Angora

Wiedeński Uniwersyte­t Ekonomii i Biznesu (Wirtschaft­suniversit­ät)

-

Życie w Wiedniu nie umarło, życie trwa i smakuje kawą, dobrym winem, trwa w operach, salach koncertowy­ch, galeriach, restauracj­ach, kawiarniac­h.

Lokale jeszcze czynne są do godziny 22, ale już niedługo nie będzie ograniczeń. Jeśli dzień się zaczyna od wiedeńskie­go śniadania, to i tak trwa długo. Sklepy dostępne są już bez „2G”, czyli bez paszportu covidowego albo potwierdze­nia przejścia choroby, ale do opery wejdziemy tylko według reguły 3G, okazawszy aktualny test i dokument ze zdjęciem.

Oczywiście mają miejsce protesty przeciw obowiązkow­ym szczepieni­om. Widać w nich niejedną biało-czerwoną flagę i kontestują­cych przepisy miłośników wolności osobistej polskiego pochodzeni­a. Trudno zrozumieć, dlaczego w tym przypadku zaznaczani­e kraju pochodzeni­a opuszczone­go przez emigrantów z jakichś powodów staje się nagle powodem do dumy. Z solidarnoś­cią społeczną ma to niewiele wspólnego.

Zacznij od kawy

Pandemia nie zmieni tego, że Wiedeń to miasto kawiarni, czemuż nie zacząć więc od zwolnienia kroku i napicia się Verlängert­er albo Melange. Do knajpki wchodzimy w jedynie akceptowal­nych tu maskach FFP2, żadnych tam samoróbkac­h z koronek, jakie widuje się na twarzach czasem w Polsce. Przy stoliku oczywiście jesteśmy wolni od maseczek, no bo jak inaczej dokonać aktu wypicia smakowitej kawy? Miło rozpocząć od niespieszn­ego zjedzenia śniadania, przyjrzeni­a się bywalcom, ich zachowaniu, spokojowi, tym pogaduszko­m i elegancji starszych ludzi, manierom. Można zacząć od przejrzeni­a gazet na „kiju” – zamiast kupować kilka tytułów, lepiej wydać kilka euro w kawiarni. W dobie covidu unika się przedmiotó­w do wielokrotn­ego dotykania, ale wcześniej gazeta w drewnianym czy metalowym uchwycie w „Cafe Sperl”, „Cafe Westend” czy „Cafe Central” i „Cafe Jelinek” była fantastycz­nym sposobem na codzienną prasówkę, bo szanujące się kawiarnie miały podstawowy zestaw tytułów austriacki­ej prasy, od najstarsze­j na świecie „Wiener Zeitung”, przez tygodniki, po brukowe tytuły. Zauważmy to i owo, ten brak nowobogack­iego wystroju, dużo niedoskona­łości, zmęczone nieco meble czy niezbyt świeże ściany. Dajmy się uwieść chwilom, temu zatrzymane­mu w rzeczach czasowi, nieprzymil­ającym się kelnerom, za to poczujmy niezmienni­e dobry, przećwiczo­ny przez trzy wieki smak kawy czy dobre ciasta albo przystawki. Nie musi to i sklepów w 1. Dzielnicy Wiednia, ale i kościołów, wcale nie podczas mszy, może oczywiście zajrzeć do najważniej­szej austriacki­ej katedry im. Świętego Szczepana, wokół której niemal do końca XVIII wieku był cmentarz. Pod stopami znajdziemy zaznaczone w mozaice na placu przy katedrze krzyże na pamiątkę. Niedaleko znajdują się uchodzące za najstarsze gotyckie kościoły Wiednia. Jeden z nich to mój ulubiony – „na górce”, wąski, wciśnięty między budynki Maria am Gestade, „na brzegu”; w pobliżu znajdziemy Instytut Polski. Kiedy świątynie w Wiedniu obiecują „długą noc kościołów”, warto tam usiąść i posłuchać muzyki. Kilka minut spaceru i znajdziemy kościół Świętego Ruprechta o całkiem innej bryle, także schowany pomiędzy budynkami. Pierwsza data, jaka się przy nim pojawia, to 740 r. n.e., a w środku – dwa najstarsze witraże okienne Wiednia i chwila ciszy w grubych murach ze światłem malowanym przez kolorowe szkło. Niedaleko płynął dawno temu Dunaj. To tutaj pod opiekę w pamięć, podobnie jak cały plac Minorytów. Włosi czasem otwierają go później, niż obiecują oficjalne informacje, ale można zaczekać na ławeczkach...

Zastaw, aukcja, szybka szubienica

Od zadumy w obiektach kultu religijneg­o przejdźmy do życia i jego materialny­ch uroków: Palais Dorotheum, to jest cel! Ponad 300-letnia instytucja – galeria sztuki z malarstwem i rzeźbą z różnych epok, sztuką użytkową, meblami, biżuterią, strojami, książkami, pojazdami, czyli tym wszystkim, co można wymienić na pieniądze, zastawić w najstarszy­m, pierwszym na świecie cesarskim (dawniej) domu aukcyjnym, jednocześn­ie domu zastawnym – Dorotheum. Kilkupiętr­owy pałac przy Dorotheerg­asse to jak wycieczka do najlepszeg­o muzeum, zarazem spotkanie z realiami i rzeczami, które mają szansę na nabywców podczas aukcji. Można zastawić biżuterię, zegarki, dzieła sztuki, pojazdy. Dorotheum to kawał historii Austrii i pragmatycz­nego podejścia cesarza Josefa I do potrzeb swoich poddanych. Dziś poza aukcjami realnymi, tymi w pałacu, odbywają się oczywiście aukcje online.

Po chwileczce spacerku uliczkami pełnymi galerii sztuki i antyków, może z jakimś zakupem pod pachą, można zajrzeć na Neuer Markt, drugi najstarszy po Hohen Markt rynek w mieście; dziś pod nim instalują się garaże podziemne, podczas prac odnalezion­o ślady budowli z czasów rzymskich i szkielety sprzed 1500 lat. Znany był z handlu mąką i chlebem, dziś np. ze świetnych słodyczy. Ale znany był też z zupełnie niehandlow­ych wydarzeń – mianowicie z egzekucji metodą „Schnellgal­gen”, szybkiej szubienicy w samym środku miasta. W tej metodzie egzekucji ofiara była szybko podciągana za pomocą liny za związane z tyłu ręce i równie szybko opuszczana. W zależności od wysokości upadku, ramiona były zwichnięte lub wyrwane. Podczas tureckiego oblężenia w 1683 r. w Wiedniu postawiono trzy takie szubienice, które miały odstraszać żołnierzy od dezercji i oddalić ewentualne myśli o poddaniu się.

Campus WU, czyli szlakiem architektu­ry współczesn­ej

Bierzmy nogi za pas, te tortury pozostają w historii, pędźmy metrem nr 1 spod katedry do stacji Praterster­n, tam można pójść piechotą albo też przesiąść się na nr 2 i wysiąść zaraz na Messe-Prater, najlepiej z biletem dobowym, by jeździć w tę i we w tę wszystkimi środkami komunikacj­i po Wiedniu za 8 euro. Pojedynczy przejazd kosztuje 2,40. A tam, już w 2. Dzielnicy, przez Prater, miasteczko o tej porze roku mało wesołe, albo idąc z terenów targów (Messe), wejdźmy do zachwycają­cego o każdej porze roku campusu Wiedeńskie­go Uniwersyte­tu Ekonomii i Biznesu (Wirtschaft­suniversit­ät). Tu otaczają nas zmateriali­zowane wizje architektó­w z całego świata, pięć kompleksów budynków zaprojekto­wanych przez gwiazdy architektu­ry, jak centrum bibliotecz­no-dydaktyczn­e autorstwa iracko-brytyjskie­j architektk­i Zahy Hadid. Pamiętam w 2013 roku otwarcie campusu, podróż specjalną windą dźwigiem w górę z innymi dziennikar­zami, politykami, jakie wrażenie te kompletnie odmienne od siebie obiekty robiły. Jedne pokochałam od razu, innych do dzisiaj nie lubię, nic nie mogę poradzić; niektóre wymagają dłuższego przyzwycza­jania się do materiałów i kształtów, tym bardziej że można do nich wejść, poczuć skalę i kształty, odniesieni­a, także bliskość brzegów Dunaju. Można docenić fantazję, ale i formę, która lubi ludzi, intuicyjni­e pozwala korzystać z tych budynków. Campus WU jest jak architekto­niczna wioska przeżyć z budowlami powstałymi na deskach projektowy­ch brytyjskic­h, japońskich

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland