Hejtem po oczach
O rosyjskich mediach
Rosjanie użyli technologii deep fake polegającej na fałszowaniu obrazu i dźwięku, by stworzyć film, w którym do narodu ukraińskiego rzekomo przemawia prezydent Zełeński. Na spreparowanym wideo „ogłasza” on kapitulację Ukrainy i „zwraca” Donbas Rosji. Oszustwo jednak się nie udało, gdyż fałszywy Zełenski ma głowę niepasującą do korpusu, a jego głos jest spowolniony. To nie pierwsza wpadka propagandy Kremla.
Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa stale kłamie, twierdząc, że Rosjanie nie chcą ani okupacji Ukrainy, ani obalenia jej rządu, a działania wojsk rosyjskich nie są wymierzone przeciwko ludności cywilnej. Ile warte są jej słowa, widzą prawie wszyscy, ale nie Rosjanie. Jak podają sondaże, ponad 86 proc. Rosjan popiera agresję na Ukrainę, a 75 proc. aprobuje pomysł inwazji militarnej na Polskę. Propaganda Kremla to nie jednorazowa akcja, to systematyczne, wieloletnie krzewienie w społeczeństwie rosyjskim ducha imperializmu, zamordyzmu i rewanżyzmu. Na nic zdała się działalność tzw. niezależnych mediów, dziś zakneblowanych przez prawo, które pozwala wsadzić każdego na 15 lat do więzienia za nieprawomyślne poglądy, krytykę wojny na Ukrainie czy popieranie sankcji przeciwko Rosji.
Mechanizmy kremlowskiej propagandy opisał brytyjski dziennikarz rosyjskiego pochodzenia Peter Pomerantsev w książce „To nie jest propaganda”. Dziesiątki tysięcy rosyjskich trolli (m.in. istniejącej od 2013 roku farmy w Petersburgu) codziennie tworzą unikatowe konta, fabrykują tożsamości, wysyłają do mediów społecznościowych tysiące komentarzy i fake newsów, by mącić, dezinformować, wprowadzać chaos i strach. Właścicielem tej farmy trolli jest Jewgienij Prigożyn, objęty zachodnimi sankcjami rosyjski oligarcha, bliski współpracownik Putina. Związane z nim portale zalewały sieć fałszywymi informacjami. Na kanale wideo medialnej grupy „Patriot” rosyjscy „dziennikarze” zastanawiają się, czy jest możliwa denazyfikacja (!) Ukrainy i jak długo potrwa. Już kilka lat temu w petersburskiej fabryce trolli obowiązywał przekaz, że Ukraina rządzona jest przez faszystów. Kiedy zamordowano opozycjonistę Borysa Niemcowa, trolle sugerowały, że za tym morderstwem stali Ukraińcy.
Doradcy Kremla uznali, że Google, Facebook i Twitter to broń wymierzona w Rosję. Wolne media zagrażają dyktaturze, dlatego zostały zablokowane. Celem obecnej wojny informacyjnej jest przede wszystkim Ukraina. Dezinformacja ma osłabić przeciwnika, pokrzyżować mu szyki, zdezorganizować działania, zdezorientować tak, by opinia publiczna przyjęła narrację Kremla. Pożytecznych idiotów Rosji nie brakuje również w Polsce; powtarzają oni bzdury i fejki dotyczące Ukraińców i judzą, szczują Polaków przeciwko nim oraz przeciwko sobie. Chodzi o to, by nas podzielić, poróżnić i zastraszyć.
Najważniejsze dla Kremla narzędzia propagandowe to obok proputinowskich gazet i mediów społecznościowych kanały rosyjskiej telewizji: Russia Today, Rossija 1, Rossija 24, NTV i Pierwyj Kanał. Ale to w programie na tym kanale rosyjska dziennikarka Marina Owsiannikowa zaprotestowała przeciwko wojnie w Ukrainie – wbiegła do studia z antywojennym plakatem. Nie sądzę, aby – jak twierdzą niektórzy dziennikarze – była to „ustawka”. Czas pokaże, ale ja wierzę, że nie wszyscy Rosjanie mają zaczadzone umysły, i są tacy – choć jest ich wciąż niewielu – którzy przejrzeli na oczy. Ten akt to kolejny dowód na to, że wojnę informacyjną Moskwa już przegrała. Świat nie uwierzył w szelmostwa Kremla, w „pokojową” specakcję „denazyfikacji”, w „nieatakowanie” celów cywilnych i „nienapadanie” przez Rosję Ukrainy. Rosja już okryła się wieczną hańbą, a Ukraińcy zyskali sławę i stali się bohaterami na przekór kremlowskiej propagandzie.