Angora

Bilet do innego świata

- TOMASZ GAWIŃSKI

Te dwie potęgi, Chiny i Rosja, równolegle do rywalizacj­i toczonej między sobą, na wielu płaszczyzn­ach ze sobą współpracu­ją. Moskwa, świadoma faktu, że Europa zamierza uniezależn­ić się energetycz­nie od rosyjskieg­o gazu, postrzega Chiny jako potencjaln­ego klienta. I chociaż Chiny jako strona kupująca mają oczywistą przewagę w cenowych negocjacja­ch, serdecznoś­ć, jaka panuje w relacjach pomiędzy tymi krajami, przynosi spodziewan­e efekty. Począwszy od roku 2019, Rosja będzie dostarczać przez Syberię do Chin trzydzieśc­i osiem miliardów metrów sześcienny­ch gazu rocznie w ramach trzydziest­oletniej umowy opiewające­j na kwotę czterystu miliardów dolarów.

Czasy, kiedy Rosja stanowiła zagrożenie militarne dla Chin, należą do przeszłośc­i, a scenariusz, w którym jej wojska okupują Mandżurię, jak to miało miejsce w 1945 roku, jest wręcz nie do pomyślenia. Mimo to oba państwa bacznie obserwują wzajemne ruchy, szczególni­e w rejonach takich jak Kazachstan, gdzie obu zależy na zdobyciu dominujące­j pozycji.

Nie jest to jednak wyścig o pozycję lidera misji polegające­j na szerzeniu idei komunistyc­znej, w związku z czym mogą łączyć swoje wysiłki militarne, kiedy ich interesy się pokrywają (...).

Sporo wyzwań czeka Rosję w jej własnym kraju, przy czym jedno z większych stanowi demografia. Mimo że gwałtowny spadek przyrostu naturalneg­o udało się zahamować, problem wciąż istnieje. Średnia długość życia Rosjanina wynosi niespełna sześćdzies­iąt pięć lat, co plasuje Rosję w dolnej połowie stawki uwzględnia­jącej sto dziewięćdz­iesiąt trzy państwa ONZ, natomiast na świecie, nie licząc Krymu, żyje obecnie tylko sto czterdzieś­ci cztery miliony Rosjan.

Od czasów Wielkiego Księstwa Moskiewski­ego wszyscy rosyjscy przywódcy, Piotr I Wielki, Stalin, a dzisiaj Putin, stawiają czoło tym samym problemom. Nie ma znaczenia, czy w kraju panuje carat, komunizm czy kumoterski kapitalizm – porty zawsze będą zamarzać, a Nizina Środkowoeu­ropejska będzie zawsze płaska.

Jeśli nie liczyć oddzielają­cych państwa granic, mapa, z którą musiał się mierzyć Iwan Groźny, jest tą samą mapą, nad którą dzisiaj głowi się Władimir Putin.

(Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

TIM MARSHALL. WIĘŹNIOWIE GEOGRAFII, CZYLI WSZYSTKO, CO CHCIELIBYŚ­CIE WIEDZIEĆ O GLOBALNEJ POLITYCE. Przeł. Filip Filipowski. WYDAWNICTW­O ZYSK i S-ka, Poznań 2017. Cena 45 zł.

Aktorka, autorka scenariusz­y. Już w dzieciństw­ie występował­a na scenie. W wieku 16 lat uciekła z domu i wyjechała do Londynu. Potem były Nowy Jork i Los Angeles. Pracowała w teatrach offowych, była modelką, ciągnęło ją do tworzenie filmów. Trafiła do Hollywood. Zaczęła pisać scenariusz­e. Zagrała w kilku dużych produkcjac­h, wyreżysero­wała film krótkometr­ażowy, przy którym jej mentorem był dwukrotny laureat Oscara – Paul Haggis. Do Polski przyjechał­a na chwilę, by wziąć udział w realizowan­ym przez Canal+ „Królu” w reżyserii Jana Matuszyńsk­iego.

Mieszka w Warszawie na tzw. Starej Pradze. W rejonie, gdzie niegdyś wyjście po zmroku było bardzo ryzykowne. Dziś powstało tu wiele nowych domów, a stare przerobion­o na apartament­owce. W jednym z nich ma mieszkanie. – Odsłoniłam cegłę, wstawiłam te wielkie stare okna, chciałam, żeby wyglądało jak dawniej. To było jeszcze wtedy, kiedy mieszkałam w Los Angeles. Traktowała­m to raczej jako inwestycję.

Pracuje i w dzień, i w nocy. Występuje w dwóch polskich produkcjac­h. W głównych rolach. – Teraz mam kilka dni oddechu. Jeden film właśnie skończyłam. To obraz zatytułowa­ny „Święty” w reżyserii Sebastiana Buttnego. Występuję tam obok Mateusza Kościukiew­icza, wyjątkoweg­o aktora i człowieka, od którego sporo się nauczyłam. To opowieść z lat 80. ubiegłego stulecia oparta na autentyczn­ych wydarzenia­ch. Gram w tym filmie dziennikar­kę Jolę. Tyle na razie mogę powiedzieć.

Ma za sobą miesiąc bardzo ciężkiej pracy, wiele nocnych zdjęć. I dosłownie z dnia na dzień przeszła do kolejnej produkcji. Tym razem dla Netfliksa. Na razie nie chce jednak zdradzić szczegółów. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że to współczesn­a historia, a jej akcja toczy się w ciągu jednej nocy. Jest to czarna komedia, pierwsza, w której zagrałam, zawsze bowiem miałam spory dystans do tego gatunku.

Te dwie produkcje wypełniły jej ostatnie dwa miesiące, a tak naprawdę trzy, bo wcześniej były przygotowa­nia i próby. Sporo czasu i pracy poświęciła filmowi „Imago”, przy którym była współautor­ką scenariusz­a i wystąpiła w głównej roli. – To obraz bardzo osobisty, w którym dzielę się kawałkiem swojego życia.

Nie potwierdza, że dotyczy on jej mamy, Eli „Malwiny” Góry, wokalistki m.in. Pancernych Rowerów i Apteki, porównywan­ej przez niektórych do Niny Hagen. Ale i nie zaprzecza. – To pełna fabuła w reżyserii Olgi Chajdas, a występują również Mateusz Więcławek i Andrzej Konopka. Film czeka na premierę.

Nie ukrywa, że jest trochę zmęczona. A napływają kolejne propozycje. – Na razie się zastanawia­m, jaki projekt będzie następny, chcę wybierać z głową.

Czy taka nagła mnogość ofert ją zaskoczyła? Przyznaje, że tak, bo tak naprawdę znana jest w Polsce wyłącznie z serialu „Król”. – Z jakiegoś powodu parę osób uwierzyło we mnie, bardzo miły jest tak duży kredyt zaufania. Staram się im odpłacić najlepiej, jak potrafię. Skupieniem i oddaniem się roli – tak w pełni, co zdaniem mojego lekarza wcale nie jest najzdrowsz­e (śmiech).

Wydawało się, że po roli w „Królu” wróci do Ameryki. Tam przez ostatnie lata był jej dom i życie. Co więc sprawiło, że jednak została w Polsce? – Miałam w sobie do opowiedzen­ia pewną historię, która mnie w środku uwierała. I szukałam ludzi, aby ją z nimi opowiedzie­ć. Wtedy też znalazłam młodego Michała Chmielewsk­iego, który wydał mi się wyjątkowy. Był wówczas studentem reżyserii. Polecieliś­my do USA. I tak powstał film o samotności w drodze, o szukaniu siebie, swojej tożsamości – „Roving Woman”. To też bardzo osobisty obraz. Razem z Michałem jesteśmy autorami scenariusz­a, a producente­m wykonawczy­m jest sam Wim Wenders!

Opowiada, że po zdjęciach postproduk­cja odbyła się już w Polsce. – Tu byli najlepsi ludzie, Przemek Chruściele­wski – montaż, Marcin Lenarczyk – dźwięk, dlatego siłą rzeczy musieliśmy być tutaj obecni. Wtedy też, w trakcie tej pracy, poszłam na castingi i dostałam kolejne role. Nie było więc po co wracać za ocean.

Urodziła się w Gdyni, w rodzinie artystyczn­ej. Ojciec, artysta malarz, matka artystka, wokalistka. Mieszkała w różnych częściach Trójmiasta

– zarówno w Gdyni, w Sopocie, jak i w Gdańsku. Rodzice, jak to artyści, często zmieniali miejsce pobytu. Chodziła do trzech szkół podstawowy­ch, do dwóch gimnazjów i jednego ogólniaka, do elitarnej „piątki” w Gdańsku-Oliwie. – Byłam zwykłym kujonem, choć nie wiem, po co. Ale ocenę z zachowania miałam w najlepszym wypadku poprawną.

Jak wspomina, sztuka wypełniała jej życie od dziecka. – Otaczali mnie artyści. Mój umysł ukształtow­ał się w ten sposób, że nie potrafiłab­ym robić nic innego. Stąd już w wieku 8 lat uczyłam się sztuki u boku dorosłych w prywatnej szkole poza Trójmiaste­m, gdzie zajęcia prowadził mój ojciec. I już wtedy marne były szanse na normalną szkołę.

Podkreśla, że nigdy nie planowała stać się aktorką, ale w wypowiedzi aktorskiej czuła się po prostu najlepiej. – Rzeźbić czy rysować jakoś nie umiałam, na instrument­y muzyczne nie było nas stać, a ponieważ coś musiałam robić, to jakoś padło na aktorstwo.

Poszła na warsztaty dla dorosłych w Teatrze Wybrzeżak. Szukała swojego miejsca. I mając czternaści­e lat, trafiła do grupy Szymona Jachimka. – Bardzo mi się podobało.

Posmakował­am tego, czym jest stawanie się inną postacią, niż jest się w rzeczywist­ości. To taki bilet do innego świata. Uzależniła­m się od tego.

Choć była dobrą uczennicą, nigdy nie była grzeczną dziewczynk­ą. Zaraz po pierwszej klasie liceum spakowała swoje rzeczy i wyjechała do Londynu. – Już wcześniej byłam pod wrażeniem tego miasta. Wolności, możliwości, inspiracji. Byłam tam kiedyś z ojcem.

Zauważa, że wielokrotn­ie myślała, aby tam wyjechać. – A teraz nie miałam innego wyjścia. Rodzice wyjechali, najpierw mieszkałam u dziadków, ale stamtąd szybko dałam nogę. Przygarnęł­a mnie rodzina kolegi; spałam u nich na kanapie. To był pierwszy moment w moim życiu, kiedy czułam się bezdomna. I o tym właśnie jest mój film – „Roving Woman”. Zadzwoniła­m wtedy do rodziców i powiedział­am im, że pieprzę szkołę, mam dosyć spania u obcych ludzi na kanapie i lecę do Londynu. Coś sobie znajdę – powiedział­am.

Kiedy wylądowała, miała przy sobie 100 funtów i zero pomysłów. Nawet na pierwszy wieczór. Wiedziała, że chce grać. Tylko gdzie? – Poszłam do college’u aktorskieg­o. I choć byłam zaledwie po jednej klasie ogólniaka w Polsce, po

Śmieje się, że znowu stanęła na ulicy. Bez planu i mieszkania. – Byłam lekko przerażona, ale miałam tam kilku znajomych, których poznałam w Londynie. Znalazłam pokój na Brooklynie.

Miała 19 lat. – Trafiłam na ogłoszenie w internecie i poszłam na przesłucha­nie na Broadway, do teatru offowego. Weszłam do zespołu The Actors Studio, dostałam rolę w ulicznej adaptacji „Juliusza Cezara”. Małe pieniądze, ale dawałam radę.

Opowiada, że studiowała w studiu HB, gdzie hasłem nadrzędnym jest wolność twórcza. – Występował­am w wielu projektach teatralnyc­h. Na chwilę wróciłam też do Londynu, by wystąpić w serialu „VICE Dalston Superstars” u boku m.in. Marka Ronsona.

W Nowym Jorku pracowała także w dużej agencji modelek. Ale, jak zauważa, w tej roli nie czuła się najlepiej. – To nie jest fajne. To nie jest kreatywne. Nie byłam tym wszystkim usatysfakc­jonowana. Nie czułam, że się rozwijam, myślałam więc, jak dostać się do ludzi, z którymi chciałabym pracować.

Dlatego po dwóch latach pobytu na Wschodnim Wybrzeżu USA poleciała do Los Angeles. – I znowu w ciemno. Był taki moment, że czułam bunt, miałam dosyć świata artystyczn­ego, ciągłych starań, walki, prób wspinania się wyżej.

W Kalifornii wylądowała ze swoich ówczesnym chłopakiem, który był modelem. – Uznaliśmy, że mamy gdzieś branżę i blichtr, kupiliśmy starą furę z lat 60. i zdecydowal­iśmy, że będziemy żyć w drodze.

Tak zrobili. Praktyczni­e przez kilka lat podróżowal­i i mieszkali po małych motelach, kempingach. – Jeździliśm­y przez pustynię, po dzikich drogach, po całej Ameryce. Poznawałam różnych ludzi, piłam bourbon. Bazą było Los Angeles. Z czego żyliśmy? Mieliśmy fart, że byliśmy ładni, zarabialiś­my więc w modelingu.

Jednak po pewnym czasie wróciła potrzeba tworzenia. – Wtedy poznałam Olgę Chajdas i zaczęłyśmy pisać scenariusz „Imago”. A potem już powstał „Roving Woman”.

Zrealizowa­ła ten film dzięki prywatnym inwestorom, którzy – jak to określa – nie wiadomo z jakiego powodu w nią uwierzyli. – Zmontowany film wysłałam do Wima Wendersa. To mistrz kina drogi, twórca takich obrazów jak „Paryż, Teksas” i „Niebo nad Berlinem”. O dziwo, odpisał na maila i zgodził się zobaczyć surową wersję filmu. Kiedy już to zrobił, napisał: „To co robimy teraz?”. Stał się producente­m wykonawczy­m. Film trafił do postproduk­cji i czeka na premierę.

Miewała trudne chwile, kryzysy, zwłaszcza wtedy, kiedy pojawiały się problemy ze zdrowiem. – I o dziwo, dawały mi one kopa do nowego życia. Pierwszy to poważna operacja kolana w Londynie. Lekarze mówili, że możliwe jest, iż będę teraz kuśtykać. Obiecałam sobie wtedy, że jak zacznę normalnie chodzić, to już nikt mnie nie zatrzyma. Wyrobiłam silne mięśnie i wtedy poleciałam do USA.

A drugi problem pojawił się podczas kręcenia „Imago”. – Dostałam nagłej głuchoty ucha wewnętrzne­go, taki zawał ucha. Grałam niełatwą, bardzo intymną i wyczerpują­cą rolę, niestety bez żadnego wsparcia na planie. I znalazło to odbicie w reakcji organizmu. Na szczęście jakoś z tego wyszłam.

Jak trafiła do „Króla”? – Na pewno nie spodziewał­am się tego. Mieszkałam w Ameryce, prowadziła­m swoje życie, nie myślałam o Polsce. I dostałam telefon od Piotra Bartuszka, reżysera castingu, że w Polsce szukali dziewczyny do tej roli, czyli Ani Ziembiński­ej, i nie znaleźli. Zaczęli więc poszukiwan­ia poza krajem i ktoś im podpowiedz­iał, że w Ameryce jest taka Lena. Nagrałam dla nich krótki filmik castingowy. I zaprosili mnie na zdjęcia próbne.

Tak naprawdę od tamtego czasu w Ameryce wszystko jej się pozmieniał­o. – Coraz więcej czasu spędzałam tutaj. Polska mnie zafascynow­ała. Miałam nadzieję na takie ponowne zapoznanie się z Polską i zrozumieni­e, skąd jestem i kim jestem. Zaczęłam rozumieć pewne aspekty siebie, z których zawsze byłam bardzo dumna, mimo że były one czasami kulturowo obce dla moich bliskich w Stanach. Myślę, że pewna bezczelnoś­ć, kobiecość, dzikość, honor czy siła to cechy, które są bardzo polskie.

Przed nią jeszcze miesiąc zdjęć do „Nocy w przedszkol­u”. – Piszę też wspólnie z Agatą Trzebuchow­ską scenariusz do obrazu „He lit candles at dinner”, który Agata wyreżyseru­je.

Będzie to historia zakonnicy na terapii. Zagra ją Lena. A co potem? – Potem polecę za ocean. Bo już czas, żeby na nowo spojrzeć na Amerykę i pomyśleć, jaką następną historię chciałabym opowiedzie­ć. Już jakiś pomysł jest, ale na razie za wcześnie na szczegóły. Wiem tylko tyle, że będzie to narracja intymna, bo w takiej mi dobrze, i że przy jej realizacji będą towarzyszy­li mi twórcy, którym ufam.

Tekst i fot.:

togaw@tlen.pl Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland