Generał major Igor Konaszenkow
Kiedyś obawiano się Rosji ze względu na umieszczane przez nią w internecie fake newsy. W tej wojnie przestały one jednak się sprawdzać. Rosyjska propaganda nikogo już nie przekonuje. W dniu, w którym rosyjscy żołnierze wkroczyli do Ukrainy, na stronie rosyjskiego ministerstwa obrony znalazło się tylko jedno nagranie generała majora Igora Konaszenkowa.
Rzecznik ministerstwa występuje na nim w mundurze, nosi okulary i stoi przed mapą Ukrainy. Spokojnie wyjaśnia, że rozpoczęto „specjalną operację, mającą na celu obronę Donieckiej oraz Ługańskiej Republiki Ludowej”. To wszystko. Dalej są zdjęcia z ćwiczeń jednostki specjalnej w Nowosybirsku, widać mundury kamuflażowe, broń i ponure twarze. Kilka dni później ministerstwo informuje o Flocie Północnej, która na Morzu Barentsa ćwiczy zatapianie okrętu podwodnego oraz dzieli się zdjęciami z parady wojskowej w Moskwie. Gdzieś między tym wszystkim znów nagranie z Konaszenkowem, który odczytuje nazwy miejsc zdobytych przez wojsko – takim tonem, jakby wywoływał pacjentów z poczekalni u lekarza.
Dopiero pięć dni po ataku na stronie ministerstwa pojawiło się nagranie, na którym widać żołnierzy na terytorium Ukrainy. Siedzą w śmigłowcu wojskowym, mają wypikselowane twarze, w dole widać przesuwające się miejscowości, a potem lądują na polu. Podpis: „Praca Korpusu Lotnictwa Wojskowego podczas operacji specjalnej”. Nie widać żadnych walk, nie ma dymu. Żadnego śladu wojny.
Kiedyś propaganda Kremla wywoływała obawy. Gdy w 2014 roku rosyjscy żołnierze zajęli Krym, sieci społecznościowe zostały zalane przekonującymi fake newsami. Rosyjscy specjaliści od propagandy wywarli wpływ na wybory w Ameryce i Europie. Obecnie jednak ich wpisy nie odniosły oczekiwanego skutku. Dlaczego tak się stało?
Trudno mówić o wojnie, która nie powinna była wybuchnąć. Dlatego Rosja poniosła klęskę na tym polu. Drugi powód jest taki, że tym razem zachodnie sieci społecznościowe były przygotowane i wyposażone w odpowiednie narzędzia. Na przykład w dniu inwazji rosyjska propaganda opublikowała filmiki – wszystkie podejrzanie do siebie podobne.
Żołnierz wychodzi z lasu, najpewniej ukraińskiego, i macha białą flagą. Napis: „Wielu ukraińskich żołnierzy na ratusz w Charkowie. W tym czasie rosyjskie wojsko nawet nie zbliżyło się do tego miasta. Przekaz ma być klarowny: Ukraińcy mierzą się z potężną przewagą, nie mają żadnych szans. Mogą się tylko poddać.
Podstęp się jednak nie udał. Ukraińscy żołnierze nie składają broni. Kilka dni później należący do Facebooka koncern Meta informuje, że usunięto wiele rosyjskich stron. Były wykorzystywane przez propagandę – Rosjanie udawali dziennikarzy nadających z Kijowa.
Wspierała ich grupa hakerów o nazwie Ghostwriter, zdaniem analityków – z Białorusi. Jej członkowie zawsze postępują tak samo: próbują przeniknąć na konta influencerów w mediach społecznościowych, żeby fake newsy dotarły do większej liczby osób. Tylko nieliczni patrzą krytycznie na to, co widzą w internecie. Meta nie ujawnia, jakie dokładnie historie publikowali hakerzy. Wspomina tylko o jednym nagraniu – widać na nim, jak ukraiński żołnierz macha w lesie białą flagą.
Zachodnie sieci społecznościowe powstrzymują rosyjską propagandę i reagują błyskawicznie. Pomagają im ochotnicy. Wiele osób wyspecjalizowało się w sprawdzaniu, czy nagrania i zdjęcia są autentyczne. Jeszcze przed wybuchem wojny udało im się zdemaskować rosyjskie działania. Na kanale Telegram pojawił się film z „Donieckiej Republiki Ludowej”. Żołnierz z kamerą wcześniej. Słyszane w tle głosy pochodzą z nagrania – z ćwiczeń wojskowych, które odbyły się w 2010 roku w Finlandii.
Podobnych przykładów nie brakuje. Czasami internauci rozprawiają się z takimi kłamstwami już po kilku godzinach. Rosyjskiej telewizji jednak to nie obchodzi i nadal emituje sfałszowane nagrania. Nie są one też usuwane z prorosyjskich grup na Telegramie. Rosjanie mogą się na te sztuczki nabierać, ale na ogólnoświatowej społeczności nie robią one wrażenia, a na Ukraińcach – najmniej.
Wszystko to rozgrywało się w pierwszych dniach inwazji. Rosji nie udało się przeforsować własnego punktu widzenia, a Ukrainie – owszem.
Gdy Konaszenkow opowiadał o sukcesie „operacji specjalnej”, cały Zachód usłyszał z ekranów swoich telewizorów wypowiedź prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, że „potrzebuje amunicji, a nie podwózki”. Wszyscy powtarzali zdanie ukraińskich żołnierzy z Wyspy Węży: „Rosyjski okręcie wojenny, p... się!” – pojawiło się ono nawet na plakatach w Kijowie, na filmikach wideo, zdjęciach i w serwisach informacyjnych. Cały świat przekonał się, jak Ukraińcy podchodzą do agresorów. Ukraina ma jeszcze jedną przewagę nad Rosją – każdy cywil może nagrać film, by stać się świadkiem ataku Rosji i zbrodni wojennych. Rosjanie mają na Ukrainie wojsko, ale żołnierzom