Jaskra – podstępny zabójca wzroku
– Na początku marca polscy okuliści przeprowadzili po raz kolejny akcję bezpłatnych badań w kierunku jaskry. Dlaczego to takie ważne?
– Bo to choroba niezmiernie podstępna, dotycząca nerwu wzrokowego, który nie ulega regeneracji. I dlatego tak ważne jest wykrywanie jaskry we wczesnym stadium, bo tylko wtedy mamy szansę zahamować postęp choroby. Jeśli to się uda, to pacjent ma szansę przy prawidłowym leczeniu zachować dobre widzenie. A nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak niezmiernie ważny dla każdego z nas jest wzrok.
– Jak wielu Polaków może dotyczyć problem jaskry?
– Mówimy o prawie milionie osób, a więc całkiem sporej części naszego społeczeństwa. Niepokojące jest to, że połowa tej grupy nie jest świadoma choroby, co oznacza, że u nich jaskra cały czas się rozwija.
– Czy to jednolite schorzenie pod względem objawów klinicznych?
– Zgodnie z klasycznym podziałem wyróżniamy jaskrę z otwartym kątem przesączania i jaskrę z zamkniętym kątem przesączania. Ta pierwsza jest dominująca w naszym kraju i dotyczy ok. 90 proc. wszystkich przypadków. Mówimy o niej wtedy, gdy tzw. ciecz wodnista, wytwarzana stale w oku, nie krąży prawidłowo, co powoduje wzrost ciśnienia wewnątrzgałkowego. To zaś prowadzi do ucisku na włókna nerwowe, przyczyniając się do zaniku nerwu wzrokowego. Co niezwykle istotne, procesy te przebiegają bezobjawowo dla pacjenta, bo oko nie boli, ostrość wzroku utrzymuje się, a jedynie zawęża się pole widzenia, czego chory przez długi czas nie zauważa. Nawet przypadkowe potrącanie przechodniów na ulicy czy obijanie się o domowe meble nie jest wystarczającym sygnałem alarmowym, choć w takim stadium zagrożona jest już ostrość widzenia. Jeśli nie zatrzymamy choroby, może to skończyć się ślepotą. Inaczej sprawa wygląda z jaskrą z zamkniętym kątem przesączania, która manifestuje się silnym bólem oka i głowy, co sprawia, że pacjent zgłasza się na ostry dyżur do szpitala. Mogą pojawiać się też zawroty głowy i nudności. W przypadku ostrego ataku jaskry konieczna jest natychmiastowa interwencja medyczna, co może uratować pacjentowi wzrok. – Czy choroba dotyczy jednocześnie obu oczu? – Tak, ale niekoniecznie w tym samym czasie. W kilkunastu procentach przypadków zmiany zaczynają się od jednego oka, a po roku – dwóch chorować zaczyna także drugie oko.
– Kto jest najbardziej narażony na zachorowanie na jaskrę?
– Wbrew powszechnej opinii, nie jest to schorzenie dotykające głównie ludzi w podeszłym wieku. Z pewnością jednak największą grupę chorych stanowią osoby w wieku ok. 40 lat i starsze. Zazwyczaj są one obciążone rodzinnie i zmagają się z różnymi innymi chorobami. Z dostępnych danych wynika, że choroba pojawia się cztery razy częściej u rodzeństwa i dwa razy częściej u ich potomstwa w porównaniu z pozostałą populacją. W grupie ryzyka są też osoby narzekające na marznące stopy i ręce. To efekt zaburzonego krążenia obwodowego, które dotyczy także nerwu wzrokowego. Takie zaburzenia nie muszą jednak prowadzić do jaskry. Często jest ona natomiast diagnozowana u osób z niskim ciśnieniem tętniczym. Wydawałoby się, że w gorszej sytuacji są pacjenci z nadciśnieniem, ale tak nie jest. Nadciśnienie jest wprawdzie powszechne w starszej grupie wiekowej, ale zazwyczaj jest ono leczone, co ogranicza ryzyko rozwoju jaskry. Większego znaczenia nie ma płeć, choć częściej choroba ta zdarza się wśród kobiet. – Co jest pierwotną przyczyną jaskry? – Jedyną znaną przyczyną jest podwyższone ciśnienie wewnątrzgałkowe. Normą w tym przypadku jest 9 – 21 mm Hg. Przy podwyższonym ciśnieniu dochodzi do ucisku na nerw wzrokowy, co powoduje jego powolne obumieranie. Ten ucisk może być spowodowany też specyficzną budową gałki ocznej. Może się jednak zdarzyć, że pacjent ma ciśnienie wewnątrzgałkowe w normie, a jednak dochodzi u niego do zmian w oku i w nerwie wzrokowym. Wtedy mówimy o jaskrze normalnego ciśnienia. W takiej sytuacji i tak musimy obniżyć to ciśnienie, by osiągnąć poziom właściwy dla konkretnego przypadku.
– Skąd się bierze wyższe ciśnienie wewnątrzgałkowe?
– Może to być skutkiem utrudnionego przepływu cieczy wodnistej w oku albo nadmiernej jej produkcji. W drugim przypadku nie wiemy, co jest tego przyczyną. Mimo prawidłowego układu dróg krążenia wspomnianej cieczy, oko produkuje jej tak dużo, że rośnie ciśnienie wewnątrzgałkowe. – Co powinno nas skłonić do wizyty u okulisty? – Zachęcam, by osoby decydujące się na pierwsze okulary do czytania, co zdarza się najczęściej po 40. roku życia, prosiły okulistę o badanie w kierunku wykluczenia jaskry. Na takie badanie powinny też decydować się osoby z grupy ryzyka, głównie te z obciążeniem rodzinnym i współistniejącym niskim ciśnieniem tętniczym. – Czy takie badanie jest dla pacjenta uciążliwe? – Nie, ale niektórym może sprawiać kłopot. Badanie pola widzenia wymaga bowiem od pacjenta skupienia się przez kilka minut, co bywa trudne szczególne dla dzieci i osób w podeszłym wieku. Trzeba bowiem naciskać przycisk, gdy zauważymy na ekranie określony punkt, który zmienia położenie, ale jednocześnie nie wolno wodzić za tym punktem wzrokiem i szukać go. Badanie będzie na pewno trudne do wykonania u pacjentów z chorobą Parkinsona. Problemów nie powinno być natomiast przy innym badaniu, obrazującym stan nerwu wzrokowego. Trwa ono 2 – 3 minuty i nie wymaga od pacjenta dużego zaangażowania. Oba badania są niezwykle istotne w diagnostyce jaskry. – Jak często powinno się je wykonywać? – Przyjmuje się, że każdy powinien przynajmniej raz na dwa lata przejść pełne badanie okulistyczne. W przypadku osób z grupy ryzyka zaleca się je nawet co 12 miesięcy.
– Czy stwierdzenie jaskry oznacza, że pacjent straci kiedyś wzrok?
– Dawniej tak rzeczywiście było, ale w dzisiejszych czasach już nie. Chyba że jaskra zostaje rozpoznana w niezwykle zaawansowanym stadium, co, na szczęście, zdarza się bardzo rzadko. Natomiast w początkowym czy średnio zaawansowanym stadium prawidłowe leczenie i realizacja zaleceń przez pacjenta dają gwarancję, że do końca życia będzie on widział tak, jak w chwili wykrycia choroby. Zmian w nerwie wzrokowym nie da się wprawdzie cofnąć, ale można je zatrzymać. – Od czego zaczyna się takie leczenie? – Od farmakoterapii, czyli leków w kroplach, stosowanych raz lub dwa razy dziennie, w zależności od specyfiku. W Polsce nie ma problemów z dostępnością leków, z których większość jest częściowo refundowana.
– A jeśli takie leczenie nie przynosi dobrych rezultatów?
– Wówczas u części pacjentów decydujemy się na leczenie laserowe albo nawet operacyjne. Obie terapie są refundowane.
– Metody te stosuje się jednak w Polsce w niewielkim zakresie i dotyczą one zaledwie 1 proc. pacjentów. Z czego to wynika?
– W dużej mierze z tego, że skuteczne jest leczenie farmakologiczne. Zabieg operacyjny nie jest leczeniem z wyboru, bo to procedura podwyższonego ryzyka, zarezerwowana dla trudnych przypadków. Skuteczność operacji jest dość wysoka, pod warunkiem że nie dojdzie do powikłań śródoperacyjnych, takich jak krwotok czy zbyt niskie ciśnienie wewnątrzgałkowe. – Są jakieś przeciwwskazania? – Nie, poza odpowiednim ogólnym stanem zdrowia pacjenta. Ważne, by korzyść, jaką może on odnieść, zawsze przewyższała potencjalne ryzyko. – Czy możemy jakoś chronić się przed jaskrą? – Jedynym sposobem jest regularna kontrola stanu oczu celem wykluczenia choroby. Nie można zapobiec jaskrze jakąś specjalną dietą czy zmianą stylu życia. Nie staniemy się przecież młodsi ani nie pozbędziemy się rodzinnych obciążeń w tym zakresie, a to najważniejsze czynniki ryzyka.
– Możemy się spodziewać, że w najbliższych latach przybywać będzie chorych na jaskrę?
– Nie sądzę, choć trzeba pamiętać, że niekorzystnie zmienia się struktura wiekowa społeczeństwa i rośnie w Polsce liczba ludzi starszych. A właśnie oni narażeni są w większym stopniu na zachorowanie.
Sądziłem, że będę pierwszym pokoleniem bez wojny (rocznik 1948), a mój syn pierwszym pokoleniem bez przymusowego poboru do wojska. Niestety, wojny były, są i będą, bo zawsze znajdzie się jakiś szaleniec, któremu przyśni się panowanie nad światem. Chciałbym (chcieć wszak wolno...), żeby przeczytali ten tekst: Prezydent RP (jaki jest, taki jest, ale to zwierzchnik sił zbrojnych), minister ON Błaszczak (historyk i absolwent cywilnej Akademii im. Leona Koźmińskiego), wszystkie „dziadki leśne” z dużymi brzuchami, kolekcją baretek po orderach i dyplomami Akademii im. Woroszyłowa w Moskwie (doradcy) oraz wszelkie pierdzistołki w Sztabie Generalnym, odpowiedzialne za decyzje o zakupach sprzętu dla naszego wojska.
Wojna na Ukrainie unaoczniła, że dawno nadszedł czas zmiany myślenia! Czołgi, wozy pancerne, potężne pojazdy z rakietami, wyrzutnie, wszystko pomalowane na zielono – pięknie się prezentuje w TVP i podczas defilady na placu Czerwonym w Moskwie, ale z przebiegu ostatnich konfliktów wojennych wynika, że w walce może lepiej się sprawdzić cywilna Toyota RAV z przyspawanym podestem i zamontowanymi działkami niż potężne krazy, ziły, palące 100 litrów benzyny na 100 km, wyposażone w armaty i wyrzutnie, wymagające skomplikowanego osprzętu towarzyszącego (...). Najlepsze na świecie polskie, ręczne wyrzutnie rakiet Piorun niszczą samoloty, helikoptery czy drony skuteczniej niż całe baterie obrony przeciwlotniczej. Kilku dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy ma większą wartość bojową niż ruskie bataliony czołgów, pojazdów pancernych czy stacjonarnych wyrzutni rakiet. Nie „balszaja technika”, ale właśnie żołnierz może wygrać wojnę!
Polsce jest bardziej potrzebna nowoczesna broń i dobrze wyszkoleni (opłacani) zawodowi żołnierze niż stare myślenie o sojuszach, bo NATO może nam pomóc, ale nigdy nas nie obroni. Na szczęście mamy kilku wysokiej klasy generałów wyszkolonych na zachodnich uczelniach, gdzie taktyka, sztuka walki, moralna postawa bardziej się liczą niż doktryny partyjno-rządowe, nacjonalizm i zwycięstwo za wszelką cenę, nawet metodą spalonej ziemi. Wystarczy tylko tych generałów słuchać!
Powinniśmy też zmienić myślenie o wyposażeniu Marynarki Wojennej. Może, zamiast kosztownych fregat, korwet, krążowników, na naszym małym Bałtyku wzorem tego, co na lądzie, sprawdzą się małe ścigacze, wyposażone w wyrzutnie torped, bomb głębinowych i stanowiska operatorów wyrzutni ręcznych typu Piorun? Liczy się nie potęga, lecz skuteczność!
Pod jednym z linków na Onecie ukazał się artykuł o wypowiedzi przyjaciela Putina – Władimira Sołowiowa, oburzonego na sankcje ekonomiczne dla niektórych Rosjan. Przeczytałem i... puściły mi nerwy. W tym jedynym przypadku nie wstydzę się za użycie niecenzuralnych słów. Przyzwoitych ludzi przepraszam. Panie Sołowiow! Europa, i nie tylko, nie prześladuje Rosjanina, panie Sołowiow, ale... s...syna. Tak, tak – pan też przez takie wypowiedzi w moich oczach zasługuje na takie miano.
Jak człowiek, niby inteligentny, do elity rosyjskiej się zaliczający, w obecnej sytuacji może ubolewać nad utratą dostępu do dwóch willi nad jeziorem Como w Alpach?! Pan się oburza, że nagle i niespodziewanie pozbawiają pana własności? A nie oburza pana, że wasza armia morduje niewinnych ludzi, w tym kobiety i dzieci? Jakim prawem wasza armia niszczy miasta i cywilne obiekty? Tylko dlatego, że są Ukraińcami? Pan ma prawo do swojej własności, a oni nie mają prawa do swego państwa? Do swoich miast i domów? To na tym polega pana inteligencja i człowieczeństwo? Pan nie ma wstydu głosić takich poglądów? Pan jest człowiekiem XXI wieku? Nie ma pan ani rozumu, ani sumienia!
Mam 85 lat. Jako dziecko przeżyłem drugą wojnę światową. Myślałem, że historia uczy narody i ludzi. I pewnie tak jest. Jednak nie wszystkich. Jak można być takim nieukiem?!
Napaść Rosji na Ukrainę wyzwoliła w nas, Polakach, jakże różne postawy. Bracia od „Sieci” nie zawiedli. Zachowali się na właściwym dla siebie poziomie, publikując obszerny wywiad z ambasadorem Rosji. Kto płaci, ten wymaga, chciałoby się powiedzieć. Ambasador, w skrócie, powtórzył prawdy Kremla, że to my napadaliśmy przez wieki na wszystkich sąsiadów, a oni bronili się tylko.
Ten, który do niedawna mówił o wyimaginowanej wspólnocie, wypchnął się teraz na czoło twórców niebywałego cudu w postaci zjednoczenia sił prodemokratycznych w Europie. Stanął z piersią gotową do orderów, które – na szczęście – już nie Trump przyznaje. Zamknijmy teraz na chwilę oczy i wyobraźmy sobie taką Apokalipsę: oto w Stanach rządzi dalej Trump, a w Polsce nie ma TVN. Zobaczylibyśmy pewnie wkrótce rosyjski sztandar powiewający nad parlamentem w Kijowie.
Również inni, dotąd ciemiężeni i niewoleni przez Unię, teraz są gotowi bronić jej granic rękoma Ukraińców, a nawet przyjmować ten kraj do struktury, z której planowali wychodzić zaraz po tym, jak skończą się pieniądze stamtąd. Gestem heroicznym wręcz jest wszczęcie przez polską prokuraturę procedury przeciw Rosji. Ktoś w sieci zaproponował więc, żeby sprawę Putina skierować raczej do naszego Trybunału Konstytucyjnego, gdzie objawienie towarzyskie – chwilowo nieuchwytnego – wicepremiera od bezpieczeństwa wydałoby jedynie słuszny werdykt.
Rząd, ustami swego szefa, oznajmił, jak to pomaga ludności Ukrainy. Czegóż można jednak oczekiwać od certyfikowanego kłamcy? Takiego ruchu rządowych ciężarówek z pomocą dla Ukrainy, jaki my tam w przemówieniu premiera generujemy, nie wytrzymałby żaden port przeładunkowy. W TVP było można zobaczyć te same ciężarówki przejeżdżające granicę tyle razy, ile było trzeba dla wypełnienia czasu antenowego na charakterystyczne machanie rękoma przez premiera. Jeśli tyle będziemy wywozić do Ukrainy, to w końcu zabraknie dla nas nawet tego ryżu, panie premierze, więc niech pan przestanie już podstawiać nogę tam, gdzie konia kują.
A tymczasem Polacy ruszyli na pomoc zaatakowanej Ukrainie, nie oglądając się na rządowe wytyczne. Spontanicznie i czasem chaotycznie, ale z pewnością z potrzeby działania i jeszcze większej potrzeby serca (...). Magazyny w Warszawie i w innych miastach zapełniały się w takim tempie, że trzeba było organizować kolejne miejsca. A przede wszystkim potrzebni byli wolontariusze, by te dary sortować, rozdzielać, wydawać. Ci się też znaleźli i w pocie czoła całe noce pracowali, czując taką potrzebę. Zorganizowano miejsca do przyjmowania uchodźców: ludzie oferowali swoje domy, mieszkania, kwatery pracownicze itp. (...).
W obliczu tego, co dzieje się na Ukrainie, a także na naszej granicy, do pomocy stanęli niemal wszyscy. Niebiesko-żółte flagi, emblematy, znaczki można spotkać wszędzie. W takiej małej, liczącej mniej niż dwustu mieszkańców, wsi Łbiska, na Mazowszu, schronienie zaproponowano kilkudziesięciu uciekinierom z Ukrainy.
Zapytam przekornie, bo czara goryczy mi się przelała. Jak bardzo trzeba nienawidzić Polski i Polaków, by wyrządzać tyle szkód w każdej dziedzinie naszego życia? Patriotyzmem wycierać kłamliwe usta, dopuszczając do głosu nacjonalistyczno-faszystowskie organizacje. Z Bogiem na ustach, klepiąc toruńskie pacierze, po chrześcijańsku budować mury i odmawiać pomocy, by „pasożyty i zarazy” nie przeniknęły do kraju. Nie muszą. Zarazy w różnych postaciach i odmianach mamy u nas aż nadto.
W ciągu 6 lat PiS-rządów zniszczono już chyba wszystkie wartości. Destrukcji poddano prawo, gospodarkę, stosunki międzyludzkie. Szumnie wprowadzono Polski Ład, który miał być „polskim snem”, a okazał się polskim koszmarem. Odpowiedzialni za ten niebywały nieład z cynicznym uśmiechem, arogancją i indolencją ogłosili sukces stulecia. Pytam – sukces czego? Niekompetencji, niedouczenia, braku cywilnej odwagi, wychowania i kultury? Hańba!
Stara prawda mówi, że „państwo jest największym złodziejem”. Jak nigdy dotąd ta prawda znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Państwo okrada i oszukuje w świetle prawa i przepychanych nocą durnych i niedopracowanych ustaw, sobie dając od ręki, innym każąc czekać miesiącami. Gdy trzeba – dokonuje się reasumpcji głosowań. Pod osłoną nocy działają zazwyczaj przestępcy. U nas i w świetle dnia nie jest lepiej. Tępa propaganda i obrzydliwa TVP w rytmie prymitywnego disco polo niszczy rozumy niektórych w tempie jednostajnie postępującym.
Inna prawda mówi, że „jak kraść, to miliony, by na papugę (adwokata) starczyło”. W błocie lądują miliardy z kieszeni polskich podatników. I co? I nic. Sądy i Trybunał Konstytucyjny, który jest, ale go nie ma, bo władza zawłaszczyła wszystko, co niezależne, to sami swoi, którzy obronią jakby co. Nawet za darmo. Oczywiście – tylko swoich.
„Ludzcy panowie”, dobrodzieje z sejmowych ław rzucają finansowe ochłapy z pańskiego stołu, by zdobyć wyborców, którym ma być lepiej jak nigdy dotąd. Nie całe jednak społeczeństwo wierzy w tę interesowną dobroć, a duża jego część próbuje zrozumieć, o co w tym bałaganie chodzi. Za to, że myślą i próbują przeżyć, są nazywani „cwaniakami”. A kim są ci z Wiejskiej? H. Heine napisał w „Szczurach wędrownych”: „Dwóch gatunków szczury są: syci panowie i głodne ciury”. Tylko „głodne ciury” myślą, bo same muszą zdobyć pożywienie. A inflacja szaleje, bo prezes NBP nie był łaskaw jej w porę nieco okiełznać, ale góry złota i pieniędzy wysypują się z kasy państwa.
Co chwila odgwizduje się koniec pandemii, praktycznie z nią nie walcząc. Na początku biło się brawa służbie zdrowia, dziś się ją upokarza, bo „obowiązkiem lekarza jest leczyć”. „Lex Kaczyński” miał służyć dobru i wolności. Spartaczone prawo, które na szczęście przepadło. A już K. Marks powiedział, że: „Wolność jest prawem czynienia wszystkiego, co nie szkodzi innym”. Broni się tutaj wszelkiego anty, by pro nie podskakiwało. Prawo umierania w nadmiarze przyznaje się jednak jednym i drugim. Ministerstwo śmierci (bo przecież nie zdrowia) opanowały demony szczególne.
Europa stoi w obliczu wojny, a nasi złotouści politycy działają na dwa fronty. Hańba, panowie! Honor i odpowiedzialność, to pojęcia naszym wodzom obce. Uporczywe gryzienie do tego europejskiej wspólnoty (która też wymaga niewątpliwych zmian) nie jest teraz najlepszym pomysłem, ale to się dzieje na naszych oczach. Polska armia jest w agonii, jak mówią światli generałowie, więc ratują nas sojusznicy, ale chyba bardziej w obronie własnych interesów, bo nieszczęściem Polski jest jej geograficzne i geopolityczne położenie.
Sztandarowe hasło pani Szydło „Polska w ruinie” nabrało szczególnego znaczenia i prawdy. Wstyd i hańba, „wybrańcy naro
du”! Już raz w historii polski rząd uciekał. Może się to zdarzyć ponownie. Tylko dokąd mości dobrodzieje? Do Budapesztu?
Spłynie to wszystko po nich jak woda po gęsi, ale ja mój kielich goryczy mogę napełniać od nowa. Tylko jak długo jeszcze? Byle nie popaść w uzależnienie.
Constans, wartość stała, niezmienna. W propagandzie jest podobnie. Czas płynie, a nic się nie zmienia, kłamstwo kwitnie. Kiedyś, gdy Ojczyzną moją nieomylnie kierował Ziuk, ówczesna jedynie słuszna prasa – na szczęście nie wyłączna – przybliżała ciemnemu ludowi Marszałka, jako „jednego z was, Rodacy, dobrotliwego waszego brata”. Aż dziw bierze, nie było Orlenu, a jedynie słuszna prasa już była... Według zapewnień wszelkie wiadomości prasa ta podawała – podobnie jak obecnie – w sposób jasny, przejrzysty, niebudzący żadnych wątpliwości. Można to zobrazować na przykładzie znacznie nam bliższym. Dwóch mężów – Kennedy i Chruszczow – wystartowało do biegu na 100 metrów. Rezultat był do przewidzenia – wygrał Kennedy. I tak podała to wroga prasa. Ale jedynie słuszna prasa, oczywiście nie fałszując wyniku biegu, podała informację: „Wczoraj odbył się bieg na sto metrów, w którym udział wzięli mężowie stanu. Chruszczow zajął zaszczytne drugie miejsce, a Kennedy przybiegł przedostatni”. Wiadomość jak z jedynie słusznej telewizji, której czasami zdarza się podać wiadomości prawdziwe, ale zawsze w sposób pokrętny. Najczęściej jednak są one dalekie od prawdy.
Jakże rozbieżna z prawdą jest informacja dotycząca jakiegoś tam ładu. Jakie to jest dobro, nie tylko dla naszej Ojczyzny, ale i dla każdego obywatela! Wprawdzie nie wyklucza się skromnego ubytku finansowego cwaniaków, ale ogół zyska, i to kolosalnie. Złośliwcy, popierający totalną opozycję, mówiąc o stracie od 15 do 20 procent, normalnie kłamią. My zawsze podajemy wiadomości prawdziwe, żadnych fałszerstw z naszych ust nikt nie usłyszy. No, jakiś cwaniak, co to nie chciał iść na emeryturę we właściwym czasie, ale pracował kilka lub kilkanaście lat poza normą przewidzianą prawem, albo inny cwaniak – pracował nie osiem, a na przykład 12 czy nawet więcej godzin dziennie w dodatku w świątek – piątek i w niedzielę, traci. Ale to traci nie on, a jego nadmierna pazerność! Czasami występują nieporozumienia w wyniku błędnego rozumienia przez niektórych księgowych tego zbawiennego dla wszystkich ładu. Po wykryciu błędów ubytki te, zresztą nieznaczne, zostaną wyrównane. Kiedy – no, cóż za głupie pytanie? Kto spłodził to ładowskie cudo – nie wiadomo. Potwierdza ono niezmienną prawdę – każdy sukces jest dzieckiem prostytutki, ma wielu ojców. Klęska jest sierotą absolutną. Nie ma nawet matki.
W dawnych czasach Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego szczególnie hołubiło kuratoria, uzasadniając to wielonarodowością obywateli Polski. Dziś problem ten zanikł, a wyjątki wykluczają odpowiednie zarządzenia. Po co im tam jakiś inny język? Pomimo to wielbiciel cnót niewieścich preferuje uprawnienia już nie kuratoriów, lecz samych kuratorów. Inna ważna persona twierdzi, że od czasów rozbiorów nie było w Ojczyźnie takiego boomu gospodarczego. Rzeczywiście, nawet w czasach wyżej wspomnianych znaczna część ludności Polski chodziła w łapciach z łyka. Pantofle kupione dziewczynie do ślubu służyły jej do późnej starości, a nawet w nich kładziono ją do trumny. Na co dzień chodziła boso. Do kościoła dreptała, pantofle niosąc w rękach. Na schodach kościoła wkładała je i szła pobożnie wysłuchać Mszy Świętej. Po wyjściu z kościoła zdejmowała buty i do domu wracała boso. Jeśli odnieść aktualny boom gospodarczy do tych czasów – to procentowy wzrost dobrobytu jest imponujący. A gdzie standard europejski? Dziś niemały procent dzieci w domu nie ma co zjeść na śniadanie. W niektórych szkołach dostają ciepłą zupę. Jeżeli nie zawsze – to, oczywiście, wina samorządów, tych totalnych opozycjonistów, a zwłaszcza Tuska.
W dawnych, słusznie minionych czasach popularne było pytanie: jaka jest różnica pomiędzy Afrodytą a jedynie słuszną partią. Odpowiedź: Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej, a partia z szumowin. Dzisiaj morza i nawet oceany są bardzo zanieczyszczone. Budulca jest pod dostatkiem. Miejmy jednak nadzieję, że nadejdzie dobra zmiana. W olimpijskim sporcie też.
Oto efekt po nocnych Polaków rozmowach. Brat – gorący zwolennik PiS-u – wychowany na argumentach ferowanych o 19.30 przez TVP. Ja – zwolennik partii rządzącej spod sztandaru ośmiu gwiazdek, uzbrojony do dyskusji przez TVP, TV Trwam, a głównie TVN. W rozmowie wyszedłem z założenia, że głupi kiedy milczy, za mądrego ujdzie. A tom się nasłuchał (...)!
Mógłbym cytować nasze wzajemne argumenty typu: Sasin wie o gospodarce, że plus to przekreślony minus; Ziobro jest sprawiedliwy jak żydowska waga, a mając do dyspozycji Jakich, Kowalskich czy Kaletów, zohydza nam Unię jak umie; Kamiński wie, że złodziej uczciwemu nie dowierza, zafundował sobie Pegasusa – tylko po co?
Rządzący wiedzą, że Pan Bóg szalonych strzeże. Zatem biegają na Jasną Górę i zawierzają Sejm i Senat opiece Przenajświętszej Panienki.
Gdy odkryli Polski Ład, zrozumiałem ekonomię wielkiego wieszcza, że są plusy dodatnie i plusy ujemne. Nie jestem uprawniony do oceny rządzących. Zdaję sobie sprawę, że stracić głowę, choćby dla prezesa, to piękne przeżycie, lecz największą satysfakcję daje jej używanie. Największe spustoszenie w umysłach Polaków sieje telewizja. TVP i TVN to oksymoron w czystej postaci. Ukazują tę samą rzeczywistość w dwóch relatywnych światach. Z naszych rozmów wynika, że PiS zwycięży w kolejnych wyborach.
Do opozycji powoli dociera, że kto musi, nie ma wyboru (...). Wydawałoby się, że ludzi niedola jednoczy. Nie tym razem. Urażone ambicje rozwalają przyszłe koalicje, a system wyborczy jest nieubłagany. Ciasnota umysłowa się rozszerza. Czarzasty załatwił lewicę, Hołownia prawicę, a Tusk nie ma zdolności koalicyjnej. Kosiniak leci jak motyl do światła. Skołowana opozycja musi wiedzieć, że siła ustępuje rozumowi. Czas mówić ludziom o przyszłości, czas pokazać ambitny program, który przekona ich do waszych planów. Z łachmana nie będzie żupana – wszyscy to wiedzą i nie trzeba o tym ciągle prezesowi przypominać.
Powiedzcie narodowi, co zostawicie po PiS-ie: 500+, możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę, próg wolny od podatku i że nie zasypiecie Mierzei Wiślanej. Ale wyznajcie też, że obecnie nie stać nas na hodowanie łąki pod Baranowem, płacenie kar za brak praworządności, odrzucenie unijnych pieniędzy czy utrzymywanie wrogich stosunków z wszystkimi sąsiadami.
Podzielcie program na etapy i działy tematyczne i ukażcie go w realnym czasie realizacji. Przykładowo: w sferze politycznej natychmiastowe odejście od utrzymywania bizantyjskiego rządu z setkami urzędników. Podziękowanie klanom rodzinnym za rozwalanie spółek Skarbu Państwa. Powołanie w ich miejsce ekspertów wyłonionych w państwowych konkursach. Natychmiastowe rozwiązanie TVP i zastąpienie jej neutralną politycznie spółką akcyjną. W dziedzinie naprawy prawa: natychmiastowe rozwiązanie TK z jej odkryciem towarzyskim i przekazanie jego uprawnień SN. Likwidacja sądu dyscyplinarnego i KRS-u to oczywistość, o której nawet nie powinno się przypominać. Przywrócenie kompromisu aborcyjnego, aby kobiety czuły się bezpieczniej. Reorganizacja NFZ, być może w oparciu o przywrócenie Kas Chorych. Jednym z priorytetów staje się szkolnictwo. Podziękowanie Czarnkowi za jego nowatorskie eksperymenty na naszych dzieciach. Przywrócenie właściwego mecenatu Państwa nad szeroko rozumianą kulturą i sztuką oraz jej zdrowe finansowanie. Organizacje rolnicze winny usiąść przy wspólnym stole i opracować program wyciągnięcia tej gałęzi gospodarki z ekonomicznej zapaści. Samorządność Polski winna być oczkiem w głowie rządzących. Bezpowrotne porzucenie obłąkanej polityki PiS-u walczącej z niepokornymi samorządami. Celowa staje się likwidacja powiatów, które przynoszą więcej szkody niż pożytku. Przekazanie ich uprawnień gminom, co zaowocuje gigantycznymi oszczędnościami w tym sektorze i odchudzi bezużyteczną biurokrację, a – co najważniejsze – usprawni samorządność małych ojczyzn.
Pod żadnym pozorem nie ruszać Kościoła! Wystarczy przestać finansować ten sektor państwowym groszem. Oni jeszcze długo będą lizać rany po obfitym sojuszu tronu z ołtarzem.
Mógłbym tak rozszerzać wachlarz naprawczy, ale Wasze ograniczone łamy nie pozwalają na zbyt wiele. Z naszych rozmów wynika wniosek, że Ojczyzna tam, gdzie dobrze, i pamiętamy, że złe zawsze źle się kończy.
Łączę pozdrowienia dla Redakcji