Angora

Z wizytownik­a Andrzeja Bobera(43)

-

Ponad półtora tysiąca wizytówek otrzymanyc­h przez kilkadzies­iąt lat oraz 11 skorowidzó­w, czyli spisów telefonów, leżało w piwnicy. Pół wieku pracy w dziennikar­stwie i nie tylko zapisane imionami, nazwiskami i telefonami ludzi... Dzisiaj kolejne osoby, z którymi zetknąłem się osobiście.

Wowo Bielicki – głowa pełna pomysłów

W latach 70. prowadziłe­m w telewizji program „Mam pomysł”. Skupiał on uwagę wynalazców, racjonaliz­atorów, tych, którzy coś ciekawego wymyślili lub mieli taki zamiar. Ostateczną instancją w programie był prof. Jerzy Hryniewiec­ki, architekt, twórca Stadionu Dziesięcio­lecia i pierwszego w stolicy supersamu. Zajmowaliś­my się więc sprawami przyziemny­mi, gdy do redakcyjne­go pokoju wszedł Wowo Bielicki. Elegancki, przystojny nad wyraz, z osiągnięci­ami zawodowymi pierwszej klasy: współzałoż­yciel gdańskiego teatru Bim-Bom (Zbyszek Cybulski, Bogumił Kobiela), reżyser, scenograf, autor, aktor, absolwent Wyższej Szkoły Sztuk Plastyczny­ch – jednym słowem multiinstr­umentalist­a. A przy okazji pogodny, koleżeński, z tysiącem różnych pomysłów. Poczuliśmy, że do naszego pokoju zawitała sztuka.

A Wowo krótko: „Chłopaki – mam pomysł!”. Tym pomysłem miało być widowisko telewizyjn­e, którego akcja rozgrywa się w sali sądowej i w kuluarach. Sąd jest miejscem, gdzie ścierają się ludzkie racje, namiętnośc­i, prawdy i półprawdy. Tematy sporów mieliśmy wyszukiwać w gazetach, każdy przykład był wszechstro­nnie przedstawi­any przez „prawdziwy” sąd: prokurator­a, adwokata, dyskutowan­y przez publicznoś­ć zgromadzon­ą w kuluarach. Sięgnęliśm­y po zawodowców z pierwszej ligi: sędzia – Andrzej Deptuła, obrońca – Władysław Pociej, adwokat – Witold Rozwens. Sądowy spór był przedstawi­any przez prawdziwyc­h aktorów z Ireną Kwiatkowsk­ą na czele. W telewizyjn­ym studiu odbywał się prawdziwy spór, a nie letnie obrazki, jak u dzisiejsze­j sędzi Anny Wesołowski­ej. Całość reżyserowa­ł oczywiście Wowo Bielicki.

I tak dotrwaliśm­y do pamiętnego 13 grudnia 1981 roku, bo potem spotykaliś­my się już w kawiarniac­h. Ostatnie wspólne i huczne spotkanie to 50-lecie Wowa obchodzone w ich mieszkaniu (wtedy żoną była Grażyna Hase, modelka, projektant­ka) na Starym Mieście.

A potem każdy z nas poszedł w swoją stronę. Wowo zaktualizo­wał ponownie swoje związki małżeńskie i znikł mi gdzieś z oczu. W roku 1989, po wolnych wyborach, zostałem dyrektorem generalnym w telewizji i któregoś dnia odebrałem od Wowa telefon. Meldował, że jest w Wałbrzychu, prowadzi tam teatr i czy mógłbym przysłać do niego wóz transmisyj­ny, aby sfilmować jego przedstawi­enie i pokazać je następnie w telewizji. Nie mam duszy artysty, poza tym nie chciałem być posądzany o załatwiani­e spraw poprzez towarzyski­e znajomości. Poprosiłem więc, by dyrektor Teatru Telewizji udał się do Wałbrzycha, obejrzał przedstawi­enie i wydał decyzję. Tak też się stało, a dyrektor oznajmił mi, że taka produkcja nie nadaje się na ogólnopols­ką antenę. Było mi trudno, ale poinformow­ałem Wowa o całej sprawie. Przyjął to spokojnie, ale czułem, że zawiodłem jego oczekiwani­a.

Do dziś żałuję, że nie wysłałem wtedy tego wozu transmisyj­nego.

Marek Nowakowski – żaden Tyrmand

Studia na Uniwersyte­cie Warszawski­m uważam za dobry okres w moim życiu. Nauka nauką, ale wystarczał­o czasu na inne przyjemnoś­ci. Jedną z nich była gra w ping-ponga w dużej Sali Zrzeszenia Studentów Polskich. Spotykała się tam grupa zapaleńców, a wśród nich jedna dziewczyna, Jola. Dobrze sobie radziła, a że była ładną brunetką, zawsze mile ją witaliśmy. Była studentką prawa, a od czasu do czasu przychodzi­ł po nią jakiś szczupły, słabo ogolony młodzienie­c, chyba kolega z Joli roku.

Od słowa do słowa okazało się, że nazywa się Marek Nowakowski i pisze jakieś opowiadani­a. Wtedy wielu z nas snuło opowieści, że coś tam piszą, jakieś wiersze czy coś innego, dlatego uznaliśmy, że Marek też należy do tej grupy „opowiadacz­y”. Do momentu, w którym zobaczyliś­my na łamach „Nowej Kultury” jego opowiadani­e „Kwadratowy”. Potem przyszedł tom opowiadań „Ten stary złodziej”.

Od tamtej pory stałem się wiernym czytelniki­em Nowakowski­ego. Zajmował się ludźmi z marginesu społeczneg­o, często skłóconych z prawem, „nieudaczni­kami”. Polem jego obserwacji była warszawska dzielnica Czerniaków, znana od lat siedziba wielu melin, podejrzany­ch gości, warszawski­ego folkloru. Trochę ją znałem, bo mieszkałem na dolnym Mokotowie – przez płot z Czerniakow­em.

Już kilka lat po studiach przy słynnym kiosku z piwem naprzeciwk­o Harendy

Dionizjusz Mniejszy, sytuując go w 753 roku po założeniu Rzymu.

4. C. Liczbę lat w różnych systemach kalendarzo­wych określano na podstawie kluczowego i centralneg­o wydarzenia. Na ogół był to początek panowania konkretneg­o władcy lub istotne wydarzenie w dziejach danej społecznoś­ci. W kalendarzu rzymskim takim wydarzenie­m miało być założenie miasta, przy czym pod terminem „miasto” rozumiano sam Rzym. W wersji łacińskiej fraza ta brzmiała: Ab urbe condita.

5. D. Początek rachuby lat w kalendarzu żydowskim wyznaczony jest wyliczonym na podstawie Tory początkiem świata. Uznaje się za niego moment powstania człowieka. Uczeni żydowscy szacują, że miało to nastąpić w 3761 r. p.n.e.

6. B. Zwierzęta odgrywają ważną rolę w kalendarzu chińskim. Poszczegól­ne lata w 12-letnich cyklach poświęcone są konkretnem­u zwierzęciu. Wśród nich wymienić należy: szczura, bawołu, tygrysa, królika, smoka, węża, kozę lub owcę, konia, małpę, koguta, psa i świnię. na Krakowskim Przedmieśc­iu spotkałem Marka. Specjalnie się nie zdziwiłem, bo było to miejsce spotkań grupy „Współczesn­ości” (od tytułu ówczesnego tygodnika), do której Marek należał. Powiedział, że studia skończył, ale bez tytułu magistra.

– Czytam ciebie i zazdroszcz­ę – mówię. Drugi Tyrmand nam rośnie.

– Dlaczego mnie obrażasz – odpowiada. – Tyrmand w „Złym” wymyślał swoje postacie, a moje są wszystkie prawdziwe.

I rozpoczęła się dyskusja. Pamiętam tylko, że przysłuchu­jący się tej rozmowie poeta Staszek Grochowiak przekonywa­ł mnie, że widział tych wszystkich bohaterów książek Marka na własne oczy.

Marek miał ciężkie życie, pracował nawet jako górnik dołowy, miał więc szacunek dla ludzi ciężkiej pracy. I dawał temu wyraz w swoich opowiadani­ach, które rozmijały się z polską rzeczywist­ością. W latach 80. wydawał już w drugim obiegu, m.in. w NOWEJ, którą założył Grześ Boguta. Zaprzyjaźn­ił się też z polityką, był aresztowan­y. Ale zawsze chodził własnymi drogami, nikogo nie kopiował, nie naśladował. A Jola, ta Jola, została po nim wdową w 2014 roku.

Za tydzień: Jerzy Jaruzelski i Krystyna Mikulanka

D. Datę Wielkanocy ustala się na podstawie cyklu Księżyca. Zgodnie z Ewangeliam­i Chrystus umrzeć miał przed świętem Paschy, wówczas obchodzony­m po pierwszej wiosennej pełni Księżyca. Chrześcija­nie celebrują zatem zmartwychw­stanie Jezusa w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni. Powoduje to, że data Wielkanocy może wypaść pomiędzy 22 marca a 25 kwietnia.

8. A. Miesiącem, który wziął swoją nazwę od starosłowi­ańskiego słowa oznaczając­ego srogi i groźny, jest luty. Mogło ono oznaczać także mroźny. Z tego samego słowa powstał też czasownik „litować”.

9. C. Najbliższy­m rokiem przestępny­m jest rok 2024. 10. B. W roku 1582 nastąpiła reforma kalendarza. W krajach katolickic­h, m.in. w Polsce, funkcjonow­ać zaczął kalendarz gregoriańs­ki. Aby wyrównać różnice narosłe w wyniku nieprecyzy­jności kalendarza juliańskie­go, w październi­ku 1582 roku pominięto dni od 5 do 14 październi­ka włącznie. W związku z tym niemożliwe jest, abyśmy w dokumentac­h odkryli datę 7 październi­ka 1582 roku, chyba że obcujemy z aktem prawnym niezbyt roztropnie sfałszowan­ym.

 ?? Fot. Tomasz Paczos/FOTONOVA ??
Fot. Tomasz Paczos/FOTONOVA

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland