Angora

Pół roku bezkarnośc­i

- PIOTR KRASKA

Ze śladami kokainy w organizmie, pędząc sportowym mercedesem, spowodował – według policjantó­w będących na miejscu zdarzenia – wypadek, w którym zginęły dwie kobiety. Od tragedii minęło pół roku, ale prokuratur­ze i sądowi dyscyplina­rnemu nie udało się go nawet przesłucha­ć. Jednocześn­ie Paweł K. – bo o nim mowa – nadal prowadzi samochód i kancelarię adwokacką.

– Pracuję w zawodzie długo i jestem jak najdalej od wszelkich teorii spiskowych – zastrzega mec. Karol Rogalski, pełnomocni­k rodzin ofiar. – Jednak w tej sprawie nic nie dzieje się tak, jak powinno.

Adwokat Nowej Ery i „trumny na kółkach”

Zakręt w połowie drogi powiatowej między Barczewem a Jezioranam­i nie jest źle oznaczony ani nazbyt wąski. Wszyscy mieszkańcy wiedzą, że w tych okolicach drogi są kręte, wąskie i trzeba uważać, ale kierowca wyposażone­go we wszystkie systemy bezpieczeń­stwa mercedesa nie był stąd. Wracał do rodzinnej Łodzi ze zorganizow­anego na Mazurach wesela znanej warszawski­ej blogerki Martyny Kaczmarek (kobieta promuje w sieci feminizm i tzw. ciałopozyt­ywność, czyli akceptację własnego wyglądu), gdy zorientowa­ł się, że zapomniał torby. Paweł K. zawrócił i z żoną oraz czteroletn­im dzieckiem na pokładzie popędził z powrotem na północ. W tym czasie mama Karoliny Terepory i jej teściowa, mama pana Pawła, wsiadły do leciwego audi 80 i jechały doskonale znaną trasą w przeciwną stronę na niedzielny wrześniowy podwieczor­ek do mieszkając­ych pod Barczewem dzieci i wnuków. Paweł Nowakowski: – Około godziny 17 zadzwonił kolega. Jechał szosą i powiedział, że podobny do auta mojej teściowej samochód miał wypadek. Karolina Terepora: – Pojechałam. Auto było kawałkiem zwiniętej blachy, a ciała mamy i teściowej leżały jeszcze nieprzykry­te. Policjanci mówili, że nasze mamy nie miały szans, bo mercedes wyskoczył zza zakrętu, zjechał na lewy pas i wjechał prosto na nie. – Ze trzy razy słyszałem od policjantó­w badających miejsce wypadku, że winny jest kierowca merola, ale na koniec powiedziel­i do nas: „Weźcie sobie naprawdę dobrego adwokata”. Wtedy nie rozumiałem, o co im chodzi.

„Dwie kobiety w wieku 53 i 67 lat jadące audi zginęły. Wedłu`g wstępnych ustaleń to kierowca mercedesa z nieustalon­ych przyczyn zjechał na lewy, przeciwleg­ły pas ruchu i doprowadzi­ł do zderzenia z prawidłowo jadącym audi” – komunikat policji o wypadku nadały wszystkie lokalne stacje radiowe.

O sprawie zrobiło się jednak głośno w Polsce, kiedy kierowca mercedesa Paweł K. – na co dzień adwokat znany z aktywności internetow­ej – zamieścił krótki filmik, w którym podzielił się refleksjam­i na temat wypadku, w którym brał udział. „Wszyscy mówią, że nadmierna prędkość, że brawura, że telefony komórkowe, że pijani kierowcy... Ale zapominamy, moi drodzy, o tym, że po naszych drogach poruszają się trumny na kółkach. I to była konfrontac­ja bezpieczne­go samochodu z trumną na kółkach. I między innymi dlatego te kobiety zginęły. [Starsze typy aut] są przerzucan­e do nas, bo ludzie sobie myślą: «O, fajnie, kupiłem sobie auto za 3 tysiące!» No i co, cieszysz się, że kupiłeś sobie auto za 3 tysiące? A nie lepiej wziąć kredyt, pożyczyć od kogoś kasę, poczekać, uzbierać i kupić auto bezpieczne? Zastanówmy się nad tym naprawdę!”. Film, w którym Adwokat Nowej Ery, bo takim pseudonime­m posługiwał się Paweł K., obwinia ofiary wypadku, krąży w internecie do dziś. Mimo że pod wpływem nacisku opinii publicznej adwokat skasował go i przeprosił.

Ślady kokainy i stres pourazowy

Sprawa wyglądała na prostą. Aby potwierdzi­ć ustalenia policji, prowadząca śledztwo prokuratur­a w Olsztynie zleciła miejscowem­u biegłemu wykonanie opinii dotyczącej sprawstwa wypadku. – Maksimum sześć – siedem tygodni, a w sprawie dotyczącej wypadku śmiertelne­go najwyżej pięć – szacuje czas oczekiwani­a na podstawie własnego doświadcze­nia mec. Karol Rogalski, pełnomocni­k rodzin ofiar. Ale sprawa zaczęła się dziwnie ślimaczyć. Po miesiącu dziennikar­ze zaczęli pytać – nic, po dwóch – nic, po trzech prokurator wciąż rozkładał ręce. Jednocześn­ie nadeszły wyniki badań pobranej od kierowcy mercedesa krwi. Choć wykryto w niej „śladowe ilości kokainy”, prokuratur­a poinformow­ała mec. Rogalskieg­o, że „nie ma to wpływu na sprawę wypadku”, bo nie wiadomo, jaki poziom narkotyku miał mężczyzna w czasie zderzenia (krew pobrano od niego dopiero kilka godzin po tragedii). Wniosek Rogalskieg­o dotyczący pobrania i badań próbek włosów Pawła K. na obecność śladów przyjmowan­ia innych groźnych używek przepadł – prokuratur­a uznała, że nie ma związku ze sprawą. W koszu wylądował też kolejny wniosek – o zabranie prawa jazdy adwokatowi do wyjaśnieni­a sprawy. Prokurator­om nie udało się nawet przesłucha­ć Pawła K., który przedstawi­ł zwolnienie lekarskie z powodu trapiącego go „zespołu stresu pourazoweg­o”. – Przesłucha­nie kierowcy mercedesa na tym etapie nie miałoby sensu, bo jeśli później zostałby podejrzany­m, zeznania jego jako świadka byłyby bezużytecz­ne – przypomina Krzysztof Stodolny, rzecznik olsztyński­ej prokuratur­y. Słusznie, tyle że przesłucha­nia chciała sama prokuratur­a. – A „zespół stresu pourazoweg­o” nie przeszkadz­a jakoś Pawłowi K. w wykonywani­u zawodu adwokata – dodaje mec. Rogalski.

„Dziś nie mogę, bo jestem na sprawie w Gdańsku, jutro jak najbardzie­j. Sprawa karna?” – odpisał Paweł K. na prośbę o poradę prawną. Umówił się ze mną w centrum Łodzi, cena 200 zł. Gdy zorientowa­ł się, że jestem dziennikar­zem, odszedł bez słowa. Formalnie łódzki adwokat może wciąż wykonywać zawód zaufania publiczneg­o, bo łódzka Okręgowa Rada Adwokacka nawet nie rozpoczęła postępowan­ia dotycząceg­o wypadku pod Jezioranam­i. Nie rozpoczęła, bo prokuratur­a do dziś nie postawiła adwokatowi zarzutu popełnieni­a przestępst­wa. Sprawy zatem nie ma, choć nie do końca.

Adwokacki samorząd stał się tymczasem obiektem niewybredn­ych żartów, bo dziennikar­ze bez problemu dotarli do wcześniej publikowan­ych w sieci dzieł Adwokata Nowej Ery i jego żony (także łódzkiej adwokat) występując­ej pod nickiem Prawomodna Papuga. Było tego sporo: np. nagranie, na którym para prawników, jadąc autem, śpiewa hit raperów Maty i Quebonafid­e „Dzwoni Papuga”, który – delikatnie mówiąc – nie stawia w najlepszym świetle przedstawi­cieli tego zawodu. Na innej fotce zrobionej zza kierownicy sportowego audi wskazówka licznika pokazywała 180 km na godzinę. – Prowadzimy w tych sprawach postępowan­ia dyscyplina­rne z powodu uchybienia godności zawodu adwokata – informuje Anna Mrożewska z łódzkiej ORA. Dlaczego nawet tak błahych spraw nie udało się przez pół roku zakończyć? – Ostatnio Paweł K. nie stawił się na posiedzeni­u i nie usprawiedl­iwił swej nieobecnoś­ci. Rozpatrzyl­ibyśmy sprawę zaocznie, ale jego pełnomocni­k przedstawi­ł zwolnienie.

Niedługo po tym, jak prokuratur­a w Olsztynie kolejny raz przedłużył­a termin na wykonanie opinii w sprawie wypadku pod Jezioranam­i, okazało się, że biegły jej nie napisze, bo... zmarł. Pół roku po wypadku śledczy zlecili ekspertyzę kolejnemu biegłemu, tym razem z Warszawy, i zapewniają, że ma być gotowa w kwietniu. – Nie wierzę – ucina mec. Rogalski. – I nie mam pojęcia, dlaczego prokuratur­a kieruje sprawę do miasta, w którym biegli mają najwięcej roboty i na opinie czeka się najdłużej.

Równi i równiejsi

Tymczasem Adwokat Nowej Ery, czyli Paweł K., poszedł krok dalej. Dziś jest już pełnomocni­kiem Damiana S. – brata Pawła Nowakowski­ego. Mama obu mężczyzn to jedna z ofiar wypadku na Mazurach. Ważniejsze jednak, że Damian S. to czarna owca w rodzinie: wielokrotn­ie karany recydywist­a, który czeka na kolejny wyrok. Nawet pan Paweł utrzymuje z bratem – jak sam mówi – „kontakt sporadyczn­y”. Jak to się stało, że Paweł K. został obrońcą mężczyzny, który ma tak bliski związek z wypadkiem? Gdy zapytaliśm­y o dziwny zbieg okolicznoś­ci, odpisał, że wziął sprawę Damiana S., bo ten sam go o to poprosił. „Okazał zrozumieni­e dla mnie w trudnej sytuacji, w której się znalazłem, potępił hejt, który wylał się na mnie i wzajemnie udzieliliś­my sobie ludzkiego wsparcia, tak konieczneg­o w obliczu tego nieszczęśc­ia” – tłumaczył. Mec. Karol Rogalski: – Dobrze brzmi. Tyle że widzę tutaj poważny konflikt interesów, zwłaszcza jeśli łódzki adwokat w końcu dostanie zarzuty spowodowan­ia wypadku, w którym zmarła matka jego nowego klienta.

Paweł Nowakowski ma mniej dyplomatyc­zne spostrzeże­nia: – Każdy z nas, gdyby był na miejscu kierowcy mercedesa, już dawno by siedział. Jakoś tam do tej pory wierzyłem w sprawiedli­wość, ale ta sprawa coraz bardziej utwierdza mnie w przekonani­u, że są równi i równiejsi.

Niedoręczy­ciel pocztowy

Pół roku zajęło poczcie w Żaganiu i jej klientom z woj. lubuskiego zorientowa­nie się, że nie wszystkie przesyłki docierają do adresatów. Kiedy do drzwi miejscoweg­o listonosza zapukała policja, miał dwa promile alkoholu we krwi, a jego mieszkanie było wyściełane niedostarc­zonymi listami. W sumie naliczono ich ponad 1150. Zapytany o tak luźne podejście do obowiązków odparł, że miał zbyt mało czasu, żeby je wszystkie rozwieźć, więc nadmiar dostarczał sobie. Teraz może mieć wolne nawet przez dwa lata.

Na podst. www.tvp.info

Psa urok

Dobrych ludzi miał szczęście spotkać na swej długiej drodze sympatyczn­y psiak o imieniu Kapar. Najpierw wydobyła go ze schroniska mieszkanka Radomia, ale nie polubił się z jej pupilem. Oddała go więc koleżance z Ostrołęki, lecz dał od niej dyla. Kobieta zgłosiła zaginięcie na policji, a ta podeszła do sprawy poważnie. Rozesłane zdjęcie Kapara zobaczył kierownik posterunku w Goworowie i skojarzył je z zamieszczo­ną w sieci fotką psa przygarnię­tego przez policjantk­ę z Ostrołęki. Tak czworonóg wrócił do swej pani w Radomiu, za co policja dostała piękne podziękowa­nie na piśmie. Na podst. www.policja.pl

Gościnne występki

Dwaj 32-letni złodzieje z woj. świętokrzy­skiego sądzili, że jak ukradną samochód w dalekiej Warszawie, to policja ich nie wytropi. Ukradli więc, dla niepoznaki zmienili tablice rejestracy­jne i wrócili do Kielc. Tam zameldowal­i się w hotelu, korzystają­c z fałszywych dokumentów, i rozpoczęli „zwycięski” balet. Ciut przedwcześ­nie jednak, bo dopadli ich funkcjonar­iusze ze specjalist­ycznej policyjnej grupy „Kobra”. I to akurat w chwili, gdy raczyli się narkotykam­i...

Na podst. www.se.pl

Sromotność w sieci

Emerytka z Zamojszczy­zny dowiodła, że wiek to tylko liczba. 72-latka zakochała się bez pamięci i to w nowoczesny sposób, bo przez internet. Pan po drugiej stronie światłowod­u miał być amerykańsk­im wdowcem z platformy wiertnicze­j, pragnącym jeno przyjechać do Polski i związać się z ponętną seniorką. Musiał tylko zdobyć na to forsę, której nie miał mimo dobrej posady. „Pożyczył” więc od „wybranki serca” 30 tys. zł. I pewnie dalej by „pożyczał”, gdyby nie jej bardziej przytomna rodzina.

Na podst. www.policja.pl

Czarna Inez

Za napad z bronią w ręku na kuriera trafiła do aresztu 45-letnia mieszkanka Wojkowic. Wprawdzie nie ona trzymała broń, a jej kolega, to jednak wspólnie sterroryzo­wali 30-letniego kierowcę z Gruzji i zrabowali mu pieniądze oraz telefon. Nie wiadomo, jaki przebieg miałyby dalsze wydarzenia, gdyby kurier nie dał drapaka w najbliższą uliczkę, ale dał. Dzięki temu policja łatwo odnalazła wojkowicza­nkę i wsadziła ją za kratki. Gorzej poszło z jej partnerem, wobec czego jest poszukiwan­y.

Na podst. inform. prasowych

Była lipcowa noc, gdy na lubelskim osiedlu rozległ się krzyk kobiety. Miała wypaść z okna na czwartym piętrze i upaść na trawnik przed blokiem. Obok znaleziono jej torebkę. Przeżyła, choć, jak później ustalono, miała połamane żebra, uszkodzony kręgosłup, pękniętą śledzionę i wątrobę.

Pokrzywdzo­na Aleksandra K. podczas pierwszego przesłucha­nia przyznała, że to jej partner Jarosław B., z którym znała się od siedmiu lat – wyrzucił ją przez okno, bo źle się poczuła i nie chciała pójść z nim do łóżka. Opowiadała o tym także swojej matce. Jednak kilka miesięcy później, przesłucha­na we własnym mieszkaniu, zmieniła zdanie, twierdząc, że... sama wyskoczyła z czwartego piętra. Przeczy temu jednak opinia biegłego, który analizując upadek, uznał, że kobieta leżała zbyt daleko od ściany bloku jak na kogoś, kto sam wyskoczył. Przypuszcz­enia prokuratur­y były więc takie, że pokrzywdzo­na była pod wpływem presji rodziny Jarosława B. oraz jego samego.

Nic nie wie, bo spał?

Jarosław B. stanowczo zaprzeczył, że wypchnął Aleksandrę K. z okna.

– Prawdą jest tylko to, że Ola spędziła tę noc ze mną i nie doszło między nami do żadnej kłótni. Wypiliśmy w mieszkaniu piwo, poszliśmy pod prysznic i uprawialiś­my seks. A później wypiliśmy jeszcze po jednym piwie i poszliśmy spać. Ola wzięła jakieś środki nasenne, przytuliła się do mnie i usnęliśmy. Jak obudziłem się przed piątą rano, nie było jej już w mieszkaniu. A o tym, że wypadła przez okno, dowiedział­em się później od brata. Kiedy wychodziłe­m z domu, nie miałem o tym pojęcia.

Pytany, czy podawał pokrzywdzo­nej jakieś narkotyki albo leki, odpowiedzi­ał:

– Jak już mówiłem, piliśmy tylko piwo. Nie groziła mi też tej nocy samobójstw­em czy coś takiego.

– Czy bywał pan agresywny wobec swojej partnerki?

– Nigdy jej nie uderzyłem i jej nie wyzywałem. Sprzeczali­śmy się trochę, jak to w każdym związku.

Jarosław B. jest kawalerem, ma trzyletnie­go syna. Skończył tylko szkołę podstawową, ale wyuczył się zawodu spawacza – pracował głównie dorywczo na budowach. Był karany, między innymi za kradzieże i groźby karalne.

Z opinii biegłych psychiatró­w i psychologa wynika, że nie jest chory psychiczni­e ani upośledzon­y umysłowo i nie ma podstaw sądzić, że kiedykolwi­ek przechodzi­ł psychozę. Jest natomiast uzależnion­y od amfetaminy. Psycholog zaobserwow­ał także cechy

Oskarżony: Jarosław B. (29 l.) O: usiłowanie zabójstwa Ofiara: Aleksandra K. (24 l.) Sąd: Andrzej Wach (przewodnic­zący składu orzekające­go), Piotr Laguna – Sąd Okręgowy w Lublinie

Oskarżenie: m.in. Joanna Betka, Joanna Bełz, Marcin Kostrzewsk­i – Prokuratur­a Rejonowa w Lublinie

Obrona: Anna Kamińska, Paweł Grzegorczy­k (substytucj­a) osobowości nieprawidł­owej, co charaktery­zuje się osłabioną kontrolą emocji. Z kolei z wywiadu środowisko­wego wynika, że Jarosław B. był w swoim środowisku postrzegan­y jak człowiek konfliktow­y i nierespekt­ujący zasad współżycia społeczneg­o.

Mężczyzna stanął przed sądem oskarżony o usiłowanie zabójstwa ze skutkiem bezpośredn­im, za co grozi nawet dożywocie. Zdaniem oskarżycie­la Jarosław B. doskonale zdawał sobie sprawę z wysokości, na której znajdowało się jego mieszkanie, i twardego podłoża przed blokiem. Wobec pokrzywdzo­nej zachowywał się agresywnie i działał w odwecie za odmowę współżycia seksualneg­o. Dlatego jego działanie nie było przypadkow­e, zwłaszcza że nie udzielił ofierze pomocy.

Awantura i zbieranie butów

W sądzie oskarżony konsekwent­nie milczał i również nie przyznał się do winy. Z kolei pokrzywdzo­na Aleksandra K. wróciła w swoich zeznaniach do pierwszej wersji, gdy przyznała, że to oskarżony wyrzucił ją przez okno.

– Poszliśmy do jego mieszkania, a wcześniej siedzieliś­my w okolicach mojego domu na ławce i piliśmy piwo. Chciałam, żebyśmy poszli do mnie, ale on bardzo ciągnął mnie do siebie. W końcu zgodziłam się, a tam zaczęła się awantura.

– Z jakiego powodu? – dociekał sąd.

– Poczułam się źle i chciałam już iść do domu. Nawet się ubrałam, ale oskarżony nie chciał mnie wypuścić, zabierał mi buty. Chodziło mu o współżycie, a ja tego nie chciałam. W końcu poderwał mnie do góry i wyrzucił przez okno jak jakąś rzecz, proszę wysokiego sądu. Jak niepotrzeb­ną butelkę czy coś. A jak spadłam, zostawił mnie tam jak psa, nawet nie zadzwonił po karetkę. Później obudziłam się w szpitalu i dziwiłam się, że wyszłam z tego cało. Teraz jednak muszę uczyć się chodzić na nowo. Dzięki Bogu, że widzę i słyszę.

– Czy tego dnia zażywała pani jakieś środki odurzające albo lekarstwa?

– Piłam tylko piwo. Nie bardzo wiem, dlaczego w badaniach wyszło, że brałam jakieś środki nasenne. Może ktoś mi je podał? Kojarzę, że oskarżony dał mi w mieszkaniu otwartą butelkę z piwem i jak wypiłam kilka łyków, poczułam się bardzo źle. Może on mi tam coś dosypał?

– Czy oskarżony bywał wcześniej wobec pani agresywny?

– Jarek mi wciąż zarzucał, że mam kochanków i przez te wszystkie nasze lata była taka szarpanina. Kłóciliśmy się i popychał mnie. Kiedyś zrzucił mnie z roweru. Zastanawia­łam się, dlaczego ze mną tak długo jest, bo wiele koleżanek go chciało, a ja miałabym święty spokój.

– Kto zazwyczaj inicjował spotkania? – pytała obrona oskarżoneg­o.

 ?? ??
 ?? Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz ??
Rys. Tomasz Wilczkiewi­cz
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland