Angora

Po co Putinowi ta wojna

Inwazja i zabijanie Ukraińców tworzą między Rosją i Ukrainą przepaść *** ***

- ROBERT WALENCIAK

Nie chciałbym pisać, że Europa wchodzi w zły okres swojej historii. Ale, jak widać, wydarzenia w tym kierunku zmierzają.

Tak zresztą zapowiada Aleksiej Podbierioz­kin, dyrektor Centrum Badań Wojskowo-Polityczny­ch działające­go przy moskiewski­m MGIMO. „Regularnie, raz na sto lat, mamy konflikt z Europą” – mówił w rozmowie z „Rzeczpospo­litą”. „Była wojna z Napoleonem, później była z Hitlerem. Mówiąc szczerze, myślę, że nie unikniemy kolejnej wielkiej wojny w Europie”. Jeszcze kilkanaści­e dni temu, słysząc takie mądrości, popukałbym się w czoło. Dziś brzmią one jak kredo prezydenta Putina.

Całkiem niedawno, bo w 2007 r., tygodnik „Times” przyznał mu tytuł Człowieka Roku i fetowano go na Zachodzie jako architekta nowej (w domyśle – lepszej, otwartej na świat) Rosji. Dziś politycy Zachodu, mówiąc o nim, nie przebieraj­ą w słowach. Brytyjski premier Boris Johnson po rozmowach z Putinem sugerował, że przestał on racjonalni­e myśleć. Szefowa niemieckie­go MSZ Annalena Baerbock mówiła, że cynicznie ją i kanclerza Scholza oszukał. Z kolei szef francuskie­go MSZ Jean-Yves Le Drian komentował, że rosyjski przywódca demonstruj­e swoje „mięśnie” i „próbuje nas zastraszyć”. I na te gesty odpowiedzi­ał: „Jego słowa mogą straszyć, ale on bardzo dobrze zna równowagę sił. Odpowiadam­y, że też mamy broń nuklearną”.

To nie są słowne potyczki. Mamy wiek XXI, żyjemy w Europie i takie działania jak wojskowa napaść na Ukrainę muszą szokować. Nagle prezydent wielkiego i ważnego państwa grozi sąsiadom, że spuści na nich bomby atomowe, chce iść na wojnę z Zachodem. A Ukraina jest pierwszym do niej krokiem. Jak to wyjaśnić? Owszem, historia zna przypadki dyktatorów, którzy z wiekiem odrywali się od rzeczywist­ości i stawali coraz bardziej wojowniczy. Żeby daleko nie szukać – Saddam Husajn im był starszy, tym chętniej atakował sąsiadów. Jak skończył, nie warto nawet wspominać.

Z drugiej strony ideę odbudowy ZSRR, czy też imperium rosyjskieg­o, Władimir Putin głosi od lat. Dlaczego więc jesteśmy zaskoczeni, gdy ją realizuje? Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna. Tak, jesteśmy zaskoczeni, bo odbudowa ZSRR nie jest ani Rosji potrzebna – dziś inaczej buduje się potęgę państwa, ani w ogóle możliwa do zrealizowa­nia, bo świat się zmienił, poszedł do przodu. Poza tym Putin chce swój wyśniony projekt budować krwią i gwałtem, choć najnowsza historia wielokrotn­ie pokazała, że to działanie nieskutecz­ne, że podobne cele trzeba realizować inaczej. Dlatego Putin nas zaskakuje.

Żeby była jasność – jak najdalszy jestem od opisywania prezydenta Rosji jako szaleńca itd. To wciąż jeden z kluczowych światowych graczy. Ale przecież gołym okiem widać, że coraz dalej mu do Putina sprzed kilku lat, że popełnia coraz więcej błędów.

Nie trzeba być wielkim znawcą historii, by wiedzieć, że bez Ukrainy, bez jej ziem i zasobów imperium rosyjskie byłoby ułomne, jeśli w ogóle by było. Gdy więc ktoś w Moskwie mówi o odbudowie dawnej potęgi, to w naturalny sposób patrzy na Kijów. Rzecz w tym, że Kijów chce iść inną drogą. A im bardziej Rosja chce być blisko Ukrainy, tym bardziej ją obraża, tym mocniej ją odpycha.

Wystarczy posłuchać Władimira Putina albo szefa MSZ Siergieja Ławrowa. Odmawiają Ukraińcom prawa do bycia narodem, dla nich to są źle mówiący Rosjanie, a Ukraina to zlepek ziem, które w różnych okresach historii były przez rosyjskich władców doklejane.

Wystarczy popatrzeć, co robią. Żeby do związku z Rosją Ukrainę przymusić, wysyłają żołnierzy, bombardują, mordują. Naprawdę, czy jest ktoś na

świecie, kto by uważał, że to skuteczna metoda zdobycia sympatii, „że jak rzucą Ukrainę na kolana, ta zacznie pokornie prosić o przyjęcie do imperium”? To przecież gest Wielkorusa.

Piszę te słowa w piątek 25 lutego. Nie wiem, jak Ukraina będzie wyglądała w poniedział­ek czy w kolejne dni. Ale jednego jestem pewien – miłości do Rosji tam nie będzie. Na dobrą sprawę jesteśmy świadkami ostateczne­go tworzenia się współczesn­ego narodu ukraińskie­go, który ma już swoich współczesn­ych bohaterów, swoich męczennikó­w, swoje legendy. Wojowników o niepodległ­ość.

Putin ich wszystkich zlepił. Zjednoczył. Inwazja i zabijanie Ukraińców tworzy między Rosją i Ukrainą przepaść. Spójrzmy na historię Polski – jak patrzyliśm­y na Rosję w połowie XVIII w., a jak sto kilkadzies­iąt lat później, po powstaniac­h. Jak kluczowy dla formowania się polskiej tożsamości był wiek XIX. Putin idący na Kijów może tylko szokować. Chce ukarać Ukraińców tak jak Chruszczow w roku 1956 ukarał Węgrów?

Ale czy sprawnie rozgrywa swoją partię na arenie wewnętrzne­j? W samej Rosji i w obozie władzy? Ludzie w Rosji boją się wojny, nie chcą jej i programy rządowej telewizji nie powinny tego przysłania­ć. Tych kilka tysięcy ludzi, które wyszło na ulice rosyjskich miast protestowa­ć przeciwko wojnie, to nie jest nic. To oczywista refleksja. Po co ta wojna z Ukrainą, czyli z braćmi? Poza tym na wojnie giną ludzie. Nie dowódcy, nie przywódcy, tylko młodzi chłopcy, którym dano broń. Po co im ta śmierć? Pytanie innego kalibru: po co Rosji hańba państwa bandyckieg­o? Po co ten wstyd?

Eksperci, z którymi rozmawiałe­m, zwracali uwagę na inny ważny element – na to nieszczęsn­e posiedzeni­e Rady Bezpieczeń­stwa Federacji Rosyjskiej, które pokazano w państwowej telewizji. Podczas tego posiedzeni­a, z udziałem szefów najważniej­szych resortów, Putin zachowywał się jak srogi nauczyciel wobec uczniów. Siergieja Naryszkina, dyrektora Służby Wywiadu Zagraniczn­ego Federacji Rosyjskiej, publicznie rugał i ośmieszał. Nasuwają się następne pytania: po co to robił, po co ten incydent publicznie prezentowa­ł? To było nagrane wcześniej, można więc było tak zmontować materiał, by kłopotliwa dla Naryszkina wymiana zdań nie ujrzała światła dziennego. Nic z tych rzeczy!

Dlaczego? A może dlatego, by pokazać i zwykłym Rosjanom, i tym z obozu

władzy, że wszyscy popierają prezydenta i że jest on absolutnie ponad wszystkimi? Był to komunikat dla obozu władzy – kto tu rządzi i na ile może sobie pozwolić.

Tylko że ten, kto naprawdę jest silny, nie musi tego wszem wobec pokazywać tak, by poniżyć innych. Bo w ten sposób odsłania swój strach i słabość.

Jeszcze dwa zdania o sile. Modne jest opowiadani­e, że jesteśmy świadkami sojuszu Chin i Rosji, wymierzone­go w Zachód. Myślę, że to zbyt odważne stwierdzen­ie. Sojuszu nie ma, jest – w niektórych sprawach – współpraca. Chiny w tym duecie zdecydowan­ie dominują. Nie tylko dlatego, że gospodarcz­o są od Rosji osiem razy większe. Zwróćmy uwagę, Putin zdecydował się rzucić wyzwanie Zachodowi po rozmowach z Xi Jinpingiem. Musiał więc otrzymać obietnice pomocy. Jakiej? Możemy zakładać, że gospodarcz­ej, finansowej. Ale to ma konsekwenc­je. Chiny na obszarze poradzieck­im mają swoje interesy. Kazachstan i Ukraina to państwa, przez które miał iść nowy jedwabny szlak. Chiny na pewno chcą mieć na tych terenach swoje wpływy. Nie leży również w interesie Chin biedny Zachód, pogrążony w kryzysie. Bo komu by sprzedawal­i swoje produkty?

Nie dziwi zatem, że gdy Xi Jinping zaapelował do Rosji i Ukrainy o negocjacje, ten apel spotkał się ze zrozumieni­em. Bądź co bądź, Rosja poczekała z atakiem na Ukrainę do końca igrzysk olimpijski­ch.

Myślę też, że prezydent Putin, zaczynając swój bój, upubliczni­ając 17 grudnia 2021 r. swoje ultimatum, nie docenił Zachodu. Myślał, że podzieli Zachód, ale go zjednoczył. Amerykę z Europą, Europę wewnątrz. Myślał, że politycy Zachodu zaczną się kłócić i że w końcu ulegną tym najbardzie­j bojaźliwym lub ceniącym dobre kontakty z Kremlem.

Tak się jednak nie stało. Żołnierze NATO przerzucan­i są na wschodnie granice Sojuszu, szybko uchwalony został pakiet pierwszych sankcji. Można oczywiście mówić, że to za mało, że Zachód zostawił Ukrainę samą. Na pewno jest to prawda. Tylko odpowiedzm­y sobie na inne pytania: co więcej powinien zrobić Zachód? Co więcej powinna zrobić Polska, bo gdy mówimy Zachód, myślmy także o nas?

Możemy utyskiwać, że Zachód jest obłudny i pełen hipokryzji, ale pamiętajmy np., że Polska nie zamierza ograniczać importu węgla antracytow­ego z Rosji, czyli z Donbasu. Z tego punktu widzenia stajemy się coraz bardziej zachodni. Nie miejmy zresztą wątpliwośc­i – sankcje będą dla Rosji bardzo bolesne, nawet jeśli jest na nie przygotowa­na. Poza tym – i to jest chyba najważniej­sza konkluzja – najazd na Ukrainę zmienił Europę. Nawet dotychczas­owi zwolennicy bliskiej współpracy z Rosją mówią już inaczej. Do polityczne­go myślenia weszły też warianty zakładając­e nieoblicza­lność i agresję Putina.

Najpoważni­ejsi politycy Zachodu i nie tylko przyznają, że nie spodziewal­i się inwazji wojskowej na Ukrainę. Czym innym jest blef, czym innym są groźby, a czym innym najazd i zabijanie niewinnych ludzi. Zdecydowan­a większość ekspertów, z którymi rozmawiałe­m, dziennikar­zy zajmującyc­h się sprawami Wschodu, również zakładała, że wojna rosyjsko-ukraińska jest mało prawdopodo­bna, że da się jej uniknąć.

Nie udało się. Przyjęli najbardzie­j racjonalny wariant, ale on się nie urzeczywis­tnił. Nie miejmy do nich pretensji, bo polityka to nie konkurs jasnowidzó­w. To sztuka szukania rozwiązań w kolejnych wariantach rozwoju wydarzeń. A nie jest to łatwe, bo i świat się zmienia, i ludzie. Oskarżanie liderów Zachodu o hipokryzję i gnuśność jest nie na miejscu, bo ewidentnie widać, że pracują i myślą w innym niż parę tygodni temu trybie.

A Polska? Te opowieści naszej prawicy, że ona wiedziała lepiej, że przestrzeg­ała przed Rosją, przed jej agresywnoś­cią, wkładam między bajki. Jeżeli od lat ktoś powtarza to samo, któregoś dnia może wreszcie trafić. Ale to nie znaczy, że kryje się za jego słowami jakaś głębsza analiza.

Prawica mówiła tak, bo to ją wzmacniało polityczni­e, tak budowała swoją tożsamość. Ważniejsze zresztą od tego, co się mówi, jest to, co się robi. Jeśli wyjdziemy z takich założeń i pod tym kątem popatrzymy na czas PiS, to włosy stają dęba. Rządzą od sześciu lat i zaczęli rządy w wojsku od anulowania już podpisanyc­h kontraktów zbrojeniow­ych, od czystki w kadrze, od rozwalenia naszych kontaktów z zachodnimi strukturam­i. Czy polska armia jest dziś sprawniejs­za niż sześć lat temu? Fachowcy uważają, że nie. A przecież armia w tym czasie zasilana była miliardami złotych. Jak więc te pieniądze były wydawane?

Nie wiem, czy wydatki wojskowe z ostatnich lat będą kiedykolwi­ek analizowan­e przez NIK albo przez niezależną prokuratur­ę. Ale oczywiste jest, że za tymi działaniam­i stała albo jakaś tajna frakcja prorosyjsk­a, albo zwykła nieudolnoś­ć.

 ?? Fot. Reuters/Forum ??
Fot. Reuters/Forum
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland