Ile to kosztuje?
Hymny państw świata
zi pasażerów i samochody. Również kilka kóz, które chyba są na wyposażeniu, bo nie opuszczą statku w porcie docelowym i wrócą do Dżibuti, żywiąc się po drodze zalegającymi na pokładzie oskubanymi z liści gałązkami khatu.
Miasto powoli znika, widać jeszcze dźwigi terminalu kontenerowego i rzecz jasna budynek Kempinski Palace. Gdzieś po prawej majaczy Moucha, wysepka kupiona niegdyś przez Brytyjczyków od lokalnego władcy za 10 worków ryżu, obecnie weekendowy raj ekspatów. Dżibuti ma ogromny potencjał jako kierunek wypoczynkowo-plażowy. Ciepłe morze, puste, piaszczyste brzegi, bajeczne rafy koralowe. Na szczęście nikt nie buduje tutaj, na razie, przyciągających turystyczną masówkę betonowych molochów. Kilka niewielkich ośrodków w ustronnych częściach wybrzeża służy głównie mieszkającym w mieście cudzoziemcom.
Tadżura to najstarsze i ongiś jedno z najważniejszych miast w kraju. Dawna siedziba sułtanatu oraz port, który stracił na znaczeniu dopiero po wybudowaniu linii kolejowej łączącej Djibouti-ville z Etiopią. Obecnie to jedynie przyjemne, składające się z białych domków i nadmorskiej promenady miasteczko. Na plaży przy porcie stoi wrak dhow, typowego dla regionu drewnianego statku, chłopcy w podrabianych koszulkach Barcelony grają na piasku w tradycyjny afrykański sport – piłkę nożną. Kilka majestatycznych, czarno-białych ścierwników pożywia się na rybich resztkach czy też innej niezidentyfikowanej padlinie. O ile nie planujemy dostać się na granicę z Erytreą lub do pobliskiego, położonego na bajecznym skrawku plaży hotelu Sables Blancs, to w Tadżura nie ma zbyt wiele do roboty. Ot, odetchnąć od zgiełku kosmopolitycznej stolicy, przejść się wąskimi, przypominającymi arabską medinę uliczkami, obejrzeć stragany z khatem, sprawdzić, czy tutejsza ryba po jemeńsku jest równie dobra jak u „Hamdaniego” i zwyczajnie chłonąć leniwą atmosferę rozgrzanej upałem prowincji. O górującym nad miastem, porośniętym jałowcowym lasem masywie Goda bez rzetelnego przewodnika i sprawnej terenówki można zapomnieć. Zresztą trzeba wracać do stolicy po wizy. Status Dżibuti jako kraju strategicznie ważnego, powoduje, że całkiem sporo tu przedstawicielstw dyplomatycznych, a wyrobienie dokumentów umożliwiających dalszą drogę jest dość proste. To nie Schengen, tutaj podstawą jest ważny paszport, a i to często dopiero początek.
Owszem, na tle otwartej Europy może się to wydawać niepotrzebną stratą czasu, ale bieganie po ambasadach to kwintesencja podróży. Wystana w kolejkach, wybłagana, często sowicie opłacona wiza daje więcej radości z przekroczenia kolejnej granicy niż machnięcie dowodem osobistym przed nosem pogranicznika.
Pisanie hymnów rzadko się opłacało finansowo, zauważa cytowany już Alex Marshall, przypominając autora hymnu republiki Ugandy George’a Kakomę. Tenże, przez długie lata cierpiąc biedę, krótko przed śmiercią zaskarżył do sądu własny rząd, domagając się tantiem za napisany i przyjęty hymn państwa. I... doczekał się. W 1962 roku wypłacono mu dwa tysiące szylingów ugandyjskich o sile nabywczej... 70 centów amerykańskich. Więcej zarobił twórca hymnu Bośni i Hercegowiny Duszan Szestić, bo jako honorarium otrzymał 6 tysięcy marek bośniackich (około 13 tysięcy współczesnych złotych). Niemniej za tekst nie otrzymał już nic, bo po latach jałowej dyskusji parlament go odrzucił. Najmniej szczęścia miał Tian Han, autor hymnu Chińskiej Republiki Ludowej, który zmarł w więzieniu. Mido Samuel, twórca jednego z najmłodszych hymnów – Sudanu Południowego – stworzył pieśń swego narodu pro bono. Ale jest też w historii liczna grupa autorów, których dzieła przyjęto w efekcie wygranego konkursu i nagrodzono mniej lub bardziej znaczącymi gratyfikacjami finansowymi. Trawestując Churchilla, można zaryzykować słowa: Jakie to poruszające, że tak niewielu zrobiło tak wiele dla tak wielu za tak niewiele...
Ponieważ wszystkie hymny państw świata wyrosły z europejskiej tradycji muzycznej, tonacja, w jakiej zostały napisane, potrafi zaskakująco łączyć niekiedy bardzo odległe geograficznie i kulturowo utwory i państwa. I tak, dla przykładu, w tonacji A-dur napisane zostały hymny Gwinei Równikowej, Korei Południowej i Kirgistanu, natomiast w a-moll Bułgarii i Tadżykistanu. W As-dur brzmią hymny między innymi: Algierii, Bangladeszu, Eswatini, Litwy, Mongolii i San Marino. Tonacja B-dur łączy hymny sporej grupy państw, od Antiguy i Barbudy, Argentyny i Beninu przez Boliwię, Bośnię i Hercegowinę do Botswany, Kamerunu, Fidżi, Kuwejtu, Serbii, USA i Wietnamu. W tonacji g-moll notowane są hymny: Kambodży, Słowacji i Turcji, zaś w C-dur rozbrzmiewają hymny licznej grupy państw ze wszystkich kontynentów, od Angoli, Chile i Kolumbii po
Legendarny szlak żeglugowy północnym skrajem Kanady, prowadzący od Zatoki Hudsona do Cieśniny Beringa. Droga przez mękę tysięcy żeglarzy, rybaków i kupców. Szlak znaczony wrakami statków, które utknęły w lodach Arktyki i zatonęły. Opowieść Knuda Rasmussena, Grenlandczyka i badacza, nie jest historią z dziennika pokładowego. Rasmussen wraz z dwoma towarzyszami przebył drogę Północno-Zachodnią psimi zaprzęgami. Trzyletnia wyprawa i 18 tysięcy przebytych kilometrów zaowocowały bogactwem obserwacji poczynionych w izolowanych
Japonię, Jordanię, Kenię, Macedonię Północną, Wyspy Marshalla, Namibię, Sri Lankę i Jemen. Hymn Rzeczypospolitej napisany został w tonacji F-dur, podobnie jak hymny Armenii, Białorusi, Belize, Burkina Faso, Czadu, Gabonu, Grecji, Nauru, Peru, Singapuru, Tanzanii i Watykanu. Pozbawione konkretnej tonacji lub skomponowane w kluczach mieszanych są hymny: Brazylii, Republiki Środkowej Afryki, Gruzji, Hondurasu, Włoch, Czarnogóry, Maroka, Filipin i Afryki Południowej.
Nietrudno z tych przykładów wywieść, że dominacja europejskiego warsztatu muzycznego przesądza o artystycznym rodowodzie gatunku. Potwierdza to utrzymanie się w dwóch zasadniczych rodzajach pieśni, znanej z europejskiej praktyki muzycznej: pieśni marszowej, głównie wojskowej lub psalmicznej, wyrosłej z tradycji kościelnej.
W niektórych hymnach państwowych wykorzystano muzykę sławnych kompozytorów, jak Józefa Haydna (hymn Niemiec), Rabindranatha Tagore (hymny Indii i Bangladeszu) czy Charles’a Gounoda (hymn Watykanu). Z innymi hymnami łączą się nazwiska prominentnych polityków, którzy napisali do nich słowa: z belgijskim – trzykrotny premier tego kraju Charles Latour Rogier; kolumbijskim – prezydent Rafael Nuñez; ekwadorskim – prezydent Juan León Mera; jordańskim – premier Abdul-Mone’m al-Rifai; senegalskim – prezydent-poeta Léopold Sédar Senghor.
Jeszcze ciekawsze jest zestawienie twórców hymnów, którzy nie byli obywatelami państwa, które w hymnie opiewali. Hymn Albanii napisał Rumun, Armenii – Turek, a Boliwii – Włoch. Hymn chilijski napisał Hiszpan, a Kolumbii – Włoch. Niemiec skomponował hymny Ekwadoru, Hondurasu, Salwadoru i Gwinei Bissau, biorąc pewnie odwet za to, że hymn jego własnej ojczyzny napisał... Austriak. Hymn estoński stworzył Fin, natomiast iracki – Libańczyk. Hymn narodowy Mauretanii napisał... Rosjanin, a Węgier przysłużył się Urugwajczykom. Tunezyjczykom napisał hymn Egipcjanin (ten sam autor, który napisał mikrospołecznościach eskimoskich oraz zbiorem etnograficznym pozyskanym dzięki pomocy szamanów, którzy swego pobratymca (Rasmussen był półkrwi Eskimosem) obdarzyli zaufaniem.
Opowieść eksploratora Arktyki to historia w dawnym stylu, choć do dziś cieszy się niezwykłą renomą młodych duńskich czytelników, dla których Rasmussen był tym, kim Nansen i Amundsen dla Norwegów. To opowieść człowieka, któremu racjonalizm naukowca nie przysłonił wrażliwości badacza ulegającego emocjom. Nie ma tu sztafażu naukowego, to historia człowieka urzeczonego bogactwem życia w krainie hymn Emiratczykom), Serbom Słoweniec, zaś Uzbek Tadżykom. Hymny państw stają się nierzadko źródłem i inspiracją dla muzyki pop. „Star Spangled Banner”, hymn Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, jeden z najpopularniejszych hymnów świata inspirował wielu artystów estrady.
Jedynym Polakiem, który napisał muzykę do hymnu obcego państwa, jest Henryk Bonifacy Hermann, którego historię skreśliła nam jego krewna, Czytelniczka „Angory” Elżbieta Smolarek. Urodzony w 1888 roku (lub dwa lata później) Hermann był muzykiem orkiestry carskiej. Podczas tournée na Dalekim Wschodzie w czasie pierwszej wojny światowej opuścił orkiestrę i trafił do USA. Po latach wrócił do Azji i próbował szczęścia w Australii, później w Nowej Zelandii i Japonii. Ostatecznie osiadł w Singapurze. Tam zorganizował własną orkiestrę, dużo koncertował i wiódł dostatnie życie. W 1963 roku, gdy niepodległość uzyskało Borneo Północne (część ówczesnych Malajów), ogłoszono publiczny konkurs na hymn młodego państwa. I nagrodę (1000 dolarów) zdobył Henryk B. Hermann. Hymn Sabah Tanah Airku (po polsku Sabah, moja ojczyzno) wykonano po raz pierwszy w tym samym roku. Utwór przetrwał, ale państwo nie, gdyż prowincję wchłonęła Federacja Malezji, a dziś ta część republiki nosi nazwę Sabah. Pieśń wykonywana jest jako hymn stanu Sabah. Henryk B. Hermann zmarł 11 listopada 1965 roku w Singapurze.
W 1939 roku własną aranżację hymnu nagrał dla wytwórni Decca słynny piosenkarz Bing Crosby. Tuż po wojnie Crosby podszedł do tematu raz jeszcze i nagrał swoją recytację tekstu hymnu. Czterokrotnie do muzycznego materiału „Gwieździstego sztandaru” podchodził Igor Strawiński, aranżując go na potrzeby estradowe, co w Bostonie wywołało skandal i interwencję policji. Własną aranżację hymnu wykonał José Feliciano w 1968 roku, co też zbulwersowało wielu słuchaczy, ale rok później, podczas legendarnego festiwalu w Woodstock, „Star Spangled Banner” wykonał legendarny gitarzysta rockowy Jimmy Hendrix, wywołując masowy aplauz setek tysięcy słuchaczy.
Książka do zakupienia na www.hymnyświata.pl pozornie bezludnej. Poznajemy mitologię Eskimosów, sekrety ich codzienności, trud przetrwania, radości z udanego polowania. Autor opisuje magiczne obrzędy eskimoskich szamanów, prastare obyczaje i relacje międzyludzkie. Sprawozdaje z literackim zacięciem wspólnotę kultur setek społeczności żyjących w oderwaniu od siebie setki lat, a zachowujących tożsamość i wierność tradycji. Od Piątej Wyprawy Thule minęło sto lat, ale Czytelnik nie stracił niczego, co stanowi o walorach tej niezwykłej przygody.
KNUD RASMUSSEN. WIELKA PODRÓŻ PSIM ZAPRZĘGIEM. Przeł. A. Lubowicka. MARGINESY, Warszawa 2022, s. 344. Cena 44,90 zł.
Amerykańska aktorka, która w ostatnich latach próbowała swoich sił jako producentka filmowa, scenarzystka i reżyserka, ogłosiła, że zawiesza karierę i wycofuje się z życia publicznego – donosi cnn.com. 57-latka poinformowała media o swojej decyzji podczas konferencji prasowej zorganizowanej z okazji promocji filmu „Zaginione miasto”, w którym gra jedną z głównych ról, wcielając się w pisarkę Lorettę Sagę. – Muszę w końcu poświęcić więcej czasu na bycie mamą – wyznała Bullock, która wychowuje dwójkę adoptowanych dzieci – 12-letniego Louisa i 10-letnią Lailę. – Może kiedyś wrócę do show-biznesu... Ale nieprędko, najwcześniej, gdy moje dzieci będą miały 16 – 17 lat – dodała gwiazda kina.