Przepraszam, że pozwoliłam kłamać
W poniedziałek 14 marca widzowie rosyjskiej publicznej stacji telewizyjnej Pierwyj Kanał przeżyli szok. Do studia, gdzie nadawano właśnie wiadomości, wtargnęła młoda kobieta, jak się później okazało, pracownica tejże telewizji Marina Owsiannikowa. W rękach trzymała karton ze skandalicznym tekstem: „Nie” dla wojny. Przerwijcie wojnę. Nie wierzcie propagandzie. Tu was okłamują. Rosjanie przeciwko wojnie.
Nagranie natychmiast trafiło do sieci. Poszło w świat. Wybuchła afera, której nie mogły zignorować nawet rosyjskie gazety, więc następnego dnia opublikowały plakat Owsiannikowej. Pusty, bo tekst wymazano. Zrobili tak zarówno wydawcy prorządowi, jak i niezależni. Ci pierwsi z powodów oczywistych, drudzy – by nie narazić się Roskomnadzorowi, państwowemu regulatorowi mediów, zgłaszającemu do sądów materiały, gdzie występują zakazane słowa „wojna” i „inwazja”.
Owsiannikową aresztowano. Nikt nie wiedział, na jaki posterunek trafiła. Szukali jej przyjaciele i prawnicy. Pojawiła się ponownie we wtorek wieczorem na sali sądowej. Wszyscy spodziewali się, że dostanie surowy wyrok. Tymczasem niespodzianka – sąd wymierzył karę grzywny w umiarkowanej wysokości 30 tys. rubli (ok. 1200 zł) i to nie za wtargnięcie do studia z antywojennym plakatem, lecz za wideo, jakie opublikowała w internecie przed swoim telewizyjnym wystąpieniem. Zwróciła się w nim do rodaków, oskarżając Władimira Putina: – To, co dzieje się teraz na, Ukrainie jest przestępstwem, Rosja jest agresorem, a odpowiedzialność za tę agresję spoczywa na sumieniu tylko jednej osoby (...). Niestety, przez ostatnie kilka lat pracowałam dla Kanału Pierwszego i robiłam kremlowską propagandę. Teraz bardzo się tego wstydzę. Szkoda, że pozwoliłam kłamać na ekranie, że pozwoliłam zrobić z Rosjan zombie. Teoretycznie nad Owsiannikową
wisi kolejna rozprawa za „chuligaństwo”, jak nazwał akcję w Pierwym Kanale rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, lecz najprawdopodobniej żadnych więcej oskarżeń nie będzie. – Podjęto decyzję polityczną, by jej więcej nie prześladować – twierdzi Paweł Czikow, szef Międzynarodowej Organizacji Praw Człowieka Agora. Władza zostawi dziennikarkę w spokoju, żeby nie zrobić z demonstrantki bohaterki narodowej. Sprawa umrze śmiercią naturalną, a mediom zamknie się buzie, bo rosyjski wymiar sprawiedliwości okazał się łagodniejszy, niż to przedstawiano. Co najważniejsze – Rosjanie, nie niepokojeni skandalicznymi doniesieniami, pozostaną w stanie uśpienia. Niektórzy jednak
dramatopisarka Polina Borodina powiedziała ze smutkiem: „Oni nie tylko odebrali nam przyszłość. Zabrali nam także przeszłość”. Państwo Putina stało się międzynarodowym wyrzutkiem. Wśród tych, którzy wyjechali, znaleźli się redaktor naczelny niezależnej telewizji Dożd Tichon Dziadko, reżyser Kantemir Bałagow, jedna z najpopularniejszych rosyjskich aktorek Renata Litwinowa, a także celebrytka, prezenterka i działaczka polityczna Ksenia Sobczak, córka byłego mera Sankt Petersburga, z którym przed objęciem władzy w Rosji blisko współpracował Władimir Putin. Fama głosi, że Ksenia Sobczak jest córką chrzestną rosyjskiego dyktatora. Według niektórych informacji wyjechała do Turcji, według innych – do Izraela. Z Rosji uciekła wybitna dziennikarka telewizji NTV Lidia Gildiejewa. Wypowiedzenie z pracy złożyła dopiero za granicą, obawiała się bowiem, że nie zostanie wypuszczona z kraju. W 2008 roku Putin dziękował Gildiejewej za „aktywność w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego Federacji Rosyjskiej”.
Decyzja o emigracji nie jest łatwa. Wyjeżdżający zostawiają domy, mieszkania, się budzą: – Jestem zadowolona, że wyraziłam to, co myślałam – oznajmiła Owsiannikowa. – Ale ważniejsze jest to, że pojawiła się nowa tendencja – inni dziennikarze idą w moje ślady.
16 marca na antenie CNN opowiedziała o swoim akcie buntu. – Bałam się do ostatniej chwili. Przemknięcie obok strażnika pilnującego wejścia do studia było proste. Reszta nie poszła tak gładko, jak zakładała. Chciała wystawić przed kamerę tylko swój plakat, sama pozostając niewidoczna, lecz okazało się to technicznie niemożliwe. Musiała być jak najbliżej prezenterki, żeby widzowie mogli odczytać napis. Jej manewry na wizji, bieganie z miejsca na miejsce, zanim wreszcie znalazła odpowiednią pozycję, wyglądały trochę groteskowo. Trudno, najważniejsze, że osiągnęła cel. W rozmowie z amerykańską stacją tłumaczyła, co skłoniło ją do manifestacji. Najpierw inwazja na Ukrainę obudziła pamięć o rosyjskich nalotach w Czeczenii, gdzie mieszkała z rodzicami jako młoda dziewczyna. Później nieznośny stał się rozdźwięk pomiędzy prawdą czasu i prawdą ekranu reżimowej telewizji. – Coraz mocniej odczuwałam dysonans poznawczy między moimi przekonaniami a tym, co mówimy na antenie. Wojna stała się punktem zwrotnym, kiedy milczenie jest po prostu niemożliwe. Tym bardziej, mówi Owsiannikowa, że rządowa propaganda wyprała ludziom mózgi, nawet mojej matce. (EW) pieniądze, których nie mogą podjąć z banków, niekiedy rodziny. Wiele państw zamknęło przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów. Uciekający przed Putinem radzą więc sobie, jak mogą. Znajdują drogi do Turcji, do Armenii, Kirgistanu, Uzbekistanu i Kazachstanu. Niektórzy schronili się w Egipcie, a nawet w mongolskiej stolicy Ułan Bator. Liczni obywatele Rosji przedostają się przez Meksyk do Stanów Zjednoczonych. Lecą jako turyści do miasta Cancún, stamtąd przejeżdżają do przygranicznego Tijuana. Kupują lub wypożyczają tanie samochody. W nich przekraczają granicę i proszą o azyl. Wiedzą, że służby odnoszą się do zmotoryzowanych migrantów mniej podejrzliwie. Anaida Zadykyan, prawniczka z Los Angeles pomagająca w składaniu wniosków o azyl, opowiada: „Dzwonią do mnie każdego dnia; ludzie uciekają z Rosji jak szaleni”. Reżim Putina na razie nie przejmuje się tym exodusem. Uważa, że gdy najbardziej niepokorni i niezależni wyjadą, resztą łatwiej będzie rządzić. (KK)