Ekscytujące chorowanie
Chore zęby a nadciśnienie Przypadki starszej pani(95)
Z danych NFZ wynika, że ok. 10 mln Polaków ma nadciśnienie tętnicze. Okazuje się, że w niektórych przypadkach przyczyną choroby może być brak właściwej higieny jamy ustnej.
Tak wynika z najnowszych badań przeprowadzonych na amerykańskim State University of New York. Objęto nim ponad 1200 kobiet w wieku ok. 63 lat, po menopauzie. Podczas rekrutacji naukowcy rejestrowali ciśnienie krwi i pobierali próbkę płytki nazębnej spod linii dziąseł, by sprawdzić, czy istnieje związek między bakteriami jamy ustnej a nadciśnieniem u starszych kobiet.
W próbkach płytki nazębnej zidentyfikowano 245 unikalnych szczepów bakterii. Prawie u jednej trzeciej kobiet, które nie miały nadciśnienia lub nie były leczone na nadciśnienie na początku badania, zdiagnozowano je w okresie dziesięcioletniej obserwacji. Analiza wykazała, że w przypadku 10 bakterii ryzyko rozwoju nadciśnienia było wyższe o 10 – 16 proc. Natomiast w odniesieniu do innych pięciu bakterii ryzyko to było niższe o 9 – 18 proc.
– Ponieważ choroby przyzębia i nadciśnienie są szczególnie rozpowszechnione u osób starszych, jeśli uda się ustalić związek między bakteriami jamy ustnej a ryzykiem nadciśnienia, może pojawić się szansa na lepsze zapobieganie nadciśnieniu poprzez zwiększoną, ukierunkowaną pielęgnację jamy ustnej – powiedział dr Michael J. LaMonte, jeden z autorów wspomnianego badania. Co ważne, podwyższone ciśnienie krwi zwykle przebiega bezobjawowo, a wiele osób może nie zdawać sobie sprawy, że są narażone na zwiększone ryzyko powikłań sercowo-naczyniowych.
Przepisu, który można dostarczyć do „kuchni” komórkowej w naszym organizmie, by zrobiła ona dokładnie to, co jest tam zapisane. Taki mechanizm sprawia, że nasze ciało staje się wielką apteką i samo poszukuje możliwości unieszkodliwienia różnych patogenów. Upraszczając, tak właśnie stało się z opracowaniem szczepionki mRNA przeciwko COVID-19. Czy możemy użyć tej biomolekuły, aby wysłać układowi odpornościowemu broń, która aktywuje obronę naszego organizmu przed komórkami nowotworowymi?
Rak to nie wirus
Jak zauważa dr Niels Halama, onkolog z Narodowego Centrum Leczenia Raka w Heidelbergu, „rak to nie koronawirus”. Główna różnica polega już na tym, że nowotwory powstają z komórek naszego organizmu, zazwyczaj wtedy, gdy w materiale genetycznym komórki dochodzi do mutacji. To one sprawiają, że powstające komórki rakowe dzielą się bez końca. Guzy tego samego rodzaju u dwóch różnych pacjentów różnią się między sobą nawet w 95 proc. Ponadto rak potrafi znakomicie maskować się i oszukiwać nasz system immunologiczny, co znacznie utrudnia skuteczną obronę organizmu. Wszystko to sprawia, że w odniesieniu do raka nie wystarczy nam jeden, uniwersalny przepis, jak w przypadku wirusa. Dlatego wciąż toczymy nierówną walkę, ale naukowcy mają nadzieję, że kluczem do pokonania raka może być właśnie mRNA.
Najpierw wstępnie chodzi mi jakaś myśl po głowie. Coś mi w otoczeniu nie pasuje. Coś mi przeszkadza. Infekcja się zaczyna. W końcu problem jest zdiagnozowany. Na coś zachorowałam i muszę to mieć. Schorzenie rozwinięte w pełni. A to firanki już mi się opatrzyły, a to któreś szuflady przestały się domykać, a to dywan jest do wymiany. W każdej chwili można się na coś takiego rozchorować. Stan zdrowotny ewidentnie się pogarsza w momencie, w którym już określę, jak chcę meble poprzestawiać albo co pragnę mieć w zamian za jakąś staroć, która urąga poczuciu estetyki. Dana rzecz musi być wymieniona lub zrealizowana już, zaraz, natychmiast. To nie może czekać ani się przewlekać. Prędka realizacja jest najważniejsza, zupełnie jak oddychanie, picie i jedzenie. Dopóki nie ma nowej szafki albo zasłonki czy czegoś innego, prawie nie jem i nie śpię. To niemal sprawa honoru, więc nic dziwnego, że sytuacja wprawia mnie w rozedrgany nastrój, który trudno nazwać miłym dla otoczenia.
Gnam wtedy do sklepu, jakby od tego zależało moje życie, a zdrowie to już na pewno. I nie daj Boże, żeby było wszystko inne, tylko nie to, czego potrzebuję. Nie wytrzymuję wtedy i kupuję to, co zawiera chociaż element ideału. A potem wkurzam się na samą siebie, że można było poczekać albo pochodzić po sklepach i kupić coś lepszego. Moim zdaniem to stan naturalny, gdy trzeba coś w domu wymienić. I dziwię się, że w tym względzie nie znajduję wyrozumiałości u reszty domowników. Ale co oni tam rozumieją. Chociaż kotki mnie popierają, bo zawzięcie i z wyraźnym zadowoleniem obwąchują każdą nową rzecz i zostawiają na niej ślad swoich pazurków. W końcu z kimś się człowiek musi rozumieć. mkaminska@angora.com.pl