Igrzyska prezydenta Putina
Głównym gościem honorowym Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Chinach był prezydent Rosji Władimir Putin, zaś głównym punktem jego wizyty – długie spotkanie z przewodniczącym ChRL Xi Jinpingiem. Opublikowano komunikat z rozmów, z którego wynika, że stosunki między rządami i obu państwami nie pozostawiają niczego do życzenia, choć mogłyby być jeszcze lepsze. Dano do zrozumienia, że rozszerzenie NATO na Wschód i powołanie układu USA, Wielka Brytania i Australia AUKUS nie leży w interesie obydwu mocarstw. Zwrócono uwagę na pewne analogie między Ukrainą i Tajwanem bez wymieniania nazw tych krajów. Putin uważa, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród, podczas gdy Xi twierdzi, że Tajwan i Chiny to jedno państwo. Komentatorzy, których cytuje BBC, dodają natychmiast, że Tajwan to nie Ukraina, a Chiny to nie Rosja. I ryzykują twierdzenie, iż stosunki Moskwa – Pekin są tak dobre jak w czasach Stalina i Mao Zedonga. Faktem jest, że okres Chruszczowa i Breżniewa, a po drugiej stronie Mao, był czasem wojny.
Kreml uważa, i ma w tej sprawie poparcie Chin, że NATO wskrzesza mentalność zimnowojenną. Otoczenie prezydenta Putina uznaje klimat rozmów z przewodniczącym Xi za „bardzo gorący”, co w języku dyplomatycznym oznacza, że były one „serdeczne i przyjacielskie”, natomiast kolokwialnie określilibyśmy je terminem w dyplomacji niewystępującym: „super”. Przyjaźń rosyjsko-chińska nie zna ograniczeń, a obszarów zastrzeżonych we współpracy gospodarczej nie ma – uważa Kreml. Jest to niemal bezpośrednia reakcja na stanowisko Białego Domu, który ostrzega wolny świat przed współpracą z Chinami. Prezydent Biden chce przewodzić światu demokratycznemu w koordynacji działań przeciw krajom zarządzanym autorytarnie.
Takim gestem była odmowa udziału USA i Wielkiej Brytanii w uroczystym otwarciu igrzysk olimpijskich 2022. Z Europy przyjechali książęta Monako i Luksemburga oraz prezydent Duda, którego obecności w Pekinie agencje światowe nie zauważyły. Staraniom Bidena przeszkadzają pozostałości po polityce Trumpa.
Pamiętam wizytę ówczesnego premiera Rosji Jewgienija Primakowa w Indiach, dokąd przybył z propozycją utworzenia trójkąta strategicznego Moskwa – Pekin – Delhi, gdzie został wyśmiany. Wtedy Rosja uchodziła za czwarte co do znaczenia mocarstwo, a dziś Putin uważa, że Rosja jest równorzędnym partnerem USA; to samo myśli o Chinach przewodniczący Xi. Różnicę widać gołym okiem, jeśli się weźmie pod uwagę tempo wzrostu gospodarczego Rosji i Chin. W porównaniu z tempem rozwoju Chin Rosja stoi w miejscu, zaś Chinom i tak się nie spieszy. Ale Pekinowi potrzebny jest sojusznik, z którym mógłby stawić czoła naciskom amerykańskim. Rozpoczął je Donald Trump, wycofując z Chin wiele inwestycji.
Problem ukraińsko-rosyjski jest do pewnego stopnia także problemem Chin. Pekin utrzymuje dobre stosunki polityczne i gospodarcze z Kijowem, dlatego nie poprze inwazji Putina na Ukrainę. Z kolei poparcie Rosji dla Chin w sprawie Tajwanu i wysp na Morzu Południowochińskim nie byłoby gestem bez znaczenia. Gdyby Rosja została obłożona sankcjami, ratunkiem pozostają Chiny, choć ratowanie gospodarki rosyjskiej nie idzie w parze z niezadowoleniem z powodów, które tę zapaść wywołały. Ale logika bankowa nie musi sekundować chińskiej logice politycznej. Przypomnieć tu trzeba, że największy bank świata HSBC to bank chiński, a Putin w tej chwili tonie w gotówce pochodzącej z nagłego skoku cen gazu.
Igrzyska w Pekinie pozwoliły Putinowi przekonać się, że na Dalekim Wschodzie traktowany jest jako Długi Nos (biały Europejczyk) znaczących rozmiarów, co go uspokoiło i pozwoliło przysnąć w loży honorowej podczas przemarszu ekipy ukraińskiej. Protokoły ustaliły, że delegacja rosyjska nie będzie protestować z powodu braku flagi rosyjskiej, którą zastąpiono (z powodu skandalu dopingowego) flagą olimpijską. O ile nam wiadomo, prezydent Putin nie skorzystał z okazji, aby spotkać się choćby w locie z Andrzejem Dudą, który jednakże rozmawiał z prezydentami dawnych środkowoazjatyckich republik radzieckich, w tym z nowym prezydentem Kazachstanu. I mógł się od nich dowiedzieć, jak powinna być zarządzana „turkey” znaczy „indyk”, co wzbudza wesołość. Wpisując do internetowych wyszukiwarek słowo „turkey”, najpierw wyświetla nam się ojczyzna Erdoğana, a tuż potem informacje o indyku. Inaczej, gdy internauci poszukują zdjęć „turkey”. Wtedy na pierwszym miejscu ukazują się dorodne ptaki, nierzadko z przepisem na indyka na Święto Dziękczynienia… Z kolei w słowniku Cambridge Dictionary „indyk” jest definiowany także jako… „głupia, niemądra osoba”. Tych skojarzeń Turcy chcą uniknąć.
Prezydent Erdoğan, decydując się na zmianę, chce, by nazwa kraju lepiej oddawała narodowego ducha ojczyzny. Zdaniem prezydenta akcja narodowego rebrandingu sprawi, że Turcja będzie bardziej turecka. O zmianach przekonali się już internauci korzystający z oficjalnej, Ukraina. Najważniejszym spotkaniem pana Dudy było to z gospodarzem igrzysk, przewodniczącym Xi, który o Ukrainie zdążył się dowiedzieć już wcześniej od prezydenta Rosji, a przede wszystkim od własnych ambasadorów w Kijowie, Moskwie i Warszawie.
Spekulacje na temat tego, co będzie po igrzyskach, są na ogół trafne, choć nie uwzględniają pewnego elementu w danych wyjściowych, które zawsze są niedostępne. Dziś przewidujemy trzy scenariusze: pierwszy, zakładający, że prezydent Putin zaspokoi się Donbasem, a mocarstwa światowe uznają go za równorzędnego partnera do rozmów o wszystkich sprawach międzynarodowych. Drugi bierze pod uwagę proporcje: 20 proc. mieszkańców Ukrainy to zsowietyzowani krypto-Rosjanie. 30 proc. to prawdziwi Ukraińcy. Reszta to mieszańcy, którzy co prawda woleliby żyć w niepodległym państwie, ale zadowolą się dawną USRR, bo to lepsze od wojny. I trzeci wariant, o znikomym prawdopodobieństwie, to kryzys przypominający kubański z roku 1962.
Rozmowy o olimpiadach w obliczu wojny to zajęcie graniczące z tragedią absurdu. Już się wydarzyło w przeszłości, że z powodu wejścia Rosjan do Afganistanu kraje Zachodu odmówiły udziału w igrzyskach moskiewskich, czego skutkiem – zamiast nich – odbyła się Spartakiada Armii Zaprzyjaźnionych. Potem Związek Radziecki w rewanżu odmówił udziału w igrzyskach w Los Angeles. Na nic zdało się przypominanie, iż olimpiadę wznowiono z inicjatywy Grecji, podkreślając, że kategorie bitewne (strzały z łuku, rzut oszczepem, rzut dyskiem, pchnięcie kulą, maraton) można zastąpić kategoriami sportowymi bez rozlewu krwi. Dziś, jeśli Putin chce mieć własne igrzyska na Ukrainie, musi poczekać do końca imprezy w Chinach.
Tu dodajmy, że gdyby Polska była dziś wzorem ładu, porządku i dyscypliny, Putin zastanawiałby się dwa razy, zanim zezwoliłby doradcom na skłonienie go do wojny. rządowej strony goturkey.com, która zmieniła się na goturkiye.com. Tyle teorii i marzeń rządzących 82-milionowym, niekryjącym mocarstwowych aspiracji krajem. Jak będzie wyglądać zmiana w praktyce, niełatwo dziś prognozować.
1 stycznia 2020 roku podobny proces rozpoczęli Holendrzy. Holandia zmieniła nazwę na Królestwo Niderlandów. Ministrowie, którzy ulegli namowom biznesu, stwierdzili, że „rebranding” będzie dobrym sposobem na zerwanie ze stereotypowym postrzeganiem kraju. Ich zdaniem Holandia kojarzona jest głównie z liberalnym podejściem do narkotyków i Dzielnicą Czerwonych Latarni. Nowa nazwa, choć łatwa językowo, przyjmuje się opornie. To samo zapewne czeka nowe „językowe dziecko” Erdoğana. (ChS)
Ślub jako ukoronowanie miłości jest zwyczajem powszechnym na świecie. W ten dzień rodzina i przyjaciele razem świętują początek wspólnego życia młodego małżeństwa. Zazwyczaj wydarzenie to połączone jest z weselem. Oczywiście w różnych krajach i regionach istnieją różne tradycje związane z tym dniem lub z przygotowaniami do niego, ale ich cel jest jeden – uczczenie młodej pary. I tak jak w Polsce mamy powitanie chlebem i solą oraz oczepiny, tak w niektórych krajach państwo młodzi muszą spożywać pokarm z nocnika, strzela się do panny młodej z łuku, a gdzie indziej przez całe wesele nie można się... uśmiechać.
Zacznijmy od przygotowań
do tego ważnego dnia, które w wielu kulturach można oficjalnie rozpocząć po zaręczynach. Nie jest to łatwe na Fidżi, gdzie o rękę wybranki należy poprosić jej ojca, wręczając mu ząb wieloryba. Po zaręczynach można też wyznaczyć datę ślubu. Bardzo ciekawie wygląda to u Dagurów (lud pochodzenia mongolskiego zamieszkujący Chiny). Przyszli małżonkowie wspólnie zabijają kurczaka i oglądają jego wątrobę. Jeżeli organ wygląda na zdrowy – można ustalić datę, jeżeli nie – zabijany jest kolejny ptak, i tak do skutku.
Przygotowania do ślubu bywają stresujące dla panny młodej, jednak dla przedstawicielek ludu Tujia w Chinach są wręcz dramatyczne. Przez miesiąc przed ślubem dzień w dzień ma ona bowiem za zadanie płakać przez godzinę, dziesięć dni przed ślubem dołącza do niej matka, potem druhny i reszta kobiecej części rodziny. Można sobie tylko wyobrazić tę zbiorową rozpacz, ale ma ona symbolizować szczęście panny młodej.
Na Zanzibarze przyszła żona jest przez miesiąc przygotowywana do ślubu w specjalnej chacie, z dala od męskich oczu. Otrzymuje tam lekcje życia małżeńskiego od wykwalifikowanej nauczycielki. Uczy się ją, jak utrzymywać czystość w domu, gotować dla męża i odnosić się do teściów. Dwa tygodnie przed wielkim dniem rozpoczynają się rytuały upiększające i relaksacyjne, włączając peelingi i masaże. Tu na weselach bawią się głównie kobiety. Podobnie jest na Bali, gdzie balują wyłącznie panie, gdyż panowie odpoczywają po tym, jak musieli całą imprezę przygotować.
Zaskakująco obrzydliwa tradycja nadal jest żywa na szkockich wsiach, gdzie rodzina i przyjaciele okazują miłość pannie młodej, „oczerniając ją”, ale nie słownie. Przed ślubem musi ona zostać przez nich oblana pomyjami z wiadra, którego zawartością są: jajka, pierze, resztki jedzenia, ryby i co tylko dusza zapragnie. Tak upaprana kobieta ma za zadanie przejść się po wsi, czym udowadnia, że bez trudu zniesie życie małżeńskie.
W prowincji Uttar Pradesh w Indiach w pana młodego rzuca się pomidorami, by doznał nieszczęścia i upokorzenia już teraz. Wierzy się bowiem, że jeżeli państwo młodzi napotkają przeszkody na początku wspólnej drogi, to reszta będzie już tylko usłana różami.
Zgodnie z tradycją ludu Yugur w Chinach panna młoda musi się wykazać nie lada odwagą, gdyż jej wybranek przed ślubem strzela do niej trzy razy z łuku. Strzały nie są ostre, niemniej trafienia są dosyć bolesne. Strzały potem są łamane, co ma pomóc w utrzymaniu miłości w ich związku
do końca wspólnych dni.
Czasem nacierpieć musi się pan młody i tak oto w niektórych częściach Korei Południowej nie może on zabrać ukochanej do domu, zanim nie zostanie poddany osobliwemu rytuałowi. Mianowicie jego świadkowie i rodzina wiążą mu nogi, biją go po stopach kijem bądź... suszoną rybą. To test jego wytrzymałości i charakteru. Niełatwo ma również świeżo upieczony mąż wśród niektórych kenijskich plemion, gdzie nadal istnieje zwyczaj, że po ślubie musi on przez miesiąc nosić ubrania własnej żony. Ma się w ten sposób przekonać, jak trudne jest życie kobiety.
Pamiątkowe fotografie ślubne to nieodłączny element w wielu zakątkach świata. Zazwyczaj widzimy na nich uśmiechniętą parę młodą i jej najbliższych, ale nie wszędzie tak to wygląda. Na kongijskich zdjęciach upamiętniających ten dzień młodzi nigdy się nie uśmiechają. To dlatego, że do ślubu podchodzi się tam nadzwyczaj dostojnie. Przez całe wesele młoda para musi zachować grobową minę, co oznacza, że traktuje ceremonię z należytą powagą.
Co przychodzi nam na myśl, gdy wyobrażamy sobie ślub we Francji? Szyk, elegancja, glamour, być może sielankowy obraz Prowansji i wesela w otoczeniu lawendy, ale raczej niewielu z nas kojarzy francuski ślub z jedzeniem resztek z nocnika. A jednak! Tradycja wywodzi się z rytuału, który miał dostarczyć młodym energii i siły przed nocą poślubną. Wygląda to następująco: po zakończeniu przyjęcia młoda para udaje się na spoczynek w nieznane miejsce, zaś goście mają za zadanie ich znaleźć, wręczyć nocnik wypełniony resztkami ze stołu wymieszanymi z alkoholem i dopilnować, żeby to spożyli.
Osobliwy jest też finał wesela na Polinezji Francuskiej. Odbywa się tam tzw. ludzki dywan, kiedy to młodzi muszą przejść po gościach leżących na podłodze z twarzami skierowanymi do ziemi.
Dla przedstawicieli ludu Todong zamieszkującego Borneo, Malezję i Indonezję cierpienie zaczyna się po weselu, kiedy to młodej parze nie wolno przez trzy dni skorzystać z toalety, bo ściągnęłoby to na nich nieszczęście. Po uroczystości są oni zamykani w pokoju, w którym spędzają pierwsze trzy dni wspólnego życia. Przez cały ten czas są obserwowani i otrzymują znikome ilości pokarmu i płynów. Jeżeli któryś z nowożeńców nie wytrzymałby próby, można się spodziewać rozwodu, kalectwa któregoś z nich, a nawet rychłej śmierci.
Masajskie ceremonie ślubne i weselne są bardzo różnorodne. Jednak ta najbardziej szokująca uwzględnia plucie. Tuż przed ślubem panna młoda ubrana w kolorowy strój i z ogoloną głową nasmarowaną jagnięcym tłuszczem idzie do domu ojca, który pluje na głowę i klatkę piersiową córki. Dla Masajów ma to ogromne znaczenie, gdyż plucie ma za zadanie odpędzenie złych mocy i wszelkich uroków.
Nietrudno sobie wyobrazić,
że w Indiach zwyczaje ślubne są zgoła inne od znanych nam z cywilizacji zachodniej. Jeżeli dodamy do tego wagę, jaką Hindusi przywiązują do gwiazd, nie zdziwi nas, że czas, w jakim ktoś się urodził, może go zmusić do poślubienia... drzewa. Kobiety urodzone w specyficznej konfiguracji astrologicznej, zwane manglik, uchodzą tam za przeklęte i skazane są na przedwczesną śmierć małżonka. Dlatego, aby tego uniknąć, muszą one najpierw zaślubić drzewo, które następnie zostaje ścięte, a młoda wdowa nie jest już zagrożeniem dla przyszłego małżonka. Tradycje te uważane są za łamiące prawa kobiet i są w ostatnich latach oficjalnie piętnowane, niemniej jednak praktykowane nawet przez gwiazdy Bollywood. W niektórych regionach jedynie wdowiec może poślubić wdowę. Wtedy również organizuje się jego zaślubiny z drzewem, które następnie zostaje ścięte. W ten sposób ma on odpowiedni dla swojej wybranki status.
W Chinach śluby biorą nie tylko żywi. Na północy kraju długą, sięgającą XIV wieku tradycję mają małżeństwa duchów. Niegdyś narzeczeństwa były już uzgadniane między rodzinami, gdy przyszli małżonkowie byli jeszcze dziećmi. Jeżeli jednak młody mężczyzna zmarł, zanim doszło do ślubu, jego rodzina miała obowiązek zabrać do siebie dziewczynę, która nadal musiała poślubić zmarłego, a w trakcie ceremonii zastępował go szmaciany lub drewniany manekin. Po drugiej wojnie światowej zwyczaju tego zakazano. Powrócił jednak w ostatnich latach w jeszcze bardziej makabrycznej wersji. Do grobów młodych kawalerów zaczęto wrzucać manekiny przedstawiające młode żony, ale co bogatsi mogą liczyć na prawdziwe ciała zmarłych młodych kobiet. Tutaj biznes zwietrzyli przedstawiciele nielegalnego nekroprzemysłu, którzy wykopują zwłoki młodych kobiet i sprzedają je rodzinom kawalerów. Zdarzają się też przypadki zabójstw młodych dziewczyn, które potem zostają żonami w zaświatach. Cena tym wyższa, im ciało lepiej zachowane, zazwyczaj oscyluje wokół 10 tysięcy złotych.