Herosi biznesu
Przed pięcioma laty Bartłomiej Skrzydlewski, współwłaściciel rodzinnej spółki Amplus Foods, zobaczył w Kanadzie istne cudo – wertykalną farmę. – Pomyślałem, że tak wygląda przyszłość rolnictwa, i musimy ją mieć – wspomina Bartłomiej Skrzydlewski. Wkrótce, w środku pandemii, w okolicach Buska-Zdroju, rozpoczął budowę wielkiej hali. Warzywa, owoce, sałaty i zioła będą tu rosły na 12 poziomach, ekologicznie, szybko, bez pestycydów. Dzięki podawaniu wody i soli mineralnych metodą kropelkową nowa farma zużyje o 95 proc. mniej wody niż tradycyjna, a specjalny system napowietrzania oraz oświetlenia pozwoli uniknąć szkodników oraz skróci cykl wegetacji roślin do 23 dni (...). W przeliczeniu na metr kwadratowy uprawa będzie ponad 300 razy bardziej wydajna od tej (...) na polu. Skrzydlewski twierdzi, że w tak tradycyjnej dziedzinie jak rolnictwo rozwój mogą zapewnić tylko innowacje. Zarządzanie rodzinnym biznesem przejął cztery lata temu, wspólnie ze swoim bratem Maciejem. Od tamtej pory podwoili przychody Amplusa, zwiększając je z 520 mln zł do ponad 1 mld. Wynik, o jakim nie mógł nawet marzyć ich ojciec Henryk, założyciel biznesu, który w latach 90. ubiegłego wieku zaczynał działalność od importu pomarańczy z Grecji. Wpadł również na pomysł połączenia importu z eksportem, żeby w jedną stronę ciężarówki nie jeździły puste. Dodatkowym zajęciem taty była uprawa cebuli. Niestety, na zbyt małą skalę, by plony wysyłać za granicę. Połączył więc siły z innymi producentami żywności, tworząc Amplus. – Wypełniliśmy lukę po upadających spółdzielniach. Na rynku zrobiła się nadprodukcja warzyw i owoców, a my je zaczęliśmy eksportować do Europy Środkowej i Zachodniej – opowiada głowa rodziny. Następnym posunięciem było nawiązanie współpracy z Biedronką, choć na przełomie wieków, gdy portugalska sieć sklepów dopiero wchodziła do Polski, sukces kooperacji wcale nie wydawał się oczywisty. Kilka lat później efekt przerósł oczekiwania. Od 2006 do 2014 roku Amplus powiększył się trzynastokrotnie. Później przyszła stagnacja. Wtedy do gry wkroczyło nowe pokolenie, w tym Bartłomiej, student matematyki z pasją do nowinek. Spółka znów ruszyła. – W biznesie jestem od 30 lat – opowiada Henryk Skrzydlewski. – Widziałem wiele wielkich firm, których już nie ma. Bo na rynku wygrywasz nie tym, jak w danym momencie jesteś mocny, ale na ile jesteś elastyczny. Zawsze powtarzałem to moim synom i dlatego my wciąż się zmieniamy.
„Forbes” nr 2/2022 Wybrała i oprac. E.W.
Polska i światowa gospodarka nie podniosła się jeszcze dobrze po skutkach pandemii, a spadł na nią kolejny cios w postaci agresji Rosji na Ukrainę. Wojna przełoży się także na życie zwykłych Polaków. Na stacjach już dziś widać niespotykane ceny paliw, a to odbije się na wzroście cen innych produktów. Mniejsza będzie także ich dostępność.
Aleksandra Beśka z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazuje, że dziś najbardziej narażone na wzrost cen są branże: energetyczna, transportowa i surowcowa – są one bowiem uzależnione od importu z Rosji. – Wojna podwyższyła ceny ropy Brent z 95 do 130 dol. za baryłkę, co już teraz prowadzi do wzrostu cen paliw na stacjach. Droższe paliwa oznaczają wzrost kosztów w całej gospodarce, a przede wszystkim w sektorze spożywczym i handlu. Rosja i Ukraina są kluczowymi eksporterami zbóż i olejów. Wstrzymanie eksportu tych produktów doprowadzi do wzrostu cen żywności. Konflikt pogłębi także niedobory nawozów azotowych, a Rosja jest ich największym eksporterem na świecie. Prognozujemy, że ceny żywności mogą rosnąć w tempie nawet 12 proc. rocznie – mówi Beśka. Na pytanie o to, czy Polacy zaczęli już zaciskać pasa i oszczędzać pieniądze, ekonomistka odpowiada, że dziś możemy jedynie powoływać się na doniesienia o chwilowych brakach gotówki w bankomatach, które wynikały ze zwiększonego zapotrzebowania. – To prawdopodobnie jednak chwilowe zjawiska. Dane makroekonomiczne, które pozwolą na wyciągnięcie wniosków, poznamy mniej więcej za 2 tygodnie – mówi.
O bezpieczeństwie sektora bankowego i stabilności polskiego systemu w Business Insider Polska przekonuje prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Piotr Tomaszewski. Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas, mówi, że obecnie trudno skwantyfikować wpływ wojny w Ukrainie na gospodarkę oraz poszczególne branże, nie wiedząc, jak długo potrwa wojna i jak będzie wyglądać polityczne rozwiązanie konfliktu. – Z pewnością jednak rośnie ryzyko stagflacji, bardzo wysokich cen surowców – nie tylko energetycznych – wyższych deficytów budżetowych i nominalnych stóp procentowych oraz dużej zmienności kursów walutowych. Ucierpią najbardziej branże energochłonne, czyli produkcja chemiczna, metali, materiałów budowlanych. Zdrożeją paliwa oraz żywność zarówno w krótkim okresie, jak i w perspektywie kolejnych miesięcy. Również sektory charakteryzujące się dużą materiałochłonnością – także komponentów elektronicznych – mogą znaleźć się pod presją. Konsumpcja dóbr i usług wyższego rzędu, czyli tych, gdzie elastyczność dochodowa popytu jest wysoka, może się obniżyć w wyniku niższych realnych dochodów (na skutek wysokiej inflacji) oraz ogólnie niższej skłonności do konsumpcji (na skutek o wiele wyższej niepewności) – wylicza ekonomista.
Samochodów będzie mniej i będą droższe
Aleksandra Beśka zwraca uwagę na fakt, że ograniczenie produkcji samochodów w Rosji oraz komponentów w Ukrainie zaostrzą problemy także w polskim sektorze motoryzacyjnym. Opóźnienia w dostawach nasilą się, a w rezultacie fabryki będą zmuszone do ograniczenia lub całkowitego wstrzymania produkcji. To wpłynie z kolei na wzrost cen samochodów. – Rosyjska agresja podwyższyła też ceny surowców koniecznych do produkcji elektroniki używanej w samochodach. Rosja jest znaczącym eksporterem platyny, niklu, palladu i neonu – to surowce niezbędne w produkcji półprzewodników, mikroprocesorów i akumulatorów. Ceny tych produktów odnotowały ogromny wzrost od początku konfliktu, co również będzie oddziaływać na finalny koszt samochodów – mówi. Cięcia w produkcji dotknęły w zasadzie wszystkich producentów samochodów. Dodatkowo w Ukrainie produkowane były wiązki przewodów służące do okablowania samochodów.
Kredyty znów droższe
W górę pójdą także raty kredytów. Na marcowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o podwyższeniu stóp procentowych o 75 punktów bazowych. Referencyjna stopa NBP będzie wynosić teraz 3,50 proc., czyli najwięcej od dziewięciu lat. To jeszcze prawdopodobnie nie koniec podwyżek, a stopy będą rosnąć powyżej 4 proc. – Z punktu widzenia kredytobiorców oznacza to, że raty jeszcze bardziej pójdą w górę. Dla przykładowego kredytu hipotecznego zaciągniętego na 30 lat na koniec cyklu będą one niemal o 75 proc. wyższe niż we wrześniu ubiegłego roku, zanim zaczęto podnosić koszt pieniądza – mówi Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl. Analityk pisze, że realne jest, iż w połowie roku za euro płacić będziemy ok. 4,50 zł.
– Pierwszym zwiastunem mogącym sugerować, że szczyt został już ustanowiony, byłoby trwałe cofnięcie się notowań pod szczyt z kryzysu finansowego z 2009 r., czyli pułap 4,90 zł. Biorąc pod uwagę intensywność działań wojennych w Ukrainie i chimeryczność rynkowych nastrojów, jest jednak oczywiście za wcześnie, by kategorycznie oznajmić, że złoty najgorsze ma już za sobą – mówi analityk Cinkciarz.pl.
Mniejszy wzrost gospodarczy
Polska gospodarka odnotuje w 2022 r. także niższy wzrost gospodarczy. Ekonomiści Crédit Agricole w tym tygodniu obniżyli prognozę wzrostu polskiej gospodarki w 2022 r. o 0,8 pkt proc. do 3,5 proc. Zdaniem analityków poziom inflacji w tym roku sięgnie 8,0 proc. Wcześniejsze szacunki wskazywały, że wyniesie ona 7,5 proc. – Należy jednocześnie zwrócić uwagę, że przed wybuchem wojny w Ukrainie dostrzegaliśmy istotne ryzyko w górę dla naszej prognozy wzrostu gospodarczego, a tym samym skala rewizji w dół dynamiki PKB jest de facto wyraźnie większa niż 0,8 pkt proc. wskazane powyżej. Uważamy, że wojna w Ukrainie i sankcje nałożone na Rosję i Białoruś przyczynią się do trwałego spadku łącznego eksportu z Polski do tych trzech państw o 70 proc. – wskazują analitycy Crédit Agricole. Ekonomiści zwracają także uwagę na to, że niepewność związana z sytuacją w Ukrainie odbije się na niższym wzroście inwestycji firm, ale także i gospodarstw domowych. Polacy mogą po prostu kupować mniej mieszkań. Ponadto napływ Ukraińców do Polski może przełożyć się na wzrost podaży pracy, co z kolei mogłoby odbić się na wyhamowaniu wzrostu wynagrodzeń. O tym, że w najbliższych kwartałach wzrost gospodarczy będzie wyraźnie spowalniał, w swoich prognozach opublikowanych w piątek pisze też NBP.
Problemy z żywnością
Portal cenyrolnicze.pl pisze, że wojna w Ukrainie nakręca spiralę drożyzny, a w hurcie rosną już skokowo ceny drobiu i jaj. Portal, powołując się na dane Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, pisze, że w ostatnim tygodniu stycznia w skupie żywca kurcząt rzeźnych płacono 4,60 – 4,80 zł za kg. Obecnie mamy do czynienia z poziomem – 5,80 – 6,20 zł za kg. „Napaść Rosji na Ukrainę oprócz zmniejszenia podaży drobiu i jaj z Ukrainy silnie działa także na wzrosty cen pasz. Oba kraje odpowiadają za 29 proc. światowego eksportu pszenicy, co prowadzi także do wzrostu pozostałych surowców paszowych” – pisze portal.
Będzie gorzej z elektroniką
Od początku pandemii świat mierzy się z brakiem chipów wykorzystywanych w sprzętach elektronicznych. Problem dotyczy nie tylko wspomnianych wcześniej producentów aut, ale także smartfonów czy komputerów. Pandemia uziemiła producentów zlokalizowanych w Azji, a dodatkowy wzrost globalnego popytu na sprzęt elektroniczny spowodował, że nawet po uruchomieniu produkcji fabryki nie były w stanie zaspokoić światowego zapotrzebowania.
– Każdy tir, który wjeżdża w przestrzeń Rosji i Białorusi, powinien być bardzo szczegółowo sprawdzony przez polską Straż Graniczną i przez polskie służby celne. I tak się dzieje – powiedział wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik. W tym samym tonie wypowiadał się premier Mateusz Morawiecki. Według posłów Koalicji Obywatelskiej między 24 lutego a 8 marca na Białoruś wjechało 22,5 tys. tirów. – Sankcje nie mogą być fikcją – podkreślają.
Odpowiadając na pytanie dotyczące transportów ciężarówek jadących w stronę granicy rosyjskiej, wiceszef MSWiA podkreślił, że wszystkie muszą być bardzo dokładnie sprawdzane przez polskie służby. – Każdy tir, który wjeżdża w przestrzeń Rosji i Białorusi, powinien być bardzo szczegółowo sprawdzony przez polską Straż Graniczną i przez polskie służby celne – mówił Maciej Wąsik podczas konferencji prasowej. – I tak się dzieje – podkreślił. – To, że są kolejki, to trudno. Pozdrawiam tych aktywistów, którzy teraz są na granicy – powiedział, odnosząc się do protestu aktywistów, którzy blokują białoruskie i rosyjskie ciężarówki na granicy polsko-białoruskiej. – Jestem przekonany, że wszystkie czynności na granicy muszą być bardzo dokładnie wykonane – podsumował wiceszef MSWiA.
O dokładnych kontrolach na granicy Polski z Białorusią mówił też po spotkaniu Trójkąta Lubelskiego premier Mateusz Morawiecki. W rozmowach uczestniczyli – poza szefem polskiego rządu – premier Litwy Ingrida Szimonyte oraz, zdalnie, premier Ukrainy Denis Szmyhal.
Morawiecki apelował o zaostrzenie sankcji wobec Rosji. Przypomniał, że w ubiegłym tygodniu spotkał się z wiceprezydent USA Kamalą Harris i premierem Kanady Justinem Trudeau. – I też tutaj muszę zapewnić, że myślimy właściwie jednakowo o tym, że te sankcje muszą być mocniejsze, muszą jeszcze bardziej zaboleć gospodarkę rosyjską – mówił szef rządu.
Dodał, że wśród tych sankcji „jesteśmy gotowi także – i namawiamy do tego naszych europejskich partnerów – wprowadzić dalsze ograniczenia w handlu”. – One już są, na polsko-białoruskiej granicy każda ciężarówka, każdy tir sprawdzany jest na wszystkie możliwe sposoby, czy nie przewożone są tam materiały nie tylko wojskowe, ale o charakterze tzw. podwójnego użytku, takie, które mogą być użyte na cele wojskowe – powiedział. Wyjaśnił, że chodzi o to, by sprawdzić, „czy nie ma tam jakiegokolwiek przemytu, który mógłby posłużyć Putinowi do jego zbrodniczych zamiarów”. Towary podwójnego zastosowania to takie, które choć zostały przez producenta zaprojektowane do zastosowań cywilnych, mogą zostać wykorzystane przez użytkowników również do celów militarnych, np. w konstrukcji, wytwarzaniu lub do badań i rozwoju broni masowego rażenia lub nowoczesnej broni konwencjonalnej.
Wcześniej o tirach jadących do Rosji i Białorusi mówił marszałek senatu Tomasz Grodzki. Grodzki, odnosząc się do informacji, że ukraińscy uchodźcy blokują przejścia graniczne Polski z Białorusią, by nie przepuszczać białoruskich i rosyjskich tirów z transportem leków, żywności i części zamiennych dla wojska, powiedział dziennikarzom, że jest „zdegustowany brakiem sankcji ze strony naszego rządu”. – Tiry jadą tysiącami i wiozą „wojenno-tajne instrumenty”. Nikt tego nie kontroluje. Albo sankcje traktujemy poważnie, albo nie – dodał.
Posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński przekazali z kolei, że między 24 lutego a 8 marca wjechało na Białoruś, tylko przez dwa polskie przejścia w Koroszczynie i Bobrownikach, 22,5 tys. tirów – poinformowali w poniedziałek. Szczerba i Joński podali na konferencji prasowej, że przeprowadzili kontrolę w Krajowej Administracji Skarbowej, ponieważ chcieli się dowiedzieć, co dzieje się na polsko-białoruskiej i polsko-rosyjskiej granicy, jeśli chodzi o tranzyt. – Widzimy tiry, które przekraczają polską granicę, i postanowiliśmy sprawdzić, czy te towary, te technologie, ta elektronika, która jest wwożona na terytorium Rosji i Białorusi, są skrupulatnie sprawdzane, zgodnie z listą sankcyjną – mówił Szczerba. – Jeśli chodzi o przejścia graniczne z Białorusią, znajdują się one w Koroszczynie i Bobrownikach. Wzięliśmy pod kontrolę okres między 24 lutego, to jest dniem inwazji Rosji na Ukrainę, a 8 marca. W tym okresie w Koroszczynie polską granicę w stronę Białorusi przekroczyło 14 291 pojazdów, a jeśli chodzi o ostatnią dobę, to było 200 pojazdów – mówił Szczerba. Joński przekonywał, że „sankcje nie mogą być fikcją”. – Tymczasem na polskich drogach widzimy olbrzymią liczbę tirów, które jadą do granicy z Białorusią i Rosją, podtrzymując reżim Putina i machinę wojenną, która zabija niewinnych ludzi – powiedział. Według niego przejściem granicznym w Bobrownikach od 24 lutego do 8 marca wjechało 8307 tirów. Oznacza to, że łącznie przez Koroszczyn i Bobrowniki przejechało w tym okresie ponad 22,5 tysiąca tirów. – Oczywiście jesteśmy w Unii celnej i w Schengen, więc to wszystko powinno być regulowane na poziomie europejskim – powiedział Joński. – Jednak konsultacje na poziomie politycznym na kolejne towary powinny być już dziś prowadzone. Liczba sankcji jest niewystarczająca, stąd tak duża liczba tirów – przekonywał. Na razie – jak mówił Joński – odpowiedzią polskich celników na tę sytuację jest zwiększenie liczby kontroli, zarówno w Koroszczynie, jak i w Bobrownikach. – Otrzymaliśmy zapewnienie, że z każdym dniem liczba kontroli będzie rosła – powiedział poseł KO. – W sytuacji wojny zaufanie do deklaracji powinno być ograniczone – dodał Szczerba. – To jest zadanie dla całej klasy politycznej, aby rozpocząć dyskusję o sankcjach na kolejne towary, które trafiają na Białoruś i do Rosji – mówił Joński.
– Apelujemy do premiera Morawieckiego, aby podjął się roli koordynującej na forum Unii Europejskiej. Uważamy, że kategorie towarów sankcyjnych powinny być rozszerzane – mówił Szczerba (...).