Opowieść o Końcu
w mediach (zwłaszcza elektronicznych), działalność polityczna albo dziennikarska, skandale...
Dla mnie brak poczytności nie jest klęską ani zachętą, by omijać teksty, które czyta mało kto. Żyję już zbyt długo na świecie, bym nie dostrzegł, ilu marnych pisarzy wylansowano, w ogóle nie czytając ich książek. Od czego są w końcu agencje reklamowe i działy promocji?
Skoro nie stać was na ich zatrudnienie, zacznijcie od znajomych, przyjaciół, kolegów z pracy. Może lepiej byłoby podbić serca paru tysięcy czytelników (i czytelniczek, rzecz jasna), ale dwie, trzy osoby, które naprawdę nas przeczytają i zechcą podzielić się z nami swoimi przemyśleniami, to już jest skarb. Sam umieszczam swoje najnowsze opowiadania na witrynie scenariusze.pl, bo jest to najszybsza droga do odbiorcy. Sam dla siebie bywam redaktorem i korektorem, nie muszę martwić się o sprzedaż ani wypłacane z opóźnieniem honoraria. Jednym słowem – prawie komfort. Można tak, ale można też inaczej.
Godzenie tradycji z nowoczesnością
W Brzegu, w połowie drogi między Opolem i Wrocławiem, działa od ćwierć wieku Klub Integracji Twórczych Stowarzyszenie Żywych Poetów. Założył je Janusz Wójcik, ciekawy poeta i wybitny animator kultury, zmarły przedwcześnie w ubiegłym roku. Żywi Poeci – nazwa w pełni uzasadniona! – godzą tradycję z nowoczesnością. Wydają książki (okazjonalnie nawet przekłady autorów obcych!), są doskonale obecni w internecie, prowadzą warsztaty pisania, w których udział jest bezpłatny. Zorganizowali dotychczas kilkaset spotkań autorskich, konkursów i koncertów. Taka działalność warta jest chyba każdych pieniędzy?
Powiecie, że mają bogatego sponsora, ale wcale tak nie jest. Podobnie jak inne stowarzyszenia kulturalne walczą rozpaczliwie o dotacje, które albo w ogóle się nie pojawiają, albo bywają tak skąpe, że nie wiadomo, na co je przeznaczyć. Na szczęście firmą kieruje z wielkim talentem Radosław Wiśniewski, poeta, prozaik i krytyk literacki, zaś prezesowi pomagają sekretarz i skarbnik.
Książki Żywych Poetów można kupić, wyłudzić, ewentualnie dostać w prezencie, co osobiście lubię najbardziej, choć bez kupowania w księgarniach także żyć nie mogę. Na gwiazdkę dostałem tomik prozy poetyckiej Karoliny Kułakowskiej Dziki marzyciel. Opowieść o Oskarze Kokoschce. Bohater tej książki to jeden z najwybitniejszych austriackich ekspresjonistów, malarz, grafik, także pisarz. Jego Pieta, wstrząsający plakat do własnej sztuki teatralnej, śni mi się po nocach. W koszmarnych snach odwiedza mnie Tigon, czyli hybryda lwa i tygrysa, dzikie zwierzę, które budzi strach.
Skomplikowane, długie (bez mała stuletnie!) życie Kokoschki (a właściwie jego młodość) ukazane zostało przez autorkę w serii krótkich monologów. Najczęściej odzywa się sam artysta, ale wypowiadają się także malarze: wielki rywal Egon Schiele i mistrz Kokoschki, Gustav Klimt. Zabiera głos poeta Georg Trakl i kochanka, niezrównana Alma Mahler.
Łatwo wyobrazić sobie teksty Karoliny Kułakowskiej na kameralnej scenie, a może i ekranie telewizyjnym, w jakiejś eksperymentalnej produkcji. Czyta się je z satysfakcją, choć w formie teatralnej albo filmowej zabrzmiałyby pewnie jeszcze dobitniej. Można by wtedy złączyć słowo i obraz, bo przecież w Dzikim marzycielu tak ważne są kształty, kolory, światłocienie, niespokojna linia świadcząca o przejściu od secesji do ekspresjonizmu. Podczas lektury nie miałem ani przez chwilę wątpliwości, że autorka jest również interesującą malarką postrzegającą rzeczywistość trochę odmiennie niż literaci, którzy nie potrafią posługiwać się pędzlem, ołówkiem czy węglem.
Kokoschka urodził się w Pöchlarn – maleńkiej, malowniczej miejscowości w Dolnej Austrii. Choć kojarzy się nam z ojczyzną Mozarta i Musila, w gruncie rzeczy przez całe życie był wędrowcem. Mieszkał w Dreźnie i Pradze, Wiedniu i Londynie, by ostatecznie osiedlić się i umrzeć w Szwajcarii. Może jednak dzięki temu stał się artystą światowym, symbolem niezależności, buntu, programowego nonkonformizmu.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że w czasach internetu, komórek, sieci oplatającej świat miliardami informacji potrzebnych i zbytecznych nie musimy już jeździć tak daleko, choćby w poszukiwaniu przyjaznych metropolii. Karolina Kułakowska studiowała malarstwo na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, mieszka w Rachowicach pod Gliwicami, a swoją książkę wydała oczywiście w Brzegu. Można więc powiedzieć, że reprezentuje Polską „południową”, dla niektórych najbardziej twórczą, najbardziej obiecującą, choć dziś nie musimy już przeciwstawiać Krakowa Warszawie ani dzielić literatury na „stołeczną” i „prowincjonalną”. Hierarchie i kryteria wyglądają obecnie zupełnie inaczej niż trzydzieści lat temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Brzeg i poznałem jego ambitnych mieszkańców.
Co do jednego mam absolutną pewność: książki powinny wędrować od autora do publiczności i oczywiście dalej, od czytelnika do czytelnika. W postaci papierowej, elektronicznej, mówionej albo śpiewanej. Każdy sposób ich upowszechniania zasługuje na poparcie i życzliwość.
Malkontentom narzekającym na upadek czytelnictwa powtarzam zawsze: jeszcze umiemy czytać, ale nie jest to, niestety, umiejętność, z którą przychodzimy na świat. Warto o tym pamiętać.
Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, historykiem literatury, prozaikiem i eseistą.
Piekielne męki czy rajskie rozkosze? To dylematy, które dręczą człowieka, odkąd pojawił się na świecie. Od zawsze rozbudzało to ludzką wyobraźnię, bo dotyczyło rozważań o nadziei i strachu. Autor tej książki wpadł na pomysł jej napisania w 2011 roku, gdy w piwnicy jednej z londyńskich księgarń trafił na wielką, szczegółową mapę nieba, czyśćca i piekła z około 1650 roku w formie plakatu agitacyjnego do rozklejania na paryskich ulicach. Od tego momentu zaczęła się – jak pisze Edward Brooke-Hitching – „obsesja, by wytropić powstałe w całym przekroju dziejów w różnych zakątkach świata dzieła opisujące, ilustrujące i mapujące sferę życia pozagrobowego”. Przez wiele lat buszował po prywatnych zbiorach, bibliotecznych archiwach i antykwariatach oraz przypatrywał się sakralnym malowidłom oraz średniowiecznym muralom nawiązującym do sądu ostatecznego. Szukał zarówno boskich, jak i diabelskich fresków, by przeanalizować plon tysięcy lat ludzkich usiłowań rozwiązania tajemnicy nieba i piekła. Będzie więc o starożytnym Egipcie, mezopotamskim i staroindyjskim piekle, oczywiście o Hadesie i zaświatach nordyckich. Podczas podróży po mitach i wierzeniach związanych z życiem pozagrobowym nie może zabraknąć, rzecz jasna, piekła biblijnego, ale też wyobrażeń o niebie i raju. Powędrujemy więc wraz z autorem między innymi w stronę niebiańskich świateł Dalekiego Wschodu, greckich Wysp Błogosławionych, do rajskiego ogrodu islamu oraz do Kakanii – utopijnej krainy spełniającej każdą zachciankę wszelkich łakomczuchów.
Powstała imponująco udokumentowana i znakomicie zilustrowana opowieść o Końcu po „krótkim mgnieniu” życia człowieka na ziemi. Do czytania i oglądania.
JACEK BINKOWSKI EDWARD BROOKE-HITCHING. ATLAS TAMTYCH ŚWIATÓW. Nieba, piekła i zaświaty – przewodnik odkrywcy. (THE DEVIL’S ATLAS). Przeł. Janusz Szczepański. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2021. Cena 79 zł.