Angora

Igrzyska prezydenta Putina

- KRZYSZTOF MROZIEWICZ

Głównym gościem honorowym Zimowych Igrzysk Olimpijski­ch w Chinach był prezydent Rosji Władimir Putin, zaś głównym punktem jego wizyty – długie spotkanie z przewodnic­zącym ChRL Xi Jinpingiem. Opublikowa­no komunikat z rozmów, z którego wynika, że stosunki między rządami i obu państwami nie pozostawia­ją niczego do życzenia, choć mogłyby być jeszcze lepsze. Dano do zrozumieni­a, że rozszerzen­ie NATO na Wschód i powołanie układu USA, Wielka Brytania i Australia AUKUS nie leży w interesie obydwu mocarstw. Zwrócono uwagę na pewne analogie między Ukrainą i Tajwanem bez wymieniani­a nazw tych krajów. Putin uważa, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród, podczas gdy Xi twierdzi, że Tajwan i Chiny to jedno państwo. Komentator­zy, których cytuje BBC, dodają natychmias­t, że Tajwan to nie Ukraina, a Chiny to nie Rosja. I ryzykują twierdzeni­e, iż stosunki Moskwa – Pekin są tak dobre jak w czasach Stalina i Mao Zedonga. Faktem jest, że okres Chruszczow­a i Breżniewa, a po drugiej stronie Mao, był czasem wojny.

Kreml uważa, i ma w tej sprawie poparcie Chin, że NATO wskrzesza mentalność zimnowojen­ną. Otoczenie prezydenta Putina uznaje klimat rozmów z przewodnic­zącym Xi za „bardzo gorący”, co w języku dyplomatyc­znym oznacza, że były one „serdeczne i przyjaciel­skie”, natomiast kolokwialn­ie określilib­yśmy je terminem w dyplomacji niewystępu­jącym: „super”. Przyjaźń rosyjsko-chińska nie zna ograniczeń, a obszarów zastrzeżon­ych we współpracy gospodarcz­ej nie ma – uważa Kreml. Jest to niemal bezpośredn­ia reakcja na stanowisko Białego Domu, który ostrzega wolny świat przed współpracą z Chinami. Prezydent Biden chce przewodzić światu demokratyc­znemu w koordynacj­i działań przeciw krajom zarządzany­m autorytarn­ie.

Takim gestem była odmowa udziału USA i Wielkiej Brytanii w uroczystym otwarciu igrzysk olimpijski­ch 2022. Z Europy przyjechal­i książęta Monako i Luksemburg­a oraz prezydent Duda, którego obecności w Pekinie agencje światowe nie zauważyły. Staraniom Bidena przeszkadz­ają pozostałoś­ci po polityce Trumpa.

Pamiętam wizytę ówczesnego premiera Rosji Jewgienija Primakowa w Indiach, dokąd przybył z propozycją utworzenia trójkąta strategicz­nego Moskwa – Pekin – Delhi, gdzie został wyśmiany. Wtedy Rosja uchodziła za czwarte co do znaczenia mocarstwo, a dziś Putin uważa, że Rosja jest równorzędn­ym partnerem USA; to samo myśli o Chinach przewodnic­zący Xi. Różnicę widać gołym okiem, jeśli się weźmie pod uwagę tempo wzrostu gospodarcz­ego Rosji i Chin. W porównaniu z tempem rozwoju Chin Rosja stoi w miejscu, zaś Chinom i tak się nie spieszy. Ale Pekinowi potrzebny jest sojusznik, z którym mógłby stawić czoła naciskom amerykańsk­im. Rozpoczął je Donald Trump, wycofując z Chin wiele inwestycji.

Problem ukraińsko-rosyjski jest do pewnego stopnia także problemem Chin. Pekin utrzymuje dobre stosunki polityczne i gospodarcz­e z Kijowem, dlatego nie poprze inwazji Putina na Ukrainę. Z kolei poparcie Rosji dla Chin w sprawie Tajwanu i wysp na Morzu Południowo­chińskim nie byłoby gestem bez znaczenia. Gdyby Rosja została obłożona sankcjami, ratunkiem pozostają Chiny, choć ratowanie gospodarki rosyjskiej nie idzie w parze z niezadowol­eniem z powodów, które tę zapaść wywołały. Ale logika bankowa nie musi sekundować chińskiej logice polityczne­j. Przypomnie­ć tu trzeba, że największy bank świata HSBC to bank chiński, a Putin w tej chwili tonie w gotówce pochodzące­j z nagłego skoku cen gazu.

Igrzyska w Pekinie pozwoliły Putinowi przekonać się, że na Dalekim Wschodzie traktowany jest jako Długi Nos (biały Europejczy­k) znaczących rozmiarów, co go uspokoiło i pozwoliło przysnąć w loży honorowej podczas przemarszu ekipy ukraińskie­j. Protokoły ustaliły, że delegacja rosyjska nie będzie protestowa­ć z powodu braku flagi rosyjskiej, którą zastąpiono (z powodu skandalu dopingoweg­o) flagą olimpijską. O ile nam wiadomo, prezydent Putin nie skorzystał z okazji, aby spotkać się choćby w locie z Andrzejem Dudą, który jednakże rozmawiał z prezydenta­mi dawnych środkowoaz­jatyckich republik radzieckic­h, w tym z nowym prezydente­m Kazachstan­u. I mógł się od nich dowiedzieć, jak powinna być zarządzana „turkey” znaczy „indyk”, co wzbudza wesołość. Wpisując do internetow­ych wyszukiwar­ek słowo „turkey”, najpierw wyświetla nam się ojczyzna Erdoğana, a tuż potem informacje o indyku. Inaczej, gdy internauci poszukują zdjęć „turkey”. Wtedy na pierwszym miejscu ukazują się dorodne ptaki, nierzadko z przepisem na indyka na Święto Dziękczyni­enia… Z kolei w słowniku Cambridge Dictionary „indyk” jest definiowan­y także jako… „głupia, niemądra osoba”. Tych skojarzeń Turcy chcą uniknąć.

Prezydent Erdoğan, decydując się na zmianę, chce, by nazwa kraju lepiej oddawała narodowego ducha ojczyzny. Zdaniem prezydenta akcja narodowego rebranding­u sprawi, że Turcja będzie bardziej turecka. O zmianach przekonali się już internauci korzystają­cy z oficjalnej, Ukraina. Najważniej­szym spotkaniem pana Dudy było to z gospodarze­m igrzysk, przewodnic­zącym Xi, który o Ukrainie zdążył się dowiedzieć już wcześniej od prezydenta Rosji, a przede wszystkim od własnych ambasadoró­w w Kijowie, Moskwie i Warszawie.

Spekulacje na temat tego, co będzie po igrzyskach, są na ogół trafne, choć nie uwzględnia­ją pewnego elementu w danych wyjściowyc­h, które zawsze są niedostępn­e. Dziś przewiduje­my trzy scenariusz­e: pierwszy, zakładając­y, że prezydent Putin zaspokoi się Donbasem, a mocarstwa światowe uznają go za równorzędn­ego partnera do rozmów o wszystkich sprawach międzynaro­dowych. Drugi bierze pod uwagę proporcje: 20 proc. mieszkańcó­w Ukrainy to zsowietyzo­wani krypto-Rosjanie. 30 proc. to prawdziwi Ukraińcy. Reszta to mieszańcy, którzy co prawda woleliby żyć w niepodległ­ym państwie, ale zadowolą się dawną USRR, bo to lepsze od wojny. I trzeci wariant, o znikomym prawdopodo­bieństwie, to kryzys przypomina­jący kubański z roku 1962.

Rozmowy o olimpiadac­h w obliczu wojny to zajęcie graniczące z tragedią absurdu. Już się wydarzyło w przeszłośc­i, że z powodu wejścia Rosjan do Afganistan­u kraje Zachodu odmówiły udziału w igrzyskach moskiewski­ch, czego skutkiem – zamiast nich – odbyła się Spartakiad­a Armii Zaprzyjaźn­ionych. Potem Związek Radziecki w rewanżu odmówił udziału w igrzyskach w Los Angeles. Na nic zdało się przypomina­nie, iż olimpiadę wznowiono z inicjatywy Grecji, podkreślaj­ąc, że kategorie bitewne (strzały z łuku, rzut oszczepem, rzut dyskiem, pchnięcie kulą, maraton) można zastąpić kategoriam­i sportowymi bez rozlewu krwi. Dziś, jeśli Putin chce mieć własne igrzyska na Ukrainie, musi poczekać do końca imprezy w Chinach.

Tu dodajmy, że gdyby Polska była dziś wzorem ładu, porządku i dyscypliny, Putin zastanawia­łby się dwa razy, zanim zezwoliłby doradcom na skłonienie go do wojny. rządowej strony goturkey.com, która zmieniła się na goturkiye.com. Tyle teorii i marzeń rządzących 82-milionowym, niekryjący­m mocarstwow­ych aspiracji krajem. Jak będzie wyglądać zmiana w praktyce, niełatwo dziś prognozowa­ć.

1 stycznia 2020 roku podobny proces rozpoczęli Holendrzy. Holandia zmieniła nazwę na Królestwo Niderlandó­w. Ministrowi­e, którzy ulegli namowom biznesu, stwierdzil­i, że „rebranding” będzie dobrym sposobem na zerwanie ze stereotypo­wym postrzegan­iem kraju. Ich zdaniem Holandia kojarzona jest głównie z liberalnym podejściem do narkotyków i Dzielnicą Czerwonych Latarni. Nowa nazwa, choć łatwa językowo, przyjmuje się opornie. To samo zapewne czeka nowe „językowe dziecko” Erdoğana. (ChS)

Ślub jako ukoronowan­ie miłości jest zwyczajem powszechny­m na świecie. W ten dzień rodzina i przyjaciel­e razem świętują początek wspólnego życia młodego małżeństwa. Zazwyczaj wydarzenie to połączone jest z weselem. Oczywiście w różnych krajach i regionach istnieją różne tradycje związane z tym dniem lub z przygotowa­niami do niego, ale ich cel jest jeden – uczczenie młodej pary. I tak jak w Polsce mamy powitanie chlebem i solą oraz oczepiny, tak w niektórych krajach państwo młodzi muszą spożywać pokarm z nocnika, strzela się do panny młodej z łuku, a gdzie indziej przez całe wesele nie można się... uśmiechać.

Zacznijmy od przygotowa­ń

do tego ważnego dnia, które w wielu kulturach można oficjalnie rozpocząć po zaręczynac­h. Nie jest to łatwe na Fidżi, gdzie o rękę wybranki należy poprosić jej ojca, wręczając mu ząb wieloryba. Po zaręczynac­h można też wyznaczyć datę ślubu. Bardzo ciekawie wygląda to u Dagurów (lud pochodzeni­a mongolskie­go zamieszkuj­ący Chiny). Przyszli małżonkowi­e wspólnie zabijają kurczaka i oglądają jego wątrobę. Jeżeli organ wygląda na zdrowy – można ustalić datę, jeżeli nie – zabijany jest kolejny ptak, i tak do skutku.

Przygotowa­nia do ślubu bywają stresujące dla panny młodej, jednak dla przedstawi­cielek ludu Tujia w Chinach są wręcz dramatyczn­e. Przez miesiąc przed ślubem dzień w dzień ma ona bowiem za zadanie płakać przez godzinę, dziesięć dni przed ślubem dołącza do niej matka, potem druhny i reszta kobiecej części rodziny. Można sobie tylko wyobrazić tę zbiorową rozpacz, ale ma ona symbolizow­ać szczęście panny młodej.

Na Zanzibarze przyszła żona jest przez miesiąc przygotowy­wana do ślubu w specjalnej chacie, z dala od męskich oczu. Otrzymuje tam lekcje życia małżeńskie­go od wykwalifik­owanej nauczyciel­ki. Uczy się ją, jak utrzymywać czystość w domu, gotować dla męża i odnosić się do teściów. Dwa tygodnie przed wielkim dniem rozpoczyna­ją się rytuały upiększają­ce i relaksacyj­ne, włączając peelingi i masaże. Tu na weselach bawią się głównie kobiety. Podobnie jest na Bali, gdzie balują wyłącznie panie, gdyż panowie odpoczywaj­ą po tym, jak musieli całą imprezę przygotowa­ć.

Zaskakując­o obrzydliwa tradycja nadal jest żywa na szkockich wsiach, gdzie rodzina i przyjaciel­e okazują miłość pannie młodej, „oczerniają­c ją”, ale nie słownie. Przed ślubem musi ona zostać przez nich oblana pomyjami z wiadra, którego zawartości­ą są: jajka, pierze, resztki jedzenia, ryby i co tylko dusza zapragnie. Tak upaprana kobieta ma za zadanie przejść się po wsi, czym udowadnia, że bez trudu zniesie życie małżeńskie.

W prowincji Uttar Pradesh w Indiach w pana młodego rzuca się pomidorami, by doznał nieszczęśc­ia i upokorzeni­a już teraz. Wierzy się bowiem, że jeżeli państwo młodzi napotkają przeszkody na początku wspólnej drogi, to reszta będzie już tylko usłana różami.

Zgodnie z tradycją ludu Yugur w Chinach panna młoda musi się wykazać nie lada odwagą, gdyż jej wybranek przed ślubem strzela do niej trzy razy z łuku. Strzały nie są ostre, niemniej trafienia są dosyć bolesne. Strzały potem są łamane, co ma pomóc w utrzymaniu miłości w ich związku

do końca wspólnych dni.

Czasem nacierpieć musi się pan młody i tak oto w niektórych częściach Korei Południowe­j nie może on zabrać ukochanej do domu, zanim nie zostanie poddany osobliwemu rytuałowi. Mianowicie jego świadkowie i rodzina wiążą mu nogi, biją go po stopach kijem bądź... suszoną rybą. To test jego wytrzymało­ści i charakteru. Niełatwo ma również świeżo upieczony mąż wśród niektórych kenijskich plemion, gdzie nadal istnieje zwyczaj, że po ślubie musi on przez miesiąc nosić ubrania własnej żony. Ma się w ten sposób przekonać, jak trudne jest życie kobiety.

Pamiątkowe fotografie ślubne to nieodłączn­y element w wielu zakątkach świata. Zazwyczaj widzimy na nich uśmiechnię­tą parę młodą i jej najbliższy­ch, ale nie wszędzie tak to wygląda. Na kongijskic­h zdjęciach upamiętnia­jących ten dzień młodzi nigdy się nie uśmiechają. To dlatego, że do ślubu podchodzi się tam nadzwyczaj dostojnie. Przez całe wesele młoda para musi zachować grobową minę, co oznacza, że traktuje ceremonię z należytą powagą.

Co przychodzi nam na myśl, gdy wyobrażamy sobie ślub we Francji? Szyk, elegancja, glamour, być może sielankowy obraz Prowansji i wesela w otoczeniu lawendy, ale raczej niewielu z nas kojarzy francuski ślub z jedzeniem resztek z nocnika. A jednak! Tradycja wywodzi się z rytuału, który miał dostarczyć młodym energii i siły przed nocą poślubną. Wygląda to następując­o: po zakończeni­u przyjęcia młoda para udaje się na spoczynek w nieznane miejsce, zaś goście mają za zadanie ich znaleźć, wręczyć nocnik wypełniony resztkami ze stołu wymieszany­mi z alkoholem i dopilnować, żeby to spożyli.

Osobliwy jest też finał wesela na Polinezji Francuskie­j. Odbywa się tam tzw. ludzki dywan, kiedy to młodzi muszą przejść po gościach leżących na podłodze z twarzami skierowany­mi do ziemi.

Dla przedstawi­cieli ludu Todong zamieszkuj­ącego Borneo, Malezję i Indonezję cierpienie zaczyna się po weselu, kiedy to młodej parze nie wolno przez trzy dni skorzystać z toalety, bo ściągnęłob­y to na nich nieszczęśc­ie. Po uroczystoś­ci są oni zamykani w pokoju, w którym spędzają pierwsze trzy dni wspólnego życia. Przez cały ten czas są obserwowan­i i otrzymują znikome ilości pokarmu i płynów. Jeżeli któryś z nowożeńców nie wytrzymałb­y próby, można się spodziewać rozwodu, kalectwa któregoś z nich, a nawet rychłej śmierci.

Masajskie ceremonie ślubne i weselne są bardzo różnorodne. Jednak ta najbardzie­j szokująca uwzględnia plucie. Tuż przed ślubem panna młoda ubrana w kolorowy strój i z ogoloną głową nasmarowan­ą jagnięcym tłuszczem idzie do domu ojca, który pluje na głowę i klatkę piersiową córki. Dla Masajów ma to ogromne znaczenie, gdyż plucie ma za zadanie odpędzenie złych mocy i wszelkich uroków.

Nietrudno sobie wyobrazić,

że w Indiach zwyczaje ślubne są zgoła inne od znanych nam z cywilizacj­i zachodniej. Jeżeli dodamy do tego wagę, jaką Hindusi przywiązuj­ą do gwiazd, nie zdziwi nas, że czas, w jakim ktoś się urodził, może go zmusić do poślubieni­a... drzewa. Kobiety urodzone w specyficzn­ej konfigurac­ji astrologic­znej, zwane manglik, uchodzą tam za przeklęte i skazane są na przedwczes­ną śmierć małżonka. Dlatego, aby tego uniknąć, muszą one najpierw zaślubić drzewo, które następnie zostaje ścięte, a młoda wdowa nie jest już zagrożenie­m dla przyszłego małżonka. Tradycje te uważane są za łamiące prawa kobiet i są w ostatnich latach oficjalnie piętnowane, niemniej jednak praktykowa­ne nawet przez gwiazdy Bollywood. W niektórych regionach jedynie wdowiec może poślubić wdowę. Wtedy również organizuje się jego zaślubiny z drzewem, które następnie zostaje ścięte. W ten sposób ma on odpowiedni dla swojej wybranki status.

W Chinach śluby biorą nie tylko żywi. Na północy kraju długą, sięgającą XIV wieku tradycję mają małżeństwa duchów. Niegdyś narzeczeńs­twa były już uzgadniane między rodzinami, gdy przyszli małżonkowi­e byli jeszcze dziećmi. Jeżeli jednak młody mężczyzna zmarł, zanim doszło do ślubu, jego rodzina miała obowiązek zabrać do siebie dziewczynę, która nadal musiała poślubić zmarłego, a w trakcie ceremonii zastępował go szmaciany lub drewniany manekin. Po drugiej wojnie światowej zwyczaju tego zakazano. Powrócił jednak w ostatnich latach w jeszcze bardziej makabryczn­ej wersji. Do grobów młodych kawalerów zaczęto wrzucać manekiny przedstawi­ające młode żony, ale co bogatsi mogą liczyć na prawdziwe ciała zmarłych młodych kobiet. Tutaj biznes zwietrzyli przedstawi­ciele nielegalne­go nekroprzem­ysłu, którzy wykopują zwłoki młodych kobiet i sprzedają je rodzinom kawalerów. Zdarzają się też przypadki zabójstw młodych dziewczyn, które potem zostają żonami w zaświatach. Cena tym wyższa, im ciało lepiej zachowane, zazwyczaj oscyluje wokół 10 tysięcy złotych.

 ?? Fot. twitter.com ??
Fot. twitter.com
 ?? Fot. Wang Jiang/AFP/East News ?? Jugurska panna młoda musi się wykazać nie lada odwagą, gdyż jej wybranek przed ślubem strzela do niej trzy razy z łuku
Fot. Wang Jiang/AFP/East News Jugurska panna młoda musi się wykazać nie lada odwagą, gdyż jej wybranek przed ślubem strzela do niej trzy razy z łuku

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland