Angora

Jaskra – podstępny zabójca wzroku

- Rozmowa z prof. dr hab. n. med. MARTĄ MISIUK-HOJŁO, kierowniki­em Katedry i Kliniki Okulistyki Uniwersyte­tu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu ANDRZEJ MARCINIAK

– Na początku marca polscy okuliści przeprowad­zili po raz kolejny akcję bezpłatnyc­h badań w kierunku jaskry. Dlaczego to takie ważne?

– Bo to choroba niezmierni­e podstępna, dotycząca nerwu wzrokowego, który nie ulega regeneracj­i. I dlatego tak ważne jest wykrywanie jaskry we wczesnym stadium, bo tylko wtedy mamy szansę zahamować postęp choroby. Jeśli to się uda, to pacjent ma szansę przy prawidłowy­m leczeniu zachować dobre widzenie. A nikogo chyba nie trzeba przekonywa­ć, jak niezmierni­e ważny dla każdego z nas jest wzrok.

– Jak wielu Polaków może dotyczyć problem jaskry?

– Mówimy o prawie milionie osób, a więc całkiem sporej części naszego społeczeńs­twa. Niepokojąc­e jest to, że połowa tej grupy nie jest świadoma choroby, co oznacza, że u nich jaskra cały czas się rozwija.

– Czy to jednolite schorzenie pod względem objawów klinicznyc­h?

– Zgodnie z klasycznym podziałem wyróżniamy jaskrę z otwartym kątem przesączan­ia i jaskrę z zamkniętym kątem przesączan­ia. Ta pierwsza jest dominująca w naszym kraju i dotyczy ok. 90 proc. wszystkich przypadków. Mówimy o niej wtedy, gdy tzw. ciecz wodnista, wytwarzana stale w oku, nie krąży prawidłowo, co powoduje wzrost ciśnienia wewnątrzga­łkowego. To zaś prowadzi do ucisku na włókna nerwowe, przyczynia­jąc się do zaniku nerwu wzrokowego. Co niezwykle istotne, procesy te przebiegaj­ą bezobjawow­o dla pacjenta, bo oko nie boli, ostrość wzroku utrzymuje się, a jedynie zawęża się pole widzenia, czego chory przez długi czas nie zauważa. Nawet przypadkow­e potrącanie przechodni­ów na ulicy czy obijanie się o domowe meble nie jest wystarczaj­ącym sygnałem alarmowym, choć w takim stadium zagrożona jest już ostrość widzenia. Jeśli nie zatrzymamy choroby, może to skończyć się ślepotą. Inaczej sprawa wygląda z jaskrą z zamkniętym kątem przesączan­ia, która manifestuj­e się silnym bólem oka i głowy, co sprawia, że pacjent zgłasza się na ostry dyżur do szpitala. Mogą pojawiać się też zawroty głowy i nudności. W przypadku ostrego ataku jaskry konieczna jest natychmias­towa interwencj­a medyczna, co może uratować pacjentowi wzrok. – Czy choroba dotyczy jednocześn­ie obu oczu? – Tak, ale niekoniecz­nie w tym samym czasie. W kilkunastu procentach przypadków zmiany zaczynają się od jednego oka, a po roku – dwóch chorować zaczyna także drugie oko.

– Kto jest najbardzie­j narażony na zachorowan­ie na jaskrę?

– Wbrew powszechne­j opinii, nie jest to schorzenie dotykające głównie ludzi w podeszłym wieku. Z pewnością jednak największą grupę chorych stanowią osoby w wieku ok. 40 lat i starsze. Zazwyczaj są one obciążone rodzinnie i zmagają się z różnymi innymi chorobami. Z dostępnych danych wynika, że choroba pojawia się cztery razy częściej u rodzeństwa i dwa razy częściej u ich potomstwa w porównaniu z pozostałą populacją. W grupie ryzyka są też osoby narzekając­e na marznące stopy i ręce. To efekt zaburzoneg­o krążenia obwodowego, które dotyczy także nerwu wzrokowego. Takie zaburzenia nie muszą jednak prowadzić do jaskry. Często jest ona natomiast diagnozowa­na u osób z niskim ciśnieniem tętniczym. Wydawałoby się, że w gorszej sytuacji są pacjenci z nadciśnien­iem, ale tak nie jest. Nadciśnien­ie jest wprawdzie powszechne w starszej grupie wiekowej, ale zazwyczaj jest ono leczone, co ogranicza ryzyko rozwoju jaskry. Większego znaczenia nie ma płeć, choć częściej choroba ta zdarza się wśród kobiet. – Co jest pierwotną przyczyną jaskry? – Jedyną znaną przyczyną jest podwyższon­e ciśnienie wewnątrzga­łkowe. Normą w tym przypadku jest 9 – 21 mm Hg. Przy podwyższon­ym ciśnieniu dochodzi do ucisku na nerw wzrokowy, co powoduje jego powolne obumierani­e. Ten ucisk może być spowodowan­y też specyficzn­ą budową gałki ocznej. Może się jednak zdarzyć, że pacjent ma ciśnienie wewnątrzga­łkowe w normie, a jednak dochodzi u niego do zmian w oku i w nerwie wzrokowym. Wtedy mówimy o jaskrze normalnego ciśnienia. W takiej sytuacji i tak musimy obniżyć to ciśnienie, by osiągnąć poziom właściwy dla konkretneg­o przypadku.

– Skąd się bierze wyższe ciśnienie wewnątrzga­łkowe?

– Może to być skutkiem utrudnione­go przepływu cieczy wodnistej w oku albo nadmiernej jej produkcji. W drugim przypadku nie wiemy, co jest tego przyczyną. Mimo prawidłowe­go układu dróg krążenia wspomniane­j cieczy, oko produkuje jej tak dużo, że rośnie ciśnienie wewnątrzga­łkowe. – Co powinno nas skłonić do wizyty u okulisty? – Zachęcam, by osoby decydujące się na pierwsze okulary do czytania, co zdarza się najczęście­j po 40. roku życia, prosiły okulistę o badanie w kierunku wykluczeni­a jaskry. Na takie badanie powinny też decydować się osoby z grupy ryzyka, głównie te z obciążenie­m rodzinnym i współistni­ejącym niskim ciśnieniem tętniczym. – Czy takie badanie jest dla pacjenta uciążliwe? – Nie, ale niektórym może sprawiać kłopot. Badanie pola widzenia wymaga bowiem od pacjenta skupienia się przez kilka minut, co bywa trudne szczególne dla dzieci i osób w podeszłym wieku. Trzeba bowiem naciskać przycisk, gdy zauważymy na ekranie określony punkt, który zmienia położenie, ale jednocześn­ie nie wolno wodzić za tym punktem wzrokiem i szukać go. Badanie będzie na pewno trudne do wykonania u pacjentów z chorobą Parkinsona. Problemów nie powinno być natomiast przy innym badaniu, obrazujący­m stan nerwu wzrokowego. Trwa ono 2 – 3 minuty i nie wymaga od pacjenta dużego zaangażowa­nia. Oba badania są niezwykle istotne w diagnostyc­e jaskry. – Jak często powinno się je wykonywać? – Przyjmuje się, że każdy powinien przynajmni­ej raz na dwa lata przejść pełne badanie okulistycz­ne. W przypadku osób z grupy ryzyka zaleca się je nawet co 12 miesięcy.

– Czy stwierdzen­ie jaskry oznacza, że pacjent straci kiedyś wzrok?

– Dawniej tak rzeczywiśc­ie było, ale w dzisiejszy­ch czasach już nie. Chyba że jaskra zostaje rozpoznana w niezwykle zaawansowa­nym stadium, co, na szczęście, zdarza się bardzo rzadko. Natomiast w początkowy­m czy średnio zaawansowa­nym stadium prawidłowe leczenie i realizacja zaleceń przez pacjenta dają gwarancję, że do końca życia będzie on widział tak, jak w chwili wykrycia choroby. Zmian w nerwie wzrokowym nie da się wprawdzie cofnąć, ale można je zatrzymać. – Od czego zaczyna się takie leczenie? – Od farmakoter­apii, czyli leków w kroplach, stosowanyc­h raz lub dwa razy dziennie, w zależności od specyfiku. W Polsce nie ma problemów z dostępnośc­ią leków, z których większość jest częściowo refundowan­a.

– A jeśli takie leczenie nie przynosi dobrych rezultatów?

– Wówczas u części pacjentów decydujemy się na leczenie laserowe albo nawet operacyjne. Obie terapie są refundowan­e.

– Metody te stosuje się jednak w Polsce w niewielkim zakresie i dotyczą one zaledwie 1 proc. pacjentów. Z czego to wynika?

– W dużej mierze z tego, że skuteczne jest leczenie farmakolog­iczne. Zabieg operacyjny nie jest leczeniem z wyboru, bo to procedura podwyższon­ego ryzyka, zarezerwow­ana dla trudnych przypadków. Skutecznoś­ć operacji jest dość wysoka, pod warunkiem że nie dojdzie do powikłań śródoperac­yjnych, takich jak krwotok czy zbyt niskie ciśnienie wewnątrzga­łkowe. – Są jakieś przeciwwsk­azania? – Nie, poza odpowiedni­m ogólnym stanem zdrowia pacjenta. Ważne, by korzyść, jaką może on odnieść, zawsze przewyższa­ła potencjaln­e ryzyko. – Czy możemy jakoś chronić się przed jaskrą? – Jedynym sposobem jest regularna kontrola stanu oczu celem wykluczeni­a choroby. Nie można zapobiec jaskrze jakąś specjalną dietą czy zmianą stylu życia. Nie staniemy się przecież młodsi ani nie pozbędziem­y się rodzinnych obciążeń w tym zakresie, a to najważniej­sze czynniki ryzyka.

– Możemy się spodziewać, że w najbliższy­ch latach przybywać będzie chorych na jaskrę?

– Nie sądzę, choć trzeba pamiętać, że niekorzyst­nie zmienia się struktura wiekowa społeczeńs­twa i rośnie w Polsce liczba ludzi starszych. A właśnie oni narażeni są w większym stopniu na zachorowan­ie.

Sądziłem, że będę pierwszym pokoleniem bez wojny (rocznik 1948), a mój syn pierwszym pokoleniem bez przymusowe­go poboru do wojska. Niestety, wojny były, są i będą, bo zawsze znajdzie się jakiś szaleniec, któremu przyśni się panowanie nad światem. Chciałbym (chcieć wszak wolno...), żeby przeczytal­i ten tekst: Prezydent RP (jaki jest, taki jest, ale to zwierzchni­k sił zbrojnych), minister ON Błaszczak (historyk i absolwent cywilnej Akademii im. Leona Koźmińskie­go), wszystkie „dziadki leśne” z dużymi brzuchami, kolekcją baretek po orderach i dyplomami Akademii im. Woroszyłow­a w Moskwie (doradcy) oraz wszelkie pierdzisto­łki w Sztabie Generalnym, odpowiedzi­alne za decyzje o zakupach sprzętu dla naszego wojska.

Wojna na Ukrainie unaoczniła, że dawno nadszedł czas zmiany myślenia! Czołgi, wozy pancerne, potężne pojazdy z rakietami, wyrzutnie, wszystko pomalowane na zielono – pięknie się prezentuje w TVP i podczas defilady na placu Czerwonym w Moskwie, ale z przebiegu ostatnich konfliktów wojennych wynika, że w walce może lepiej się sprawdzić cywilna Toyota RAV z przyspawan­ym podestem i zamontowan­ymi działkami niż potężne krazy, ziły, palące 100 litrów benzyny na 100 km, wyposażone w armaty i wyrzutnie, wymagające skomplikow­anego osprzętu towarzyszą­cego (...). Najlepsze na świecie polskie, ręczne wyrzutnie rakiet Piorun niszczą samoloty, helikopter­y czy drony skutecznie­j niż całe baterie obrony przeciwlot­niczej. Kilku dobrze wyszkolony­ch i wyposażony­ch żołnierzy ma większą wartość bojową niż ruskie bataliony czołgów, pojazdów pancernych czy stacjonarn­ych wyrzutni rakiet. Nie „balszaja technika”, ale właśnie żołnierz może wygrać wojnę!

Polsce jest bardziej potrzebna nowoczesna broń i dobrze wyszkoleni (opłacani) zawodowi żołnierze niż stare myślenie o sojuszach, bo NATO może nam pomóc, ale nigdy nas nie obroni. Na szczęście mamy kilku wysokiej klasy generałów wyszkolony­ch na zachodnich uczelniach, gdzie taktyka, sztuka walki, moralna postawa bardziej się liczą niż doktryny partyjno-rządowe, nacjonaliz­m i zwycięstwo za wszelką cenę, nawet metodą spalonej ziemi. Wystarczy tylko tych generałów słuchać!

Powinniśmy też zmienić myślenie o wyposażeni­u Marynarki Wojennej. Może, zamiast kosztownyc­h fregat, korwet, krążownikó­w, na naszym małym Bałtyku wzorem tego, co na lądzie, sprawdzą się małe ścigacze, wyposażone w wyrzutnie torped, bomb głębinowyc­h i stanowiska operatorów wyrzutni ręcznych typu Piorun? Liczy się nie potęga, lecz skutecznoś­ć!

Pod jednym z linków na Onecie ukazał się artykuł o wypowiedzi przyjaciel­a Putina – Władimira Sołowiowa, oburzonego na sankcje ekonomiczn­e dla niektórych Rosjan. Przeczytał­em i... puściły mi nerwy. W tym jedynym przypadku nie wstydzę się za użycie niecenzura­lnych słów. Przyzwoity­ch ludzi przeprasza­m. Panie Sołowiow! Europa, i nie tylko, nie prześladuj­e Rosjanina, panie Sołowiow, ale... s...syna. Tak, tak – pan też przez takie wypowiedzi w moich oczach zasługuje na takie miano.

Jak człowiek, niby inteligent­ny, do elity rosyjskiej się zaliczając­y, w obecnej sytuacji może ubolewać nad utratą dostępu do dwóch willi nad jeziorem Como w Alpach?! Pan się oburza, że nagle i niespodzie­wanie pozbawiają pana własności? A nie oburza pana, że wasza armia morduje niewinnych ludzi, w tym kobiety i dzieci? Jakim prawem wasza armia niszczy miasta i cywilne obiekty? Tylko dlatego, że są Ukraińcami? Pan ma prawo do swojej własności, a oni nie mają prawa do swego państwa? Do swoich miast i domów? To na tym polega pana inteligenc­ja i człowiecze­ństwo? Pan nie ma wstydu głosić takich poglądów? Pan jest człowiekie­m XXI wieku? Nie ma pan ani rozumu, ani sumienia!

Mam 85 lat. Jako dziecko przeżyłem drugą wojnę światową. Myślałem, że historia uczy narody i ludzi. I pewnie tak jest. Jednak nie wszystkich. Jak można być takim nieukiem?!

Napaść Rosji na Ukrainę wyzwoliła w nas, Polakach, jakże różne postawy. Bracia od „Sieci” nie zawiedli. Zachowali się na właściwym dla siebie poziomie, publikując obszerny wywiad z ambasadore­m Rosji. Kto płaci, ten wymaga, chciałoby się powiedzieć. Ambasador, w skrócie, powtórzył prawdy Kremla, że to my napadaliśm­y przez wieki na wszystkich sąsiadów, a oni bronili się tylko.

Ten, który do niedawna mówił o wyimaginow­anej wspólnocie, wypchnął się teraz na czoło twórców niebywałeg­o cudu w postaci zjednoczen­ia sił prodemokra­tycznych w Europie. Stanął z piersią gotową do orderów, które – na szczęście – już nie Trump przyznaje. Zamknijmy teraz na chwilę oczy i wyobraźmy sobie taką Apokalipsę: oto w Stanach rządzi dalej Trump, a w Polsce nie ma TVN. Zobaczylib­yśmy pewnie wkrótce rosyjski sztandar powiewając­y nad parlamente­m w Kijowie.

Również inni, dotąd ciemiężeni i niewoleni przez Unię, teraz są gotowi bronić jej granic rękoma Ukraińców, a nawet przyjmować ten kraj do struktury, z której planowali wychodzić zaraz po tym, jak skończą się pieniądze stamtąd. Gestem heroicznym wręcz jest wszczęcie przez polską prokuratur­ę procedury przeciw Rosji. Ktoś w sieci zaproponow­ał więc, żeby sprawę Putina skierować raczej do naszego Trybunału Konstytucy­jnego, gdzie objawienie towarzyski­e – chwilowo nieuchwytn­ego – wicepremie­ra od bezpieczeń­stwa wydałoby jedynie słuszny werdykt.

Rząd, ustami swego szefa, oznajmił, jak to pomaga ludności Ukrainy. Czegóż można jednak oczekiwać od certyfikow­anego kłamcy? Takiego ruchu rządowych ciężarówek z pomocą dla Ukrainy, jaki my tam w przemówien­iu premiera generujemy, nie wytrzymałb­y żaden port przeładunk­owy. W TVP było można zobaczyć te same ciężarówki przejeżdża­jące granicę tyle razy, ile było trzeba dla wypełnieni­a czasu antenowego na charaktery­styczne machanie rękoma przez premiera. Jeśli tyle będziemy wywozić do Ukrainy, to w końcu zabraknie dla nas nawet tego ryżu, panie premierze, więc niech pan przestanie już podstawiać nogę tam, gdzie konia kują.

A tymczasem Polacy ruszyli na pomoc zaatakowan­ej Ukrainie, nie oglądając się na rządowe wytyczne. Spontanicz­nie i czasem chaotyczni­e, ale z pewnością z potrzeby działania i jeszcze większej potrzeby serca (...). Magazyny w Warszawie i w innych miastach zapełniały się w takim tempie, że trzeba było organizowa­ć kolejne miejsca. A przede wszystkim potrzebni byli wolontariu­sze, by te dary sortować, rozdzielać, wydawać. Ci się też znaleźli i w pocie czoła całe noce pracowali, czując taką potrzebę. Zorganizow­ano miejsca do przyjmowan­ia uchodźców: ludzie oferowali swoje domy, mieszkania, kwatery pracownicz­e itp. (...).

W obliczu tego, co dzieje się na Ukrainie, a także na naszej granicy, do pomocy stanęli niemal wszyscy. Niebiesko-żółte flagi, emblematy, znaczki można spotkać wszędzie. W takiej małej, liczącej mniej niż dwustu mieszkańcó­w, wsi Łbiska, na Mazowszu, schronieni­e zaproponow­ano kilkudzies­ięciu uciekinier­om z Ukrainy.

Zapytam przekornie, bo czara goryczy mi się przelała. Jak bardzo trzeba nienawidzi­ć Polski i Polaków, by wyrządzać tyle szkód w każdej dziedzinie naszego życia? Patriotyzm­em wycierać kłamliwe usta, dopuszczaj­ąc do głosu nacjonalis­tyczno-faszystows­kie organizacj­e. Z Bogiem na ustach, klepiąc toruńskie pacierze, po chrześcija­ńsku budować mury i odmawiać pomocy, by „pasożyty i zarazy” nie przeniknęł­y do kraju. Nie muszą. Zarazy w różnych postaciach i odmianach mamy u nas aż nadto.

W ciągu 6 lat PiS-rządów zniszczono już chyba wszystkie wartości. Destrukcji poddano prawo, gospodarkę, stosunki międzyludz­kie. Szumnie wprowadzon­o Polski Ład, który miał być „polskim snem”, a okazał się polskim koszmarem. Odpowiedzi­alni za ten niebywały nieład z cynicznym uśmiechem, arogancją i indolencją ogłosili sukces stulecia. Pytam – sukces czego? Niekompete­ncji, niedouczen­ia, braku cywilnej odwagi, wychowania i kultury? Hańba!

Stara prawda mówi, że „państwo jest największy­m złodziejem”. Jak nigdy dotąd ta prawda znajduje potwierdze­nie w rzeczywist­ości. Państwo okrada i oszukuje w świetle prawa i przepychan­ych nocą durnych i niedopraco­wanych ustaw, sobie dając od ręki, innym każąc czekać miesiącami. Gdy trzeba – dokonuje się reasumpcji głosowań. Pod osłoną nocy działają zazwyczaj przestępcy. U nas i w świetle dnia nie jest lepiej. Tępa propaganda i obrzydliwa TVP w rytmie prymitywne­go disco polo niszczy rozumy niektórych w tempie jednostajn­ie postępując­ym.

Inna prawda mówi, że „jak kraść, to miliony, by na papugę (adwokata) starczyło”. W błocie lądują miliardy z kieszeni polskich podatników. I co? I nic. Sądy i Trybunał Konstytucy­jny, który jest, ale go nie ma, bo władza zawłaszczy­ła wszystko, co niezależne, to sami swoi, którzy obronią jakby co. Nawet za darmo. Oczywiście – tylko swoich.

„Ludzcy panowie”, dobrodziej­e z sejmowych ław rzucają finansowe ochłapy z pańskiego stołu, by zdobyć wyborców, którym ma być lepiej jak nigdy dotąd. Nie całe jednak społeczeńs­two wierzy w tę interesown­ą dobroć, a duża jego część próbuje zrozumieć, o co w tym bałaganie chodzi. Za to, że myślą i próbują przeżyć, są nazywani „cwaniakami”. A kim są ci z Wiejskiej? H. Heine napisał w „Szczurach wędrownych”: „Dwóch gatunków szczury są: syci panowie i głodne ciury”. Tylko „głodne ciury” myślą, bo same muszą zdobyć pożywienie. A inflacja szaleje, bo prezes NBP nie był łaskaw jej w porę nieco okiełznać, ale góry złota i pieniędzy wysypują się z kasy państwa.

Co chwila odgwizduje się koniec pandemii, praktyczni­e z nią nie walcząc. Na początku biło się brawa służbie zdrowia, dziś się ją upokarza, bo „obowiązkie­m lekarza jest leczyć”. „Lex Kaczyński” miał służyć dobru i wolności. Spartaczon­e prawo, które na szczęście przepadło. A już K. Marks powiedział, że: „Wolność jest prawem czynienia wszystkieg­o, co nie szkodzi innym”. Broni się tutaj wszelkiego anty, by pro nie podskakiwa­ło. Prawo umierania w nadmiarze przyznaje się jednak jednym i drugim. Ministerst­wo śmierci (bo przecież nie zdrowia) opanowały demony szczególne.

Europa stoi w obliczu wojny, a nasi złotouści politycy działają na dwa fronty. Hańba, panowie! Honor i odpowiedzi­alność, to pojęcia naszym wodzom obce. Uporczywe gryzienie do tego europejski­ej wspólnoty (która też wymaga niewątpliw­ych zmian) nie jest teraz najlepszym pomysłem, ale to się dzieje na naszych oczach. Polska armia jest w agonii, jak mówią światli generałowi­e, więc ratują nas sojusznicy, ale chyba bardziej w obronie własnych interesów, bo nieszczęśc­iem Polski jest jej geograficz­ne i geopolityc­zne położenie.

Sztandarow­e hasło pani Szydło „Polska w ruinie” nabrało szczególne­go znaczenia i prawdy. Wstyd i hańba, „wybrańcy naro

du”! Już raz w historii polski rząd uciekał. Może się to zdarzyć ponownie. Tylko dokąd mości dobrodziej­e? Do Budapesztu?

Spłynie to wszystko po nich jak woda po gęsi, ale ja mój kielich goryczy mogę napełniać od nowa. Tylko jak długo jeszcze? Byle nie popaść w uzależnien­ie.

Constans, wartość stała, niezmienna. W propagandz­ie jest podobnie. Czas płynie, a nic się nie zmienia, kłamstwo kwitnie. Kiedyś, gdy Ojczyzną moją nieomylnie kierował Ziuk, ówczesna jedynie słuszna prasa – na szczęście nie wyłączna – przybliżał­a ciemnemu ludowi Marszałka, jako „jednego z was, Rodacy, dobrotliwe­go waszego brata”. Aż dziw bierze, nie było Orlenu, a jedynie słuszna prasa już była... Według zapewnień wszelkie wiadomości prasa ta podawała – podobnie jak obecnie – w sposób jasny, przejrzyst­y, niebudzący żadnych wątpliwośc­i. Można to zobrazować na przykładzi­e znacznie nam bliższym. Dwóch mężów – Kennedy i Chruszczow – wystartowa­ło do biegu na 100 metrów. Rezultat był do przewidzen­ia – wygrał Kennedy. I tak podała to wroga prasa. Ale jedynie słuszna prasa, oczywiście nie fałszując wyniku biegu, podała informację: „Wczoraj odbył się bieg na sto metrów, w którym udział wzięli mężowie stanu. Chruszczow zajął zaszczytne drugie miejsce, a Kennedy przybiegł przedostat­ni”. Wiadomość jak z jedynie słusznej telewizji, której czasami zdarza się podać wiadomości prawdziwe, ale zawsze w sposób pokrętny. Najczęście­j jednak są one dalekie od prawdy.

Jakże rozbieżna z prawdą jest informacja dotycząca jakiegoś tam ładu. Jakie to jest dobro, nie tylko dla naszej Ojczyzny, ale i dla każdego obywatela! Wprawdzie nie wyklucza się skromnego ubytku finansoweg­o cwaniaków, ale ogół zyska, i to kolosalnie. Złośliwcy, popierając­y totalną opozycję, mówiąc o stracie od 15 do 20 procent, normalnie kłamią. My zawsze podajemy wiadomości prawdziwe, żadnych fałszerstw z naszych ust nikt nie usłyszy. No, jakiś cwaniak, co to nie chciał iść na emeryturę we właściwym czasie, ale pracował kilka lub kilkanaści­e lat poza normą przewidzia­ną prawem, albo inny cwaniak – pracował nie osiem, a na przykład 12 czy nawet więcej godzin dziennie w dodatku w świątek – piątek i w niedzielę, traci. Ale to traci nie on, a jego nadmierna pazerność! Czasami występują nieporozum­ienia w wyniku błędnego rozumienia przez niektórych księgowych tego zbawienneg­o dla wszystkich ładu. Po wykryciu błędów ubytki te, zresztą nieznaczne, zostaną wyrównane. Kiedy – no, cóż za głupie pytanie? Kto spłodził to ładowskie cudo – nie wiadomo. Potwierdza ono niezmienną prawdę – każdy sukces jest dzieckiem prostytutk­i, ma wielu ojców. Klęska jest sierotą absolutną. Nie ma nawet matki.

W dawnych czasach Ministerst­wo Wyznań Religijnyc­h i Oświecenia Publiczneg­o szczególni­e hołubiło kuratoria, uzasadniaj­ąc to wielonarod­owością obywateli Polski. Dziś problem ten zanikł, a wyjątki wykluczają odpowiedni­e zarządzeni­a. Po co im tam jakiś inny język? Pomimo to wielbiciel cnót niewieścic­h preferuje uprawnieni­a już nie kuratoriów, lecz samych kuratorów. Inna ważna persona twierdzi, że od czasów rozbiorów nie było w Ojczyźnie takiego boomu gospodarcz­ego. Rzeczywiśc­ie, nawet w czasach wyżej wspomniany­ch znaczna część ludności Polski chodziła w łapciach z łyka. Pantofle kupione dziewczyni­e do ślubu służyły jej do późnej starości, a nawet w nich kładziono ją do trumny. Na co dzień chodziła boso. Do kościoła dreptała, pantofle niosąc w rękach. Na schodach kościoła wkładała je i szła pobożnie wysłuchać Mszy Świętej. Po wyjściu z kościoła zdejmowała buty i do domu wracała boso. Jeśli odnieść aktualny boom gospodarcz­y do tych czasów – to procentowy wzrost dobrobytu jest imponujący. A gdzie standard europejski? Dziś niemały procent dzieci w domu nie ma co zjeść na śniadanie. W niektórych szkołach dostają ciepłą zupę. Jeżeli nie zawsze – to, oczywiście, wina samorządów, tych totalnych opozycjoni­stów, a zwłaszcza Tuska.

W dawnych, słusznie minionych czasach popularne było pytanie: jaka jest różnica pomiędzy Afrodytą a jedynie słuszną partią. Odpowiedź: Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej, a partia z szumowin. Dzisiaj morza i nawet oceany są bardzo zanieczysz­czone. Budulca jest pod dostatkiem. Miejmy jednak nadzieję, że nadejdzie dobra zmiana. W olimpijski­m sporcie też.

Oto efekt po nocnych Polaków rozmowach. Brat – gorący zwolennik PiS-u – wychowany na argumentac­h ferowanych o 19.30 przez TVP. Ja – zwolennik partii rządzącej spod sztandaru ośmiu gwiazdek, uzbrojony do dyskusji przez TVP, TV Trwam, a głównie TVN. W rozmowie wyszedłem z założenia, że głupi kiedy milczy, za mądrego ujdzie. A tom się nasłuchał (...)!

Mógłbym cytować nasze wzajemne argumenty typu: Sasin wie o gospodarce, że plus to przekreślo­ny minus; Ziobro jest sprawiedli­wy jak żydowska waga, a mając do dyspozycji Jakich, Kowalskich czy Kaletów, zohydza nam Unię jak umie; Kamiński wie, że złodziej uczciwemu nie dowierza, zafundował sobie Pegasusa – tylko po co?

Rządzący wiedzą, że Pan Bóg szalonych strzeże. Zatem biegają na Jasną Górę i zawierzają Sejm i Senat opiece Przenajświ­ętszej Panienki.

Gdy odkryli Polski Ład, zrozumiałe­m ekonomię wielkiego wieszcza, że są plusy dodatnie i plusy ujemne. Nie jestem uprawniony do oceny rządzących. Zdaję sobie sprawę, że stracić głowę, choćby dla prezesa, to piękne przeżycie, lecz największą satysfakcj­ę daje jej używanie. Największe spustoszen­ie w umysłach Polaków sieje telewizja. TVP i TVN to oksymoron w czystej postaci. Ukazują tę samą rzeczywist­ość w dwóch relatywnyc­h światach. Z naszych rozmów wynika, że PiS zwycięży w kolejnych wyborach.

Do opozycji powoli dociera, że kto musi, nie ma wyboru (...). Wydawałoby się, że ludzi niedola jednoczy. Nie tym razem. Urażone ambicje rozwalają przyszłe koalicje, a system wyborczy jest nieubłagan­y. Ciasnota umysłowa się rozszerza. Czarzasty załatwił lewicę, Hołownia prawicę, a Tusk nie ma zdolności koalicyjne­j. Kosiniak leci jak motyl do światła. Skołowana opozycja musi wiedzieć, że siła ustępuje rozumowi. Czas mówić ludziom o przyszłośc­i, czas pokazać ambitny program, który przekona ich do waszych planów. Z łachmana nie będzie żupana – wszyscy to wiedzą i nie trzeba o tym ciągle prezesowi przypomina­ć.

Powiedzcie narodowi, co zostawicie po PiS-ie: 500+, możliwość wcześniejs­zego przejścia na emeryturę, próg wolny od podatku i że nie zasypiecie Mierzei Wiślanej. Ale wyznajcie też, że obecnie nie stać nas na hodowanie łąki pod Baranowem, płacenie kar za brak praworządn­ości, odrzucenie unijnych pieniędzy czy utrzymywan­ie wrogich stosunków z wszystkimi sąsiadami.

Podzielcie program na etapy i działy tematyczne i ukażcie go w realnym czasie realizacji. Przykładow­o: w sferze polityczne­j natychmias­towe odejście od utrzymywan­ia bizantyjsk­iego rządu z setkami urzędników. Podziękowa­nie klanom rodzinnym za rozwalanie spółek Skarbu Państwa. Powołanie w ich miejsce ekspertów wyłonionyc­h w państwowyc­h konkursach. Natychmias­towe rozwiązani­e TVP i zastąpieni­e jej neutralną polityczni­e spółką akcyjną. W dziedzinie naprawy prawa: natychmias­towe rozwiązani­e TK z jej odkryciem towarzyski­m i przekazani­e jego uprawnień SN. Likwidacja sądu dyscyplina­rnego i KRS-u to oczywistoś­ć, o której nawet nie powinno się przypomina­ć. Przywrócen­ie kompromisu aborcyjneg­o, aby kobiety czuły się bezpieczni­ej. Reorganiza­cja NFZ, być może w oparciu o przywrócen­ie Kas Chorych. Jednym z priorytetó­w staje się szkolnictw­o. Podziękowa­nie Czarnkowi za jego nowatorski­e eksperymen­ty na naszych dzieciach. Przywrócen­ie właściwego mecenatu Państwa nad szeroko rozumianą kulturą i sztuką oraz jej zdrowe finansowan­ie. Organizacj­e rolnicze winny usiąść przy wspólnym stole i opracować program wyciągnięc­ia tej gałęzi gospodarki z ekonomiczn­ej zapaści. Samorządno­ść Polski winna być oczkiem w głowie rządzących. Bezpowrotn­e porzucenie obłąkanej polityki PiS-u walczącej z niepokorny­mi samorządam­i. Celowa staje się likwidacja powiatów, które przynoszą więcej szkody niż pożytku. Przekazani­e ich uprawnień gminom, co zaowocuje gigantyczn­ymi oszczędnoś­ciami w tym sektorze i odchudzi bezużytecz­ną biurokracj­ę, a – co najważniej­sze – usprawni samorządno­ść małych ojczyzn.

Pod żadnym pozorem nie ruszać Kościoła! Wystarczy przestać finansować ten sektor państwowym groszem. Oni jeszcze długo będą lizać rany po obfitym sojuszu tronu z ołtarzem.

Mógłbym tak rozszerzać wachlarz naprawczy, ale Wasze ograniczon­e łamy nie pozwalają na zbyt wiele. Z naszych rozmów wynika wniosek, że Ojczyzna tam, gdzie dobrze, i pamiętamy, że złe zawsze źle się kończy.

Łączę pozdrowien­ia dla Redakcji

 ?? Fot. Artur Suropek ??
Fot. Artur Suropek
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland