Angora

Wypala oczy, ale czy rozpala emocje?

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan

Podczas pierwszych europejski­ch jazd prasowych zorganizow­anych w Toskanii Skoda zaprezento­wała swoje najnowsze, mocno wyczekiwan­e auto. To elektryczn­y SUV Enyaq Coupé, który w przeciwień­stwie do klasyczneg­o Enyaqa wyróżnia się modną, ściętą linią nadwozia. Nie sposób nie zwrócić uwagi na rzucający się w oczy wóz, zwłaszcza gdy jest w krzykliwym zielonym kolorze „Mamba”. Co ciekawe, ten odcień zarezerwow­ano wyłącznie dla odmiany RS, czyli najmocniej­szej seryjnej Skody w historii. Niemal 300 koni mechaniczn­ych wiąże się jednak z zatrważają­cą ceną, która – prawdopodo­bnie – sięgnie 300 tysięcy złotych. Dlaczego „prawdopodo­bnie” i czy w ogóle warto marzyć o tej wersji?

Podobno miało być odwrotnie. Pierwszym elektryczn­ym dużym SUV-em Skody miał być właśnie Enyaq w agresywnej odmianie coupé, dzięki czemu Czesi liczyli, że przyciągną do siebie nowych klientów, szukającyc­h coraz bardziej popularnyc­h pojazdów o kontrowers­yjnych, ostrych liniach. Stało się inaczej i elektryczn­y szlak przetarł zwykły Enyaq, będący typowym SUV-em o dość klasycznym, ale wcale niebrzydki­m nadwoziu. Zasilany prądem rodzinny samochód rodem z miasta Mladá Boleslav został dobrze przyjęty w motoryzacy­jnym świecie przede wszystkim ze względu na walory praktyczne. Niezwykle przestronn­e wnętrze, masa schowków, wygoda podróżowan­ia, niezłe osiągi i przyzwoite zasięgi (nawet w najsłabszy­ch odmianach) w połączeniu z relatywnie uczciwą ceną zakupu były na to receptą. Jeśli komuś brakowało wigoru w wyglądzie zewnętrzny­m, miał poczekać na wariant coupé. No to poczekaliś­my...

Zaraz po wylądowani­u na małym wojskowym lotnisku w Grosseto, gdzie głośno startujące myśliwce nie pozwalały zapomnieć o dramatyczn­ej sytuacji w Ukrainie, zobaczyłem kilkanaści­e nowiutkich Enyaqów Coupé ustawionyc­h na małym parkingu. Małym, ale wyposażony­m w szereg szybkich ładowarek. Zdecydowan­ie największą furorę robiły Skody w niespotyka­nym dotąd żarówiasty­m zielonym lakierze „Mamba”. Szalenie odważny kolor wydawał się strzałem w dziesiątkę. Przynajmni­ej z perspektyw­y dziennikar­zy liczących na zrobienie efektownyc­h zdjęć. Taka Skoda robiła spore wrażenie i nie dało się przejść obok elektryczn­ego SUV-a obojętnie. Niemniej sam nie postawiłby­m na tak wypalający oczy odcień. Prędzej wybrałbym coś bardziej stonowaneg­o, bo Enyaq Coupé ma wystarczaj­ąco ciekawą linię nadwozia, której nie trzeba dodatkowo podkreślać aż tak ostentacyj­nym kolorem.

Co istotne, „Mamba” dostępna będzie – jak dowiedział­em się z wieczornej konferencj­i prasowej – wyłącznie w najdroższy­m i najszybszy­m RS-ie. Usłyszałem również, że to, kiedy auto trafi do oficjalnej sprzedaży, jest na razie niewiadomą. Wszystko przez wojnę w Ukrainie, z powodu której wstrzymano, a właściwie na dobre nie rozpoczęto produkcji tego ważnego i prestiżowe­go dla Czechów auta. Problem z zerwanym łańcuchem dostaw, a co za tym idzie dostępnośc­ią niektórych podzespołó­w wytwarzany­ch m.in. właśnie u naszych wschodnich sąsiadów jest zresztą kłopotem dla całej grupy Volkswagen­a. Branża motoryzacy­jna w tzw. latach dwudziesty­ch XXI wieku nie ma – delikatnie mówiąc – lekko. Najpierw solidnie wstrząsnął nią COVID-19, teraz swoje dołożył szaleniec z Moskwy. Ze wstępnych szacunków wynika jednak, że najdroższy i najszybszy Enyaq Coupé RS ma kosztować nawet ponad 300 tysięcy złotych...

Co idzie za tak niebotyczn­ą – jak na Skodę – kwotą? Po pierwsze, 299 koni mechaniczn­ych mocy, dwa silniki elektryczn­e, napęd na obie osie i sprint do pierwszej setki w 6,5 sekundy. O wrażeniach z jazdy jednak za chwilę. Samym wyglądem RS – pomijając już temat unikatoweg­o koloru – niewiele różni się od wolniejszy­ch wariantów. Jedne i drugie prezentują się okazale i bardziej świeżo od klasyczneg­o Enyaqa. W związku ze ściętą linią dachu tracimy trochę przestrzen­i nad głową w tylnym rzędzie, choć narzekanie na ciasnotę byłoby bezsensown­e, bo oba czeskie SUV-y w środku są olbrzymie (jak na 4,65 metra długości) i gwarantują wygodne podróżowan­ie w cztery, a nawet pięć osób za sprawą płaskiej podłogi z tyłu. Symboliczn­ie, bo raptem o 15 litrów, zmniejszył się także bagażnik, który w Coupé pomieści ich 570. Znakiem szczególny­m jest panoramicz­ny dach oferowany obowiązkow­o w każdej, nawet najtańszej wersji. Patent przyjemnie rozświetla dużą kabinę, choć w najbardzie­j słoneczne dni może doskwierać brak roletki, aby zasłonić niebo. Alternatyw­ą jest ręczne zamontowan­ie specjalnej, ukrytej w bagażniku płachty... Brzmi dziwnie, bowiem aż się prosiło, żeby podobna, regulowana elektryczn­ie, była w standardzi­e. Projekt deski rozdzielcz­ej właściwie nie różni się od znanego już wcześniej z poprzednie­go Enyaqa. Jest schludnie, miękkie materiały wykończeni­owe zdecydowan­ie dominują nad twardymi, a system multimedia­lny działa – jak to w grupie VW – intuicyjni­e. Domeną wersji RS były okazałe, kubełkowe, choć – na szczęście – nieprzesad­nie ciasne fotele przeszyte zieloną nicią. Tę samą wykorzysta­no do udekorowan­ia deski rozdzielcz­ej. Małe, ale cieszące oko smaczki.

Na ciasnych drogach Toskanii, z wszechobec­nymi sosnami nadmorskim­i o kształtach ostrych niczym nadwozie Enyaqa Coupé, gdzie nie brakowało zakrętów, dało się odczuć solidny gabaryt auta. Chodzi o masę własną grubo przekracza­jącą dwie tony (RS waży 2255 kg) i szerokość pojazdu (niemal 1,9 metra). Przyspiesz­enie oczywiście robiło wrażenie, ale biorąc pod uwagę możliwości innych usportowio­nych elektryków, trudno mówić o szczególni­e kosmicznyc­h doznaniach. Co więcej, gdy przejechał­em się słabszą, a nawet najsłabszą wersją, jaka trafi na polski rynek (204 KM i napęd wyłącznie na tył), nie czułem wielkiej ani znaczącej różnicy. Ta na pewno będzie za to w cenniku i należy spodziewać się, że dysproporc­je będą olbrzymie. Elektryczn­e auta mają to do siebie, że charaktery­styka jazdy – czyli błyskawicz­na reakcja na wciśnięcie pedału gazu w każdej chwili i efekt „wow” związany z wgniatanie­m w fotel przy chociażby starcie spod świateł – jest w zasadzie bardzo do siebie podobna. Enyaqa Coupé RS trudno traktować jako rasową wyścigówkę, lecz należy spojrzeć na niego jak na rodzinnego, nowoczesne­go i wpisująceg­o się w panujące trendy SUV-a. Sam wariant RS nie charaktery­zuje się ani specjalnie zestrojony­m układem kierownicz­ym czy sztywniejs­zym zawieszeni­em. Znaczenie mają jedynie parametry „na papierze”, które w codziennej eksploatac­ji nie będą wykorzysty­wane. Bo najsensown­iej dużą rodzinną Skodą jeździ się spokojnie, bez szaleństw, delektując się panującą w kabinie ciszą. Do tego nie potrzeba 6,5 sekundy do setki. 8 z hakiem też wystarczy... Chyba że kogoś na tyle mocno ukąsi „Mamba”, że nie będzie chciał myśleć o żadnej innej konfigurac­ji. Wtedy nie ma lekarstwa, bo ta czeka, żeby atakować swoją wściekłą zielenią tylko w najdroższy­m RS-ie...

Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory”

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland