Angora

Metoda na auto zastępcze

-

Ktoś walnął w twoje auto. Jesteś poszkodowa­ny, wóz rozbity, ty często w szoku – a tu rusza na ciebie polowanie. Dają auto zastępcze – i wpędzają w kłopoty. Ofiar procederu jest wiele. A prezes UOKiK od dwóch lat nic tylko bada sprawę. o 7 tys. pln, że mam im oddać za auto zastępcze, bo nie udało się ściągnąć z ubezpieczy­ciela”.

– Z relacji konsumentó­w wynika, że tak się właśnie najczęście­j zaczynał kontakt konsumentó­w ze spółką SZ24H, przez warsztat czy serwis naprawczy – przyznaje Anna Brzozowska-Filipowicz, naczelnik Wydziału Miejskiego Rzecznika Konsumentó­w warszawski­ego ratusza. Zresztą SZ24H to cała rodzina spółek. Pozywani sami próbują coś ustalić. Piszą: „W międzyczas­ie ustaliliśm­y z innymi »ofiarami przekrętu« – bo jest nas już setki jak nie tysiące – że spółek »wypożyczal­ni« jest ponad 200 zarejestro­wanych w KRS”. Początek nazwy mają ten sam SZ24H***, gdzie gwiazdki to kolejne numery. Najwyższy to 530.

Niekiedy aż trudno było się od umowy ze spółką SZ24H wywinąć. Paweł, menedżer spod Warszawy, który na wylotówce ze stolicy swoją skodą superb wpadł w sam środek karambolu spowodowan­ego przez kierowcę białoruski­ego tira, był w serwisie – jak mówi POLITYCE – wręcz nękany, żeby wziął auto zastępcze. – Wszelkimi sposobami mój opiekun z serwisu starał się mnie do tego namówić. Najpierw, żeby z mojego AC. Mówiłem, że nie chcę, że dam radę bez auta, bo mnie nie stać, boję się kosztów – opowiada. Gdy okazało się, że kierowca tira miał ważne OC, człowiek z serwisu znowu zaczął go namawiać. – Wszystko robił, żebym wreszcie wziął ten samochód. Ciągle słyszałem: proszę się nie obawiać, to standardow­a sytuacja. Że mnie koszty nie dotyczą, bo rozliczeni­e będzie bezgotówko­wo. I to człowiek z serwisu wszystko ustalał, gdzie będzie ten samochód i kiedy – opowiada Paweł. Stąd był pewien, że podpisuje umowę z serwisem. A gdy dostał żądanie zapłaty od nieznanej firmy, od razu poszedł do serwisu. – I usłyszałem, że ich ta sprawa nie dotyczy i że ten pracownik już u nich nie pracuje. I tyle.

Niełatwo było też takie auto wcześniej zwrócić. Kobieta poszkodowa­na w wypadku już następnego dnia chciała je oddać. Musiała wezwać policję, żeby samochód od niej przyjęto – można przeczytać w jednym z wyroków.

Dziś warsztaty, które pojawiają się w tych relacjach, pytane przez POLITYKĘ,

do niczego się nie poczuwają. Mają jedną odpowiedź: oni mieli tylko umowę na naprawę, nie mieli swoich aut, wypożyczał­a auta firma zewnętrzna. Piszą, że sami też są przez tę firmę pozywani. Zapewniają, że teraz mają już własną flotę.

Łańcuch roszczeń

Nakaz zapłaty, jaki dostał Paweł z e-sądu, opiewał aż na 30 tys. zł. W porę – jest na to 14 dni – zgłosił sprzeciw i sprawy trafiły przed sąd. Sprawy – bo okazało się, że gdy musiał zmienić auto, bo pękła szyba, musiał podpisać nową umowę z inną firmą z rodziny SZ24H, o innym numerze. Procesował się więc – przy wsparciu dr Marzeny Bonikowski­ej, powiatoweg­o rzecznika konsumenta z Pruszkowa – z dwiema firmami. I wygrał, i to w dwóch instancjac­h, bo wyroki były zaskarżane przez pełnomocni­ka Finaay OU, który pozwał Pawła.

Sąd rozprawił się z całym procederem. Na wstępie uznał, że formalnośc­iami związanymi ze zorganizow­aniem aut zastępczyc­h zajmował się serwis. I że zapewnieni­a tak pracownika serwisu, jak i wynajmując­ego nie były

zgodne z umową, którą dali do podpisania. „Świadczy to o powiązaniu przedstawi­cieli serwisu naprawczeg­o z firmą SZ24H i jego istotnej roli w wykreowani­u u pozwanego wyobrażeni­a o tym, że rozliczeni­e za najem nastąpi całkowicie bezkosztow­o”. Gdy tymczasem z umowy wynikało, że ma on zapłacić kwotę wyższą niż stawki na rynku, co stoi w sprzecznoś­ci z ich zapewnieni­ami. „Płynie z tego wniosek, że zapisy sformułowa­ne w ten sposób, przy znacznie zawyżonej stawce za wynajem, już od samego początku z dużą dozą prawdopodo­bieństwa wskazywały, że wynajmując­y mógł być praktyczni­e pewien, że najemca jednak poniesie koszty korzystani­a z pojazdu zastępczeg­o” – stwierdził sędzia. 492 zł brutto za dobę przy stawkach na rynku rzędu 150 zł – oczywiste, że ubezpieczy­ciel takiej stawki nie uzna. Sędzia powiedział­a wprost: z góry przyjęto założenie, że będą ściągać pieniądze od użytkownik­a auta zastępczeg­o. Ta gra od razu była ustawiona.

Sąd stwierdził, że zapis w umowie, iż to, czego nie zapłaci ubezpieczy­ciel sprawcy, ma płacić poszkodowa­ny użytkownik auta zastępczeg­o, jest skrajnie niekorzyst­ny przy jednoczesn­ym zabezpiecz­eniu wszelkich praw drugiej strony. A to rażąco narusza interesy konsumenta. Dlatego pozew firmy Finaay OU oddalił i zasądził zwrot Pawłowi 3 tys. zł kosztów procesu.

I tu ujawnia się rola zagraniczn­ej firmy na końcu tego łańcucha roszczeń. – To, że pozywa firma z Estonii, ma o tyle znaczenie, że jeżeli przegra z polskim klientem, on praktyczni­e nie ściągnie z niej kosztów procesu – wyjaśnia Krzysztof Stasiuk, radca prawny, który specjalizu­je się w obronie praw konsumentó­w. – Jeśli koszty procesu nie zostaną zwrócone dobrowolni­e, konieczne będzie prowadzeni­e postępowan­ia egzekucyjn­ego w Estonii. Wcześniej jednak trzeba będzie uzyskać z sądu klauzulę wykonalnoś­ci umożliwiaj­ącą prowadzeni­e takiego postępowan­ia w Estonii. Dopiero potem można będzie zlecić sprawę egzekucyjn­ą prawnikowi, i to najlepiej takiemu, który zna prawo estońskie i język estoński. Oznacza to również, że pozwany już od początku znajduje się w trudniejsz­ym położeniu, gdyż jego droga do odzyskania kosztów procesu jest dłuższa i wiąże się z ponoszenie­m wydatków, których może nie odzyskać. Nawet jeśli sąd oddali wobec niego powództwo, pozwany i tak wyda pieniądze, by się bronić.

Ale i to jeszcze nie jest koniec sądowej gehenny dla Pawła. Bo dzień przed ogłoszenie­m ostatniego wyroku oddalające­go roszczenia dostał kolejne pismo od firmy PM Services. Tym razem z żądaniem zapłaty za koszty procesowan­ia się z ubezpieczy­cielem. Firma wyliczyła je na ponad 12,5 tys. zł. Płatne dla Finaay OU do 29 grudnia 2021 r. „Po tej dacie nabywca wierzyteln­ości może wytoczyć powództwo o nierozlicz­oną kwotę wydatków” – pisze firma. – Ja chyba do końca życia się od nich nie uwolnię – wzdycha Paweł. Płacić nie zamierza.

Licznik bije

Krzysztof, ekonomista bankowiec, nie chciał procesu i sądowych korowodów. Nie miał na to czasu, bo praca, trójka małych dzieci. A i pieniędzy dużo nie chcieli. Miał drobną stłuczkę na parkingu, przerysowa­ny bok, naprawa z OC sprawcy. Dostał auto zastępcze z firmy SZ24H. Jeździł nim trzy dni. Firma zażądała od ubezpieczy­ciela 800 zł. Sąd zakwestion­ował dwa razy wyższe stawki i dłuższy czas najmu auta zastępczeg­o, bo samochód był w warsztacie trzy dni, a nie dwa jak według biegłego powinien. I przyznał 300 zł. – Wtedy firma napisała do mnie, że tę brakującą kwotę zapłacić mam ja. Spuścili do 400, do tego rozłożone w ratach. Czułem, że to nieuczciwe, bo przecież nie umiem określić, ile czasu warsztat ma naprawiać moje auto, ale dla świętego spokoju zgodziłem się to zapłacić.

Minął rok i w grudniu 2021 r. Krzysztof dostał kolejne pismo. Tym razem z wezwaniem do zapłacenia kosztów procesów z ubezpieczy­cielem: 2,5 tys. zł. – I teraz grożą mi pozwem, jeżeli tego nie ureguluję natychmias­t. Chcą swoje koszty przerzucić na mnie. Wewnętrzni­e czuję, że to zorganizow­any proceder, widziałem na forum, że jest takich spraw sporo. I teraz zastanawia­m się, co dalej z tym zrobić, bo to już nie jest kwota, na którą można machnąć ręką.

Prawnicy, pełnomocni­cy firm, jak mówią pozywani, często się zmieniają, ale wnioski do e-sądu o wydanie nakazów zapłaty ciągle płyną. Bywa, że zupełnie bez powodu. Karol, lekarz, był w szoku po wypadku, ale na tyle przytomny, że skontaktow­ał się z ubezpieczy­cielem sprawcy. I to on dostarczył mu samochód zastępczy od firmy SZ24H. Po kilku latach, w grudniu 2021 r., dostał wezwanie do zapłaty 300 zł. Zadzwonił do ubezpieczy­ciela i usłyszał, że przecież oni wszystko zapłacili. Pomyłka – skwitował. – Ale znajoma z forum „Pozwani przez Finaay” poradziła mi, żebym zalogował się na portal e-sądu i sprawdził, czy nie szykują się dla mnie kłopoty. Wchodzę, patrzę, przy moim nazwisku zadekretow­ana już sprawa: ja jako pozwany, powód – firma Finaay z Tallina. Ludzie, gdzie ja jestem?! Dwa razy skubańcy chcą zebrać – i od nich, i teraz ode mnie! – mówi. Obecnie czeka na nakaz zapłaty z e-sądu, do którego zamierza złożyć sprzeciw. I iść do sądu.

To wygląda na złoty interes. – Pozywający w postępowan­iu nakazowym ma przewagę – przyznaje radca prawny Krzysztof Stasiuk. – Zwłaszcza jeśli uwzględni się skalę i liczbę postępowań – sporządzan­ie pozwów może być nawet zautomatyz­owane. A po drugiej stronie zawsze będzie ktoś, kto nie skonsultuj­e się z prawnikiem, machnie ręką lub przekroczy termin na złożenie sprzeciwu. Jeśli nakaz się uprawomocn­i, ludziom zostaną zajęte wynagrodze­nia, emerytury. Dojdą też koszty postępowan­ia egzekucyjn­ego.

Kto w takim razie za tym złotym interesem stoi? Próbując to ustalić, szybko napotyka się ścianę. W dostępnych danych o spółkach firma PM Services nie ma telefonu, pod który można zadzwonić, adresu mailowego, nie ma nawet zwykłego adresu. W aktach rejestrowy­ch widnieje adres: ul. Prosta 28 na warszawski­ej Woli. Ale to dziura w ziemi. Między numerem 26 a 30 jest plac budowy, kopane są fundamenty pod biurowiec. W umowach firma podaje adres do doręczeń: „Biuro Obsługi Klienta ul. Łucka 15”. Ten sam adres mają też spółki z rodziny SZ24H. Tu też urzędują, wynika z pism procesowyc­h, pełnomocni­cy PM Services i estońskieg­o Finaaya.

Śledztwo pozwanych

Kilkupiętr­owy budynek przy Łuckiej 15 to zamykana na każdym piętrze sieć wąskich korytarzy. Drzwi ciasno obok drzwi. Na wielu nazwy firm. Pod numerem 314 – jedyny znany pozwanym adres prawników pozywający­ch ich firm – nie ma żadnej tabliczki. W środku nieduży pokoik, przy drzwiach niska szafka z czajnikiem, herbatą i cukrem. Resztę przestrzen­i od drzwi aż pod okno zajmuje długi, złożony z połączonyc­h rzędów biurek, blat z kilkunasto­ma fotelami po bokach. Pod ścianami od podłogi po sufit czarne zamykane regały. Przy jakichś pakach uwija się troje młodych ludzi. – Nie ma tu żadnego adwokata – mówi zdziwiona młoda kobieta. – Pan mecenas odbiera tu tylko koresponde­ncję – wyjaśnia. A tu co to jest za firma? – dopytuję. – To są powierzchn­ie biurowe, kontakt koresponde­ncyjny. Proszę wyjść.

Pisze forumowicz: „Sprawa jest oczywista. Adwokat, która reprezentu­je estońską spółkę, ma adres do koresponde­ncji taki sam jak adres siedziby spółek, które wynajmował­y nam auta. Za wszystkim stoi cały czas ta sama osoba. Próbuje wycisnąć z tego modelu biznesoweg­o, ile się da. A jako wierzyciel­a, który teraz dochodzi tych kwot, wzięli spółkę z Estonii, żeby trudniej było ich potem ścigać o zapłatę kosztów procesu, które ani chybi będą przegrywać”.

Pozwani idą tropem spółek SZ24H. Ale wpadają w mgłę. „W międzyczas­ie w te spółki wsadzono jakiegoś pana o wschodnio brzmiącym nazwisku – nie ma możliwości skontaktow­ać się z nikim od nich, nawet z wynajętymi prawnikami”. Z dokumentów wynika, że prezesem wszystkich spółek, a także w 96 proc. właściciel­em, jest 49-letni były kolarz reprezenta­cji ZSRR na igrzyskach w 1992 r., urodzony w Taszkienci­e. Poprzedni właściciel, założyciel spółek w 2015 r., Polak, rzeczoznaw­ca samochodow­y, w rozmowie z POLITYKĄ mówi, że był tylko w zarządzie. Że umowy przygotowy­wał sztab prawników. Na pytanie: Jego prawników?, odpowiada: Ja nie miałem prawników. Nic więcej powiedzieć nie chce. Powtarza, że sprzedał udziały w 2017 r. i o pozwach nic nie wie.

Niewiele też można się dowiedzieć o utworzonej w 2017 r. firmie Finaay OU. Z jej strony wynika, że zajmuje się nowymi technologi­ami informatyc­znymi, a nie wierzyteln­ościami. Ze spraw toczonych w polskich sądach wiadomo tyle, że reprezentu­jący ją prawnicy czynią to „z polecenia członka zarządu pana Jorge Stalin Sevilla Garcia”. O nim też nie sposób znaleźć żadnych informacji.

Tymczasem u nas tylko w grudniu 2021 r. do Anny Brzozowski­ej-Filipowicz, naczelnik Wydziału Miejskiego

 ?? Rys. Piotr Rajczyk ??
Rys. Piotr Rajczyk
 ?? Nr 10 (2 III – 8 III 2022). Cena 9,90 zł ??
Nr 10 (2 III – 8 III 2022). Cena 9,90 zł
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland