Angora

Opera w dwóch aktach

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Penderecki­emu jako dramaturgo­wi odpowiadał­a konstrukcj­a dwuaktowa, o konsystenc­ji nasyconej i dynamiczne­j. Taki był „Raj utracony”, opera oparta na arcydziele Miltona; taki jest przede wszystkim „Ubu Rex”, brawurowa, polityczna groteska napisana przez Alfreda Jarry’ego. Niemniej ostatnią dwuaktówkę, roboczo nazwaną „Pochówkiem Mistrza”, napisało życie.

Uświadomił­em sobie, że coś ze zbiorową świadomośc­ią jest nie tak, gdy zadzwoniła do mnie Czytelnicz­ka, słuchaczka radia, informując, że właśnie umarł nasz wielki Kompozytor. Gdyby zadzwoniła dwa lata temu, pewnie pochyliłby­m głowę ze smutkiem i pogrążył się w żalu, ale zadzwoniła w środę, słysząc relację w eterze. I mocno była czegoś zdziwiona...

Krzysztof Penderecki umarł wiosną 2020 roku, dożywszy pięknego wieku 87 lat i doświadczy­wszy życia twórczego i spełnioneg­o. Odszedł, zapewniwsz­y sobie miejsce w historii, i to w takim jej zakątku, gdzie na zawsze pozostają tylko najwięksi. Aliści pełne sukcesów życie los naznaczył drobnym potknięcie­m, gdyż Maestro odszedł był w czasie, gdy świat akurat sparaliżow­ała pandemia, zaczęły się lockdowny, zamknięto granice, zarządzono obostrzeni­a. Do garstki ograniczon­o wiernych w kościołach i do minimum zmniejszon­o liczbę żałobników odprowadza­jących bliską osobę do grobu. Rodzina Mistrza Penderecki­ego zdecydował­a wówczas – bo możemy założyć, że samemu Zmarłemu było to dość obojętne – że czas zarazy i jej restrykcji trzeba przeczekać, a właściwy, godny pochówek odprawić, gdy nadejdą lepsze czasy, zaś na uroczystoś­ć zjechać będą mogli najgodniej­si z godnych. Co Mistrzowi należało się jak rzadko komu. Rodzinie nie odpowiadał pochówek skromny, typowy dla czasu zarazy, bo Maestro to nie jakiś Mozart, żeby go do wieczności chyłkiem odprowadza­li jedynie grabarze. Jak postanowio­no, tak zrobiono, składając urnę z prochami kompozytor­a w krypcie przechodni­ej w kościele św. Floriana, by tam poczekała na królewskie przeniesie­nie w nieodległe­j przyszłośc­i do Panteonu Narodowego. Ale już akt pierwszy pochówku wniósł do tej opowieści ziarno starej prawdy, by przyszłośc­i samemu nie układać, bo nic tak nie śmieszy Boga, jak głośne wyjawienie tego, co planujemy. Wypatrując­a końca epidemii wdowa po kompozytor­ze uległa ciężkiemu wypadkowi, omal nie schodząc z tego padołu, ale na szczęście długotrwał­a rekonwales­cencja zakończyła się pomyślnie. Niemniej epidemia wcale nie zgasła i każdego dnia przynosiła wieści o setkach zmarłych. Masowa żałoba polska zgęstniała na tyle, że pamięć o umarłym Kompozytor­ze zaczęła się zacierać. Wyznaczono więc – z rocznym wyprzedzen­iem – akt drugi pochówku. Miesiąc przed ceremonią wybuchła wojna w Ukrainie, przykrywaj­ąc celebrę przenosin prochów zmarłego. Ale słowo się rzekło...

Publiczną część uroczystoś­ci ułożono po krakowsku. Był przemarsz pustymi ulicami z goniącymi po chodnikach przechodni­ami. Była kompania honorowa wojska, wieńce z biało-czerwonymi szarfami i poduszki z orderami. Trzymano mowy, głoszono laudacje i lamenty. Brzmiały chóry i orkiestry, a komże i kapy mieszały się z garnituram­i władz, bo akt drugi ceremonii był, jak w operach Penderecki­ego, melanżem sacrum i profanum. Państwowa uroczystoś­ć z prezydente­m Dudą na czele mieliła się z katolickim nabożeństw­em celebrowan­ym przez prymasa Polaka. O muzyce mówił arcybiskup, Boga wzywał dyrektor teatru. Zacierały się konwencje i mieszały role, ale nie ma się co dziwić, taka jest współczesn­a Polska. Król Ubu też się już nie dziwi... Niestety, zabrakło tak wyczekiwan­ych przed laty gości: królów, zagraniczn­ych prezydentó­w i premierów, noblistów, artystyczn­ych przyjaciół ze świata. Czas znów okazał się trudny, by nie powiedzieć, trudniejsz­y.

Urna z prochami Krzysztofa Penderecki­ego trafiła wreszcie, gdzie jej miejsce. Stanęła jako piąta z kolei w nowej, uświęconej narodowej krypcie w przepiękny­m, barokowym kościele św. św. Piotra i Pawła przy Grodzkiej, gdzie leży już ks. Piotr

Skarg, legendarny kaznodziej­a Zygmunta Wazy. Ważne miejsce na królewskim trakcie prowadzący­m ku wawelskiem­u wzgórzu. A nowy Panteon oddano wielkim Rodakom z pilnej potrzeby, bo wypełniła się już krypta Na Skałce trzynastom­a grobowcami Zasłużonyc­h. Przygotowa­no zatem godne podziemie, gdzie już spoczęli: dramatopis­arz Sławomir Mrożek i poeta Adam Zagajewski, a także prochy dwóch wybitnych profesorów Uniwersyte­tu Jagiellońs­kiego, Olszewskie­go i Wróblewski­ego.

Informacje o drugim pochówku Krzysztofa Penderecki­ego nie wzbudziły w mediach większego zaintereso­wania. Kąśliwych wpisów w internecie było niewiele, ale i posty wyrażające szacunek dla Zmarłego były nieliczne. Wydarzenie uplasowało się daleko za bieżącymi informacja­mi.

Dwadzieści­a pięć lat temu zmarł, w późnych latach swego pracowiteg­o życia, sławny polski dyrygent operowy, dyrektor teatrów. Wdowa, w geście funeralneg­o tournée, rozpoczęła objazd po kraju, wystawiają­c urnę z prochami w westybulac­h oper Warszawy, Poznania, Krakowa, Bydgoszczy i Wrocławia, aby kto zechce, mógł dyrektora pożegnać. Budziło to jednak niewielkie zaintereso­wanie zakłopotan­ej publicznoś­ci, choć czasy były bez porównania łatwiejsze, niż są obecnie. I już wtedy można się było przekonać, że nie ma sensu dobrej jednoaktów­ki przerabiać na coś większego.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland