Książki i księgi
Przez całe życie czytałem głównie książki, lecz oczywiście tęskniłem do księgi – całkiem jak moja młodziutka znajoma, która uważa, że książki są nudne, lecz gdy tylko wspomniałem o księdze, oczy jej zabłysły. i problematycznych. Inspirowani słynnym katalogiem Guinnessa, wciąż popularnym i cenionym przez amatorów sensacji, usiłujemy wskazać książkę najkrótszą i najdłuższą albo najmniejszą i największą. Zadanie niełatwe nawet dla erudytów, tym bardziej w naszych coraz bardziej tolerancyjnych czasach. Skoro uznaliśmy przed laty wysyłanie pocztówek i spoglądanie z okna za działania artystyczne, dlaczego nie nazwać książką utworu składającego się tylko z jednej litery?
Bibliofilskie miniatury
Jak się dowiedziałem, mam w swoich zbiorach kilka czy nawet kilkanaście bibliofilskich miniatur, czyli tomików, których długość grzbietu nie przekracza 76 milimetrów. Oczywiście, to nie są rozmiary imponujące dla miłośników kuriozów, bo oni cenią sobie pozycje (najlepiej iluminowane!), które widać dopiero przez mikroskop... No, a książki najdłuższe i najcięższe wymagają podczas lektury użycia dźwigu budowlanego.
Autor Biblioteki szaleńca przypomina oczywistą w naszych czasach prawdę, że jakkolwiek nie ma książek bez pisma, druku czy alfabetu, to równie ważne okazują się ilustracje. Dziś, gdy bajecznie kolorowe wydawnictwa nie należą do rzadkości, taki punkt widzenia chyba nas nie dziwi. Ale jeszcze ćwierć wieku temu za prawdziwą, naukową i poważną książkę uważano pozycję wypełnioną od początku do końca literami, pozbawioną rycin, tabel, reprodukcji. „Obrazki” były wyłącznie dla dzieci. Jako autor Literatury polskiej i Literatury powszechnej zawstydzałem dość systematycznie krytyków słabo znających się na malarstwie, często nieodróżniających Magritte a czy Picassa od współczesnego grafika.
Biblioteka szaleńca