Kto zapłaci za zniszczenie Ukrainy?
Trwa krwawa wojna i faktu tego nie zmienią zaklęcia rosyjskiej propagandy z uporem nazywającej ją „operacją specjalną”. Rosyjscy najeźdźcy niszczą i łupią Ukrainę w zastraszający sposób. Artyleria zamienia w ruinę dzielnice miast, szpitale, szkoły, uczelnie wyższe, infrastrukturę drogową, niezbędne do życia instalacje i prawie w całości mniejsze miejscowości.
Wiele obiektów uda się kiedyś odbudować, ale nikt nie zwróci życia zabitym niewinnym mieszkańcom Ukrainy, zniszczonym obiektom historycznym. Według BBC Rosjanie całkowicie zburzyli liczne obiekty kultu religijnego, 16 zabytkowych budynków z listy UNESCO, cztery pomniki i cztery muzea. Świadkowie donoszą też o licznych grabieżach majątku społecznego i prywatnego. Do tego dochodzi destrukcja firm, zakładów przemysłowych i nieobsiane pola, które w tym roku, a może i następnych, nie przyniosą dochodu z eksportu zboża. Premier Ukrainy Denys Szmyhal oceniał w połowie marca, że straty, jakie poniosło państwo i jego ludność, przekroczyły 500 miliardów dolarów. A to jeszcze nie koniec.
Powstaje palące pytanie – kto za to wszystko zapłaci? Federacja Rosyjska, która przecież oficjalnie nie prowadzi wojny na Ukrainie, nie będzie się poczuwała do wypłaty reparacji, nawet jak przegra. Zresztą nawet spodziewana przegrana nie zmusi tego państwa do zapłacenia za szkody, chyba że Ukraińcy wejdą na Kreml, czego raczej nie należy się spodziewać. Międzynarodowa pomoc, choćby Unii Europejskiej, mogłaby być przez jej mieszkańców uznana za niesprawiedliwość, Dlaczego mamy płacić za szkody, których w tak okrutny sposób dokonało terrorystyczne imperium?
Zmuszenie Rosji do naprawienia zniszczeń drogą nacisku międzynarodowego też może być niełatwe. Nie zapominajmy, że Federacja Rosyjska odziedziczyła po ZSRR stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i ma możliwość, wraz z cichym sojusznikiem, czyli Chinami, torpedowania każdej inicjatywy, która będzie godzić w jej interesy. W tej sytuacji oczy wolnego świata powinny się skierować w stronę aktywów Rosji zamrożonych w zachodnich bankach. Ocenia się, że nawet połowa zasobów walutowych Federacji pozostała na Zachodzie, nieostrożnie niewycofana przed rozpoczęciem działań. Te pieniądze, nawet zabrane agresorowi prawem kaduka, przed którym on sam się nie cofa, mogłyby posłużyć powojennej odbudowie Ukrainy.
Pozostają jeszcze majątki przyjaciół Putina, którym to on w swoim czasie pozwolił na stworzenie gigantycznych fortun. Liczne są informacje o zajmowaniu ich nieruchomości, głównie w krajach południa Europy. Duże pole do popisu ma Wielka Brytania, gdzie oligarchowie powykupywali liczne budynki w stolicy, nazywanej z tego powodu ironicznie Londongradem.
Spore możliwości w tej kwestii dają również luksusowe jednostki magnatów Kremla, mających zadziwiającą słabość do pływających pałaców. Dotychczas udało się zatrzymać m.in. jacht „Crescent” Igora Sieczina (600 mln dolarów) w Tarragonie, „Dilbar” Aliszera Usmanowa (588 mln dolarów) w Hamburgu czy „Solaris” i „Eclipse” Romana Abramowicza (w sumie prawie 900 mln dolarów) w Turcji. Ich ewentualna konfiskata przyniosłaby zastrzyk gotówki dla Ukrainy, oczywiście pod warunkiem prawnego jej przeprowadzenia i późniejszego spieniężenia jednostek.
W naszym kraju jak zwykle trwa ożywiona dyskusja, jak wprowadzić skutecznie sankcje dotyczące majątków i firm wschodnich oligarchów. Najwięcej kontrowersji wzbudził rządowy projekt polegający na takiej zmianie w konstytucji, aby umożliwiała konfiskatę, a konkretnie chodzi o art. 64 ust. 2. dotyczący ochrony własności. Pomysł został ostro skrytykowany przez prawników i opozycję, która twierdzi, że jest mało precyzyjny, a zapowiedziany cel można osiągnąć prostszymi metodami. Pozostaje jednak otwarta kontrowersyjna kwestia konfiskaty, którą można uznać za stosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej. A czas biegnie i oligarchowie zabezpieczają swoje majątki. Dopiero co do portu we Władywostoku wpłynął, budząc niemałą sensację, 142-metrowy jacht Alieksieja Mordaszowa, właściciela koncernu „Siewierstal”. Jednostka warta 300 mln dolarów, czyli więcej niż roczny dochód miasta, przypłynęła tu z Seszeli, gdzie zapewne ktoś mógł na niej położyć sekwestr.