Tego się nikt nie spodziewał – niewiarygodna obrona Ukrainy
Trwa trzeci tydzień uporczywej obrony Ukrainy, na której rosyjskie siły konwencjonalne pokazały się od jak najgorszej strony. Nie nawołując do tego, by militarnie Rosję lekceważyć, wszak jest to państwo dysponujące bronią jądrową z tysiącami głowic, nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że ich siły konwencjonalne okazały się bardzo nieefektywne.
Pod koniec lat 90. miałem okazję pracować w analizach rozpoznawczych. Uczono mnie wówczas, jak należy właściwie uogólniać spostrzeżenia, w jaki sposób wnioskować. Na przykład poprzez indukcję, czyli przenoszenie danej prawidłowości na kolejne sytuacje. Albo poprzez dedukcję, czyli mówiąc w dużym uproszczeniu – przez eliminację niemożliwych hipotez. Są też inne sposoby, a wszystko to było bardzo mądre i wcale nie takie łatwe w zastosowaniu. Ale mój szef dał mi doskonałą radę: usiądź, pomyśl logicznie, intuicyjnie zestaw ciąg przyczynowo-skutkowy, a potem sprowadź wszystko do jednego zdania. A jeszcze lepiej – do jednego słowa.
Zastosowałem jego metodę do obecnej sytuacji. Przeanalizowałem działania wojsk i całego rosyjskiego państwa. I znalazłem takie słowo...
Podczas gdy wojska Ukrainy pokazały się z jak najlepszej strony, demonstrując przede wszystkim niesamowitą wolę walki, hart ducha i szaleńczą odwagę, Rosjanie skopali niemal wszystko, co tylko skopać się dało.
Zacznijmy od początku. To, że w dobie wszechobecnych satelitów, cyfrowych sieci komputerowych, efektywnego rozpoznania elektronicznego, nic się ukryć nie da, to oczywiste. Ale gromadzenie rosyjskich sił trwało tak długo, grubo ponad trzy miesiące, że już wszyscy przestali wierzyć w możliwy rosyjski atak. Putin tylko straszy, by więcej ugrać – mówiono. Tymczasem, jak się okazało, przy rosyjskiej organizacji i sprawności tyle właśnie trwało gromadzenie sił, w tym zwiezienie ich niemal z całej Rosji. Na przykład operującą z Białorusi 35. Armię przywieziono znad Amuru, prawie z drugiego końca świata.
W czasie kiedy dowożono kolejne wojska z całej niemal Rosji, rozmieszczeni w byle jakich warunkach żołnierze i oficerowie, mieszkając całą zimę pod namiotami, ocieplali się przezroczystym napojem o własnościach rozgrzewających, ale dyscypliny i porządku to wcale nie poprawiło. W tym czasie w sztabach kreślono plany ataku, opierając się na oderwanych od życia założeniach, że ich bracia Ukraińcy czekają na nich jak na wyzwolicieli spod jarzma zgniłego, prozachodniego reżimu i że ludzie będą ich wszędzie witać kwiatami, chlebem, solą i wódką.
Kiedy jednak rosyjskie wojska ruszyły do owego wyzwoleńczego marszu, zaczął się cyrk. Opierając się na tych błędnych założeniach – jakby rosyjski przywódca sam uwierzył we własną propagandę – przystąpiono do realizacji bardzo ambitnego planu. Ruszono do ataku nie tylko na wschodnią część Ukrainy, na wschód od Dniepru, co w grudniu 2021 r. przedstawiałem jako „wariant maksimum” na portalu Discourse prowadzonym przez Mercatus University, ale na całą Ukrainę. Dlatego ściągnęli wojska na Białoruś, które miały uderzyć wzdłuż zachodniego brzegu Dniepru na Kijów, a potem dalej – na Winnicę. Tu miały się zapewne spotkać z wojskami z Krymu, nacierającymi przez Chersoń na północ, a także na zachód – przez Mikołajów na Odessę.
Fatalne rozpoznanie, bałagan i brak woli walki
Uderzenie na Ukrainę rozpoczęło się od ataków na ukraińskie radary, przeciwlotnicze zestawy rakietowe i na lotniska wojskowe. Użyto do tego sporej ilości rakiet balistycznych Iskander i manewrujących Kalibr. Czyszcząc niebo nad Ukrainą, Rosja chciała uniknąć jakiegokolwiek przeciwdziałania i zapewnić sobie zdecydowaną powietrzną przewagę. Ale to uderzenie trafiło w próżnię. Ostrzeżeni przez Amerykanów Ukraińcy wyprowadzili samoloty na lotniska cywilne albo zapasowe, przesunęli radary i rakiety przeciwlotnicze na nowe pozycje i zadali rosyjskiemu lotnictwu znaczące straty. Jeśli wierzyć w ukraińskie doniesienia, to zniszczono już ponad 30 rosyjskich samolotów i 40 śmigłowców. Oglądając publikowane w necie zdjęcia wraków, można w to wierzyć.
Rosyjskie wojska ruszyły do ataku jednocześnie na wielu kierunkach. 35. Armia ruszyła na Kijów wzdłuż zachodniego brzegu Dniepru przez Iwankowo, a ściągnięta ze wschodniej Syberii 36. Armia – wzdłuż wschodniego, przez Czernihów. 41. Armia z zachodniej Syberii uderza na Kijów od północnego wschodu, idąc na wschód od Czernihowa, zaś 2. Armia Gwardii z Samary naciera na Kijów, kierując się przez Konotop. Do natarcia na Kijów skierowano też 1. Armię Pancerną Gwardii ściągniętą spod Moskwy, której pierwotnie używano do natarcia w kierunku Charkowa. Teraz ruszyła ona na zachód, przez Sumy, wprost na ukraińską stolicę, zaś w natarciu na Charków zluzowała ją nowo ściągnięta spod Petersburga 6. Armia.
20. Armia Gwardii z Woroneżem wkroczyła w rejony na północ od Ługańska bez walki, bowiem ukraińskie siły w obawie przed okrążeniem w porę wycofały się z niezbyt finezyjnej pułapki; teraz usiłuje ona obejść Charków od wschodu. 8. Armia Gwardii z Nowoczerkaska weszła do Donbasu, skąd naciera teraz na Mariupol. Jej natarcie spotkało się tu z atakiem 58. Armii przerzuconej na Krym z Władykaukazu. Ta ostatnia z Krymu wysłała siły na wschód, zdobywając Nikopol i podeszła pod Mariupol, spotykając się z 8. Armią Gwardii i odcinając to miasto. Drugi kierunek jej natarcia to północ, przez Chersoń, w stronę Zaporoża na wschodnim brzegu Dniepru, a trzeci to atak w stronę Odessy, powstrzymany pod Mikołajowem.
Zadziwiające, ale po pierwszym tygodniu ciężkich walk wszystkie te natarcia zostały powstrzymane, a Rosjanie ponieśli potworne straty. Nie powiodła się rozpaczliwa próba desantu wojsk powietrznodesantowych przerzuconych śmigłowcami na lotnisko Hostomel na północny zachód od Kijowa, bowiem spadochroniarze nie zdołali odepchnąć ukraińskich sił spod lotniska, by mogło na nie dotrzeć znaczące wzmocnienie samolotami transportowymi. Nie pomogło też podejście batalionów zmechanizowanych 35. Armii, które utknęły na południe od miasta Hostomel, pod Buczą i Irpieniem. Desant spadochronowy, który próbowano wysadzić w Wasylkowie, na południe od Kijowa, skończył się fatalnie – na ziemię spadł co najmniej jeden, a być może dwa ciężkie transportowce Ił-76 mające na pokładzie ponad setkę spadochroniarzy. Zestrzeliła je ukraińska obrona przeciwlotnicza, a pozostałych zrzuconych już desantowców wyłapano lub zastrzelono. Dalszy zrzut pododdziałów powietrznodesantowych wstrzymano.
Rosyjskie wojska działają schematycznie, w sposób ociężały, a współdziałanie między rodzajami wojsk leży kompletnie. Nie potrafią efektywnie manewrować, nie potrafią się wzajemnie osłaniać. Czołgi wyskakują przed piechotę, która rozłazi się nie wiadomo gdzie. Artyleria jak już strzela, to trafia głównie w obiekty cywilne, co oczywiście własnym wojskom w żaden sposób nie pomaga. W efekcie tego bardachu dobrze wyszkolone ukraińskie wojska potrafią przeprowadzać niezwykle efektywne kontrataki za pomocą czołgów i z udziałem zmechanizowanej piechoty, przy wydatnym wsparciu artylerii.
Ukraińska artyleria strzela znacznie celniej, bo jest korygowana z dronów, i to nie tylko słynnych tureckich Bayraktarów, które prowadzą własne polowania na rosyjskie wojska za pomocą przenoszonego uzbrojenia.
Paraliż logistyczny
Piętą achillesową rosyjskich wojsk jest logistyka. Natarcie wojsk kierujących się całymi armiami często po jednej dostępnej drodze (kto to w ogóle planował?) powoduje kompletne zawalenie szlaków komunikacyjnych, na których utykają konwoje z zaopatrzeniem – paliwem, amunicją, racjami żywnościowymi i medykamentami. Sławetna długa na 63 kilometry kolumna 127. Dywizji Zmechanizowanej, która zatkała trasę od Iwankowa po granicę z Białorusią i stanęła z braku paliwa, którego nie można było jej dowieźć, bo właśnie ona sama zakorkowała drogę, przeszła do legendy rosyjskiej nieudolności. Ukraińskie Bayraktary i artyleria rakietowa zebrały krwawe żniwo, poważnie osłabiając jej siłę bojową. Kolejne transporty zaopatrzenia docierają do rosyjskich sił pod Kijowem z największym trudem, nieustannie atakowane przez mobilne, manewrowe grupy ukraińskich sił specjalnych, zawodową lekką piechotę i siły Wojsk OT, do których wstąpiło wielu weteranów siedmioletnich walk w Donbasie. W urządzone zasadzki wpadają nie tylko konwoje z zaopatrzeniem, ale też regularne wojska rosyjskie. Lekceważenie zwiadu posuwającego się przed wojskami i bałagan w zaopatrzeniu, którego kolumny poruszają się w ślimaczym tempie bez żadnej osłony, skutkują ciężkimi stratami. Bywa, że w tych zasadzkach Rosjanie porzucają nawet sprawne czołgi, transportery opancerzone czy działa samobieżne, salwując się ucieczką do lasu. Zaraz pojawiają się ukraińscy chłopi, którzy ochoczo ściągają ten sprzęt ciężkimi traktorami i dostarczają swoim wojskom, co widać na licznych filmach w sieci.
Niestety, sfrustrowani rosyjscy dowódcy podjęli ciężki ostrzał ukraińskich miast, osiedli mieszkaniowych, bez żadnej żenady zabijając cywilów. W ten sposób chcą sterroryzować Ukraińców, by ci zgodzili się na podpisanie pokoju, w którym Rosjanie coś tam by jeszcze sobie uszczknęli. I choć ku wściekłości Putina rosyjskie wojska niewiele osiągnęły, to jednak spełnienie choćby części wygórowanych żądań Rosjan pozwoliłoby im wyjść z twarzą. Jeśli to, co im zostało, w ogóle można nazwać twarzą, bo mnie to przypomina całkiem inną część ciała.