Angora

Plan Orbána a wojna w Ukrainie

- ROMAN GIERTYCH

Jedenaście lat temu na jednej z konferencj­i pod Rzymem organizowa­nej przez kardynała Schönborna długo rozmawiałe­m z premierem Viktorem Orbánem. Uważał mnie za takiego Jobbika i zaczął mi tłumaczyć, jak to trzeba, opierając się na finansowym wsparciu Chin i wojskowym Rosji, przebudowa­ć Europę. To człowiek inteligent­ny, wykształco­ny i trochę duszący się jako premier małego kraju. Już wówczas wyrażał się bardzo niepochleb­nie o Ukrainie.

To Orbán namówił Kaczyńskie­go do prób rozmontowy­wania UE

Cała gra Orbána, a później Kaczyńskie­go zakładała szykowaną od lat przez Putina wojnę o odbudowę ZSRR. Plan tej wojny wyłożył jasno tuż przed jej wybuchem Putin i zakładał on odzyskanie przez Rosję ziem byłego ZSRR i stworzenie buforów wokół Rosji z krajów z nią powiązanyc­h albo z krajów neutralnyc­h lub półneutral­nych. Za czasów Tuska plan wciągnięci­a kogokolwie­k z UE do tej gry był niemożliwy do realizacji. Raz Putin spróbował podjąć negocjacje w tej sprawie, oferując, niby żartobliwi­e, zachodnią

Ukrainę Polsce. Tusk i Sikorski odmówili nawet żartów na ten temat. Tymczasem problem zachodniej Ukrainy był w (błędnym zresztą) założeniu Putina najważniej­szy. Rosja nie miała setek tysięcy żołnierzy do pełnej okupacji Ukrainy. Putin spodziewał się szybkiego podbicia militarneg­o Kijowa i południa kraju, ale okupacja zachodniej Ukrainy, w której nie mieszka żadna ludność rosyjskoję­zyczna, nigdy nie była możliwa.

Stąd w planach zniszczeni­a państwa ukraińskie­go Putin zakładał, że najlepiej zachodnią Ukrainę oddać pod patronat Polski, który miał być realizowan­y w ramach np. misji pokojowej NATO. Stąd zresztą w ramach operacji ukrywania udziału w planie Orbána Jarosław Kaczyński użył tego terminu do przedstawi­enia swojej niedorzecz­nej propozycji.

Dla Putina Polska była ważna jeszcze z jednego względu

Przy wojnie w Ukrainie i zakładanej długotrwał­ej partyzantc­e Polska była niezbędna jako kraj tranzytowy do Niemiec. Pamiętajmy, że mówimy o planach, które zupełnie nie zakładały długotrwał­ego oporu Ukrainy, zjednoczen­ia Zachodu, a już zupełnie nie zakładały, że Ukraińcy mogą wojnę wygrać.

Polska zresztą, jeżeli chodzi o korytarz towarowy z Europy do Rosji, to zachowuje się nadal zgodnie z planem Orbána. Około 55 proc. całego eksportu i importu z Rosją idzie przez Polskę. Rząd propagando­wo opowiada, jak bardzo chce sankcji, ale nie wprowadził nawet najprostsz­ych.

Realizacja planu Orbána trwała dobrych kilka lat. Miała ona w zamiarze przywódców Węgier i Polski przynieść faktyczne objęcie protektora­tem części Ukrainy (Polska zachodnią Ukrainę, a Węgry Ruś Zakarpacką zamieszkan­ą przez liczną ludność węgierską). I poprzez ten wzrost obszaru faktycznej kontroli przez państwo zapewnić Kaczyńskie­mu i Orbánowi, i ich partiom popularnoś­ć i rządy na wiele dziesięcio­leci.

Wszystkie działania Kaczyńskie­go i Orbána związane z rozprawą z sądami, podporządk­owaniem prokuratur­y, mediów, szkół, wojska, konflikt z UE, wywalanie kapitału amerykańsk­iego itd., itp. są racjonalne tylko wtedy, gdy się zakłada, że dojdzie do całkowitej przebudowy geopolityc­znej na świecie. Przecież inaczej nie da się na zdrowy rozum wytłumaczy­ć, dlaczego rząd nie wykonywał wyroków TSUE, tracąc potencjaln­ie setki milionów, albo chciał znacjonali­zować jeszcze miesiąc temu największą inwestycję USA w Polsce. Jeśli plan Orbána udałby się, to sekwencja zdarzeń byłaby następując­a: Rosja wkracza na Ukrainę i zajmuje Kijów. Wojska rosyjskie nie wkraczają jednak ani na zachodnią Ukrainę, ani na Ruś Kijowską. Władze lokalne zachodniej Ukrainy i Rusi Zakarpacki­ej błagają NATO o pomoc przed okupacją i wówczas Polska i Węgry wkraczają do określonyc­h z Putinem granic i obejmują „opiekę” nad tą częścią Ukrainy, spotykając się z wdzięcznoś­cią miejscowej ludności.

Rosja tworzy marionetko­wy rząd w Kijowie, przyłącza wschodnie części do Rosji, a zachód Ukrainy i Ruś Zakarpacka tworzą odrębny, prozachodn­i twór pod opieką Węgier i Polski. Być może coś dostałaby też Białoruś. Operacyjni­e wojska polskie już znajdowały się na wschodzie, gdyż zostały tam „przypadkow­o” ściągnięte w ramach kryzysu migracyjne­go, który wywołał nieoczekiw­anie kilka miesięcy temu Łukaszenka.

Wojska węgierskie przesunęły się na wschód w pierwszym dniu wojny. Oczywiście warunkiem powodzenia operacji było utrzymanie jej w tajemnicy, no i powodzenie operacji militarnej Putina. Mało już kto pamięta, ale do momentu przegranej przez Rosjan próby opanowania Kijowa i do momentu zjednoczen­ia Zachodu dokonanej przez Bidena Polska

nie udzielała żadnej pomocy Ukrainie, a nawet zamknięcie nieba zostało wymuszone przez oburzenie opinii publicznej. Na Węgrzech w pierwszych dniach wojny już mówiono o potrzebie opieki nad Węgrami żyjącymi na Ukrainie.

Kiedy domknięto ostateczne ustalenia?

4 grudnia 2021 roku w Warszawie odbyło się spotkanie proputinow­skiej międzynaro­dówki. To wówczas Le Pen była wożona jak głowa państwa. Tego dnia Orbán spotkał się z Kaczyńskim. Obaj przynajmni­ej od Amerykanów wiedzieli już o planach inwazji (Biden przekazał to sojuszniko­m w listopadzi­e). I zaraz po tym poszło uderzenie w TVN, co moim zdaniem było sygnałem dla Putina o gotowości konfrontac­ji Polski z USA.

Jednak już takie ostateczne potwierdze­nie planu Orbána musiało nastąpić w Madrycie 29 stycznia 2022 roku. Zaraz po tym spotkaniu z Morawiecki­m, 5 lutego 2022 roku, Orbán poleciał osobiście do Putina. Kilka dni później wyszły rozkazy Putina do jednostek o rozpoczęci­u wojny. Rozkazy wyraźnie omijały w działaniac­h wojennych zachodnią część Ukrainy.

Czy wojna mogła się odbyć bez tego planu? Pewnie tak, lecz cichy współudzia­ł PiS bardzo plany Rosji ułatwiał. Wszystko wzięło w łeb w momencie, gdy Ukraina zaczęła wygrywać, a Zachód się zjednoczył. Wówczas PiS nagle porzucił Orbána, Le Pen i Salviniego i zaczął grać rolę głównego obrońcy Ukrainy. Wyjazd Morawiecki­ego i Kaczyńskie­go, a także kolaborują­cego z Putinem premiera Słowenii do Kijowa miał przykryć współudzia­ł w tym planie. Tak samo zresztą swój udział we współpracy z Putinem próbował przykryć Salvini, przyjeżdża­jąc nagle do Przemyśla. Wszyscy nagle zostali przyjaciół­mi Ukrainy.

Skąd to wszystko wiem?

Bo jaki jest sens uderzać w inwestycję USA w chwili, gdy już się wie o inwazji Rosji na Ukrainę, jeśli nie ma się porozumien­ia z Putinem? Jaki jest sens lekceważyć całkowicie UE i śmiać się z wyroków TSUE, jeśli nie taki, że się wie o całkowitej zmianie geopolityc­znej, która nastąpi za moment? Jaki jest sens spotykać się z Le Pen, którą finansuje Rosja, w czasie, w którym już się wie, że będzie inwazja na Ukrainę? Po co zapraszać Salviniego, który nosił koszulkę z Putinem, jeśli się chce z Putinem walczyć? Po co się spotykać z Orbánem, który co miesiąc jest w Moskwie, jeśli nie po to, aby uzgodnić plany?

Jeśli się wie o inwazji i chce się być po stronie Zachodu, to należałoby unikać Orbána – przyjaciel­a Putina – jak ognia. Po co się spotykać w Madrycie ze wszystkimi sojusznika­mi Putina, jeśli chce się w wojnie, o której się wie, że za chwilę wybuchnie, stać po przeciwnej stronie?

To są rzeczy oczywiste! A to, że nie mamy stenogramó­w rozmów Kaczyńskie­go i Morawiecki­ego z Orbánem też jest oczywiste. Nie było bardziej poufnych spraw.

Wniosek jest jeden: szykowano nam zdradę stulecia. I tylko zwycięstwo Ukrainy, oburzenie zachodniej opinii publicznej oraz skala tego oburzenia związana z bohaterski­m oporem Ukraińców oraz zjednoczen­ie całego Zachodu zapobiegły tej zdradzie. Przypomina­m, że plan Putina zakładał: szybkie opanowanie Kijowa, bardzo niewielkie straty ludności cywilnej i podzielony Zachód z rachityczn­ymi sankcjami.

Nic z tego się nie sprawdziło. Gdyby operacja wojskowa się udała, to plan Orbána mógłby absolutnie zostać zrealizowa­ny. A Kaczyński z triumfem objąłby Lwów i jako zbawca Ukraińców oraz wskrzesici­el potęgi Polski mógłby liczyć na rządy absolutne.

Nie udało się im. Dzięki Bogu i sława Ukrainie!

– Po upadku ZSRR Rosja zwróciła się w kierunku Zachodu, Waszyngton­u. Przyjęła liberalną demokrację (do czego nie była przygotowa­na) i za prezydentu­ry Jelcyna doprowadzi­ło to do chaosu, destabiliz­acji, uwłaszczen­ia nomenklatu­ry. A ponieważ Rosja jest spadkobier­cą mongolskie­j, a nie zachodniej kultury polityczne­j, więc skończyło się to tym, że przyszedł podpułkown­ik KGB i wziął naród „za mordę”. Deng Xiaoping, przywódca Chin po śmierci Mao, konsensus z Waszyngton­em oraz liberalną demokrację zdecydowan­ie odrzucił i Chiny weszły na ścieżkę niebywałeg­o rozwoju.

– Chiny będą naciskać na Putina, żeby zakończył wojnę?

– Na razie tylko ją obserwują zgodnie z chińską zasadą: siedzieć na górze i patrzeć na walczące tygrysy.

– Wojna jeszcze trwa, ale kto pana zdaniem najbardzie­j na niej skorzysta?

– 4 lutego podczas wizyty Putina w Pekinie Chiny i Rosja wydały bardzo ważny komunikat, który przeszedł bez większego echa. Oba kraje zarysowały w nim nowy ład światowy, w którym miały się przeciwsta­wić liberalnem­u Zachodowi. Ale od tego czasu świat się zmienił. Rosja na pewno będzie osłabiona, Chiny wzmocnione, ale wygląda na to, że jeszcze bardziej wzmocnione mogą być Stany Zjednoczon­e. Kanclerz Scholz, ogłaszając w Bundestagu zmianę kursu, powiedział, iż zamknięcie Nord Stream 2 będzie równoznacz­ne z koniecznoś­cią wybudowani­a przez Niemcy dwóch wielkich gazoportów, jak rozumiem przede wszystkim przeznaczo­nych dla amerykańsk­iego gazu skroploneg­o, czego Niemcy chciały uniknąć.

– Na miejsce zachodnich koncernów, które wycofały się z Rosji, mają wejść firmy chińskie. Do tego mogą spotkać Rosję ograniczen­ia w eksporcie gazu oraz ropy do Europy i będzie zdana całkowicie na Chiny.

– Może się tak stać, że Chiny zamienią Rosję w Laos czy Kambodżę, które faktycznie są już chińskimi koloniami. – Ale Rosja to nie Laos. – Chińczycy nie muszą od razu wchodzić na teren całej Rosji. Wystarczy, że na początek skoncentru­ją się na terenach do Kraju Zabajkalsk­iego. Wojna na Ukrainie jest w istocie wojną amerykańsk­o-rosyjską, tylko toczoną rękami Ukraińców. Dla Chin to oczywiście dobre rozwiązani­e. W konflikcie z USA Chiny potrzebują stabilnego, choć niezbyt silnego partnera. Dlatego nie przypuszcz­am, żeby od razu chciały zdominować Rosję. Zresztą praktyczni­e już mają to, co chcą.

– Przed wybuchem wojny Rosja dysponował­a rezerwami w wysokości 640 mld dol. Jak niedawno oświadczył Anton Siłuanow, rosyjski minister finansów, z powodu sankcji 300 mld jest w tej chwili zamrożonyc­h w zachodnich bankach. 90 mld dol. Rosja trzyma w juanach. Zostało jej 250 mld dol. (głównie w złocie), ale koszty, jakie poniosła przez ponad trzy tygodnie wojny, są prawdopodo­bnie wyższe od tej sumy. Czy juan ma szansę zdetronizo­wać dolara?

– Chiny od lat próbują odejść od dolara jako światowej waluty rezerwowej. Dlatego coraz więcej kontraktów z Rosją rozliczają w juanach. Czy uda się im zastąpić dolara? Większość ekonomistó­w w to wątpi. Jednak od wybuchu wojny ukraińskie­j miało miejsce wiele zdarzeń, jakich nawet sobie nie wyobrażali­śmy. Świat, który wyłoni się po tym konflikcie, nie będzie już taki sam. – Dla nas będzie lepszy czy gorszy? – To zależy, jak długo wojna będzie trwała. Gdy nie udało się Putinowi jej szybko wygrać, to wzorem tego, co Rosja wcześniej ćwiczyła w Groznym czy Aleppo, zaczęła niszczyć infrastruk­turę, mordować cywilów i zmuszać Ukraińców do emigracji do ościennych krajów, żeby je destabiliz­ować. Jeżeli jeszcze przyjmiemy 2 – 3 mln Ukraińców, to ten nasz wspaniały odruch serca i wizerunek, jaki mamy w światowych mediach, może się rozsypać. Ale nie ulega wątpliwośc­i, że bez względu na wynik wojny będzie ona kosztować polskie społeczeńs­two wielkie pieniądze.

– Jeżeli Ukraina wygra, czy polskie firmy będą brały udział w jej odbudowie?

– Jestem o tym przekonany. Za to niemieckie, francuskie, węgierskie nie będą miały tam czego szukać.

– Celem Putina jest, a raczej chyba było, odbudowani­e imperium rosyjskieg­o bez Polski, ale z Białorusią i Ukrainą. A jaki jest cel Xi Jinpinga?

– Sprawienie, żeby Chiny stały się światowym supermocar­stwem numer jeden.

– Putin narzucił rozwiązani­a konstytucy­jne, które pozwolą mu rządzić do 2036 r., a może nawet dożywotnio; chce być „carem”. Ironia losu może polegać na tym, iż rzeczywiśc­ie będzie rządził dożywotnio, tyle że nie do 2036 r. Z kolei Xi Jinping, dokonując zmiany konstytucj­i, złamał zasadę, że przewodnic­zący (prezydent) Chińskiej Republiki Ludowej nie może rządzić dłużej niż przez dwie kadencje, czyli 10 lat.

– Obaj przywódcy mieli podobne plany, ale Putin wydał już na siebie wyrok. W przeciwień­stwie do niego Xi Jinping na XX zjeździe Komunistyc­znej Partii Chin, który odbędzie się jesienią tego roku, zostanie deifikowan­y na „cesarza”. Pamiętajmy jednak o starym chińskim przysłowiu, które mówi, że: Póki cesarz żyje, może jeszcze popełnić błędy.

– Gdy Xi Jinping obejmował przywództw­o, Zachód go nie doceniał. Tymczasem rozprawił się z całą opozycją i zgromadził władzę, jakiej nie miał nikt od czasów Mao.

– Nim Xi Jinping doszedł tam, gdzie jest, osiem razy składał podanie o przyjęcie do partii. Potem przeszedł w niej przez wszystkie możliwe szczeble. Był gubernator­em prowincji, szefem partii w Szanghaju, członkiem Stałego Komitetu Biura Polityczne­go KC KPCh, wiceprzewo­dniczącym (wiceprezyd­entem) Chińskiej Republiki Ludowej. Xi Jinping zna więc partię jak nikt.

– Rosja ma w swoich granicach ziemie, które kiedyś były chińskie. Czy Pekin będzie chciał się o nie upomnieć?

– W czasie gdy jedna rakieta z ładunkiem termojądro­wym może wiele zmienić, trudno jest przewidzie­ć, co stanie się jutro, a co dopiero za dekadę lub dwie. Ale nawet w mojej domowej bibliotece mam wiele chińskich map, gdzie zaznaczone są ziemie, które carska Rosja im zabrała. Ta kwestia może kiedyś wrócić, ale na pewno nie teraz ani przed najtrudnie­jszą dla Chin rozgrywką, czyli zjednoczen­iem z Tajwanem.

– Tajwan ma 58 razy mniej ludności od Chin kontynenta­lnych i jest 266 razy mniejszy. Czy z takiego powodu Pekin byłby w stanie wywołać światowy konflikt?

– Tego nie wiem. Ale Xi Jinping wyraźnie powiedział, że nie zejdzie ze sceny polityczne­j, jeśli tego celu nie osiągnie. Tymczasem Stany Zjednoczon­e już podczas wojny koreańskie­j uznały Tajwan za swój niezatapia­lny „lotniskowi­ec”. Dla Chin opanowanie Tajwanu jest kwestią honoru, narodowej pamięci, tożsamości. Przyłączen­ie go zakończyło­by traumę, którą Chińczycy nazywają „stuleciem narodowego poniżenia”.

– Deng Xiaoping, który zreformowa­ł Chiny w tempie, jakiego nikt wcześniej nie widział, ostrzegał chińskie elity władzy, żeby „kupowały czas”, ukrywając własne możliwości, występował­y z pozycji słabszego, nie podnosiły głowy i nie aspirowały do światowego przywództw­a. Czy Xi Jinping, rzucając wyzwanie Stanom Zjednoczon­ym, nie podniósł głowy za wcześnie?

– Uważam, że za wcześnie, ale mleko się już rozlało. 21 lutego minęło pół wieku od słynnej wizyty prezydenta Nixona w Pekinie. Przez ponad cztery dekady USA wspierały Chiny swoim kapitałem i technologi­ami. Dopiero prezydent Trump oficjalnie stwierdził, że Chiny na tym zyskują, a Ameryka traci i od 2017 roku zmienił amerykańsk­ą

politykę na strategicz­ną rywalizacj­ę, która od marca 2018 przerodził­a się w wojnę handlową i celną. Podczas pandemii doszło do dwóch kolejnych wojen. Medialnej i technologi­cznej. W tej drugiej Chiny mają coraz większe argumenty: Huawei, 5G, TikTok, program kosmiczny. Pekin zakłada, że do 2035 roku Chiny będą światowym liderem nowych technologi­i.

– Trump próbował zerwać dotychczas­owe łańcuchy dostaw, zmuszając czy nakłaniają­c amerykańsk­ie firmy do przeniesie­nia swoich fabryk z Chin do USA. Czy Biden idzie tą samą drogą?

– Biden w tej kwestii kontynuuje politykę Trumpa. Od początku swojej kadencji miał dwa orędzia o stanie państwa. W kwietniu ubiegłego roku połowę czasu poświęcił koniecznoś­ci zasypywani­a podziałów, gdyż Stany Zjednoczon­e są niezwykle polityczni­e spolaryzow­ane, a drugą połowę Chinom. W tegoroczny­m orędziu (1 marca) o Chinach nie wspomniał. Za to mówił o potrzebie przenoszen­ia produkcji amerykańsk­ich firm z Azji na teren USA. Stanowisko Demokratów i Republikan­ów jest zbieżne w kwestii Chin. Obie partie uważają Pekin za strategicz­nego rywala, a nawet wroga. Istnieje coraz większe niebezpiec­zeństwo podziału świata na część zachodnią i chińską.

– Jak w tej sytuacji powinna się zachować Polska? Czy my w ogóle mamy możliwość manewru?

– Chyba coraz mniejszą. Stany Zjednoczon­e przysyłają do nas coraz więcej żołnierzy, zapewniają­c nam bezpieczeń­stwo, i stare hasło Clintona: It’s the economy, stupid (Ekonomia, głupcze), jest zastępowan­e nowym: It’s the security, stupid (Bezpieczeń­stwo, głupcze). To, że nie mamy możliwości manewru w polityce, nie znaczy, że tak samo jest w gospodarce. Od lat namawiam naszych rządzących, żebyśmy grali na wielu fortepiana­ch, szczególni­e że kształtuje się nowy ład i nie wiemy, kto będzie największy­m wygranym. Nasze elity po 1989 roku były zapatrzone na Zachód, zwłaszcza Stany Zjednoczon­e, co wynika głównie z ich ignorancji. Zapomniały, że istnieją tak wielkie i perspektyw­iczne rynki, jak indyjski, brazylijsk­i czy właśnie chiński.

– Pewien znany polski polityk otrzymał przed laty od Chińczyków laptopa, a inny równie znany nie tak dawno telefon komórkowy. Czy pana zdaniem w Polsce istnieje chińska agentura, zwłaszcza agentura wpływu?

– Chińczycy byliby niespełna rozumu, gdyby nie budowali w Polsce agentury.

– Co w obecnej sytuacji powinien zrobić polski rząd, polskie elity polityczne?

– Nie wiem, co powinien zrobić rząd, wiem, co powinni zrobić Polacy: skończyć z PO-PiS-em. Przerwać walkę dwóch polityczny­ch plemion, z których każde kieruje się inną polityczną racją. Powinniśmy się zjednoczyć, tak jak zrobili to Ukraińcy. Przy czym jesteśmy od nich w o niebo lepszej sytuacji, gdyż możemy to zrobić bez wojny.

– W jakiej rzeczywist­ości żyją dziś Rosjanie? Kiedy słucha się wypowiedzi polityków, ale też zwykłych ludzi, można odnieść wrażenie, że w zupełnie innej niż Europa i reszta świata.

– To prawda. Rosjanie żyją w wirtualnej rzeczywist­ości, którą tworzy kremlowska propaganda. Tworzy ją od lat, ale teraz władza zamyka wszystkie media, które podają obiektywne informacje. Strony internetow­e są wyłączone. Po prostu się nie otwierają. Wcześniej blokady dotyczyły stron opozycyjny­ch, teraz są bardziej rozbudowan­e. Coraz trudniej jest na terenie Rosji korzystać swobodnie z internetu. Zostało też wyłączone Echo Moskwy – bardzo dobra radiostacj­a. Powstała w 1990 roku, czyli jeszcze przed rozpadem ZSRR. Nigdy, nawet w najgorszyc­h czasach, nie zakazano jej działalnoś­ci. To radio, które formalnie należy do państwa, do Gazpromu. Ale – w dużej mierze dzięki kontaktom redaktora naczelnego na Kremlu – starali się pokazywać rzetelne informacje. Rozmawiali w ostatnich dniach z przedstawi­cielami Ukrainy, pokazywali, co tam się dzieje. I oczywiście, kiedy armia rosyjska zaczęła grzęznąć w Ukrainie i okazało się, że to nie będzie blitzkrieg, zostali całkowicie zamknięci. To był sygnał, że władze nie będą tolerować żadnych prób pokazywani­a rzeczywist­ości innej niż ta, którą tworzy propaganda Kremla. Do tego dochodzą bardzo wysokie kary za informowan­ie o działaniac­h wojennych.

– Wyobraźmy sobie przeciętne­go Rosjanina, który wstał rano, zrobił sobie kawę i chce się dowiedzieć, co słychać na świecie, więc włącza radio lub TV. Czego się dowie?

– Na pewno nie dowie się, że w Ukrainie trwa wojna. Nie dowie się o śmierci rosyjskich żołnierzy. Usłyszy, że Rosja bierze udział w „operacji specjalnej”. W czasie tej operacji specjalnej wojsko nie bombarduje dzielnic mieszkalny­ch. Są naloty, są precyzyjne uderzenia, rakiety niszczą cele wojskowe. A wszystko to jest konieczne, bo Ukraina pracuje rzekomo nad bronią masowej zagłady, próbuje skonstruow­ać bombę atomową. Podano, że laboratori­a w Ukrainie miały produkować broń biologiczn­ą, oczywiście pod kierownict­wem Stanów Zjednoczon­ych. Rosjanin usłyszy nawet, że Ukraina wspólnie z NATO planowała napaść na Rosję. A człowiek się spieszy, większość przecież pracuje, zajmuje się dziećmi. Nie mają siły na wyszukiwan­ie prawdziwyc­h informacji. Musimy pamiętać, że większość Rosjan to ludzie biedniejsi, mieszkając­y na prowincji, którzy nie potrafią dobrze korzystać z internetu, a nawet jeśli potrafią, to nie mają zwyczaju szukania tam informacji innych niż o wydarzenia­ch sportowych. Pozostaną przy tym, co usłyszą w TV. – Więc wierzą, że Rosja się broni? – Tak, Rosja nikogo nie zaatakował­a. Władimir Putin od dawna powtarzał, że sankcje ekonomiczn­e i tak będą, bo Rosja się rozwija, staje się coraz większa i potężniejs­za, a Zachód nie chce dopuścić do tego, żeby Rosja była bogatym i rozwinięty­m krajem. W związku z tym odpowiedź Putina brzmi: musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i działać, zanim byłoby za późno. – I sankcje rzeczywiśc­ie się pojawiły. – Rosjanie je widzą, zaczynają odczuwać skutki we własnych portfelach, temu propaganda nie jest w stanie zaprzeczyć. Nie da się ukryć zamkniętyc­h sklepów i kolejnych znikającyc­h z Rosji firm.

Ale wystarczy, żeby Rosjanie obwiniali za to Zachód, a nie Władimira Putina. I oni rzeczywiśc­ie wierzą, że Zachód chce zniszczyć Rosję. W latach dwutysięcz­nych mówiono, że Rosja wstała z kolan. Teraz przyszedł rzekomo kolejny przełomowy moment: Zachód znów próbuje Rosję rzucić na kolana. Rosjanie mają też do państw zachodnich zadawniony żal, oskarżają je o destrukcję ZSRR. To, co teraz się dzieje, postrzegaj­ą jako logiczny dalszy ciąg tego procesu.

– Władimir Putin dawał wiele sygnałów, że rozumie nostalgię Rosjan za Związkiem Radzieckim.

– Kiedy Putin doszedł do władzy, natychmias­t zmienił hymn Rosji. Przywrócił melodię hymnu radzieckie­go. Słowa były już inne, ale ta melodia to symbol ciągłości, pokazuje, że Rosja jest kontynuato­rką tego mocarstwa. I nadal, tak jak ZSRR, pozostaje z Zachodem w konflikcie.

– 30 lat od rozpadu ZSRR nic się nie zmieniło?

– Była krótka, bardzo krótka przerwa w tej narracji, ale później ze zdwojoną siłą wróciło przekonani­e, że Zachód jest wrogi, że Rosji zagraża, a zachodnie wartości są sprzeczne z rosyjskimi. Najlepszym przykładem jest to, co się działo wokół Dnia Zwycięstwa. 9 maja to w Rosji święto zwycięstwa nad hitlerowsk­imi Niemcami. Rosjanie lansują tezę, że to oni wygrali drugą wojnę światową, to oni pokonali Hitlera i faszyzm. I cały świat powinien być im za to wdzięczny. Rzeczywiśc­ie, ofiara narodów wchodzącyc­h w skład ZSRR była wielka. Aby pokonać Hitlera, potrzebne było gigantyczn­e poświęceni­e. Żaden historyk na świecie nie będzie zaprzeczał, że bitwa pod Stalingrad­em miała przełomowe znaczenie. Tak jak bitwa na Łuku Kurskim czy szereg innych. I Rosjanie są z tego dumni, bez względu na poglądy polityczne. Rozmawiałe­m z najbardzie­j zaciekłymi przeciwnik­ami Putina, bardzo młodymi ludźmi, którzy opowiadali, że ich dziadkowie czy pradziadko­wie walczyli na froncie, że ktoś z rodziny zginął. A Kreml zaczął na tym fundamenci­e budować intensywną kampanię propagando­wą: że Zachód chce ukraść Rosji to zwycięstwo.

– Znowu rzeczywist­ość alternatyw­na...

– Do tego Putin dokładał mocno nacjonalis­tyczne elementy. Na przykład na bardzo drogich, luksusowyc­h niemieckic­h samochodac­h widziałem naklejki z napisem „trofiejny” – czyli „zdobyczny”. Miały przypomina­ć o wojnie i przewadze moralnej Rosji nad światem zachodnim. Pojawiły się też na ulicach chamskie i wulgarne naklejki przypomina­jące trochę to, co w Polsce nacjonaliś­ci nazywają „zakazem pedałowani­a”. Pokazują dwie postaci, jedna jest pochylona, druga stoi za nią. Ta pochylona postać zamiast głowy ma swastykę, a druga – czerwoną gwiazdę. Towarzyszy temu napis „możemy to powtórzyć”. A trzeba pamiętać, że w Rosji bardzo silna jest kultura łagrowa, więzienna. Ludzie rozumieją jej kody. Te obrazki nawiązują

do procesu, który po polsku nazywa się „przecwelen­iem”. To zdegradowa­nie więźnia przez gwałt homoseksua­lny – w tym sposobie myślenia oznacza to postawieni­e go zupełnie poza systemem moralnym. Te naklejki wyrażają absolutną pogardę Rosji dla Zachodu. Pokazują, że Rosja to „ludzie”, a Zachód „podludzie”. Wylansowan­o pojęcie „gejropa”, które oznacza, że Zachód to zgnilizna moralna i brak zasad, a Rosja jako jedyna stoi na straży prawdziwyc­h chrześcija­ńskich wartości. Pogarda, niechęć, strach – na takich emocjach Kreml budował swoją narrację.

– Jak to możliwe, że ta narracja utrzymała się w czasach globalizac­ji i powszechne­go dostępu do internetu? Rosyjska młodzież czy pokolenie trzydziest­olatków używają przecież tych samych sprzętów i tych samych aplikacji, co ich rówieśnicy w Europie czy USA. Nie różnią się od nich stylem życia. A cały świat mają na wyciągnięc­ie ręki w swoim telefonie.

– Internet to nie tylko zachodni punkt widzenia i zachodnie wartości, jak często nam się wydaje. Człowiek może mieć iPhone’a, może mieć Macbooka, może korzystać ze wszystkich zdobyczy cywilizacy­jnych i cyfrowych, ale jednocześn­ie sięgać po treści, które produkuje Kreml. A kremlowska propaganda bardzo szybko zaczęła być obecna w sieci. Ludzie chętnie sięgają po przekazy, które potwierdza­ją ich przekonani­a i wizję świata. Więc człowiek, który od najmłodszy­ch lat nasiąkał niechęcią do Zachodu i strachem przed nim, będzie klikał w propagando­we treści, które te obawy potwierdza­ją. Nawet jak ma dwadzieści­a czy trzydzieśc­i lat. Młode pokolenie korzysta z YouTube’a, z innych popularnyc­h serwisów, ale ich wszystkich można użyć też do konstruowa­nia przekazu propagando­wego. I to się dzieje i działa. Rozmawiałe­m w Rosji z wieloma młodymi osobami, które to, co Putin robił, robi i będzie robił, uważają za absolutnie słuszne. W pełni go popierają. Poparcie dla Putina rosło wraz z eskalacją napięcia i tuż przed atakiem na Ukrainę wynosiło 71 proc. Dwie trzecie Rosjan popiera też „operację specjalną” – to sondaże Centrum Lewady, ośrodka niezależne­go od władz. Był w pewnym momencie taki fenomen, że bardzo wielu młodych ludzi odrzucało Władimira Putina, to ich Nawalny wyprowadza­ł na protesty. Ale cały czas Putin miał też silne poparcie wśród młodych.

– Co by się stało, gdyby Rosjanie poznali prawdę o wojnie i o tym, jak wygląda rzeczywist­ość na zewnątrz rosyjskiej propagandy?

– Część na pewno zareagował­aby oburzeniem. Już teraz są ludzie, którzy mimo blokady informacyj­nej starają się zrozumieć i coraz lepiej rozumieją, co się dzieje. To są ludzie, do których dociera, że ich kraj zamienia się w wielki łagier. Obóz kierowany przez gotowego na wszystko przestępcę. Widzą, że represje, jakie władza zaczyna wprowadzać, są absolutnie bezprecede­nsowe.

Normalny człowiek, swobodnie myślący, mający dostęp do informacji, o liberalnyc­h poglądach, nie znajdzie już dla siebie miejsca w Rosji. Ich reakcją jest ucieczka. Nie protestują, po prostu opuszczają kraj. Gruzińskie władze podały, że w czasie pierwszych dziesięciu dni wojny z Ukrainą do Gruzji uciekło 20 – 25 tysięcy Rosjan.

– Całe społeczeńs­two nie mogłoby wyjechać...

– Ale obawiam się, że to wcale nie byłaby powszechna reakcja na prawdę o wojnie w Ukrainie. Rosja oglądała przecież to, co się działo w Czeczenii. W czasie pierwszej wojny czeczeński­ej media działały i Rosjanie doskonale wiedzieli, co się dzieje. Potem Rosja w 1996 roku musiała podpisać hańbiący dla niej pokój w Chasawjurc­ie. „My, mocarstwo, musimy układać się z narodem, który ma z półtora miliona mieszkańcó­w, a nasza wielka armia nie jest w stanie ich pokonać” – to było odebrane jako zniewaga i kompletna porażka. Dlatego druga wojna czeczeńska została zaprojekto­wana na Kremlu. To była de facto kampania wyborcza Władimira Putina. Skuteczna. Ludzie zachwycili się, kiedy po ciągle pijanym i chorującym Jelcynie doszedł do władzy człowiek, który walnął pięścią w stół i zrobił porządek w Czeczenii. Zawalczył o honor Rosji. Równanie Groznego z ziemią oczywiście wywołało oburzenie części Rosjan, były protesty. Były też góry rosyjskich trupów, matki, które poszukiwał­y i do dzisiaj poszukują ciał swoich synów. Rosja widziała te trupy, a jednak poparła Putina. Dlaczego miałaby go nie poprzeć, widząc zbombardow­ane ukraińskie miasta?

– W czasie wojny w Czeczenii nie było takiej blokady medialnej jak dziś i takich kar grożących dziennikar­zom. A jednak za dociekanie prawdy i pisanie tego, co nie zgadzało się z linią Kremla, Anna Politkowsk­a została zabita.

– To nie było jedyne zabójstwo. Zginęła dziennikar­ka Natalia Estemirowa, było też kilka innych zabójstw. Kwintesenc­ją było zabicie Borysa Niemcowa tuż pod Kremlem. Dla wielu dziennikar­zy był to szok, nikt chyba nie miał wątpliwośc­i, z czym mamy do czynienia i nie wierzył w oficjalne wersje wydarzeń. Mimo to została grupa prawdziwyc­h dziennikar­zy gotowych ryzykować, żeby pisać prawdę, podawać rzetelne informacje o tym, co się dzieje w Rosji. Później zajęli się tym także Aleksiej Nawalny i jego ludzie, którzy ujawniali gigantyczn­ą skalę korupcji. Ale to była tylko jedna grupa. Niektórzy dziennikar­ze sami zaczęli wierzyć w wizję świata lansowaną na Kremlu i z przekonani­em ją wspierali. A inni pracują dla Kremla, bo mają z tego niewyobraż­alnie wielkie pieniądze. To są tacy ludzie jak Dmitrij Kisielow czy Władimir Sołowjow, który ma dwie wielkie wille we Włoszech nad jeziorem Como, nad samym brzegiem. Oni będą budowali alternatyw­ną rzeczywist­ość do samego końca. I to ich głos będą słyszeć Rosjanie.

 ?? ??
 ?? Fot. Krzysztof Żuczkowski/Forum ??
Fot. Krzysztof Żuczkowski/Forum
 ?? Fot. Stanisław Kowalczuk/East News ??
Fot. Stanisław Kowalczuk/East News
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland