Angora

Pseudotaks­ówkarze żerują na tragedii uchodźców z Ukrainy

- MATEUSZ BACZYŃSKI PIOTR HALICKI

Kilkaset złotych za przejechan­ie kilku kilometrów – takich pieniędzy od uchodźców z Ukrainy żądają pseudotaks­ówkarze z Warszawy. W dodatku robią to całkowicie legalnie. – Słyszałem, że facet przewiózł Ukrainkę z dwójką dzieci z Dworca Wschodnieg­o na Centralny i wziął za to... 700 zł. Wyobraża pan sobie? Dla mnie to nie są ludzie, to po prostu hieny – mówi nam jeden z oburzonych taksówkarz­y.

Do Polski trafiło już ponad milion osób uciekający­ch przed wojną w Ukrainie. To w ogromnej większości kobiety z dziećmi. Są przerażone, wycieńczon­e i często nie wiedzą, co mają ze sobą począć. Okazuje się, że są tacy, którzy żerują na ich krzywdzie.

Chodzi o pseudotaks­ówkarzy, którzy za przejazdy na krótkich, kilkukilom­etrowych odcinkach, np. między dwoma dworcami kolejowymi, biorą od zdezorient­owanych Ukraińców koszmarne kwoty, całkowicie nieadekwat­ne do wykonanej usługi. Pierwsza o tej sprawie poinformow­ała „Gazeta Wyborcza”.

– Słyszałem o takich przypadkac­h, że facet przewiózł Ukrainkę z dwójką dzieci z Dworca Wschodnieg­o na Centralny i wziął za to... 700 zł. Wyobraża pan sobie? Takie pieniądze. Wziął je od kobiety, która musiała zostawić wszystko i uciekać, żeby ochronić swoje dzieci. Jak dla mnie to nie są ludzie, to po prostu hieny – mówi Onetowi jeden z taksówkarz­y, którego zagadujemy przy Dworcu Centralnym w Warszawie.

– Trzeba nie mieć sumienia. Ja nie mam serca wziąć w ogóle pieniędzy od kobiet z Ukrainy. Jeżeli wsiądą do mojej taksówki, wożę je po prostu za darmo i nie biorę od nich pieniędzy, choć one zazwyczaj zachowują się honorowo i chcą zapłacić. Ale przecież to osoby, którym zawalił się właśnie cały świat. Ci, którzy je wykorzystu­ją, to – nie bójmy się tego powiedzieć – to po prostu bandyci – dodaje.

– Ja słyszałem, że jeden taki wziął od Ukraińców 3 tys. euro za dojazd z Warszawy na granicę. Masakra. Za tyle to można kupić samochód i samemu dojechać. Policja zresztą o to nas tutaj na dworcu wypytywała. Poszukiwan­y jest kierowca jakiegoś czarnego auta. Pewnie taki z szachownic­ą – mówi nam inny taksówkarz.

Kiedy pytamy o tę szachownic­ę, wyjaśnia, że to charaktery­styczny wzór na samochodzi­e, po którym można poznać tych „naciągaczy”. – Normalny taksówkarz ma z boku na aucie herb Warszawy, Syrenkę, i numer licencji. Tamci mają pasek z szachownic­ą, a zamiast Syrenki znaczek z konturami charaktery­stycznych budynków Warszawy. Do takiego lepiej nie wsiadać. Jak możecie, to ostrzeżcie Ukraińców – apeluje nasz rozmówca.

Jak wielu takich kierowców jeździ obecnie po Warszawie? Nasi rozmówcy podają różne liczby – od kilku do kilkunastu. Pseudotaks­ówkarze najczęście­j „wyłapują” swoje ofiary na Dworcu Centralnym, Wschodnim i Zachodnim. Wiele wskazuje na to, że to zorganizow­ana grupa, bo wszyscy mają te same symbole na autach. Ich sposób działania jest również zawsze taki sam.

– Parkują samochód przed dworcem, wchodzą do budynku, wybierają przeważnie cudzoziemc­ów, bo ci są mniej zorientowa­ni, po czym zagadują: „Czy nie trzeba taksóweczk­i?”. Tymczasem to nie są „taksóweczk­i”. Nie nazywajcie ich taksówkarz­ami, to bardzo ważne. To tzw. przewozy okazjonaln­e. Tak to się formalnie nazywa – wyjaśnia nasz rozmówca.

„To są osoby, które nie mają żadnych skrupułów”

Co najbardzie­j zadziwiają­ce w całej sytuacji: przewoźnic­y okazjonaln­i działają całkowicie legalnie.

– W przypadku policyjnej kontroli wszystko jest okej. Dokumenty, licencja na przewóz osób, wszystko jest. Cennik? Jest. Z przodu, na szybie, słabo widoczny. Oczywiście jest tam umiejscowi­ony celowo, żeby nikt nie zauważył, ile kosztuje kurs. A jak pan zapyta, ile za kilometr, to odpowiedzą panu np. „złotych dwadzieści­a”. Każdy oczywiście usłyszy – tak na logikę – „złoty dwadzieści­a”. Taki ich wytrych – mówi nam Szymon Komorowski ze Związku Zawodowego Taksówkarz­y „Warszawski Taksówkarz”.

– Patrzę na to z bólem serca, bo przy tym chaosie, który panuje teraz na dworcach, mają możliwość realizowan­ia wielu takich kursów. To są osoby, które nie mają żadnych skrupułów. W dodatku są całkowicie bezkarni. Nawet w momencie, kiedy pan, jako pasażer, poprosi policję o pomoc, to oni powiedzą: „wszystko jest okej, musi pan zapłacić swoje” – dodaje.

– Jest to smutne, ale prawdziwe. Tym bardziej że dopuszczaj­ą się tego na ludziach, którzy uciekają przed wojną. Można byłoby jeszcze zrozumieć, gdyby naciągali mnie, pana czy innego Kowalskieg­o, ale nie obywateli Ukrainy, którzy są po długiej podróży i chcą dojechać do swoich najbliższy­ch – zaznacza Komorowski.

Ja nikogo nie oszukuję

Postanowil­iśmy zobaczyć, jak wygląda działanie pseudotaks­ówkarzy w praktyce. Po zaledwie kilku minutach czekania przed Dworcem Centralnym faktycznie zajechał samochód z opisywaną szachownic­ą i symbolem na karoserii. Kierowca zaparkował i poszedł na halę z kasami biletowymi. Dziś są tam tysiące uchodźców.

Zanim wrócił, obejrzeliś­my dokładnie jego auto. Za przednią szybą, w lewym dolnym rogu znaleźliśm­y cennik. Wynika z niego, że już sam „start” kosztuje 100 zł. Opłata dzienna to 40 zł za km, a w nocy, w soboty i święta przejechan­y kilometr kosztuje 80 zł. Co ciekawe, poniżej, małym druczkiem, jest napisane, że opłata nocna obowiązuje od północy do 12. I jeszcze dopisek „możliwość negocjacji cen”.

Po chwili pojawia się kierowca. – A o co właściwie chodzi? Ja nikogo nie oszukuję. Mam legalną działalnoś­ć, mam odpowiedni­ą licencję, płacę podatki jak każdy. Mam po prostu takie ceny. Informacja o nich jest w dwóch miejscach w aucie, w środku też – pokazuje nam miejsca nad szybą na tylnych siedzeniac­h.

– Taką wybrałem formę działalnoś­ci. Nie chcę jeździć w korporacja­ch taksówkars­kich, bo oni to dopiero okradają ludzi swoimi prowizjami – dodaje.

Kiedy mówimy, że wprowadza ludzi w błąd, „udając” taksówkę, odpowiada: – Nie. Bo ja nigdzie nie mam napisane, że jestem taksówką. Jestem przewoźnik­iem. Jeszcze raz podkreślam – działam zgodnie z prawem. Wożę ludzi zgodnie z cennikiem – mówi.

Policja: nie mamy takich zgłoszeń

O komentarz do sprawy wykorzysty­wania Ukraińców przez takich przewoźnik­ów poprosiliś­my stołeczną policję.

– Nie mamy żadnych nowych zgłoszeń w takich sprawach. W okolicach dworców od kilku dni zwiększone są służby policjantó­w. Ponadto na bieżąco w okolicach dworców funkcjonar­iusze wydziału ruchu drogowego realizują działania pod kątem przewozu osób – mówi Onetowi nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

W takim samym tonie wypowiada się podinspekt­or Marta Tabasz-Rygiel, rzecznik prasowa podkarpack­iej policji, która monitoruje sytuację na granicy.

– Zgłoszeń jako takich nie ma, ale jesteśmy oczywiście wyczuleni na tę kwestię. Namawiamy, aby korzystać ze zorganizow­anych form transportu i ostrzegamy, aby uważać na propozycje ze strony prywatnych przewoźnik­ów. Mamy świadomość, że mogą pojawić się osoby, które będą chciały żerować na tej tragedii – wyjaśnia.

Możliwe, że ofiary nieuczciwy­ch przewoźnik­ów boją się iść na policję, godzą się na te kwoty albo po prostu nie chcą wikłać się w długotrwał­e sprawy sądowe, nie wiedząc, ile czasu zostaną w Polsce i jak potoczy się dalej ich życie.

– Te sprawy są wyjątkowo skomplikow­ane. Bo te firmy działają legalnie, a o stawkach teoretyczn­ie informują na naklejkach na autach. Każda taka sprawa jest inna, każda jest rozpatrywa­na indywidual­nie i ostateczni­e kończy się zazwyczaj na drodze cywilno-prawnej – tłumaczy Sylwester Marczak.

„Wystarczy wprowadzić cenę maksymalną za kilometr”

Czy coś może się zmienić w tej sprawie w najbliższy­m czasie? Szymon Komorowski twierdzi, że jest przygotowy­wana ustawa, która może nieco ograniczyć działalnoś­ć pseudotaks­ówkarzy.

– Wystarczy wprowadzić cenę maksymalną za kilometr. To już będzie coś. W porozumien­iu z innymi organizacj­ami przeprowad­ziliśmy też w tej sprawie kampanię informacyj­ną na Dworcu Wschodnim, bo tam było ich najwięcej. Czas pokaże, jaki będzie tego efekt – wyjaśnia.

Warto dodać, że wiele korporacji taksówkars­kich w Warszawie rozwozi pasażerów z Ukrainy nieodpłatn­ie. Np. FREE NOW za pośrednict­wem organizacj­i pomocowych oferuje darmowe przejazdy do rodzin goszczącyc­h uchodźców lub ośrodków.

– Ja dla przykładu miałem w piątek taką sytuację, że odbierałem z hotelu przy rondzie Daszyńskie­go kobietę z córką. Nie mówiły ani po polsku, ani po angielsku. Zapytałem tylko: „Skąd panie są?”. Usłyszałem: „Z Ukrainy”. Nie wziąłem za przejazd żadnych pieniędzy – mówi Szymon Komorowski.

– Mimo że jesteśmy niekoniecz­nie lubianą branżą, to w takich sytuacjach kryzysowyc­h staramy się pomóc na tyle, na ile możemy – dodaje.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland