Twarda sztuka. Babcia
Ma 104 lata. Wybuchy, które słychać było w Odessie nad ranem w pierwszy dzień inwazji rosyjskiej, jej nie obudziły. Spać nie mogła za to jej rodzina. Myśleli tylko o jednym: jak przewieźć babcię Zosię do Polski.
Nie tak miał wyglądać jej przyjazd. Gdy w listopadzie ubiegłego roku Zofia Curkan dostała paszport, w ukraińskich mediach pojawiły się nawet wzmianki o dziarskiej staruszce, która właśnie odebrała nowy dokument i wybiera się z nim do rodziny, do Polski. Rodzina złożyła też wniosek o przyznanie pani Zofii polskiego obywatelstwa i liczyła, że ze względu na jej wiek sprawa zostanie rozpatrzona szybko. 24 lutego, gdy doszło do inwazji Rosji na Ukrainę, nie było już sensu zwlekać.
Rodzice są Polakami, ojciec pochodzi ze Staszowa, matka z rosyjskiej guberni podolskiej. Ojciec, wcielony w 1909 r. do armii carskiej, po służbie do domu już nie wrócił – osiadł właśnie w Odessie, ważnym ośrodku gospodarczym. W tym czasie w półmilionowym mieście mieszkało około 25 tys. Polaków, można było żyć po polsku, były polskie szkoły, polskie kościoły. I tak żyją Przetakowscy.
Ale nastroje się zmieniają. W 1937 r. Ludwik zostaje aresztowany w ramach antypolskiej akcji NKWD. Podobno podzielił się z kolegami niezadowoleniem z faktu, że z pensji jest mu potrącane na zakup tak zwanych „dobrowolnych obligacji”. Ktoś doniósł, że jest nielojalny, ktoś inny w śledztwie miał stwierdzić, że należy do polskiej organizacji wojskowej, co zresztą było wyssane z palca. Mimo to Ludwik zostaje zesłany na 10 lat łagru do Birobidżanu na Dalekim Wschodzie. Rodzina pisze odwołania, zapewniając, że Przetakowski nie jest żadnym szpiegiem. Sprawę udaje się nawet skierować do ponownego rozpatrzenia, ale przy tej okazji NKWD znów zaczyna po sąsiedzku pytać. Któryś z sąsiadów wygaduje się, że ojciec Zofii nie pozwalał w domu rozmawiać po rosyjsku, tylko po polsku. I między innymi ten argument decyduje, że Ludwik zostaje w łagrze.
Z tym polskim to była prawda. Zofia, wychowywana i w domu, i w szkole na Polkę, ma problem, by dostać się do technikum medycznego. W domowej biblioteczce jest Trylogia Sienkiewicza z 1903 r. po polsku, polskie modlitewniki. Musi brać korepetycje z rosyjskiego, bo za pierwszym podejściem nie zdała egzaminów.
Chce być położną. I dopina swego. Kilka lat później zawód jej się przydaje – w czerwcu 1941 r. na dworcu w Rydze odbiera poród. Pamięta też inny poród. Na świat przyszły bliźnięta, a matka miała prosić, by jedno z nich zabiła; ona, głęboko wierząca, kategorycznie odmawia. Ale nie jest też babcią, która uczy modlitw. W 2000 r. odwiedza ją młodsza