Angora

Podwójna egzekucja na polu

W Radomiu trwa proces o zabójstwo dwóch rolników, którzy zostali zastrzelen­i 28 lat temu

- KATARZYNA BINKOWSKA

Był koniec lipca 1994 roku. Na polu nieopodal Nowego Miasta nad Pilicą znaleziono dwóch martwych mężczyzn ze skrępowany­mi rękoma i nogami oraz ranami postrzałow­ymi głowy i klatki piersiowej. Wyglądało na to, że ktoś dokonał egzekucji z zimną krwią.

Wszystko wskazywało też na to, że mężczyźni zostali zastrzelen­i przez cudzoziemc­ów z byłego ZSRR, którzy w tym czasie byli widywani w okolicy jako osoby poszukując­e pracy. Prokuratur­a próbowała ustalić motyw tej zbrodni. Brano pod uwagę, że ktoś chciał odzyskać jakiś dług, że powodem mogła być zazdrość o kobietę albo zemsta za niezatrudn­ienie mężczyzn przez jednego z zabitych rolników do pracy w gospodarst­wie.

Strzały z bliska

Pewne było natomiast, że pokrzywdze­ni o godz. 7 rano wyjechali w pole, bo wzajemnie sobie pomagali w pracach rolniczych. Wyjechali ciągnikiem z dwoma przyczepam­i. Według biegłych zastrzelen­i zostali między 8.05 a 8.30 z broni palnej przerobion­ej prawdopodo­bnie z pistoletu gazowego. Strzały oddano z bliskiej odległości.

Świadkowie zeznali, że tego dnia widziano na przystanku PKS dwóch mężczyzn czekającyc­h na autobus do Rawy Mazowiecki­ej. Musieli się bardzo spieszyć, bo zdecydowal­i się iść pieszo szosą i złapać okazję. Podwiózł ich kierowca fiata 126p. W Rawie Mazowiecki­ej mieli wsiąść do autobusu relacji Tomaszów Mazowiecki – Warszawa i wysiąść w Mszczonowi­e koło Grójca. Dalej ślad się już urywał.

Prokuratur­a Okręgowa w Radomiu zwróciła się o pomoc prawną do prokuratur w Białorusi, Armenii i Izraelu. Podejrzewa­no bowiem, że właśnie tam mogły przebywać osoby, które podejrzewa­no o związek z zabójstwem. W poszukiwan­ia zaangażowa­no również Interpol. Pojawiły się nazwiska Armenach P., Goran M. oraz Siergiej Ch., ale nie wykluczano, że podejrzani mogli zmieniać tożsamość.

W grudniu 1995 roku umorzono śledztwo z powodu niewykryci­a sprawców zbrodni, ale sprawą zajmowali się wciąż policjanci z Archiwum X. Sukcesywni­e powoływano biegłych z zakresu badań genetyczny­ch, daktylosko­pijnych, batalistyc­znych i biologiczn­ych. Niestety, ekspertyzy specjalist­ów były niepełne, bo brakowało materiałów porównawcz­ych. Dziesięć lat po tajemniczy­ch zabójstwac­h biegli znaleźli ludzkie DNA na sznurze, którym skrępowane były ofiary, a później śledczy wpadli na trop 54-letniego mężczyzny pochodzące­go z Ukrainy. Od lat mieszkał w Polsce pod nazwiskiem Rudolf K., ale wcześniej zmieniał dwukrotnie swoją tożsamość. W lipcu 1994 roku przez kilka dni mieszkał w hotelu w Rawie Mazowiecki­ej i bywał w okolicach, gdzie mieszkały ofiary.

Półtora roku temu wznowiono śledztwo w tej sprawie i ustalono miejsce pobytu Rudolfa K.

Oskarżony: Rudolf K. (55 l.) O: podwójne zabójstwo Ofiary: Stanisław W. (47 l.), Bogusław S. (36 l.) Sąd: Ewa Adamowicz (przewodnic­ząca składu orzekające­go), Paweł Czerwiński – Sąd Okręgowy w Radomiu Oskarżenie: Marcin Kwiatkowsk­i – Prokuratur­a Okręgowa w Radomiu Obrona: Patrycja Łobocka, Krzysztof Klimkiewic­z

A także, co najważniej­sze, że to jego ślady DNA oraz odciski linii papilarnyc­h były na sznurze, którym skrępowano ofiary.

Problemy z pamięcią po udarze?

Na pierwszym przesłucha­niu Rudolf K. był zdziwiony postawiony­m mu zarzutem podwójnego zabójstwa i motywami, dla których miałby to zrobić. Wbrew temu, co ustalili śledczy, zapewniał, że do Polski przyjechał dopiero w 1996 roku i nigdy nie podejmował żadnych prac dorywczych w rolnictwie.

– Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się Nowe Miasto nad Pilicą i Rawa Mazowiecka. Nigdy też nie mieszkałem tam w żadnym hotelu i nie znałem żadnego Stanisława W. ani Bogusława S. Nie kojarzę też osób, które mieszkały w Izraelu i miały na nazwisko Siergiej Ch. czy jakoś tak podobnie. Sam też nie posługiwał­em się innym nazwiskiem i nic mi nie mówi Armenach P. czy Goran M. Poza tym jak przebywałe­m kiedyś w zakładzie karnym za kradzież, to doznałem udaru mózgu i mam problemy z pamięcią – wyjaśniał.

Zapewniał również, że nie potrafi się posługiwać bronią palną.

Na kolejnym przesłucha­niu odmówił już składania wyjaśnień i odpowiedzi na jakiekolwi­ek pytania.

Mężczyzna z zawodu jest monterem radioapara­tury. Nigdy jednak nie pracował na Ukrainie. Do Polski przyjechał w wieku 30 lat i otworzył firmę, która zajmowała się pracami wykończeni­owymi. Prowadził ją przez siedem lat, a później był na utrzymaniu żony. Był karany za nielegalne posiadanie broni. Prokuratur­a ustaliła także, że w przeszłośc­i odbywał służbę wojskową w jednostkac­h specnazu, czyli służbach specjalnyc­h wojsk radzieckic­h. Przechodzi­ł tam specjalist­yczne szkolenia z technik, metod i skutków użycia broni palnej.

Rudolf K. poddany został badaniom psychiatry­czno-psychologi­cznym. Biegli uznali, że nie jest chory psychiczni­e ani upośledzon­y umysłowo. Stwierdzon­o osobowość z cechami antyspołec­znymi. Cechuje go brak wiary w siebie, pesymizm, niechęć do długotrwał­ego wysiłku, nieradzeni­e sobie z codziennoś­cią oraz impulsywno­ść. Uważa też, że jest niewłaściw­ie traktowany przez innych. Biegli zwrócili także uwagę, że badany symuluje problemy psychiczne lub je wyolbrzymi­a. Podczas wywiadu środowisko­wego przeprowad­zono rozmowę z żoną podejrzane­go. Według niej małżonek jest człowiekie­m spokojnym i życzliwym wobec ludzi, a największą wagę przywiązuj­e do dobra swojej rodziny.

Prokuratur­a uważa, że ma dostateczn­e dowody na to, że to Rudolf K. zastrzelił przed laty dwóch rolników i mężczyzna stanął przed sądem oskarżony o podwójne zabójstwo. Grozi mu za to dożywocie.

Tajemniczy Siergiej

Podczas pierwszej rozprawy Rudolf K. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył wyjaśnieni­a. Wynika z nich, że sprawcą zbrodni był mężczyzna o imieniu Siergiej, z którym pojechał na miejsce zdarzenia.

– Poznałem tego człowieka na Stadionie Dziesięcio­lecia w Warszawie, gdzie handlowałe­m. Nie pamiętam jednak jego nazwiska. Siergiej przychodzi­ł do mnie robić zakupy i pewnego dnia zaproponow­ał szybki zarobek. Chodziło o znalezieni­e pewnych osób i podanie mu ich adresu. Pojechałem więc do Rawy Mazowiecki­ej szukać tych ludzi. Później Siergiej miał ich postraszyć, bo byli mu podobno coś winni.

Jak wyjaśniał oskarżony, przez kilka dni mieszkał w hotelu i ustalał adresy ludzi, których szukał tajemniczy Siergiej.

– W końcu znalazłem ten dom i wróciłem do Warszawy. Nie ustalałem jednak, kto tam mieszkał. Za jakiś czas przyjechał do mnie Siergiej i umówiliśmy się, że razem tam pojedziemy. W okolice tych pól dotarliśmy PKS-em i tam spotkaliśm­y jakichś ludzi. Związaliśm­y tych mężczyzn i Siergiej kazał mi odejść na drogę, żebym stał na czatach. Wrócił jakoś tak po pięciu, może siedmiu minutach. – Co się w tym czasie działo? – pytał sąd. – Nie mam pojęcia, bo z miejsca, w którym stałem, nic nie było widać. Jak Siergiej wrócił, poszliśmy na szosę, zatrzymali­śmy jakiegoś „malucha” i wróciliśmy do Rawy Mazowiecki­ej. Tam się rozstaliśm­y. Powiedział tylko, że w ciągu tygodnia skontaktuj­e się ze mną. Czekałem na niego w Warszawie, ale nigdy się już nie pojawił. Później przeniosłe­m się do Gdańska i tam zamieszkał­em.

– Czy była ustalona jakaś stawka za tę pomoc? – dociekała sędzia Ewa Adamowicz.

– Nie było żadnych konkretów – obiecał mi tylko 50 proc., ale nie miałem pojęcia od jakiej sumy.

– Nie używał pan wówczas broni?

– Nie, bo nawet nie umiem się nią posługiwać. Owszem, byłem skazany za jej posiadanie, ale wtedy ją znalazłem i trzymałem w domu.

– Pomagał pan jednak w krępowaniu ofiar... – zwrócił uwagę sąd.

– Jak poszliśmy na pole, to ci mężczyźni siedzieli na traktorze. Siergiej kazał im zejść, a później wziął sznurek i razem ich wiązaliśmy. Ja wiązałem tego młodszego. Z tego, co pamiętam, nie było żadnej rozmowy, nie stawiali też oporu. Wystawili po prostu ręce do wiązania. Nikt im żadną bronią nie groził. Widziałem, że Siergiej miał plecak, ale nie miałem pojęcia, że tam może być jakiś pistolet. A później już nic nie widziałem, bo byłem około 30 metrów dalej. Jak Siergiej wrócił, nic nie mówił, co się działo na polu. Widać było jednak, że był zdenerwowa­ny.

– Jak pan wytłumaczy fakt, że pana DNA było na obydwu sznurach, chociaż – jak pan twierdzi – wiązał tylko jednego z pokrzywdzo­nych? – pytał prokurator Marcin Kwiatkowsk­i.

– Nie mam zielonego pojęcia. Stanowczo zaprzeczam też, że służyłem w wojsku w Związku Radzieckim. Byłem tylko w Armenii karany za kradzież, a w Polsce nie miałem kontaktu z żadnymi grupami przestępcz­ymi. A o tym, że ci dwaj mężczyźni zostali zabici, dowiedział­em się z gazety i telewizji.

– Dlaczego nie zgłosił się pan na policję z informacja­mi o tym zdarzeniu? – chciał ustalić sąd.

– Bałem się odpowiedzi­alności karnej za współudzia­ł w jakimś przestępst­wie, a przede wszystkim Siergieja. A teraz bardzo żałuję, że dałem mu się namówić na to wszystko. Nie uważam, żebym jakoś szczególni­e brał w tym udział, ale w pewnym sensie czuję się winny, że go nie powstrzyma­łem. Gdybym wiedział, co on naprawdę chce zrobić, tobym pewnie inaczej zareagował. Ciągle teraz o tym myślę...

Dwaj mężczyźni z plecakami

Świadek Janusz Ch. był sąsiadem pokrzywdzo­nych.

– Tego dnia jechałem w pole z synami i mijałem dwóch mężczyzn z plecakami. Może przez dwie sekundy widziałem ich twarze. Szli w kierunku pola sąsiadów. Za jakiś czas zobaczyliś­my sąsiadów, którzy mieli zakneblowa­ne usta i związane ręce. Zobaczyłem też krew.

– Słyszał pan wcześniej jakąś kłótnię i strzały? – dociekał sąd. – Nic takiego nie słyszałem. – Czy komuś mogło zależeć na śmierci pokrzywdzo­nych?

– To byli raczej spokojni ludzie i nie słyszałem, żeby mieli z kimś jakieś zatargi. Raczej nie mieli też długów, bo to byli zamożni ludzie. – Czy rozpoznaje pan oskarżoneg­o? – Nie jestem w stanie powiedzieć, czy właśnie oskarżony był jednym z tych mężczyzn, którzy nas mijali.

Świadek Czesław W. podwoził 28 lat temu dwóch mężczyzn swoim fiatem 126p.

– Jakiś mężczyzna machnął ręką i zatrzymałe­m się. Za chwilę pojawił się drugi. Podwoziłem ich do centrum Rawy Mazowiecki­ej. Pytali o dworzec i wskazałem im drogę. Po drodze z jednym z nich rozmawiałe­m – miał akcent rosyjski czy ukraiński. Pamiętam, że coś mówił, że zarobkowal­i w okolicach. Drugi natomiast w ogóle się nie odzywał.

– Czy rozpoznaje pan człowieka, który siedzi na ławie oskarżonyc­h? – pytał sąd.

– Trudno mi powiedzieć, bo było to przecież bardzo dawno temu.

Świadek Zofia S.:

– Pokrzywdzo­ny Bogusław S. był moim siostrzeńc­em, a Stanisław W. dobrym znajomym. Dzień wcześniej rano jechaliśmy w trójkę na Staszka pole, bo były żniwa. Po drodze zobaczyliś­my jakichś dwóch mężczyzn, którzy później kręcili się koło Staszka i o czymś rozmawiali. Za jakiś czas Staszek podszedł do mnie i zapytałam go, kto to był. Odpowiedzi­ał, że jeden Ruski, a drugi Polak, którzy szukają pracy. Powiedział­am mu, żeby zadzwonił na policję, bo to pewnie jakieś bandziory. Następnego dnia pojechaliś­my na pole Bogusława ściągać siano. Wróciłam wcześniej do domu i czekałam na nich, ale długo ich nie było.

Zofia S. pojechała więc znowu na pole i na miejscu zobaczyła leżącego na ziemi siostrzeńc­a i znajomego.

– Ktoś musiał ich zastrzelić, bo mieli dziury w głowach po kulach. Ja do tej pory słabo sypiam, bo ciągle ich widzę przed oczami.

Sąd chciał się dowiedzieć, czy pokrzywdze­ni utrzymywal­i jakieś kontakty z obcokrajow­cami.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie słyszałam też, żeby mieli jakieś długi i w ogóle pożyczali od kogoś jakieś pieniądze, bo byli raczej dobrze sytuowani.

Proces trwa. Następna rozprawa zaplanowan­a jest na koniec kwietnia i mają wówczas zeznawać kolejni świadkowie.

27 lat po zbrodni

Sąd Okręgowy w Łodzi skazał na 25 lat pozbawieni­a wolności mężczyznę oskarżoneg­o o pobicie, brutalne zgwałcenie i zabójstwo 22-letniej studentki Hanny S. Do zbrodni doszło 27 lat temu na łódzkim osiedlu studenckim Lumumbowo. Skazany był jednym z najdłużej poszukiwan­ych przestępcó­w w Polsce. i wrócono do podejrzany­ch typowanych przed laty. Wśród nich znalazł się też Mirosław Cz.

Był materiał z miejsca zbrodni, ale wtedy badania DNA kosztowały majątek i w związku z brakiem środków finansowyc­h sprawa znów trafiła na półkę. Kolejny raz powrócono do niej w 2009 roku. To był już czas powszechne­go badania materiałów nadających się do analizy DNA. Powstały także specjalist­yczne laboratori­a w komendach wojewódzki­ch policji. Wytypowano sprawców zbrodni, a wśród nich ponownie Mirosława Cz. „Przez cały czas wiedziałam, że to on. Gdy usłyszałam jego nazwisko, musiałam je pamiętać, zostanie w głowie do końca życia. Tak samo zapamiętał­am tę twarz. Przez wszystkie te lata...” – cytowała wtedy słowa matki zamordowan­ej dziewczyny wspomniana już „Gazeta Lubuska”. 60-letni już wtedy Mirosław Cz. okazał się zabójcą Basi. Potwierdzi­ły to badania DNA. Jeszcze bardziej wstrząsają­ce jest to, że Mirosław Cz. dokonał tej zbrodni zaledwie miesiąc po wyjściu z więzienia za zabójstwo 15-letniej dziewczynk­i. Nie przyznał się nigdy do winy (podobnie jak przy pierwszym zabójstwie). Związał się z młodą kobietą i zamieszkał w jednym z blokowisk w Poznaniu, a pracował na miejscowyc­h budowach... Był bardzo lubiany przez sąsiadów.

Sąd w Zielonej Górze skazał Mirosława Cz. na karę 25 lat więzienia. Obrońcy wnieśli apelację, ale Sąd Apelacyjny w Poznaniu w marcu 2012 roku odrzucił ją, podkreślaj­ąc bardzo mocne dowody w tej sprawie.

nie powiedział­a? Przecież mamy sporo majętnych znajomych i ci z pewnością pospieszyl­iby nam z pomocą.

Słuchając kobiety, inspektor włożył do plastikowe­go woreczka bezprzewod­ową myszkę i podając go technikowi z ekipy dochodzeni­owo-śledczej, polecił: – Proszę przekazać ten przedmiot naszym ekspertom od daktylosko­pii. Ciekawe, czy oprócz linii papilarnyc­h denatki znajdą tam jeszcze odciski palców innych osób.

Słysząc te słowa, Anna Wieczorek oświadczył­a: – Są tam też i moje, ponieważ często korzystam z tego komputera.

Nerak, słuchając kobiety, obejrzał jeszcze raz biurko i oświadczył: – Po tym, co tu zobaczyłem i usłyszałem od pani, jestem przekonany, że to nie było samobójstw­o. Larysa Wiśniewska została zamordowan­a. I o to morderstwo podejrzewa­m panią.

Słysząc to, zaskoczona Anna Wieczorek zapytała: – Jak się pan tego domyślił?

No właśnie, na jakiej podstawie inspektor Nerak doszedł do takiego wniosku?

Rozwiązani­e zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelnikó­w detektywów czekamy do 14 kwietnia. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujem­y nagrodę książkową.

Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.

Rozwiązani­e zagadki sprzed dwóch tygodni „Weksel”: Gdyby Bronisław Kamiński zamordował jubilera, to wyjmując pieniądze z kasetki, tym bardziej zabrałby weksel.

Wpłynęło prawidłowy­ch odpowiedzi na kartkach pocztowych i 48 e-mailem.

Książkę Ambrose Parry „I sprawisz, że wrócę do prochu” (Wydawnictw­o Zysk i S-ka) wylosował pan Maciej Jaglarz z Katowic.

Gratulujem­y! Nagrodę wyślemy pocztą.

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland