Po co Putinowi ta wojna
Inwazja i zabijanie Ukraińców tworzą między Rosją i Ukrainą przepaść *** ***
Nie chciałbym pisać, że Europa wchodzi w zły okres swojej historii. Ale, jak widać, wydarzenia w tym kierunku zmierzają.
Tak zresztą zapowiada Aleksiej Podbieriozkin, dyrektor Centrum Badań Wojskowo-Politycznych działającego przy moskiewskim MGIMO. „Regularnie, raz na sto lat, mamy konflikt z Europą” – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. „Była wojna z Napoleonem, później była z Hitlerem. Mówiąc szczerze, myślę, że nie unikniemy kolejnej wielkiej wojny w Europie”. Jeszcze kilkanaście dni temu, słysząc takie mądrości, popukałbym się w czoło. Dziś brzmią one jak kredo prezydenta Putina.
Całkiem niedawno, bo w 2007 r., tygodnik „Times” przyznał mu tytuł Człowieka Roku i fetowano go na Zachodzie jako architekta nowej (w domyśle – lepszej, otwartej na świat) Rosji. Dziś politycy Zachodu, mówiąc o nim, nie przebierają w słowach. Brytyjski premier Boris Johnson po rozmowach z Putinem sugerował, że przestał on racjonalnie myśleć. Szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock mówiła, że cynicznie ją i kanclerza Scholza oszukał. Z kolei szef francuskiego MSZ Jean-Yves Le Drian komentował, że rosyjski przywódca demonstruje swoje „mięśnie” i „próbuje nas zastraszyć”. I na te gesty odpowiedział: „Jego słowa mogą straszyć, ale on bardzo dobrze zna równowagę sił. Odpowiadamy, że też mamy broń nuklearną”.
To nie są słowne potyczki. Mamy wiek XXI, żyjemy w Europie i takie działania jak wojskowa napaść na Ukrainę muszą szokować. Nagle prezydent wielkiego i ważnego państwa grozi sąsiadom, że spuści na nich bomby atomowe, chce iść na wojnę z Zachodem. A Ukraina jest pierwszym do niej krokiem. Jak to wyjaśnić? Owszem, historia zna przypadki dyktatorów, którzy z wiekiem odrywali się od rzeczywistości i stawali coraz bardziej wojowniczy. Żeby daleko nie szukać – Saddam Husajn im był starszy, tym chętniej atakował sąsiadów. Jak skończył, nie warto nawet wspominać.
Z drugiej strony ideę odbudowy ZSRR, czy też imperium rosyjskiego, Władimir Putin głosi od lat. Dlaczego więc jesteśmy zaskoczeni, gdy ją realizuje? Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna. Tak, jesteśmy zaskoczeni, bo odbudowa ZSRR nie jest ani Rosji potrzebna – dziś inaczej buduje się potęgę państwa, ani w ogóle możliwa do zrealizowania, bo świat się zmienił, poszedł do przodu. Poza tym Putin chce swój wyśniony projekt budować krwią i gwałtem, choć najnowsza historia wielokrotnie pokazała, że to działanie nieskuteczne, że podobne cele trzeba realizować inaczej. Dlatego Putin nas zaskakuje.
Żeby była jasność – jak najdalszy jestem od opisywania prezydenta Rosji jako szaleńca itd. To wciąż jeden z kluczowych światowych graczy. Ale przecież gołym okiem widać, że coraz dalej mu do Putina sprzed kilku lat, że popełnia coraz więcej błędów.
Nie trzeba być wielkim znawcą historii, by wiedzieć, że bez Ukrainy, bez jej ziem i zasobów imperium rosyjskie byłoby ułomne, jeśli w ogóle by było. Gdy więc ktoś w Moskwie mówi o odbudowie dawnej potęgi, to w naturalny sposób patrzy na Kijów. Rzecz w tym, że Kijów chce iść inną drogą. A im bardziej Rosja chce być blisko Ukrainy, tym bardziej ją obraża, tym mocniej ją odpycha.
Wystarczy posłuchać Władimira Putina albo szefa MSZ Siergieja Ławrowa. Odmawiają Ukraińcom prawa do bycia narodem, dla nich to są źle mówiący Rosjanie, a Ukraina to zlepek ziem, które w różnych okresach historii były przez rosyjskich władców doklejane.
Wystarczy popatrzeć, co robią. Żeby do związku z Rosją Ukrainę przymusić, wysyłają żołnierzy, bombardują, mordują. Naprawdę, czy jest ktoś na
świecie, kto by uważał, że to skuteczna metoda zdobycia sympatii, „że jak rzucą Ukrainę na kolana, ta zacznie pokornie prosić o przyjęcie do imperium”? To przecież gest Wielkorusa.
Piszę te słowa w piątek 25 lutego. Nie wiem, jak Ukraina będzie wyglądała w poniedziałek czy w kolejne dni. Ale jednego jestem pewien – miłości do Rosji tam nie będzie. Na dobrą sprawę jesteśmy świadkami ostatecznego tworzenia się współczesnego narodu ukraińskiego, który ma już swoich współczesnych bohaterów, swoich męczenników, swoje legendy. Wojowników o niepodległość.
Putin ich wszystkich zlepił. Zjednoczył. Inwazja i zabijanie Ukraińców tworzy między Rosją i Ukrainą przepaść. Spójrzmy na historię Polski – jak patrzyliśmy na Rosję w połowie XVIII w., a jak sto kilkadziesiąt lat później, po powstaniach. Jak kluczowy dla formowania się polskiej tożsamości był wiek XIX. Putin idący na Kijów może tylko szokować. Chce ukarać Ukraińców tak jak Chruszczow w roku 1956 ukarał Węgrów?
Ale czy sprawnie rozgrywa swoją partię na arenie wewnętrznej? W samej Rosji i w obozie władzy? Ludzie w Rosji boją się wojny, nie chcą jej i programy rządowej telewizji nie powinny tego przysłaniać. Tych kilka tysięcy ludzi, które wyszło na ulice rosyjskich miast protestować przeciwko wojnie, to nie jest nic. To oczywista refleksja. Po co ta wojna z Ukrainą, czyli z braćmi? Poza tym na wojnie giną ludzie. Nie dowódcy, nie przywódcy, tylko młodzi chłopcy, którym dano broń. Po co im ta śmierć? Pytanie innego kalibru: po co Rosji hańba państwa bandyckiego? Po co ten wstyd?
Eksperci, z którymi rozmawiałem, zwracali uwagę na inny ważny element – na to nieszczęsne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, które pokazano w państwowej telewizji. Podczas tego posiedzenia, z udziałem szefów najważniejszych resortów, Putin zachowywał się jak srogi nauczyciel wobec uczniów. Siergieja Naryszkina, dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, publicznie rugał i ośmieszał. Nasuwają się następne pytania: po co to robił, po co ten incydent publicznie prezentował? To było nagrane wcześniej, można więc było tak zmontować materiał, by kłopotliwa dla Naryszkina wymiana zdań nie ujrzała światła dziennego. Nic z tych rzeczy!
Dlaczego? A może dlatego, by pokazać i zwykłym Rosjanom, i tym z obozu
władzy, że wszyscy popierają prezydenta i że jest on absolutnie ponad wszystkimi? Był to komunikat dla obozu władzy – kto tu rządzi i na ile może sobie pozwolić.
Tylko że ten, kto naprawdę jest silny, nie musi tego wszem wobec pokazywać tak, by poniżyć innych. Bo w ten sposób odsłania swój strach i słabość.
Jeszcze dwa zdania o sile. Modne jest opowiadanie, że jesteśmy świadkami sojuszu Chin i Rosji, wymierzonego w Zachód. Myślę, że to zbyt odważne stwierdzenie. Sojuszu nie ma, jest – w niektórych sprawach – współpraca. Chiny w tym duecie zdecydowanie dominują. Nie tylko dlatego, że gospodarczo są od Rosji osiem razy większe. Zwróćmy uwagę, Putin zdecydował się rzucić wyzwanie Zachodowi po rozmowach z Xi Jinpingiem. Musiał więc otrzymać obietnice pomocy. Jakiej? Możemy zakładać, że gospodarczej, finansowej. Ale to ma konsekwencje. Chiny na obszarze poradzieckim mają swoje interesy. Kazachstan i Ukraina to państwa, przez które miał iść nowy jedwabny szlak. Chiny na pewno chcą mieć na tych terenach swoje wpływy. Nie leży również w interesie Chin biedny Zachód, pogrążony w kryzysie. Bo komu by sprzedawali swoje produkty?
Nie dziwi zatem, że gdy Xi Jinping zaapelował do Rosji i Ukrainy o negocjacje, ten apel spotkał się ze zrozumieniem. Bądź co bądź, Rosja poczekała z atakiem na Ukrainę do końca igrzysk olimpijskich.
Myślę też, że prezydent Putin, zaczynając swój bój, upubliczniając 17 grudnia 2021 r. swoje ultimatum, nie docenił Zachodu. Myślał, że podzieli Zachód, ale go zjednoczył. Amerykę z Europą, Europę wewnątrz. Myślał, że politycy Zachodu zaczną się kłócić i że w końcu ulegną tym najbardziej bojaźliwym lub ceniącym dobre kontakty z Kremlem.
Tak się jednak nie stało. Żołnierze NATO przerzucani są na wschodnie granice Sojuszu, szybko uchwalony został pakiet pierwszych sankcji. Można oczywiście mówić, że to za mało, że Zachód zostawił Ukrainę samą. Na pewno jest to prawda. Tylko odpowiedzmy sobie na inne pytania: co więcej powinien zrobić Zachód? Co więcej powinna zrobić Polska, bo gdy mówimy Zachód, myślmy także o nas?
Możemy utyskiwać, że Zachód jest obłudny i pełen hipokryzji, ale pamiętajmy np., że Polska nie zamierza ograniczać importu węgla antracytowego z Rosji, czyli z Donbasu. Z tego punktu widzenia stajemy się coraz bardziej zachodni. Nie miejmy zresztą wątpliwości – sankcje będą dla Rosji bardzo bolesne, nawet jeśli jest na nie przygotowana. Poza tym – i to jest chyba najważniejsza konkluzja – najazd na Ukrainę zmienił Europę. Nawet dotychczasowi zwolennicy bliskiej współpracy z Rosją mówią już inaczej. Do politycznego myślenia weszły też warianty zakładające nieobliczalność i agresję Putina.
Najpoważniejsi politycy Zachodu i nie tylko przyznają, że nie spodziewali się inwazji wojskowej na Ukrainę. Czym innym jest blef, czym innym są groźby, a czym innym najazd i zabijanie niewinnych ludzi. Zdecydowana większość ekspertów, z którymi rozmawiałem, dziennikarzy zajmujących się sprawami Wschodu, również zakładała, że wojna rosyjsko-ukraińska jest mało prawdopodobna, że da się jej uniknąć.
Nie udało się. Przyjęli najbardziej racjonalny wariant, ale on się nie urzeczywistnił. Nie miejmy do nich pretensji, bo polityka to nie konkurs jasnowidzów. To sztuka szukania rozwiązań w kolejnych wariantach rozwoju wydarzeń. A nie jest to łatwe, bo i świat się zmienia, i ludzie. Oskarżanie liderów Zachodu o hipokryzję i gnuśność jest nie na miejscu, bo ewidentnie widać, że pracują i myślą w innym niż parę tygodni temu trybie.
A Polska? Te opowieści naszej prawicy, że ona wiedziała lepiej, że przestrzegała przed Rosją, przed jej agresywnością, wkładam między bajki. Jeżeli od lat ktoś powtarza to samo, któregoś dnia może wreszcie trafić. Ale to nie znaczy, że kryje się za jego słowami jakaś głębsza analiza.
Prawica mówiła tak, bo to ją wzmacniało politycznie, tak budowała swoją tożsamość. Ważniejsze zresztą od tego, co się mówi, jest to, co się robi. Jeśli wyjdziemy z takich założeń i pod tym kątem popatrzymy na czas PiS, to włosy stają dęba. Rządzą od sześciu lat i zaczęli rządy w wojsku od anulowania już podpisanych kontraktów zbrojeniowych, od czystki w kadrze, od rozwalenia naszych kontaktów z zachodnimi strukturami. Czy polska armia jest dziś sprawniejsza niż sześć lat temu? Fachowcy uważają, że nie. A przecież armia w tym czasie zasilana była miliardami złotych. Jak więc te pieniądze były wydawane?
Nie wiem, czy wydatki wojskowe z ostatnich lat będą kiedykolwiek analizowane przez NIK albo przez niezależną prokuraturę. Ale oczywiste jest, że za tymi działaniami stała albo jakaś tajna frakcja prorosyjska, albo zwykła nieudolność.