„Dying Light 2: Stay Human”
Dzisiaj trzeba by mieć wyjątkowego pecha, żeby zostać pogrzebanym żywcem. Jednak w dawnych czasach się to przytrafiało, szczególnie w przypadku śpiączki, którą mylnie uznawano za zgon. Na szczęście dla niedoszłych denatów groby były często rabowane. Bywały przypadki, że złodzieje przypadkowo przywracali takich „umarlaków” do życia. Czy tak się narodziły legendy o zombie? Raczej nie, ale do tematu żywych trupów ponownie wróciło studio Techland. Kolejna część „Dying Light” to najważniejsza polska produkcja od czasów niesławnego „Cyberpunka 2077” oraz jedna z najgorętszych światowych premier w tym roku. Na „Stay Human” czekaliśmy siedem długich lat, podczas których z obozu wrocławskiego studia dochodziły różne wieści, czasem nawet niepokojące. Na szczęście ostatecznie gra prezentuje się dużo lepiej niż książeczka zdrowia zombie. Akcja przenosi nas 20 lat po wydarzeniach z pierwszej części. Wcielamy się w rolę Aidena, tzw. Pielgrzyma, który trafia do miasta Villedor w poszukiwaniu swojej siostry. „DL2” to produkcja z otwartym światem, w której akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Nasz bohater jest niezwykle mobilny, potrafi się szybko wspinać i skakać, co pozwala na sprawne przemieszczanie się po mieście. Ponadto całkiem nieźle radzi sobie z bronią białą, której używa się tu głównie do eksterminacji zarówno żywych trupów, jak i wrogo nastawionych ludzi (tych ostatnich też jest tu sporo). Ważnym elementem „Stay Human” jest cykl dobowy. W dzień zbyt wiele nam nie grozi i możemy w miarę bezpiecznie przemieszczać się po rozległych dzielnicach Villedor, za to w nocy, kiedy zaczyna robić się groźnie, czekają na nas najlepsze nagrody. „Dying Light 2” to solidny tytuł naszpikowany mniej lub bardziej interesującymi atrakcjami, przy których można spędzić mnóstwo czasu. Jednak liczę, że przy następnej grze Techland porzuci wreszcie temat zombie i nie będziemy już musieli czekać na tę produkcję kolejne 7 lat.