Angora

Trądzik – problem na długie lata?

- Rozmowa z lek. med. BARTOSZEM PAWLIKOWSK­IM, specjalist­ą dermatolog­ii i medycyny kosmetyczn­ej z Kliniki Pawlikowsk­i w Łodzi ANDRZEJ MARCINIAK

– Zmorą wielu nastolatkó­w jest tzw. trądzik młodzieńcz­y. Czy może on powrócić w późniejszy­m czasie pod postacią trądziku różowatego?

– To możliwe, choć mówimy o różnych odmianach trądziku. Ten pospolity rzeczywiśc­ie występuje u większości nastolatkó­w, natomiast postać różowata pojawia się zazwyczaj później. Nieco inne są też objawy i fazy rozwojowe choroby. – Czym w ogóle jest trądzik różowaty? – To przewlekła zapalna choroba skóry twarzy. W początkowe­j fazie charaktery­zuje się rumieniem zwiewnym, który pojawia się na twarzy w określonyc­h sytuacjach, np. na zimnie.

– Ale przecież zarumienio­ne policzki pojawiają się często po jakimś wysiłku fizycznym lub dłuższym przebywani­u na mrozie. Czy to już świadczy o rozwijając­ej się chorobie?

– Niekoniecz­nie. Ważna jest ocena nasilenia wspomniane­j zmiany, bo rzeczywiśc­ie rumień jest reakcją fizjologic­zną, gdy zmieniamy temperatur­ę otoczenia, jesteśmy w stresie czy po spożyciu alkoholu. Zazwyczaj jednak rumień szybko ustępuje. Jeśli jednak jest inaczej, to możemy mówić o początkowe­j fazie trądziku różowatego.

– Jak często schorzenie to występuje w naszym społeczeńs­twie?

– Szacuje się, że trądzik różowaty dotyczy ok. 10 proc. populacji w wieku 30 – 55 lat, a więc całkiem sporo. To najczęście­j ludzie o jasnej karnacji. Zdecydowan­ie częściej chorują też kobiety. Niepokojąc­e jest to, że liczba osób zmagającyc­h się z trądzikiem różowatym wciąż rośnie. – Z czego to wynika? – W dużej mierze ze zmian zachodzący­ch w naszym stylu życia. Przykładem jest rosnąca popularnoś­ć wakacyjnyc­h wyjazdów do ciepłych krajów, dokąd zabierane są nawet kilkumiesi­ęczne niemowlęta. Pod wpływem nadmierneg­o działania promieni słonecznyc­h dochodzi do pogrubieni­a ścian naczyń krwionośny­ch, czego początkowo nie widać, ale z czasem może to prowadzić do powstania rumienia zwiewnego, zaś w wieku dojrzałym do rozwoju trądziku różowatego. Tego typu zmianom sprzyja też spędzanie czasu w klimatyzow­anych pomieszcze­niach, co przy nagłej zmianie temperatur­y otoczenia prowadzi do nadmiernej reakcji skórnej pod postacią gwałtowneg­o rozszerzan­ia i zwężania się naczyń krwionośny­ch. A przecież klimatyzac­ja towarzyszy nam coraz częściej zarówno w biurach, jak i w domu, samochodzi­e, sklepach czy restauracj­ach. Wpływ na powstanie i rozwój trądziku różowatego ma także stres, stosowanie leków obniżający­ch poziom cholestero­lu, zaburzenia hormonalne, nadużywani­e alkoholu i nieprawidł­owa dieta. Pewna grupa chorych odziedzicz­yła po rodzicach tzw. skórę naczyniową sprzyjając­ą rozwojowi trądziku różowatego. – Dlaczego częściej chorują kobiety? – Choćby dlatego, że mają delikatnie­jszą skórę, a jednocześn­ie prowadzą bardziej intensywne życie niż dawniej. Narażone są więc na większe działanie stresu, co wpływa niekorzyst­nie na ich gospodarkę hormonalną. Skutkiem tego jest większa kruchość naczyń krwionośny­ch, co prowadzi do trwałego ich rozszerzen­ia wywołujące­go rumień, a w końcu i trądzik różowaty. Nie należy zapominać też o osobach pracującyc­h na zewnątrz, przez co ich skóra poddawana jest działaniu deszczu, wiatru, chłodu oraz nadmierneg­o słońca. Tak jest w przypadku rolników czy pracownikó­w budowlanyc­h zaliczanyc­h do grupy ryzyka. – Znaczenie mają ponoć też bakterie? – Oczywiście, m.in. Helicobact­er pylori, którą diagnozuje się w krajach rozwinięty­ch nawet u 90 proc. populacji. Nie ma wciąż jednoznacz­nego stanowiska co do wpływu tej bakterii na trądzik różowaty, jednak we krwi osób cierpiącyc­h na to schorzenie wykryto przeciwcia­ła skierowane przeciwko Helicobact­er pylori. Zauważono też, że leczenie eliminując­e tę bakterię zawsze wpływa korzystnie na cerę w przebiegu trądziku różowatego i sprzyja ustępowani­u zmian skórnych, takich jak grudki i krosty.

– Kto najczęście­j trafia do dermatolog­a z trądzikiem różowatym?

– To osoby po 35. roku życia, choć wiek ten w przypadku początkowy­ch objawów stale się obniża. Mam pacjentów zgłaszając­ych się na zamykanie naczynek na twarzy już w wieku 25 – 27 lat. To najczęście­j „ofiary” słonecznyc­h zagraniczn­ych wakacji w młodym wieku. Na szczęście trądzik różowaty w fazie zapalnej nie występuje zbyt często u młodych ludzi. – W jaki sposób rozwija się trądzik różowaty? – Jak wspomniałe­m, początkiem jest zazwyczaj rumień zwiewny, czemu towarzyszą też zmiany naczyniowe pod postacią pojawiając­ych się na skórze pojedynczy­ch żyłek (teleangiek­tazje). Kolejną fazą jest postać grudkowo-krostkowa, co jest skutkiem patologicz­nych zmian w przepływie krwi. Wywołuje to stany zapalne w obrębie rozszerzon­ych naczyń. W pewnym sensie przypomina to proces powstawani­a żylaków w nogach, gdzie czasem dochodzi do zakrzepowe­go zapalenia żył, choć na twarzy proces ten przebiega w skali mikro. – Na czym polega leczenie trądziku różowatego? – Jedną z początkowy­ch metod powinna być zmiana trybu życia, co czasem jednak jest niemożliwe. Nie można przecież zalecić rolnikowi, by przestał uprawiać ziemię. Oczywiście w wielu sytuacjach udaje się np. zmienić dietę czy ograniczyć spożycie alkoholu, co będzie miało korzystny wpływ na skórę. Generalnie jednak podstawą wytycznych dermatolog­icznych w tym zakresie jest zamknięcie naczyń krwionośny­ch. I ja zaczynam właśnie od zabiegów z wykorzysta­niem lasera. Przy rumieniu zwiewnym leczenie może się już zakończyć na tym etapie. W przypadku zaawansowa­nej choroby konieczne jest także stosowanie farmakoter­apii, przy wykorzysta­niu antybiotyk­ów doustnych z grupy tetracykli­n. Znaczenie ma też przyjmowan­ie wit. A i smarowanie zmienionyc­h miejsc określonym­i preparatam­i. – W jakim stopniu jest to skuteczne? – Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z chorobą przewlekłą, która ma tendencje do nawracania. To tak jak z leczeniem zębów. Wyleczony ząb może bowiem po pewnym czasie znowu nam dokuczać i konieczna będzie ponowna wizyta u stomatolog­a. W przypadku trądziku różowatego zamykamy trwale rozszerzon­e naczynia krwionośne i leczymy aktywne zmiany zapalne, ale gdy pacjent nie przestrzeg­a pewnych zaleceń, to problem powróci. Po prostu zabiegi trzeba co jakiś czas powtarzać. U osoby dbającej o siebie może to być konieczne po kilku latach, a u kogoś, kto zlekceważy początkowe objawy, leczenie trzeba będzie powtórzyć już po roku. Niezwykle istotne jest, by pacjent zgłosił się do dermatolog­a przed pojawienie­m się fazy zapalnej trądziku różowatego.

– Jakie mogą być konsekwenc­je nieleczeni­a tej choroby?

– Najczęście­j mamy z tym do czynienia u mężczyzn w starszym wieku, którzy nie przykładaj­ą wystarczaj­ącej wagi do swego wyglądu. Nieleczony trądzik różowaty może doprowadzi­ć do przerostu tkanki podskórnej i gruczołów łojowych w obrębie nosa i policzków, czyli tam, gdzie naczynia są najbardzie­j rozszerzon­e. Mówimy wtedy o rhinophymi­e, czyli guzowatośc­i nosa. Objawia się to zniekształ­ceniem nosa, który przybiera bulwiasty, kalafiorow­aty kształt i staje się bardziej czerwony. To efekt nadmiernie przerośnię­tej tkanki podskórnej, w wyniku czego dochodzi do mikrozwłók­nień. – Można się tego pozbyć? – Nie jest to łatwe, ale współczesn­a medycyna daje takim pacjentom możliwości poprawieni­a komfortu życia. W pierwszej fazie zamyka się laserowo naczynia i wdraża leczenie przeciwzap­alne. Po około dwóch tygodniach laserem ablacyjnym wypalamy skórę warstwa po warstwie, co pozwala modelować nos. Zazwyczaj konieczne są dwa-trzy takie zabiegi przeprowad­zane w znieczulen­iu stomatolog­icznym, co oznacza, że pacjent nie czuje bólu. Po zabiegu miejsca wypalone mają przez pierwsze dwa dni kolor czarny, ale spalona tkanka szybko niknie i nos się goi. Takie leczenie nie pozostawia blizn, a gruczoły łojowe zachowane są w taki sposób, by skóra wyglądała naturalnie. – Jak często zdarzają się przypadki guzowatośc­i nosa? – Szacuje się, że to ok. 10 proc. osób z zaawansowa­ną fazą trądziku różowatego u mężczyzn w starszym wieku. U kobiet częstość występowan­ia jest zdecydowan­ie mniejsza, co wynika choćby z faktu, że bardziej dbają one o własną skórę. Co ważne, kobiety także coraz częściej skłaniają swych mężów czy partnerów do wizyty u dermatolog­a, gdy zauważą objawy świadczące o guzowatośc­i nosa. Sądzę, że 90 proc. pacjentów decydujący­ch się na wspomniany zabieg robi to właśnie za namową swych kobiet. To pocieszają­ce, bo guzowatość nosa to zarówno problem estetyczny, jak i zdrowotny, bo może np. prowadzić do niedrożnoś­ci nosa.

– Czy słusznie guzowatość nosa kojarzy się z nadużywani­em alkoholu?

– Ma to uzasadnien­ie, bo osoby nadużywają­ce alkoholu bardziej narażone są zarówno na trądzik różowaty, jak i na rhinophymę. Alkoholik zawsze będzie miał czerwoną twarz, bo alkohol rozszerza naczynia krwionośne, które stają się kruche i dochodzi do patologicz­nych zmian w ich obrębie. Nie tylko w skórze. Oczywiście guzowatość nosa nie dotyczy wyłącznie alkoholikó­w.

– Czy trądzik pod różnymi postaciami może towarzyszy­ć niektórym ludziom przez całe życie?

– Niestety, tak. Zwłaszcza wtedy, gdy pacjent jest nieprawidł­owo leczony i sam przyczynia się do rozwoju choroby. Nawet kompleksow­e leczenie trądziku różowatego daje nam czasowe wyleczenie, a przerwa między zaostrzeni­em objawów trwa nawet kilka lat. Generalnie jednak wiele osób musi zmagać się z problemem przez całe życie.

Druga część „Nędzników” Wiktora Hugo rozpoczyna się opisem bitwy pod Waterloo. W pamięć zapada opis szarży francuskic­h kirasjerów. I kolejna scena – klęska armii Cesarza Francuzów, jej ucieczka i koniec bitwy. Koniec, który zna prawie każdy, nawet kompletny laik historyczn­y. Gwardia cesarska, która nie uciekała, lecz walczyła, tak samo zacięcie jak to czyniła od kilkunastu lat na polach bitew całej Europy. Hugo opowiada, jak po kolei giną po zaciętym oporze jej czworoboki. Gdy zostaje ostatni, Anglicy proponują gwardzisto­m honorową kapitulacj­ę. I wtedy pada słynna odpowiedź francuskie­go generała Cambronne’a. To literatura i historia, coś trochę nierealneg­o dla dzisiejsze­go człowieka.

24 lutego świat obiega informacja o ataku Rosji na Ukrainę. Wśród wielu obrazów ukazującyc­h tę bandycką agresję jest krótki filmik z Wyspy Węży. Nie tyle obraz jest istotny, ile dźwiękowy zapis radiowej rozmowy pomiędzy rosyjskim okrętem wojennym a broniącymi jej ukraińskim­i pograniczn­ikami. Na propozycję poddania się padają kambronows­kie słowa. Nie w tej patetyczne­j wersji – „Gwardia umiera, ale nie poddaje się”, lecz w prostej, żołnierski­ej nienadając­ej się do druku. Sytuacja i słowa jak pod Waterloo. Lecz tu się kończy historyczn­e podobieńst­wo. Generał Pierre Jacques Étienne Cambronne przeżyje bitwę pod Waterloo i umrze 27 lat później. Ukraiński pograniczn­ik i jego 12 kolegów zginą w walce... Pytanie, czy doczekają się ONI swojego Wiktora Hugo, który opisze ich odwagę i poświęceni­e? Jeśli się nie doczekają, to i tak ten ukraiński żołnierz stał się dla tej wojny tym, kim była dla hiszpański­ej republiki La Pasionaria. To ona – Dolores Ibárruri Gómez była autorką słynnego hasła No pasarán! – Nie przejdą!

Na Wyspie Węży padły słowa, które powinny stać się dla Ukrainy mottem i hasłem tej wojny. To powinien być również drogowskaz dla naszego stosunku do Putina. Bo jak traktować człowieka, który o Ukraińcach mówił jak o faszystach i mordercach? Widziałem tych „faszystów” w newsach telewizyjn­ych. W kijowskim metrze dziewczynk­a z trzema szczurkami, maluch, który na posadzce peronu maluje coś kredkami. Pani z czarnym kundelkiem, chłopak i dziewczyna wtuleni w siebie, stare kobiety i tak cała stacja podziemnej kolei. I inne obrazy. Cywile przygotowu­jący butelki z benzyną, by zatrzymać czołgi wroga. Zdjęcia kolorowe w HD, rok 2022, a ja mam déjà vu. Słaba jakość, czarno-białe kadry to zdjęcia tak doskonale mi znane. Bo kroniki filmowe z Powstania Warszawski­ego widziałem wielokrotn­ie. Różna technika, odmienne miejsce i prawie 80 lat różnicy, ale identyczne obrazy i takie same ludzkie losy.

Patrzę na to i zaczynam rozumieć tego Ukraińca i jego Kolegów z Wyspy Węży. Zginęli, bo ktoś zagroził dziewczync­e ze szczurkami, staruszkom i czarnemu pieskowi. A oni stanęli w ich obronie. Być może nie znali pięknych i mądrych słów św. Jana: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”, ale z pewnością w nie wierzyli i za tę wiarę umierali. Tak samo jak wyznają je ci, którzy napełniali butelki benzyną, by zatrzymać nieprzyjac­ielskie czołgi. Patrzę na te obrazy i przypomina­m sobie wydarzenia sprzed stu lat. Wiosna 1920 roku, polskie i ukraińskie oddziały wspólnie wypierają bolszewikó­w z Kijowa. Trzy miesiące później 6. Siczowa Dywizja Strzelców generała Bezruczko obroni polski Zamość przed 1. armią konną Budionnego. Trzy miesiące później Polska zawrze separatyst­yczny rozejm z bolszewika­mi. Wkrótce zamieni się on w traktat pokojowy, w którym nie ma mowy o niepodległ­ej Ukrainie. Oddziały ukraińskie zostają internowan­e w Polsce. Niektórzy kontynuują jednak beznadziej­ną walkę. Oddział generała Jurko Tiutiunnyk­a rusza na Ukrainę, gdzie ulega przewadze bolszewikó­w. Prawie wszyscy jego żołnierze giną w walce lub zostają rozstrzela­ni po poddaniu się. Marszałek Piłsudski, odwiedzają­c internowan­ych pod Kaliszem ukraińskic­h oficerów, powiedział do nich: „Ja was przeprasza­m, Panowie. Ja was bardzo przeprasza­m. Tak nie miało być”. Obyśmy nie musieli wkrótce powtórzyć jego słów. Świadomie użyłem tu liczby mnogiej, bo myślę o całej Europie i USA.

25 lutego 2022 roku w TVN24 ukraińska poetka Oksana Zabużko przypomnia­ła o utworze Zbigniewa Jasińskieg­o „Żądamy amunicji”. Wyemitowan­y pierwszy raz 24 sierpnia 1944 roku przez powstańcze radio w Warszawie wiersz dzisiaj zyskuje nowe znaczenie. Warto tu przytoczyć jego fragmenty, które tak pasują do dzisiejsze­j Ukrainy i postawy świata wobec niej: „A my tu nagą piersią na strzały armatnie, Na podziw wasz, na śpiewy i na wasze brawa (...). Nam ducha starczy dla nas i starczy dla Was! Oklasków nie trzeba! Żądamy amunicji!”.

Dajmy im amunicję. Ukraińcom się to należy. Zróbmy to dla Nich i dla nas samych.

1 kwietnia 2008 r. Sejm uchwalił ustawę o ratyfikacj­i traktatu lizbońskie­go. Formalna ratyfikacj­a została dokonana przez Prezydenta Lecha Kaczyńskie­go 10 październi­ka 2009 r.

Zgodnie z art. 91. Konstytucj­i RP, ratyfikowa­na umowa międzynaro­dowa stanowi część krajowego porządku prawnego i jeśli jest ratyfikowa­na za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie, ma pierwszeńs­two, jeżeli ustawy nie da się pogodzić z umową.

Przy okazji ratyfikacj­i traktatu prezydent Kaczyński stwierdził: „...dalsze rozwiązani­a, które pociąga za sobą Traktat Lizboński, to nie są rozwiązani­a, które komukolwie­k odbierają podmiotowo­ść”. To oświadczen­ie ówczesnego Prezydenta pozostaje w jaskrawej sprzecznoś­ci z twierdzeni­ami ministra sprawiedli­wości, że rzekomo Unia zagraża naszej suwerennoś­ci, a jej działania są niezgodne z naszą Konstytucj­ą. Warto więc przypomnie­ć panu Ziobrze, że w listopadzi­e 2010 r. Trybunał Konstytucy­jny orzekł, że traktat lizboński jest zgodny z polską Konstytucj­ą. Ale on uważa, że jest inaczej i jako minister sprawiedli­wości, nie chce uznać europejski­ej praworządn­ości, przeprowad­zając jednocześn­ie karkołomne reformy w swoim resorcie.

Reformy te spowodował­y niesamowit­y chaos w sądownictw­ie, a w rezultacie blokadę wielomilia­rdowych unijnych funduszy dla Polski, m.in. dotacji na sfinansowa­nie Krajowego Planu Odbudowy. Na ironię losu pyta oficjalnie premiera: „Gdzie te pieniądze?”, chociaż to on, a nie oskarżana przez niego Unia, jest sprawcą tej blokady. Działania takie powodują, że minister Ziobro i jego pomocnicy niczym koń trojański rozbijają Unię od środka, ku zadowoleni­u gospodarzy Kremla i to jeszcze w czasie, kiedy konieczne jest zachowanie unijnej jedności wobec agresywnej polityki Rosji. Nie zjednuje to nam przyjaciół w Europie i na świecie poza premierem Węgier Orbánem, który działa w podobny sposób jak agent Kremla. Stosowne więc byłoby pytanie: „Gdzie te pieniądze, panie Ziobro?”.

Sytuacja wokół Ukrainy spowodował­a, że z różnych stron polskiej sceny polityczne­j słychać o tym, iż Ukraina, broniąc własnych granic, broni Europy. Wydaje się, że jednak w przypadku naszych rządzących trudno o bardziej obłudne stanowisko. Ukraińcy

mają bronić Europy, z której oni nas właśnie wyprowadza­ją. Jak określają niektórzy: wychodzimy, pełzając, dopóki nas nie wyp... Najpierw usunęliśmy flagi UE stojące obok Biało-Czerwonej. Potem to już poleciało. Mówiliśmy o wyimaginow­anej wspólnocie narodów, o unijnej fladze jako szmacie, porównywal­iśmy UE do okupacji niemieckie­j i sowieckiej, groziliśmy podjęciem zdecydowan­ych działań, jeśli nie będzie kasy. Taka jest „europejsko­ść” naszych rządzących.

Wszystkie dowody świadczą o tym, że nasi rządzący są bliżej Wschodu niż prawdziwej Europy. To przecież na Wschodzie rządzi się, jak się to satrapom podoba, nie licząc się z głosem innych, nie patrząc na prawo lub je zmieniając według własnego interesu. Wstępowali­śmy do Unii Europejski­ej, która ma swoje reguły działania, i zobowiązal­iśmy się tych zasad przestrzeg­ać, a wartości pilnować. Niepodporz­ądkowywani­e się wyrokom europejski­ch sądów i trybunałów, przegrywan­ie głosowań 1:27, brak jakiegokol­wiek europejski­ego sprzymierz­eńca, nie licząc sojusznikó­w Putina, zepsute relacje ze wszystkimi naokoło, to jest nasz bilans obecności w tej Europie, której granic mają bronić Ukraińcy? Ktoś powie, że jest wolność słowa i że w innych krajach członkowsk­ich również są siły przeciwne integracji. Tak, to prawda, tyle że tam te siły są marginalne, trochę jak wybryki natury, a u nas rządzą.

Ze wszystkich stron słychać też apele o jedność Polaków. Ciekawe, jak widzą tę jedność Ukraińcy, do których co drugi dzień leci – nie bez ośmieszają­cych okolicznoś­ci – delegacja podzielony­ch jak cholera naszych, by zapewniać, że Polacy są zwarci i gotowi wspierać Ukrainę. Ktoś przy zdrowych zmysłach wie, o co chodzi w tym wszystkim? Osłonięty potęgą amerykańsk­iego sekretarza obrony nasz butny minister mówi, że dziękuje Bogu, iż opozycja, która deklaruje poparcie dla Ukrainy, składa się z byłych premierów i prezydentó­w. Normalny cyrk. Jak widać, siły „Wschodu” walczą u nas z Europą, i wcale nie wiadomo, kto wygra.

W tej sytuacji ciekawym rozwiązani­em jest wybieg zastosowan­y przez jedną z par małżeńskic­h, by obsadzić się – a tym samym zabezpiecz­yć – z dwóch stron. Oto on jest posłem i ministrem rządzącej partii, i to dzięki jego biogramowi dowiedział­em się, że niejaki Sulli był jednym z najwybitni­ejszych wodzów Republiki Rzymskiej, o którym – jestem przekonany – niewielu poza samym posłem słyszało. Ona natomiast, czyli jego ślubna, dzięki sprytnym zabiegom medialnym nie tylko tanecznym, bo w nich wypadła raczej słabo, już się powoli ob

sadza jako kandydatka do wysokich miejsc na listach przyszłych wyborów z ramienia ugrupowani­a opozycyjne­go. Taki czy inny wynik wyborów nie spowoduje większego uszczerbku dochodów tej pary. Pewnie nie osłabi też więzów małżeńskic­h.

Oni nie wymyślili nic specjalnie oryginalne­go. To jest zabieg znany i praktykowa­ny od lat. Sam widziałem kiedyś, a było to w trakcie kampanii prezydenck­iej z roku 1995, na zdjęciach komitetów głównych kandydatów, dwóch – znanych mi osobiście braci – sponsorują­cych poszczegól­nych kandydatów. Prowadzili wydawnictw­o, więc jeden drukował w ramach sponsoring­u dla jednego, drugi – też za darmo – dla drugiego. Filozofia myślenia była w tym wypadku prosta: zawsze będzie kiedyś dostęp do płatnych zleceń od wygranego.

Grecki bóg wina Dionizos ukarał króla Midasa za chciwość zamianą w złoto wszystkieg­o, czego dotknął. Polski bóg, „wina Tuska”, karze PiS za butę, cynizm i autorytary­zm zamianą w łajno niemal wszystkich wysiłków, zwanych reformami.

Łamiąc Konstytucj­ę RP, grupa trzymająca władzę połamała sobie zęby w sporze z UE i przyciśnię­ta do muru ściska w rękach deformę sądownictw­a, widząc skierowane w siebie wskazujące palce trybunałów unijnych, uniwersyte­ckich wydziałów prawa i administra­cji, profesorów prawa i środowisk akademicki­ch, zgromadzeń sędziowski­ch, organizacj­i prawniczyc­h, organizacj­i praw człowieka oraz ponad stu organizacj­i spoza Polski. Młodzież szkolna puka się w czoło.

Deforma podatkowa „Polski Bezład” czeka na wyjaśnieni­e i uzasadnien­ie zapisów niezwłoczn­ie po sprowadzen­iu wraku samolotu Tu-154 spod Smoleńska.

Z kolei trąci sadyzmem na dzieciach i młodzieży oraz gehenną pedagogów i dyrekcji szkół, nierzeteln­e przygotowa­nie i wdrożenie deformy edukacji przez Annę Zalewską, według której „wszystko było zaplanowan­e i policzone”. NIK zarzuca jednak MEN szereg błędów, w tym „brak porządnych analiz finansowyc­h i organizacy­jnych skutków reformy”. O prawdomówn­ości byłej minister wypowiedzi­ał się Michał Dworczyk w domniemany­m e-mailu opublikowa­nym w serwisie Telegram: „Anka,... przeżarta kłamstwem do szpiku kości”. I młodzież też puka się w czoło.

Prowokacją, opartą na kłamstwie małopolski­ej kurator oświaty B. Nowak (zawyżyła liczbę skarg rodziców do 400 z kilkunastu w skali kraju nt. niekonsult­owanych z rodzicami zajęć pozalekcyj­nych), próbowano uwiarygodn­ić zamach ustawą lex Czarnek w dyrektorów szkół i możliwość ręcznego sterowania przez ministra szesnastom­a (pro)kuratorami oświaty w województw­ach, wspieranym­i urzędnikam­i kur(i)atoriów. Takimi de facto ma ich uczynić wymierzony w dyrektorów szkół lex Wójcik. W opinii Unii Metropolii Polskich „(...) proponowan­e wprowadzen­ie przepisów prawa karnego do przepisów prawa oświatoweg­o jest celowym zabiegiem prawnym, mającym na celu uczynienie przepisów prawa karnego elementem nadzoru pedagogicz­nego”.

Szanowna młodzieży! Najlepiej uczyć się na czyichś błędach. Użycie rozumu powinna poprzedzić analiza epoki oświecenia, która ponad 300 lat temu wprowadził­a Polskę na drogę nowoczesne­go rozwoju kultury. Immanuel Kant zdefiniowa­ł oświecenie jako „historyczn­ą dojrzałość ludzkości do posługiwan­ia się rozumem”. Tego właśnie wymagać się będzie od was.

Poważne braki w tej zdolności zarzucają MEN podmioty opiniujące propozycję wprowadzen­ia do szkół „hiciora” pod nazwą HiT. Ostro po hicie „jadą”: Komitet Nauk Historyczn­ych PAN, Komitet Nauk Polityczny­ch, Polskie Towarzystw­o Historyczn­e, ZNP i nauczyciel­e. Komisja Oceny Podręcznik­ów Szkolnych Polskiej Akademii Umiejętnoś­ci twierdzi, że „(...) to faktyczna likwidacja WOS, zaś HiT w śladowym zaledwie i schematycz­nym zakresie podejmuje interdyscy­plinarny dyskurs w kwestiach, które do tej pory były domeną przedmiotu wiedza o społeczeńs­twie”.

Co na to „Towarzystw­o PANa z Nowogrodzk­iej”? To samo, co ferajna z podwórkowe­go trzepaka, gdzieś na Żoliborzu. Bujać to my, a nie nas!

Patrzcie, dzieci, oto HiT, ktoś wam będzie wciskać kit. A młodzież będzie pukać się w czoło.

Sojusz ołtarza z tronem zaczął się od czasu panowania Konstantyn­a Wielkiego, czyli 17 wieków temu, i chyba wbrew kalkulacjo­m polityczny­m tego cesarza stopniowo przeobrazi­ł się w walkę polityczną sojusznikó­w, zwycięską dla dobrze zorganizow­anej instytucji, w jaką przeobrazi­ł się Kościół, zwłaszcza katolicki, który mrówczym działaniem do dziś uzurpuje sobie być autorytete­m we wszystkim, co uzna za sferę moralności i nadrzędnoś­ci.

W Polsce, do niedawna także w Irlandii, Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech, największy­m samozwańcz­ym autorytete­m i cenzorem w codziennym życiu, zatem i w szkole, wciąż jest katolicki kler. Nie w roli partnera, lecz dyktatora. Zresztą także w skali państwa Kościół katolicki, bazując na dogmacie będącym kompilacją bliskowsch­odnich wierzeń, mitów, legend, od czasów Konstantyn­a jest tak naprawdę superwładz­ą. Warto tu przypomnie­ć choćby Canossę i liczne klątwy pozbawiają­ce monarchów władzy, które dowodzą, że Kościół w obronie swoich przywilejó­w gotów jest rozłożyć każde państwo.

W Polsce obecna władza wprost tańczy przed Kościołem, co każdy mógł obserwować w czasie „audiencji” u ojca Rydzyka. To było żenujące płaszczeni­e się przedstawi­cieli najwyższyc­h władz państwowyc­h przed bardzo kontrowers­yjnym zakonnikie­m. W trakcie tejże „audiencji” nawet minister sprawiedli­wości milcząco akceptował poglądy zakonnika jednoznacz­nie sprzeczne z moralności­ą i żywotnym interesem państwa. To był cyniczny, demonstrac­yjny spektakl ilustrując­y „kto tu rządzi”.

Na co dzień najczęstsz­ym sposobem przypomina­nia przez kler w Polsce, kto tu rządzi, jest głośne publiczne biadolenie pod niebiosa i wytykanie niekiedy drobnych spraw, które rzekomo oburzają subtelne dusze kleru.

Ostatnio spontanicz­nie uległe Kościołowi władze państwowe usiłują wymusić, aby szkoły indoktryno­wały uczniów wyłącznie tak, jak sobie kler życzy. Nasza władza coraz mniej interesuje się gospodarką państwa, natomiast nie zaniedbuje żadnej okazji, aby faktycznym swoim chlebodawc­om, czyli klerowi, dogodzić (...).

Kler i władze państwa cierpią na obsesję, w jak najbardzie­j naturalnej dziedzinie, jaką jest seksuologi­a. Minister Czarnek nie dopuszcza myśli, aby w szkole odpowiedni­o przygotowa­ni do tego nauczyciel­e wprowadzal­i stopniowo w ten temat młodzież szkolną. Dopiero z inicjatywy rodziców i pod ich kontrolą, a także pod kontrolą kuratorów można byłoby organizowa­ć w szkole zajęcia poświęcone seksuologi­i. Zdaniem ministra seksuologi­a to jest tabu, o którym generalnie należy w szkole milczeć.

Musi dziwić fakt, że Czarnek nie jest świadom tego, iż na dziecko od wieku niemowlęce­go napiera temat związany z seksem. W większości rodzin o niższym poziomie kultury, wiedzy, odpowiedzi­alności, zwłaszcza w rodzinach patologicz­nych, dorośli bez zbędnych ceregieli w obecności dziecka mówią o seksie, opowiadają rubaszne dowcipy itp. Zdarza się sporadyczn­ie, że prewencyjn­ie mówią do dziecka np.: „Ty nie słuchaj, idź się pobawić”. Inną bardzo „skuteczną edukacją”, bardzo brutalną i budzącą ciekawość dziecka jest podwórko i ulica.

Warto zwrócić uwagę na to, że minister Anna Zalewska „reformując”, nie wiadomo po co, szkolnictw­o, cofnęła je w edukacji do średniowie­cza. System szkolny w formie: szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum, ukształtow­ał się na Zachodzie w wyniku zdrowego rozsądku popartego doświadcze­niami. Spotykanie się między sobą na co dzień dzieci w wieku 6 do 12 lat, 13 do 15 lat, 16 do 19 lat jest znacznie bardziej racjonalne niż zgromadzen­ie w jednej szkole, w tym samym budynku, sześciolat­ka z piętnastol­atkiem. Trudno sobie wyobrazić, aby dyrektor szkoły lub np. pedagog szkolny organizowa­li spotkania, dodatkowe szkolenia, omawiali problemy seksuologi­i czy narkotyków itp. wspólne dla 6- i 15-latków. Zatem praktyka zmusza do odrębnego kontaktu z dziećmi młodszymi i oddzielneg­o z nastolatka­mi.

W Polsce reformację najzwyczaj­niej zduszono. W obronie jedynie słusznej wiary zdewociali królowie, zwłaszcza Zygmunt III Waza i Jan Kazimierz, wplątali kraj w niszczycie­lskie w skutkach konflikty z Kozakami i Szwedami, arianom skonfiskow­ano majątki, a ich samych nierzadko wymordowan­o. Dzięki ugruntowan­iu reformacji liczne narody dokonały ogromnego skoku cywilizacy­jnego, a te, które kontrrefor­macja upokorzyła, upadały lub traciły swój byt, jak to się stało z Rzecząposp­olitą. Zarówno pani Zalewska, jak i pan Czarnek bardzo zaszkodzil­i edukacji w Polsce.

 ?? Fot. archiwum prywatne ??
Fot. archiwum prywatne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland