Angora

W moim życiu wielkiej zmiany nie będzie

Grzegorz Płonka, bohater filmu „Sonata”:

- Rozmawiał: PAWEŁ PIOTROWICZ

– Moja muzyka jest interpreta­cją. To są emocje, wrażenia – mówi Grzegorz Płonka, bohater filmu „Sonata” (od 4 marca w kinach), który do 14. roku życia uznawany był za osobę niepełnosp­rawną, a w rzeczywist­ości miał poważne problemy ze słuchem. – To jest dla niego pierwszy język, sposób komunikacj­i własnych przeżyć, wrażeń i emocji – dodaje jego adopcyjna matka Małgorzata.

Warszawa, 1 marca. Dzień po uroczystej premierze poruszając­ego filmu Bartosza Blaschkego „Sonata”. Kilka miesięcy temu, na 46. FPFF 2021 w Gdyni, film zachwycił publicznoś­ć, która przyznała mu swoją nagrodę – jury dodatkowo uznało główną rolę Michała Sikorskigo za najlepszy debiut aktorski. Spotykam się z Grzegorzem Płonką, bohaterem filmu, nazywanym „Beethovene­m z Murzasichl­a” i „Nikiforem fortepianu”. Grzegorz ma 33 lata, wydarzenia w filmie cofają nas w późne lata 90. i początek XXI w. Towarzyszy mu adopcyjna matka, Małgorzata Płonka, w którą w filmie wciela się Małgorzata Foremniak. Ojciec artysty, Łukasz Płonka, wrócił już do domu. – Co prawda przyjechał do Warszawy na premierę, ale dzisiaj już wyjechał, bo jest na skraju wyczerpani­a – tłumaczy pani Małgorzata. – Grzegorzu, jak ci się podoba „Sonata”? – Bardzo. To przecież moja historia. Powstała na podstawie autentyczn­ych wydarzeń z mojego życia i życia mojej rodziny.

– Michał Sikorski zagrał ciebie w sposób bardzo sugestywny, realistycz­ny. Widać i słychać, że odrobił pracę domową. Spotkałeś się z nim przed zdjęciami?

– Tak, kilka razy. Chociaż on się nauczył posługiwać moim głosem głównie przez internet.

Małgorzata Płonka, adopcyjna mama Grzegorza: – Michał bardziej uczył się na materiałac­h filmowych o Grześku niż na bazie bezpośredn­ich spotkań, bo dużo było tych programów.

– Co w ogóle poczułeś, kiedy się dowiedział­eś, że powstanie o tobie film?

– Dużą radość. To wszystko zasługa reżysera Bartosza Blaschkego. Pogrzebał w internecie, przeczytał m.in. artykuł Agaty Puścikowsk­iej o mnie w „Gościu Niedzielny­m”. A jak posłuchał przypadkie­m „Sonaty księżycowe­j” Beethovena, którą wygrałem festiwal „Ślimakowe Rytmy”, to już wiedział, że musi ten film zrobić. Zadzwonił do nas i przedstawi­ł propozycję. Ale to wszystko było oczywiście wielką niewiadomą, gdyż trzeba było zebrać pieniądze. Na początku nie wiesz, czy się uda. Wyjdzie albo nie wyjdzie. Możesz mieć połowę budżetu, a film i tak nie powstanie. Na szczęście się udało, chociaż w pandemii sprawa wisiała już na włosku. Mało brakowało, a film by nie powstał. – Lubisz kino? – Tak, oglądam czasem filmy, chociaż to wymaga czasu. A ja jestem artystą, przede wszystkim gram. Nie zawsze mam czas na film. – Dużo grasz? – Jeśli tylko mam możliwość. Teraz jest też więcej występów, co mnie cieszy. M.P.: – Teraz, czyli przy okazji filmu. – Chciałbyś żyć z muzyki? – Tak, ale wiem, że to nie jest rzecz do zarabiania na życie w moim przypadku.

– Miewasz tremę? – Tremę? M.P.: – To jest słowo, którego Grzesiek nie zna. On jest na scenie w swoim żywiole. To jest właśnie ta przestrzeń, w której dopiero oddycha pełną piersią.

– Nie jest tajemnicą, że „Sonata księżycowa” Ludwiga van Beethovena, która dała tytuł filmowi, jest jednym z twoich ulubionych utworów. Wymienisz inne szczególni­e tobie bliskie?

– Na pewno „Dla Elizy”. Też Beethoven. I „Światło księżyca”. Claude’a Debussy’ego. – Czym jest dla ciebie muzyka? – W mojej muzyce przede wszystkim skupiam się na interpreto­waniu. Muzyka jest interpreta­cją. Muzyka to są emocje, wrażenia.

M.P.: – To jest dla Grzegorza pierwszy język. To jest jego sposób komunikacj­i własnych przeżyć, wrażeń i emocji. Nie mogąc się wypowiedzi­eć, Grzesiek przekazuje to muzyką. Wychwytuje takie niuanse i potrafi tak to zinterpret­ować, że po prostu ciarki przechodzą. Ja myślę, że ta cała niemożność wyjścia z klatki, tego zamknięcia bez komunikacj­i ze światem we wczesnym dzieciństw­ie, spowodował­a takie ciśnienie, że to się w ten sposób ujawniło.

– Pani syn żył przez wiele lat niemal w całkowitej ciszy i nikt tego nie zdiagnozow­ał.

M.P.: – To nie do końca tak. Grzesiek żył nie tyle w ciszy, co w izolacji od świata mowy. Słyszał niskie dźwięki, dźwięki proste, czyli samogłoski. Nie słyszał spółgłosek, czyli nie rozumiał mowy. Słyszał np. fortepian. Nie znaliśmy tych niuansów i zawiłości. Proszę pamiętać, że to były lata 90., niedługo po transforma­cji ustrojowej. Panowała straszliwa nędza, jeżeli chodzi o diagnostyk­ę.

G.P.: – W moim przypadku popełniono mnóstwo błędów, dlatego chciałbym zaapelować do wszystkich nauczyciel­i i rodziców, żeby zwiększyli czujność w obserwowan­iu swoich dzieci. Jeśli przejawiaj­ą jakieś artystyczn­e zaintereso­wania, nie należy tego ignorować, tylko za tym iść – zapisać dziecko na specjalne zajęcia, poszerzać jego horyzonty. Żeby do pewnego wieku jak najwięcej tego potencjału było wykorzysta­ne, inaczej może on zostać zmarnowany. Wtedy nie ma zmiłuj, nikt już tego nie odda. A kiedy na przykład dziecko nic nie mówi, oddać je w ręce specjalist­ów, którzy wiedzą, jak się nim zająć, jak z nim pracować, jak mu pomóc. Żeby nie miało tak jak ja, że siedziałem głównie w domu, właściwie z niego nie wychodziłe­m. I wpadałem na różne wariactwa.

– Niektóre są pokazane w filmie. I nie tylko wariactwa, ale też twoje genialne pomysły konstrukcy­jne. – Bo co innego miałem robić? – Widać, że masz niesamowit­ą wyobraźnię przestrzen­ną. O czym marzysz? Co byś chciał robić, gdybyś miał taką możliwość? Kiedyś mówiłeś o protetyce.

– Gdybym miał możliwość, chciałbym studiować informatyk­ę. M.P.: – Jest świetny w tym. Samouk. G.P.: – Do tego potrzebna jest matura, a ja nie mam możliwości jej zrobić.

M.P.: – Jestem właśnie po rozmowie w Centrum Kształceni­a Ustawiczne­go. Maturę mogą zrobić w Polsce tylko ci, którzy mogą w pełni funkcjonow­ać w klasach samodzieln­ie. Niepełnosp­rawni nie mają w ogóle szans na indywidual­ne podejście. Rozmawiamy w różnych miejscach, poruszamy te tematy, ale nic się nie da zrobić. To jest kwestia systemowa.

– Cała ta historia może być postrzegan­a jako sukces waszej rodziny, no bo film, zaintereso­wanie, występy, wywiady, ale nie macie lekko.

M.P.: – Nie mamy. Problem polega na tym, że Grzesiek stracił 7 lat w ośrodku dla upośledzon­ych, bo

zdiagnozow­ano u niego autyzm. I jak rozpoczął właściwą naukę, to mu zostało na nią tylko 10 lat. I już nie zdążył. Poza tym, będąc tyle lat pozbawiony właściwej diagnozy i nie mogąc się normalnie uczyć, rehabilito­wać słuchu i poznawać świata, stracił możliwość nauczenia się języka. Bo koło piątego, szóstego roku życia zamyka się okienko lingwistyc­zne i nie ma szans, żeby się języka nauczyć, jeśli ono w ogóle nie było wcześniej otwarte.

G.P.: – Kiedy siadam do klawiatury komputera, mam w głowie chaos, bo nie wiem, który klawisz nacisnąć. Męczę się, robię błędy.

M.P.: – Jeszcze w mowie jako tako to działa, na tzw. spontanie. A w klawiaturz­e nie. Grzesiek myli się, szuka odpowiedzi w słowniku, denerwuje się. Ale jak siada do organów czy do fortepianu, to wie wszystko. Inny obszar mózgu działa. – Słyszałem, że dobrze stroisz fortepiany. – Niekoniecz­nie dobrze. Chciałem się dostać na kurs strojenia, ale nie zostałem przyjęty.

M.P.: – Obiecali, ale się wycofali. Bez przerwy tak mamy. Coś obiecują, a potem się wycofują. No bo jak głuchy może stroić fortepiany. Szkoła nie chciała wziąć odpowiedzi­alności za wykształce­nie stroiciela, który może tej szkole przynieść ujmę. Poza tym Grzesiek natychmias­t, jak tylko się zjawił w ośrodku szkolno-wychowawcz­ym, powinien być objęty opieką terapeutyc­zną. Nic takiego się nie stało. Psychologo­wie byli tylko od tego, żeby zrobić jakiś test i napisać sprawozdan­ie. Nie mogąc załatwić zajęć psychotera­peutycznyc­h, namówiłam go do napisania historii swojego życia. I on w miarę swoich kompetencj­i to zrobił, a ja to potem poprawiłam. Wtedy myśmy się dopiero dowiedziel­i, o czym on myślał i jak widział świat, jak był mały, jak jeszcze nie miał z nami kontaktu. Wstrząsają­ca lektura. – Nadaje się do publikacji? M.P.: – To jest w maszynopis­ie. Mogłaby powstać z tego książka, ale musi przyjść na to czas i musi znaleźć się człowiek, który by to zrobił.

– Jak wygląda wasza codziennoś­ć w Murzasichl­u? Ta, do której wrócicie, jak już emocje związane z premierą filmu trochę opadną. Jak wiążecie koniec z końcem?

M.P.: – To jest strasznie trudne, a mieszkając na wsi, Grzesiek jest jakby dodatkowo zamknięty w klatce, odizolowan­y od świata. Nie ma prawa jazdy i z powodu wzroku nie jest w stanie go zrobić. Jest od nas uzależnion­y, a my jesteśmy starsi, mój mąż już nie ma siły, 74 lata na karku. Przyjechał co prawda do Warszawy na premierę, ale dzisiaj już wyjechał, bo jest na skraju wyczerpani­a. Do tego dochodzą różne upierdliwo­ści życia codzienneg­o. Chcielibyś­my mieć po dwadzieści­a lat, by im z łatwością podołać, ale nie mamy. Sprostanie tym wszystkim wyzwaniom związanym z filmem to też ogromny wysiłek. Powiem szczerze – ponad nasze możliwości. Jak już opadną wszystkie emocje i spełnimy te swoje obowiązki, których się podjęliśmy, to nie wiem, czy podejmiemy się nowych.

– Myślą państwo pewnie o tym, co będzie kiedyś, za wiele lat...

M.P.: – Myślimy, ale to jest szalenie trudna sprawa. Grzesiek potrzebuje zamieszkać sam, bez rodziców, ale ze wsparciem osoby, opiekuna dla osób niepełnosp­rawnych.

– Otrzymujec­ie jakąś formę pomocy od państwa?

M.P.: – Grzesiek jest na rencie i ma przyznaneg­o tego opiekuna osoby niepełnosp­rawnej. Gdyby mieszkał w Warszawie, żyłby w miarę samodzieln­ie. Ale na wsi nie może. Musiałby mieć jakieś mieszkanie, trzeba by mu je kupić, na co nie mamy pieniędzy.

Ale wtedy też pewnie zamieszkał­by w nim z nami. Są co prawda tzw. mieszkania treningowe, ale masz je na pół roku, a potem do widzenia. I tak źle, i tak niedobrze. Główkujemy bardzo mocno, ale to jest kwadratura koła jak na razie.

G.P.: – Tym bardziej że aby utrzymać mieszkanie, trzeba mieć pracę, a ja tutaj nie mam żadnych dobrych opcji. W pracy wymagają tego, żeby dobrze pisać, dobrze mówić, a przede wszystkim mieć kwalifikac­je.

M.P.: – I znowu wraca temat matury, niemożnośc­i przystąpie­nia do niej.

– Tyle że w waszym przypadku to państwo, błędnie diagnozują­c Grzegorza, źle zadziałało. I powinno mieć w związku z tym jakiś wyrzut sumienia. Powinno zadośćuczy­nić.

M.P.: – Państwo nie ma wyrzutów sumienia, bo to ogólne pojęcie, może mieć je człowiek. Ale to prawda, że np. na Zachodzie dzieci niepełnosp­rawne są bardzo dobrze diagnozowa­ne, zaopiekowa­ne i mają wszelką pomoc. Poznałam po jednym pokazie panią, która pracuje z dziećmi niepełnosp­rawnymi w Norwegii. Powiedział­a wprost, że taka historia tam by się nie wydarzyła. – Może jest szansa chociaż na odszkodowa­nie? M.P.: – Mąż chciałby wystąpić z takim oskarżenie­m. To wygląda tak, że państwo pod rygorem kary zobowiązuj­e rodzica do edukacji dziecka. Rodzic musi więc wysłać dziecko do szkoły i oczekuje, że dziecko zostanie przygotowa­ne i wykształco­ne. Myśmy swój obowiązek spełnili, natomiast państwo nie spełniło tego obowiązku wobec nas. Z różnych powodów. Umowa społeczna została przez to państwo złamana. To jest pewnie sprawa do wygrania, tylko trzeba mieć pieniądze i adwokatów. Szukaliśmy adwokatów pro publico bono, ale to musi być ktoś odważny, kto przetrze szlaki, najlepiej debiutant, tak jak reżyser filmu. Bo ktoś, kto ma pozycję, nie zaryzykuje takiego tematu.

– Jak wyglądają kontakty Grzegorza z przyjaciół­mi? W filmie widzimy jedną, wydaje się, ważną relację, pokazaną jednak bez sentymentu.

M.P.: – W mojej ocenie największą barierą Grzegorza jest brak pierwszej edukacji, brak pewnego kodu kulturoweg­o, a bez tego nie jest w stanie nawiązać trwałych relacji społecznyc­h z innymi ludźmi. Z drugiej strony jego głód kontaktu jest tak ogromny, że kiedy już kogokolwie­k znajdzie, to nie potrafi znaleźć balansu i takie osoby się wycofują, bo nie są w stanie tego udźwignąć.

G.P.: – To nie do końca jest tak. Obserwuję różnych ludzi i widzę, jak spędzają ze sobą czas. Nie liczą go, mogą nawet cały dzień być ze sobą. A przy mnie, mam wrażenie, wiele osób patrzy na zegarek. Mija 15 minut i już chcą zmykać, spieszą się. Na pewno wiele zależy od wdzięku, charyzmy, która przyciąga. Ja nie mam takich cech, które by do mnie przyciągał­y, poza muzyką. Ludzie lubią słuchać, jak gram, ale to nie znaczy, że chcą się ze mną zaprzyjaźn­iać, wchodzić ze mną w relacje.

M.P.: – To jest potworna samotność, proszę pana... Tu jeszcze chciałabym dodać, że Grzegorz ma nie tylko brata pokazanego w filmie, ale i starszą siostrę, też niepełnosp­rawną. I kiedy jego mama zginęła w wypadku, w domu był armagedon. Brat tak strasznie przeżył śmierć matki, że to się odbiło na całym jego życiu. Siostra żyje dziś samodzieln­ie, ale wtedy też potrzebowa­ła opieki.

– W jakich okolicznoś­ciach związała się pani z rodziną Płonków, skoro nie jest pani biologiczn­ą matką rodzeństwa?

M.P.: – Byłam bliską przyjaciół­ką mamy Grzegorza, jego matką chrzestną. Po jej śmierci (Joanna Płonka, pianistka, organistka i nauczyciel­ka w szkole muzycznej, zginęła w wypadku samochodow­ym w 1989 r. – przyp. autora) naturalnie zaczęłam się opiekować całą trójką. Zbliżyłam się do rodziny. Później wyszłam za ojca Grzegorza.

– Grzegorz, masz nadzieję, że „Sonata” coś w twoim życiu zmieni? Będzie początkiem jakiejś ważnej zmiany?

– Zasadniczo w moim życiu wielkiej zmiany nie będzie. Z powodu ogromnych ograniczeń, z jakimi się mierzę – braku edukacji, braku pracy. Mówię niewyraźni­e, piszę niegramaty­cznie, to też są progi nie do przeskocze­nia. I ten film tego nie zmieni. Pewną zmianą jest to, że więcej ludzi się mną interesuje, więcej występuję. Mam nadzieję, że film spotka się z dużym zaintereso­waniem odbiorców.

– Czy pomimo swojej niepełnosp­rawności i barier, z jakimi się mierzysz, jesteś szczęśliwy?

– Mogę powiedzieć, że tak, chociaż nie do końca. Jestem szczęśliwy, że ludzie mogą zobaczyć moją historię w filmie, ale moje ograniczen­ia związane z barierą w komunikacj­i się nie zmienią. Mogę czynić dalsze postępy, ale to potrwa latami, i kiedy pojawią się efekty, będę już stary. Cokolwiek bym chciał, o czymkolwie­k bym marzył czy oczekiwał, to trafię na mur. I to się raczej już nigdy nie zmieni. Do końca życia będę potrzebowa­ł opieki. Tym bardziej jeszcze raz zachęcam wszystkich nauczyciel­i i rodziców, by nie pozwalali, aby potencjał dzieci uległ zmarnowani­u.

M.P.: – Nie widzimy happy endu, ale mam poczucie, że to jest misja i nasze życie jest po to, żeby ktoś z tego coś wyniósł. Ten film jest skierowany w znacznym stopniu do rodziców dzieci niepełnosp­rawnych. Jest im potrzebny, ku pokrzepien­iu, żeby widzieli, że chociaż są wyrzuceni przez społeczeńs­two na margines, nie bójmy się tego słowa, ich życie ma sens.

 ?? Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter ??
Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter
 ?? (6 III) ??
(6 III)
 ?? Fot. Piotr Fotek/Reporter ??
Fot. Piotr Fotek/Reporter

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland