Podwójna egzekucja na polu
W Radomiu trwa proces o zabójstwo dwóch rolników, którzy zostali zastrzeleni 28 lat temu
Był koniec lipca 1994 roku. Na polu nieopodal Nowego Miasta nad Pilicą znaleziono dwóch martwych mężczyzn ze skrępowanymi rękoma i nogami oraz ranami postrzałowymi głowy i klatki piersiowej. Wyglądało na to, że ktoś dokonał egzekucji z zimną krwią.
Wszystko wskazywało też na to, że mężczyźni zostali zastrzeleni przez cudzoziemców z byłego ZSRR, którzy w tym czasie byli widywani w okolicy jako osoby poszukujące pracy. Prokuratura próbowała ustalić motyw tej zbrodni. Brano pod uwagę, że ktoś chciał odzyskać jakiś dług, że powodem mogła być zazdrość o kobietę albo zemsta za niezatrudnienie mężczyzn przez jednego z zabitych rolników do pracy w gospodarstwie.
Strzały z bliska
Pewne było natomiast, że pokrzywdzeni o godz. 7 rano wyjechali w pole, bo wzajemnie sobie pomagali w pracach rolniczych. Wyjechali ciągnikiem z dwoma przyczepami. Według biegłych zastrzeleni zostali między 8.05 a 8.30 z broni palnej przerobionej prawdopodobnie z pistoletu gazowego. Strzały oddano z bliskiej odległości.
Świadkowie zeznali, że tego dnia widziano na przystanku PKS dwóch mężczyzn czekających na autobus do Rawy Mazowieckiej. Musieli się bardzo spieszyć, bo zdecydowali się iść pieszo szosą i złapać okazję. Podwiózł ich kierowca fiata 126p. W Rawie Mazowieckiej mieli wsiąść do autobusu relacji Tomaszów Mazowiecki – Warszawa i wysiąść w Mszczonowie koło Grójca. Dalej ślad się już urywał.
Prokuratura Okręgowa w Radomiu zwróciła się o pomoc prawną do prokuratur w Białorusi, Armenii i Izraelu. Podejrzewano bowiem, że właśnie tam mogły przebywać osoby, które podejrzewano o związek z zabójstwem. W poszukiwania zaangażowano również Interpol. Pojawiły się nazwiska Armenach P., Goran M. oraz Siergiej Ch., ale nie wykluczano, że podejrzani mogli zmieniać tożsamość.
W grudniu 1995 roku umorzono śledztwo z powodu niewykrycia sprawców zbrodni, ale sprawą zajmowali się wciąż policjanci z Archiwum X. Sukcesywnie powoływano biegłych z zakresu badań genetycznych, daktyloskopijnych, batalistycznych i biologicznych. Niestety, ekspertyzy specjalistów były niepełne, bo brakowało materiałów porównawczych. Dziesięć lat po tajemniczych zabójstwach biegli znaleźli ludzkie DNA na sznurze, którym skrępowane były ofiary, a później śledczy wpadli na trop 54-letniego mężczyzny pochodzącego z Ukrainy. Od lat mieszkał w Polsce pod nazwiskiem Rudolf K., ale wcześniej zmieniał dwukrotnie swoją tożsamość. W lipcu 1994 roku przez kilka dni mieszkał w hotelu w Rawie Mazowieckiej i bywał w okolicach, gdzie mieszkały ofiary.
Półtora roku temu wznowiono śledztwo w tej sprawie i ustalono miejsce pobytu Rudolfa K.
Oskarżony: Rudolf K. (55 l.) O: podwójne zabójstwo Ofiary: Stanisław W. (47 l.), Bogusław S. (36 l.) Sąd: Ewa Adamowicz (przewodnicząca składu orzekającego), Paweł Czerwiński – Sąd Okręgowy w Radomiu Oskarżenie: Marcin Kwiatkowski – Prokuratura Okręgowa w Radomiu Obrona: Patrycja Łobocka, Krzysztof Klimkiewicz
A także, co najważniejsze, że to jego ślady DNA oraz odciski linii papilarnych były na sznurze, którym skrępowano ofiary.
Problemy z pamięcią po udarze?
Na pierwszym przesłuchaniu Rudolf K. był zdziwiony postawionym mu zarzutem podwójnego zabójstwa i motywami, dla których miałby to zrobić. Wbrew temu, co ustalili śledczy, zapewniał, że do Polski przyjechał dopiero w 1996 roku i nigdy nie podejmował żadnych prac dorywczych w rolnictwie.
– Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się Nowe Miasto nad Pilicą i Rawa Mazowiecka. Nigdy też nie mieszkałem tam w żadnym hotelu i nie znałem żadnego Stanisława W. ani Bogusława S. Nie kojarzę też osób, które mieszkały w Izraelu i miały na nazwisko Siergiej Ch. czy jakoś tak podobnie. Sam też nie posługiwałem się innym nazwiskiem i nic mi nie mówi Armenach P. czy Goran M. Poza tym jak przebywałem kiedyś w zakładzie karnym za kradzież, to doznałem udaru mózgu i mam problemy z pamięcią – wyjaśniał.
Zapewniał również, że nie potrafi się posługiwać bronią palną.
Na kolejnym przesłuchaniu odmówił już składania wyjaśnień i odpowiedzi na jakiekolwiek pytania.
Mężczyzna z zawodu jest monterem radioaparatury. Nigdy jednak nie pracował na Ukrainie. Do Polski przyjechał w wieku 30 lat i otworzył firmę, która zajmowała się pracami wykończeniowymi. Prowadził ją przez siedem lat, a później był na utrzymaniu żony. Był karany za nielegalne posiadanie broni. Prokuratura ustaliła także, że w przeszłości odbywał służbę wojskową w jednostkach specnazu, czyli służbach specjalnych wojsk radzieckich. Przechodził tam specjalistyczne szkolenia z technik, metod i skutków użycia broni palnej.
Rudolf K. poddany został badaniom psychiatryczno-psychologicznym. Biegli uznali, że nie jest chory psychicznie ani upośledzony umysłowo. Stwierdzono osobowość z cechami antyspołecznymi. Cechuje go brak wiary w siebie, pesymizm, niechęć do długotrwałego wysiłku, nieradzenie sobie z codziennością oraz impulsywność. Uważa też, że jest niewłaściwie traktowany przez innych. Biegli zwrócili także uwagę, że badany symuluje problemy psychiczne lub je wyolbrzymia. Podczas wywiadu środowiskowego przeprowadzono rozmowę z żoną podejrzanego. Według niej małżonek jest człowiekiem spokojnym i życzliwym wobec ludzi, a największą wagę przywiązuje do dobra swojej rodziny.
Prokuratura uważa, że ma dostateczne dowody na to, że to Rudolf K. zastrzelił przed laty dwóch rolników i mężczyzna stanął przed sądem oskarżony o podwójne zabójstwo. Grozi mu za to dożywocie.
Tajemniczy Siergiej
Podczas pierwszej rozprawy Rudolf K. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył wyjaśnienia. Wynika z nich, że sprawcą zbrodni był mężczyzna o imieniu Siergiej, z którym pojechał na miejsce zdarzenia.
– Poznałem tego człowieka na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, gdzie handlowałem. Nie pamiętam jednak jego nazwiska. Siergiej przychodził do mnie robić zakupy i pewnego dnia zaproponował szybki zarobek. Chodziło o znalezienie pewnych osób i podanie mu ich adresu. Pojechałem więc do Rawy Mazowieckiej szukać tych ludzi. Później Siergiej miał ich postraszyć, bo byli mu podobno coś winni.
Jak wyjaśniał oskarżony, przez kilka dni mieszkał w hotelu i ustalał adresy ludzi, których szukał tajemniczy Siergiej.
– W końcu znalazłem ten dom i wróciłem do Warszawy. Nie ustalałem jednak, kto tam mieszkał. Za jakiś czas przyjechał do mnie Siergiej i umówiliśmy się, że razem tam pojedziemy. W okolice tych pól dotarliśmy PKS-em i tam spotkaliśmy jakichś ludzi. Związaliśmy tych mężczyzn i Siergiej kazał mi odejść na drogę, żebym stał na czatach. Wrócił jakoś tak po pięciu, może siedmiu minutach. – Co się w tym czasie działo? – pytał sąd. – Nie mam pojęcia, bo z miejsca, w którym stałem, nic nie było widać. Jak Siergiej wrócił, poszliśmy na szosę, zatrzymaliśmy jakiegoś „malucha” i wróciliśmy do Rawy Mazowieckiej. Tam się rozstaliśmy. Powiedział tylko, że w ciągu tygodnia skontaktuje się ze mną. Czekałem na niego w Warszawie, ale nigdy się już nie pojawił. Później przeniosłem się do Gdańska i tam zamieszkałem.
– Czy była ustalona jakaś stawka za tę pomoc? – dociekała sędzia Ewa Adamowicz.
– Nie było żadnych konkretów – obiecał mi tylko 50 proc., ale nie miałem pojęcia od jakiej sumy.
– Nie używał pan wówczas broni?
– Nie, bo nawet nie umiem się nią posługiwać. Owszem, byłem skazany za jej posiadanie, ale wtedy ją znalazłem i trzymałem w domu.
– Pomagał pan jednak w krępowaniu ofiar... – zwrócił uwagę sąd.
– Jak poszliśmy na pole, to ci mężczyźni siedzieli na traktorze. Siergiej kazał im zejść, a później wziął sznurek i razem ich wiązaliśmy. Ja wiązałem tego młodszego. Z tego, co pamiętam, nie było żadnej rozmowy, nie stawiali też oporu. Wystawili po prostu ręce do wiązania. Nikt im żadną bronią nie groził. Widziałem, że Siergiej miał plecak, ale nie miałem pojęcia, że tam może być jakiś pistolet. A później już nic nie widziałem, bo byłem około 30 metrów dalej. Jak Siergiej wrócił, nic nie mówił, co się działo na polu. Widać było jednak, że był zdenerwowany.
– Jak pan wytłumaczy fakt, że pana DNA było na obydwu sznurach, chociaż – jak pan twierdzi – wiązał tylko jednego z pokrzywdzonych? – pytał prokurator Marcin Kwiatkowski.
– Nie mam zielonego pojęcia. Stanowczo zaprzeczam też, że służyłem w wojsku w Związku Radzieckim. Byłem tylko w Armenii karany za kradzież, a w Polsce nie miałem kontaktu z żadnymi grupami przestępczymi. A o tym, że ci dwaj mężczyźni zostali zabici, dowiedziałem się z gazety i telewizji.
– Dlaczego nie zgłosił się pan na policję z informacjami o tym zdarzeniu? – chciał ustalić sąd.
– Bałem się odpowiedzialności karnej za współudział w jakimś przestępstwie, a przede wszystkim Siergieja. A teraz bardzo żałuję, że dałem mu się namówić na to wszystko. Nie uważam, żebym jakoś szczególnie brał w tym udział, ale w pewnym sensie czuję się winny, że go nie powstrzymałem. Gdybym wiedział, co on naprawdę chce zrobić, tobym pewnie inaczej zareagował. Ciągle teraz o tym myślę...
Dwaj mężczyźni z plecakami
Świadek Janusz Ch. był sąsiadem pokrzywdzonych.
– Tego dnia jechałem w pole z synami i mijałem dwóch mężczyzn z plecakami. Może przez dwie sekundy widziałem ich twarze. Szli w kierunku pola sąsiadów. Za jakiś czas zobaczyliśmy sąsiadów, którzy mieli zakneblowane usta i związane ręce. Zobaczyłem też krew.
– Słyszał pan wcześniej jakąś kłótnię i strzały? – dociekał sąd. – Nic takiego nie słyszałem. – Czy komuś mogło zależeć na śmierci pokrzywdzonych?
– To byli raczej spokojni ludzie i nie słyszałem, żeby mieli z kimś jakieś zatargi. Raczej nie mieli też długów, bo to byli zamożni ludzie. – Czy rozpoznaje pan oskarżonego? – Nie jestem w stanie powiedzieć, czy właśnie oskarżony był jednym z tych mężczyzn, którzy nas mijali.
Świadek Czesław W. podwoził 28 lat temu dwóch mężczyzn swoim fiatem 126p.
– Jakiś mężczyzna machnął ręką i zatrzymałem się. Za chwilę pojawił się drugi. Podwoziłem ich do centrum Rawy Mazowieckiej. Pytali o dworzec i wskazałem im drogę. Po drodze z jednym z nich rozmawiałem – miał akcent rosyjski czy ukraiński. Pamiętam, że coś mówił, że zarobkowali w okolicach. Drugi natomiast w ogóle się nie odzywał.
– Czy rozpoznaje pan człowieka, który siedzi na ławie oskarżonych? – pytał sąd.
– Trudno mi powiedzieć, bo było to przecież bardzo dawno temu.
Świadek Zofia S.:
– Pokrzywdzony Bogusław S. był moim siostrzeńcem, a Stanisław W. dobrym znajomym. Dzień wcześniej rano jechaliśmy w trójkę na Staszka pole, bo były żniwa. Po drodze zobaczyliśmy jakichś dwóch mężczyzn, którzy później kręcili się koło Staszka i o czymś rozmawiali. Za jakiś czas Staszek podszedł do mnie i zapytałam go, kto to był. Odpowiedział, że jeden Ruski, a drugi Polak, którzy szukają pracy. Powiedziałam mu, żeby zadzwonił na policję, bo to pewnie jakieś bandziory. Następnego dnia pojechaliśmy na pole Bogusława ściągać siano. Wróciłam wcześniej do domu i czekałam na nich, ale długo ich nie było.
Zofia S. pojechała więc znowu na pole i na miejscu zobaczyła leżącego na ziemi siostrzeńca i znajomego.
– Ktoś musiał ich zastrzelić, bo mieli dziury w głowach po kulach. Ja do tej pory słabo sypiam, bo ciągle ich widzę przed oczami.
Sąd chciał się dowiedzieć, czy pokrzywdzeni utrzymywali jakieś kontakty z obcokrajowcami.
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie słyszałam też, żeby mieli jakieś długi i w ogóle pożyczali od kogoś jakieś pieniądze, bo byli raczej dobrze sytuowani.
Proces trwa. Następna rozprawa zaplanowana jest na koniec kwietnia i mają wówczas zeznawać kolejni świadkowie.
27 lat po zbrodni
Sąd Okręgowy w Łodzi skazał na 25 lat pozbawienia wolności mężczyznę oskarżonego o pobicie, brutalne zgwałcenie i zabójstwo 22-letniej studentki Hanny S. Do zbrodni doszło 27 lat temu na łódzkim osiedlu studenckim Lumumbowo. Skazany był jednym z najdłużej poszukiwanych przestępców w Polsce. i wrócono do podejrzanych typowanych przed laty. Wśród nich znalazł się też Mirosław Cz.
Był materiał z miejsca zbrodni, ale wtedy badania DNA kosztowały majątek i w związku z brakiem środków finansowych sprawa znów trafiła na półkę. Kolejny raz powrócono do niej w 2009 roku. To był już czas powszechnego badania materiałów nadających się do analizy DNA. Powstały także specjalistyczne laboratoria w komendach wojewódzkich policji. Wytypowano sprawców zbrodni, a wśród nich ponownie Mirosława Cz. „Przez cały czas wiedziałam, że to on. Gdy usłyszałam jego nazwisko, musiałam je pamiętać, zostanie w głowie do końca życia. Tak samo zapamiętałam tę twarz. Przez wszystkie te lata...” – cytowała wtedy słowa matki zamordowanej dziewczyny wspomniana już „Gazeta Lubuska”. 60-letni już wtedy Mirosław Cz. okazał się zabójcą Basi. Potwierdziły to badania DNA. Jeszcze bardziej wstrząsające jest to, że Mirosław Cz. dokonał tej zbrodni zaledwie miesiąc po wyjściu z więzienia za zabójstwo 15-letniej dziewczynki. Nie przyznał się nigdy do winy (podobnie jak przy pierwszym zabójstwie). Związał się z młodą kobietą i zamieszkał w jednym z blokowisk w Poznaniu, a pracował na miejscowych budowach... Był bardzo lubiany przez sąsiadów.
Sąd w Zielonej Górze skazał Mirosława Cz. na karę 25 lat więzienia. Obrońcy wnieśli apelację, ale Sąd Apelacyjny w Poznaniu w marcu 2012 roku odrzucił ją, podkreślając bardzo mocne dowody w tej sprawie.
nie powiedziała? Przecież mamy sporo majętnych znajomych i ci z pewnością pospieszyliby nam z pomocą.
Słuchając kobiety, inspektor włożył do plastikowego woreczka bezprzewodową myszkę i podając go technikowi z ekipy dochodzeniowo-śledczej, polecił: – Proszę przekazać ten przedmiot naszym ekspertom od daktyloskopii. Ciekawe, czy oprócz linii papilarnych denatki znajdą tam jeszcze odciski palców innych osób.
Słysząc te słowa, Anna Wieczorek oświadczyła: – Są tam też i moje, ponieważ często korzystam z tego komputera.
Nerak, słuchając kobiety, obejrzał jeszcze raz biurko i oświadczył: – Po tym, co tu zobaczyłem i usłyszałem od pani, jestem przekonany, że to nie było samobójstwo. Larysa Wiśniewska została zamordowana. I o to morderstwo podejrzewam panią.
Słysząc to, zaskoczona Anna Wieczorek zapytała: – Jak się pan tego domyślił?
No właśnie, na jakiej podstawie inspektor Nerak doszedł do takiego wniosku?
Rozwiązanie zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelników detektywów czekamy do 14 kwietnia. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujemy nagrodę książkową.
Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.
Rozwiązanie zagadki sprzed dwóch tygodni „Weksel”: Gdyby Bronisław Kamiński zamordował jubilera, to wyjmując pieniądze z kasetki, tym bardziej zabrałby weksel.
Wpłynęło prawidłowych odpowiedzi na kartkach pocztowych i 48 e-mailem.
Książkę Ambrose Parry „I sprawisz, że wrócę do prochu” (Wydawnictwo Zysk i S-ka) wylosował pan Maciej Jaglarz z Katowic.
Gratulujemy! Nagrodę wyślemy pocztą.