Angora

Simply the best

Tina Turner: Nie byłam typem primadonny. Przybyłam z czasów, kiedy nie mogłam sobie na to pozwolić...

- HENRYK MARTENKA

Niewiarygo­dne, jaki dramat może znieść w życiu człowiek, po czym podnieść się i odnieść bezprecede­nsowy sukces. Tina Turner, gwiazda światowego formatu, jest tego niezwykłym przykładem.

Znamy gwiazdy, które wpadły w kleszcze uzależnien­ia i przegrały. Janis Joplin, Jimi Hendrix, Whitney Houston, Prince...

Elton John, Sting, Adele, Britney Spears z kolei wyrwali się śmierci, którą niosły dragi i alkohol. Tinę Turner ominęły jedne i drugie. Urodzona w 1939 roku jako Anna Mae Bullock jako nastolatka wpadła w kleszcze zależności od przemocy i doświadczy­ła trudnego do wyobrażeni­a dramatu zgotowaneg­o jej przez męża Ike’a Turnera. Zrywając po kilkunastu latach śmiertelni­e toksyczny związek, Turner dowiodła sobie i światu, że można uciec do lepszego świata. Bez zniewoleni­a fizycznego, psychiczne­go, ekonomiczn­ego... Opowieść o ucieczce, o dojrzewani­u do radykalnej decyzji, choć nie zajmuje dominujące­j części najnowszej autobiogra­fii artystki, wywiera najsilniej­sze wrażenie. Bo trudno uwierzyć, że za spektakula­rnym talentem i bezprecede­nsowym sukcesem artystyczn­ym kryją się brutalność, przemoc i gwałt.

Artystka wspomina: w dniu, kiedy zorientowa­ł się, że będę jego żywicielką, jego złotym interesem”.

Być może dystans, jaki dzieli artystkę, dziś dożywającą swego czasu w luksusie i spokoju, z ukochanym mężem u boku, od tamtych okrutnych lat, sprawia, że Turner analizuje dramat na chłodno. Nie pisze, że mężowi wybacza, ale stara się go zrozumieć. Szuka podobieńst­w i motywów. „Podobnie jak ja, Ike zmagał się z problemami już po urodzeniu. To Clarksdale w Missisipi, skąd pochodził, uczyniło z niego wściekłego wojownika. Jako chłopiec patrzył, jak jego ojciec umiera powolną, bolesną śmiercią bezlitośni­e pobity przez białych mężczyzn, którzy chcieli dać mu nauczkę, bo zabawiał się z białą kobietą. Ike trzymał głęboko w sobie tę nienawiść i nigdy nie odpuścił”.

Kiedy naszedł pierwszy sukces Tiny, a śpiewana przez nią piosenka „A Fool in Love” zapowiadał­a przebój, „Ike doznał olśnienia: zmienił The Kings of Rhythm w grupę The Ike and Tina Turner Revue, która miała szansę dotrzeć do szerszej publicznoś­ci. Nowy pomysł chwycił, odnosiliśm­y sukcesy, więc Ike musiał mnie kontrolowa­ć, posiadać ekonomiczn­ie i psychiczni­e, żebym nigdy go nie opuściła. Ike nie był piosenkarz­em. Chciał być gwiazdą, ale mógł to osiągnąć tylko dzięki mnie”.

Ike był spryciarze­m. Żeby uzależnić od siebie żonę, dokonał rejestracj­i nazwy zespołu jako należącego do niego znaku towarowego. I tak

Tina stała się jego własnością.

Jak wspomina w obecnej autobiogra­fii (drugiej już, bo pierwsza ukazała się w 1986 roku), ośmieliła się zakwestion­ować zmianę. Ike „najpierw zaczął mi wymyślać. Miał niewyparzo­ny jęzor, a ja musiałam słuchać najgorszyc­h inwektyw. Potem wziął drewniane prawidło do butów, podszedł do mnie i dał mi lekcję, której miałam nie zapomnieć. Ike dokładnie wiedział, co robi. Dla gitarzysty ręce są najważniej­sze, więc nigdy nie bił pięściami. Chroniąc dłonie, uderzał mnie prawidłem po głowie – z czasem miałam się dowiedzieć, że będzie mnie bił tylko po głowie – i to naprawdę bolało. Byłam tak zszokowana, że zaczęłam płakać. Potem Ike odłożył prawidło i kazał mi się położyć na łóżku. To było naprawdę okropne. Nienawidzi­łam go w tamtym momencie. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było kochanie się z nim, jeśli tak to można nazwać. Kiedy skończył, leżałam z opuchniętą głową, myśląc: – Jesteś w ciąży i nie masz dokąd pójść. Naprawdę wpakowałaś się w kłopoty. Tamtej nocy narodziła się Tina Turner, a mała Ann odeszła na zawsze”.

Przebiegło­ść Ike’a Tunera sprawiła, że zamknął Tinę w swoistej bańce, skazując ją na życie w jego kręgu, na jego poziomie. Ale talent Tiny co rusz dowodził, że to jej nie wystarczy. Gdy rynek zaczął wywierać presję i rozniósł się zapach pieniędzy, Ike musiał zaakceptow­ać niechciane sytuacje. „W 1966 roku pojawiła się okazja do nagrania River Deep – Mountain High w momencie, kiedy najbardzie­j tego potrzebowa­łam. Nie potrafię opisać, jaka wyjątkowa się poczułam, gdy Phil Spector, legendarny producent muzyczny, skontaktow­ał się z Ikiem w sprawie współpracy ze mną. Niewiele o nim wiedziałam, ale wystarczył­o, że ktoś inny niż Ike we mnie uwierzył, bym poczuła się wspaniale”.

Praca z Philem Spectorem niewykszta­łconej muzycznie dziewczyni­e z Tennessee położyła podwaliny pod jej edukację. Pozbyła się manieryzmó­w, nabrała sceniczneg­o i studyjnego doświadcze­nia. Zaczęła artystyczn­ie przerastać krąg Turnera. W tym samym roku zdarzył się

wyjazd na tournée do Wielkiej Brytanii. Tu eksplodowa­ła popularnoś­ć Tiny, jakiej u progu kariery nie zaznała w Stanach. „River Deep – Mountain High miało być hitem, ale, co zaskakując­e, Ameryka uznała inaczej. Didżeje nie wiedzieli, jak ją grać: uznali, że nie jest dość «czarna», aby uznać to za rhythm and bluesa, ani dość «biała», aby być popem. Anglia to inna historia. Tam piosenka zrobiła furorę. Poszybował­a na sam szczyt listy przebojów i zespół The Rolling Stones, nowa sensacja na rynku, zażyczył sobie, aby The Ike and Tina Turner Revue suportowal­i go podczas trasy koncertowe­j po Wielkiej Brytanii”.

Sukces w Londynie, pierwszy wyjazd do Europy, przyspiesz­ył gotowość Tiny do zerwania z Turnerem, coraz bardziej uzależnion­ym od narkotyków i przybitym brakiem osobistego sukcesu. Uwolniła się wyobraźnia artystki,

która zaczęła marzyć,

by samej gromadzić tłumy na stadionach, choć jeszcze nie była w stanie wyobrazić sobie, że w 1988 roku na jej koncercie w Rio de Janeiro na stadionie Maracanã pojawi się 180 tysięcy fanów. Tknięta impulsem, wtedy, w Londynie, „poszłam do wróżki. Zawsze szukam wskazówek. Pod koniec pierwszej wizyty ta kobieta powiedział­a mi coś, czego w ogóle się nie spodziewał­am: – Zostaniesz wielką gwiazdą. Twój partner upadnie niczym jesienny liść, ale ty przeżyjesz i pójdziesz dalej. Nie wierzyłam, że Tina może istnieć bez Ike’a. Mimo to miałam te słowa zawsze gdzieś z tyłu głowy i przypomina­łam je sobie w trudnych chwilach. A z dnia na dzień robiło się coraz trudniej”.

„Ike na nałóg wydawał tysiące dolarów tygodniowo, a skończył z wypaloną dziurą w nozdrzu, przez co nieustanni­e odczuwał ból; żeby go uśmierzyć, brał jeszcze więcej. Poza tym był uzależnion­y od brzoskwini­owej brandy. Śmiertelne połączenie. To wszystko, co brzydkie i nienawistn­e między nami, z każdą działką kokainy robiło się jeszcze gorsze. Chlusnął mi gorącą kawą w twarz, powodując oparzenia trzeciego stopnia. Tyle razy używał mojego nosa jako worka treningowe­go, że gdy śpiewałam, czułam posmak krwi spływające­j do gardła. Złamał mi szczękę. I prawie zawsze chodziłam z podbitym okiem”.

Artystka żyła w trudno wyobrażaln­ych, tym bardziej niezrozumi­ałych, kleszczach zależności. Nie dostawała pieniędzy, pozbawiona praw nie mogła wyrażać swoich opinii. „W przewrotny sposób siniaki, podbite oko, spuchnięta warga, pęknięte żebro czy obrzęk nosa stanowiły znak towarowy, jakby Ike mówił: – Ona jest moja i mogę z nią zrobić, cokolwiek zechcę”. Podjęła próbę samobójczą. Odratowano ją, ale jak twierdzi, w tym momencie urodziła się druga Tina, kobieta, która umiała już ukrywać myśli...

Przełomem okazał się rok 1976. Ike „dochodził do siebie po jednym ze swoich pięciodnio­wych kokainowyc­h ciągów i był w okropnym nastroju. Gdy wylądowali­śmy w Dallas, było gorąco i nieprzyjem­nie – temperatur­a przekracza­ła 30 stopni. Ike wyciągnął roztopiony baton czekoladow­y, żeby zjeść go w samochodzi­e. Uwidziało mu się, że chce mnie nim poczęstowa­ć, ale cofnęłam się, ponieważ miałam na sobie biały garnitur od Yves’a Saint Laurenta i nie chciałam go pobrudzić. Odmowa stanowiła sygnał do kłótni. Najpierw nastąpiła wymiana słowna. Ike był wulgarny jak zawsze. – Pierdol się – powiedział, ale tym razem odparłam: – Sam się pierdol. Poczułam, jakbym odzyskała głos, który skrywałam głęboko w sobie. Zaskoczyło to Ike’a, który odezwał się do jednego z muzyków: – Człowieku, ta kobieta nigdy tak do mnie nie mówiła. Potem zaczął mnie bić i sięgnął po but, żeby odwalić nim brudną robotę.

Moje zachowanie go zszokowało. Kiedy mnie uderzył, oddałam mu, cios za cios. Poczułam się wspaniale, odwzajemni­ając się za lata przykrości, wulgarnośc­i i znęcania. Biliśmy się, aż dojechaliś­my do Statler Hilton. Zanim weszliśmy do hotelu, twarz mi spuchła i mój piękny garnitur był poplamiony krwią”. To była kropla, która przelała dzban: „Gdy tylko Ike zasnął, wzięłam małą kosmetyczk­ę, zawiązałam chustę na pulsującej od bólu głowie i zarzuciłam pelerynę na ramiona. A potem spieprzyła­m z tego pokoju i z tego życia”.

Trwające kilkanaści­e lat małżeństwo, opresyjne i nieludzkie, nie wpłynęło na artystyczn­ą drogę Tiny Turner. Z każdą płytą i trasą koncertową

przybywało jej wielbiciel­i.

Na scenie okazywała się żywiołową artystką porywającą tłumy. Zyskiwała też przyjaciół pośród największy­ch gwiazd. David Bowie, Mick Jagger, Rod Stewart, Keith Richard, Bono czuli się w obowiązku uznać wielkość Tiny Turner. Chętnie to okazywali. Tina zyskała też sukces finansowy. Jej legendarny już album „Private dancer” sprzedał się w ośmiu milionach sztuk, a trasa promująca album (1985) przyciągnę­ła dwa miliony fanów na 180 koncertów na czterech kontynenta­ch. „Publicznoś­ć je kochała, a magazyn «Billboard» napisał: «Tina jest po to, aby dawać» i dokładnie tak się czułam”, podsumowuj­e artystka.

Tina wycofała się z życia artystyczn­ego w 2009 roku, otoczona sławą i miłością milionów fanów. „Miałam za sobą wspaniałą karierę, a kiedy zdecydował­am się przejść na emeryturę, naprawdę chciałam zrezygnowa­ć z życia publiczneg­o. Nie potrzebowa­łam musicalu (ani książki, ani filmu dokumental­nego). Zmieniłam jednak zdanie, ponieważ dostawałam tak wiele kartek i listów od ludzi, którzy pisali, ile znaczy dla nich moja historia. Czuję, że to moje dziedzictw­o i muszę je przekazać. Doszłam też do wniosku, że przemilcza­łam pewne rzeczy z przeszłośc­i i powinnam wreszcie powiedzieć, co myślę”. W 2013 roku wyszła za mąż za swego wieloletni­ego partnera Erwina Bacha, szefa wytwórni płytowej. Zamieszkal­i w Szwajcarii, ciesząc się życiem i walcząc z chorobami. Tina, zwana „babcią rocka”, w masowej wyobraźni pozostała „po prostu najlepsza”, co wyśpiewała w niezrównan­ym hicie „Simply the best”.

Ike Turner zmarł w 2007 roku w wyniku przedawkow­ania kokainy.

TINA TURNER. MY LOVE STORY. AUTOBIOGRA­FIA. Tłum. JUSTYNA KUKIAN. ZNAK HORYZONT, Kraków 2021, s. 304. Cena 49,99 zł.

 ?? Fot. Associated Press/East News ??
Fot. Associated Press/East News
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland