Podniebny piekarnik
Przypadki starszej pani(96)
W kuchni zawsze jest za mało szafek, bo szpargałów wciąż przybywa. Żeby stan meblowy poszerzyć, pozbyliśmy się z mężem zabytkowej kuchenki z piekarnikiem i zaopatrzyliśmy się w płytę grzewczą. Piekarnika i tak nie wykorzystywałam, bo w cukiernictwie się nigdy nie sprawdzałam. Pod gazem stały oczywiście patelnie, które z trudem się wyjmowało. W swej mądrości uznałam, że jak będą w głębokiej szufladzie, łatwiej będzie po nie sięgać. I się nie pomyliłam. Tylko zostałam bez piekarnika, który nagle okazał się potrzebny, bo mężowi przyplątała się pasja pieczenia różnego mięsiwa. – Tylko kup jakieś małe urządzenie – zaznaczyłam, gdy wyruszał do sklepu z AGD. Przytaszczył wielką pakę, która po rozpakowaniu okazała się niewiele mniejszym od niej piekarnikiem. – Nie mamy gdzie go postawić – oznajmiłam zdecydowanie. – Jak to gdzie? Na blacie! – On jest za krótki, nawet jak się robi na jedną osobę małe śniadanie – oponuję. Raz i drugi zrobiłam obrót wokół własnej osi i wymyśliłam. – Postawimy go na lodówce. Nawet kolorem tam pasuje. Mąż nie był przekonany, ale stwierdziłam, że nie mamy innego wyjścia. Wpakowaliśmy zatem nowy nabytek prawie pod sam sufit. Teraz pieczenie to sport ekstremalny. Mąż wchodzi na drabinkę, a ja na niski stołek. Z dołu podaję mu brytfannę, a on ją pakuje w czeluść piekarnika. Wzór pracy zespołowej. Byle nie spaść. Mało to ludzi zeszło z tego świata, spadając ze stołka? Ale to mniej groźna część rozgrywki. Niebezpieczeństwo zaczyna się, gdy potrawa jest gotowa i trzeba ją wyjąć. Całość gorąca jak piekło. Ochronne rękawice spawacza nie pozwalają mężowi na mocny uchwyt. Z nerwów drży i drabinka się pod nim trzęsie. Jak wyciągam ręce w górę, żeby przejąć ładunek, zawsze jestem pewna, że go upuszczę. I tyle pracy, wysiłku, poświęcenia oraz prądu pójdzie na marne. Ale przynajmniej żyje się oryginalnie. Bo kto rozsądny trzymałby piekarnik na lodówce?! mkaminska@angora.com.pl