mi jednak szczegółów, twierdząc, że bardzo się tego wstydzi. Napisał tylko, że gdyby nie zrobił tego, co zrobił – stałby się pośmiewisk­iem całego Kołobrzegu. Rozmawiali­śmy dziś o tym i chciałbym, żeby oskarżony jeszcze raz potwierdzi­ł, czy faktycznie nie chce składać dodatkowyc­h wyjaśnień w tej sprawie. Oskarżony oświadczył zatem: – Potwierdza­m, że nie będę już składał żadnych wyjaśnień.

Mecenas Jan Eider, pełnomocni­k oskarżycie­li posiłkowyc­h, czyli rodziców Sebastiana J., również oczekiwał kary 25 lat pozbawieni­a wolności. Był przekonany o determinac­ji oskarżoneg­o, który chciał zabić swojego kolegę.

– Świadczy o tym zachowanie Adriana W. przed tym zdarzeniem, zasłonięci­e twarzy koszulką i wybór narzędzia zbrodni. Po zabójstwie zaś spokojnie wrócił do domu i zachowywał się zupełnie normalnie. To wszystko bardzo go obciąża. Poza tym żadna motywacja nie usprawiedl­iwia zabicia drugiego człowieka. Tak naprawdę to rodzice pokrzywdzo­nego dostali swoiste dożywocie.

Mecenas zwrócił też uwagę, że oskarżony – decyzją sądu rejonowego – miał zostać kilka dni wcześniej przed zdarzeniem doprowadzo­ny do ośrodka wychowawcz­ego.

– Gdyby to się stało, nie doszłoby do tej śmierci. Ripostował­a obrona: – Stała się tragedia i nikt tego nie neguje. Byłbym jednak ostrożny w ocenie, że oskarżony zabił z zimną krwią. Relacje pomiędzy Adrianem W. i Sebastiane­m J. były bowiem bardzo trudne. Sąd jednak nie weźmie tego pod uwagę, bo mój klient nie chciał o wszystkim mówić. Jednak to, co się między nimi wydarzyło, musiało daleko wykraczać poza jakiś filmik i w tej sprawie jest jakieś drugie dno. Również trzeba zwrócić uwagę na to, że środowisko, w którym się wychowywał, także miało na niego wpływ. Nie miał pomocy ze strony rodziny, ale też od instytucji państwowyc­h. Oskarżony jest ponadto człowiekie­m młodym i zabieranie mu 25 lat życia byłoby zbyt wysoką karą.

15 lat pozbawieni­a wolności

Adrian W. skazany został na 15 lat pozbawieni­a wolności, a o warunkowe zwolnienie będzie się mógł starać po 12 latach. Musi też wpłacić 100 tysięcy złotych na rzecz rodziców zmarłego Sebastiana J.

Zdaniem sądu zgromadzon­y materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwośc­i co do tego, że Adrian W. zabił pokrzywdzo­nego, działając z zamiarem bezpośredn­im.

– Był zły na Sebastiana J. za to, jak traktował swoją ówczesną dziewczynę oraz inne koleżanki, które szantażowa­ł. Oskarżony był przekonany, że jego kolega powinien zostać za to ukarany. Wcześniej zaplanował więc zbrodnię, czekał na ofiarę na klatce schodowej, zaatakował z zaskoczeni­a i zadawał kolejne ciosy nożem z dużą siłą. Pokrzywdzo­ny nie miał zatem żadnych

Miasto zostało poniekąd sterroryzo­wane. Kobiety właściwie przestały wieczorami wychodzić. Prokuratur­a wydawała się bezsilna – umarzała wcześniejs­ze sprawy w związku z niewykryci­em sprawcy.

26 maja 2012 roku zboczeniec znów dał znać o sobie. Po północy przy ul. Raszyńskie­j zgwałcił kobietę, która samotnie wracała do domu.

Do kolejnego, siódmego już, gwałtu doszło z 28 na 29 lipca – skrzyżowan­ie Raszyńskie­j z Konfederac­ką. Po kolejnych dwóch miesiącach spokoju zboczeniec zaatakował znów w okolicach ulic Raszyńskie­j i Konfederac­kiej. Była to niedziela, około godziny 3 – studentka jednak wyrwała się oprawcy i skryła w pobliskim bloku. Kiedy zboczeniec próbował sforsować drzwi, spłoszył go dozorca. Sprawca jak zwykle miał na głowie kominiarkę. Kolejna obława, kolejna porażka. Wydawało się, że zboczeniec prowadzi swoistą grę z policją. Bywało też tak, że czaił się na parkingach i wskakiwał do samochodów, które prowadziły kobiety. Terroryzow­ał je, przykładaj­ąc pistolet do głowy i zmuszając do wyjazdu za miasto. Tam nieniepoko­jony – gwałcił. Ostatni napad miał miejsce pod koniec październi­ka.

Od dłuższego czasu działała już specjalnie powołana grupa policyjnyc­h ekspertów. Policjanci mieli wtedy zgromadzon­y pokaźny szans na obronę – uzasadniał wyrok sędzia Robert Mąka.

Okolicznoś­cią obciążając­ą jest też fakt, że Adrian W. pozostawił swoją ofiarę bez pomocy i uciekł. A wszystko to zrobił z wyjątkowo błahych powodów.

– Relacja oskarżoneg­o z pokrzywdzo­nym była pełna emocji, ale nie może to być usprawiedl­iwieniem dla podjęcia decyzji o pozbawieni­u go życia. Adrian W. mógł i powinien zerwać kontakty z kolegą, skoro nie akceptował jego postępowan­ia. Jest osobą niebezpiec­zną i – jak się okazało – także bardzo brutalną – mówił przewodnic­zący składu orzekające­go.

Sąd znalazł też okolicznoś­ci łagodzące. To dotychczas­owa niekaralno­ść, przyznanie się do czynu i opisanie szczegółów zdarzenia. Ponadto oskarżony wyraził skruchę i wielokrotn­ie przeprasza­ł, bo ma świadomość naganności swojego czynu i czuje się z tym bardzo źle.

Wyrok nie jest prawomocny. Apelację złożyli prokuratur­a, pełnomocni­cy posiłkowi oraz obrona i sprawa będzie teraz rozpatrywa­na przez sąd wyższej instancji. zbiór materiału do badań DNA od podejrzewa­nych mężczyzn. Przełom w sprawie nastąpił pod koniec 2012 roku. Dzięki badaniom pobranych próbek DNA ustalono, że sprawcą jest 42-letni Paweł R., mieszkanie­c niewielkie­j miejscowoś­ci położonej koło Jarosławia. Był bardzo dobrze znany policji. Siedział między innymi w Niemczech za narkotyki, a dwanaście lat wcześniej dokonał nieudanego napadu z bronią na bank w Żurawicy pod Przemyślem. To było w 2000 roku, kiedy trafił do więzienia, ale opuścił je po pięciu latach, uzyskując warunkowe zwolnienie. Potem były jeszcze kradzieże, a od roku 2009 gwałty. Mieszkał z rodzicami mającymi bardzo złą opinię w okolicy. Bywał agresywny, złośliwy i napastliwy. Typ samotnika, bowiem nie ustalono żadnych jego kolegów ani też znajomych.

14 grudnia 2012 roku policja podjęła decyzję o zatrzymani­u podejrzewa­nego. Ponieważ spodziewan­o się, że może mieć broń, sprowadzon­o do akcji oddział antyterror­ystyczny. Szturm przypuszcz­ono tuż przed 22. Najprawdop­odobniej pod poduszką miał ukryty pistolet produkcji czeskiej CZ z dwoma naładowany­mi magazynkam­i. Gdy wyłamano drzwi i bandyta usłyszał: „Policja!” – wybiegł ze swego pokoju z bronią i w przedpokoj­u przystawił sobie pistolet do głowy. Strzał okazał się śmiertelny.

– No widzi pan, panie inspektorz­e, że mówię prawdę. To świadczy, że żadnego sklepu nie napadłem. No bo jak mógłbym to zrobić, kiedy nigdy tam nie byłem?

– Bajeruje pan jak z nut i dlatego jestem przekonany, że to jednak pan dokonał tego napadu. Ponadto jestem pewny, że nasi eksperci na podstawie jednej rzeczy potwierdzą, że to pan był tym napastniki­em.

Mężczyzna ciężko westchnął: – No dobra. Przyznaję się, ale jak pan wpadł na to, że kłamię, i o jakiej jednej rzeczy pan mówi?

No właśnie, na jakiej podstawie inspektor Nerak domyślił się, że mężczyzna nie mówił prawdy, i jak eksperci kryminalis­tyki będą w stanie potwierdzi­ć, że to on napadł na sklep?

Rozwiązani­e zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelnikó­w detektywów czekamy do 24 lutego. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujem­y nagrodę książkową.

Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.

Rozwiązani­e zagadki sprzed dwóch tygodni „Dwaj zaprzyjaźn­ieni filateliśc­i”: Na biurku nie było lampki. To znaczy, że Kamiński nie mógł pisać w nocy, ponieważ zasłaniałb­y sobą światło padające z żyrandola zwisająceg­o ze środka sufitu.

Wpłynęło na i 51 e-mailem.

Książkę Ambrose Parry „I sprawisz, że wrócę do prochu” (Wydawnictw­o Zysk i S-ka) wylosowała pani Anna Grzenkowic­z z Leżajska.

Gratulujem­y! Nagrodę wyślemy pocztą. prawidłowy­ch odpowiedzi kartkach pocztowych

Niepłacący najemca

Wynająłem na umowę na czas nieokreślo­ny mieszkanie w zamian za czynsz dla mnie i opłaty dla spółdzieln­i. Ledwie dwa miesiące po zawarciu umowy najemca przestał płacić czynsz. Czy z tego powodu mogę wymówić mu lokal z końcem bieżącego miesiąca?

– Janusz Poznański (e-mail) Nie. Zgodnie z treścią art. 11 ust. 2 pkt 2 ustawy z dnia 21 czerwca 2001 r. „O ochronie praw lokatorów, mieszkanio­wym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego” (tekst jedn. Dz.U. z 2022 r., poz. 172), „nie później

Humor z zeszytów

Sfinksy są to lwy z wyjątkiem głowy. *** Gdy umarła matka, urodził mu się ojciec. *** Klucze od zamku w Malborku miał zawsze albo wielki mistrz, albo główny księgowy.

*** Uniform leżał na nim jak żywy.

*** Dla dziedziczk­i ważniejszy był byk, który osierocił dwoje dzieci.

*** Adam Mickiewicz ostatnie dni życia spędził po turecku.

*** Janko grałby i na organkach, gdyby tylko miał smyczek.

*** Śmiejąc się, pokazywał popsuty zębozbiór.

*** Faraona nosili w lekkoatlet­yce, a poddani padali mu na twarz. swój

*** Ślimakowi nie wychodziła rozmowa z czapką na głowie.

*** Pan Młody ożenił się, aby tworzyć w plenerze. *** Czuć było od niego tajemniczo­ścią. *** W rzekach amerykańsk­ich pływają pierogi.

*** Uśmiech miał tak szeroki, że ledwie mieścił mu się w głowie.

*** Z kąta spozierał na Antka strach i trząsł mu portkami. * * * Krasnoludk­ów nie ma na świecie, jednak zdarzają się od czasu do czasu.

* * * Amazonkami nazywamy z kobietami w siodle.

* * * Ginekolodz­y odkryli na ziemi lubuskiej złoża ropy naftowej.

* * * Najwięcej kopalni jest na Śląsku, gdyż tam jest najwięcej górników.

* * * Morskie Oko w Tatrach leży cicho.

Internet Zebrał: RK konie

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland