Mały kraj, wielki problem
Gdy w roku 1991 Mołdawia po 67 latach sowieckiego „małżeństwa mimo woli” ogłosiła niepodległość, wydawało się, że młoda republika dołączy do demokratycznej Europy. Wystarczy rzut oka ma mapę Starego Kontynentu, by zdać sobie sprawę, że proeuropejskie aspiracje zachodniego sąsiada, Rumunii, powinny odbić się także na statusie nowego państwa.
Nic bardziej mylnego. Republika Mołdawii, w odróżnieniu od swej większej siostry (jak Mołdawianie określają Rumunię) nie weszła ani do struktur NATO, ani też nie stała się członkiem Unii Europejskiej. W Mołdawii nie brak dziś głosów, że 30 lat niepodległości zmarnowano. Pod każdym względem...
Humanitarny dramat
Wojna na Ukrainie sprowadziła na głowy mołdawskich polityków, a raczej polityczek: prezydentki Maii Sandu i premierki Natalii Gavrilițy kłopot, którego nie wyobrażano sobie w najgorszych snach. Podczas gdy Polska informuje o liczbie dwóch milionów uchodźców, do Mołdawii w tym samym czasie przybyło ich blisko 300 tys. Mołdawię zamieszkuje 2,6 mln osób. Łatwo zatem obliczyć, że dziś blisko 10 proc. jej mieszkańców stanowią ukraińscy uchodźcy. O takich proporcjach nie mówi żaden europejski kraj!
Wschodnia granica Mołdawii ciągnie się kilkaset kilometrów. Uchodźcy przekraczają ją w kilkunastu miejscach. Podobnie jak w Polsce, tuż za przejściami organizowane są punkty pierwszej pomocy z darmowymi posiłkami.
Z granicy większość uchodźców trafia do Kiszyniowa, gdzie korzystają z blisko 100 przygotowanych dla nich specjalnych ośrodków. Sytuacja jest dramatyczna. Mołdawia już dwa tygodnie temu zwróciła się o pomoc międzynarodową. Stopniowo udzielają jej poszczególne kraje unijne.
Wróg we własnym domu?
W odróżnieniu od tego, co dzieje się w Polsce, wraz z uchodźcami na zachód uciekają też Mołdawianie. Część z nich trafia do bliskich w Rumunii. Część jedzie do Włoch i Hiszpanii, dokąd ich rodacy wyemigrowali za chlebem.
Mołdawianie obawiają się, że rosyjski atak na ich kraj może rozpocząć się z ich... terytorium. Stąd z rosnącym niepokojem spoglądają na to, co dzieje się w samozwańczej Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej. To bez wątpienia najdziwniejszy geopolityczny i konfliktogenny twór w Europie. Region autonomiczny we wschodniej Mołdawii, nieuznawane państwo ze stolicą w Tyraspolu. Jest wąskim pasem ziemi wzdłuż granicznego Dniestru o długości około 200 km i średniej szerokości 15 km. Na tym pasie ziemi stacjonuje 1,5 – 2 tys. żołnierzy rosyjskich. Teoretycznie to siły pokojowe strzegące potężnych magazynów amunicji. Naddniestrze jest kontrolowane przez Moskwę. Władze mołdawskie nie mają wpływu na to, co się tam dzieje. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, Mołdawianie spodziewali się, że Kreml będzie dążył do stworzenia korytarza łączącego Rosję z Naddniestrzem. Dziś wiemy, że Moskwa nie zdecydowała się na to. Pewnym powodem do optymizmu jest postawa władz Naddniestrza.
Prorosyjskie pseudopaństwo – przynajmniej na razie – unika wsparcia rosyjskiej agresji. Powodem tej powściągliwości mogą być niezłe stosunki Naddniestrzan z Ukraińcami. Dziś ponad 1/3 mieszkańców Naddniestrza ma ukraińskie paszporty i posługuje się językiem ukraińskim. Jego prezydent, Krasnosielski, jak i premier Martynow to politycy urodzeni w Rosji, ale wydają się rozumieć dramat Ukraińców. Świadczyć o tym może zachowanie Krasnosielskiego, gdy pełen empatii prezydent odwiedza ukraińskich uchodźców. 15 proc. belgijskiego eksportu poza Unię Europejską.
Jedna trzecia firmy Alrosa należy do Federacji Rosyjskiej, a kolejna jedna trzecia – do władz regionów, w tym do Republiki Jakucji, na której terenie znajduje się większość kopalń. Dyrektorem generalnym firmy jest Siergiej Iwanow, zwany Juniorem. Jego ojciec, także Siergiej Iwanow, służył z Putinem w KGB, był ministrem obrony Rosji i uważany jest za wiernego druha dyktatora.
Alrosa ma ścisłe powiązania z sektorem wojskowym. Według armii rosyjskiej przez lata przekazywała znaczne kwoty na „podniesienie gotowości bojowej rosyjskich okrętów podwodnych”. Jeden z okrętów otrzymał nawet nazwę „Alrosa”. Ma bazę w Sewastopolu i odegrał znaczną rolę podczas zaboru Krymu w 2014 roku.
Według belgijskiego dziennika „De Morgen” Alrosa nie tylko sprzedaje diamenty,
Biednie, coraz biedniej...
Gdy w 1992 roku proklamowano Naddniestrzańską Republikę Mołdawską, Kiszyniów podjął próbę zbrojnego ustanowienia władzy w zbuntowanej republice. Nie przyniosła ona rezultatu, a o zachowanie trwającego do dziś statusu Naddniestrza postarała się rosyjska 14. Armia. Od tego czasu Mołdawia cieszy się pokojową stabilizacją. Wydawało się, że społeczeństwo posługujące się dialektem języka rumuńskiego, jakim jest mołdawski, pójdzie śladem Rumunii. Nadzieje na taki rozwój wypadków urealnił rok 2014, kiedy to Mołdawia podpisała umowę stowarzyszeniową z UE. Ale proces hamowany jest przez opozycję. Uważa ona, że celem integracji europejskiej jest „rumunizacja” Mołdawii, pozbawienie jej niepodległości i wprowadzenie bocznymi drzwiami do NATO.
Ciągłe blokowanie reform i skutecznej prywatyzacji oraz polityczna niestabilność doprowadziły do tego, że Mołdawia to dziś najbiedniejsze państwo Europy. Kraj jest uzależniony od importu paliw i surowców. Mołdawia, choć ma nieduże złoża ropy, już odczuwa nałożone na Rosję sankcje. W roku ubiegłym inflacja wyniosła 16,5 proc.! Jej najbardziej uprzemysłowiony region pozostaje pod kontrolą władz Naddniestrza (huta, cementownia, elektrownia, zakłady elektromechaniczne).
Mołdawia to kraj rolniczy. Jako pierwsi sankcje odczuli producenci rolni, eksporterzy jabłek na rynek rosyjski. Nawet jeśli się uda przekazać produkty okrężną drogą, to żadna mołdawska firma nie może być pewna zapłaty. To samo dotyczy mołdawskich win. Kraj ten jest znaczącym eksporterem tego trunku także do Rosji. To w mołdawskiej wiosce Mileştii Mici znajduje się największa w Europie kolekcja wina, licząca 1,5 miliona butelek! Dziś wojenny czas może zmusić Mołdawian do zamiany jej w „wielkie koło ratunkowe”. (ChS) lecz także zajmuje się wydobyciem, przetwarzaniem i magazynowaniem uranu. Podjęła współpracę z Rosyjską Państwową Korporacją Energii Jądrowej Rosatom, założoną przez Putina. Rosatom zajmuje się m.in. produkcją broni atomowej. Wiele wskazuje na to, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży diamentów do Antwerpii zasilają program zbrojeń nuklearnych Moskwy, a ostatnio Kreml wygraża światu jądrową maczugą. Wiadomość o tych powiązaniach zaszokowała niektórych belgijskich polityków. Parlamentarzystka Kathleen Van Brempt wezwała do wprowadzenia surowszych sankcji i oburzyła się. – To wykracza poza związek z Rosją. Mówimy tu o okrętach wojennych i broni nuklearnej. Trudno o większy cynizm. Jeśli import rosyjskich diamentów nie jest nielegalny, to z pewnością niemoralny. (KK)