Uciekające prześcieradło
Przypadki starszej pani(97)
Gdy zdrowotność człowieka jest już pogorszona i ogólne siły odpłynęły, wtedy nawet zwykłe przebranie pościeli jest wyzwaniem. Punkt A – znalezienie wszystkiego świeżego na zmianę. Wyboru dużego nie ma, bo chociaż masa tego ciasno na półkach upchana, to przecież poszew po babci nie założę. Trzeba się dostać do tych kupowanych ostatnio. Gdy je wyciągam, reszta ląduje na podłodze. Szlag! Punkt B – ściągnięcie tego, co brudne. Najpierw z jaśków, bo to najłatwiejsze. Przy poduszkach już jestem zasapana. Trzeba zrobić odpoczynek. Patrzę z przerażeniem na to, co jeszcze zostało, i postanawiam być dzielna. Przy kołdrach prawdziwa szarpanina. Nie chcą oddać brudnych poszewek. Ale jeszcze jestem od nich silniejsza. Punkt C – naciąganie świeżej pościeli. To już prawdziwa walka. Tchu brakuje, a ręce stawiają opór, gdy chcę je podnieść. Zaczynam od naciągania prześcieradła. Przy tych z gumką, które są prawie kwadratem, nigdy nie wiadomo, gdzie jest szerokość, a gdzie długość. Zdaję się na intuicję i oczywiście robię błąd. Muszę zaczynać jeszcze raz. Pierwszy i drugi róg to nie problem. Zmartwienie zaczyna się, gdy trzeba naciągnąć drugą stronę. Najpierw spacer wokół łóżka, podczas którego nabawiam się kontuzji kolana, bo w pokoju ciasno i walnęłam nogą w szafkę. Brzydkie wyrazy cisną się na usta. Stękając, kończę z prześcieradłem, które złośliwie uciekało mi spod ręki. Teraz kołdry. Wziąć poszewkę, wywinąć i znaleźć rogi. Nimi chwycić rogi kołdry i tu zaczyna się przełomowy moment tej nierównej bitwy. Przesuwam, zsuwam, potrząsam i poprawiam, a to nie chce się prawidłowo ułożyć. Konieczne kolejne podejścia. Druga kołdra stawia jeszcze większy opór. Wyrównywanie całości to też nie lada problem. Jak się miało trzydzieści lat, to człowiek nawet nie zauważał, że dokonał takiego wyczynu. A teraz duma mnie rozpiera i radość. Bo jak tu się nie cieszyć z wykonania trudnego zadania. W dodatku w pojedynkę. mkaminska@angora.com.pl