Marianna Dufek
że jako szef najliczniej oglądanego dziennika telewizyjnego w Polsce Durczok zarabiał gigantyczne pieniądze: „To była nieprzyzwoita kwota, grubo ponad sto tysięcy złotych miesięcznie”. Nieprzyzwoite okazało się też to, co robił już po wyjściu z redakcji, choć ówczesna żona długo nie zdawała sobie z tego sprawy: „Dopiero dużo później zrozumiałam, że on się nie rozstawał ze mną dla jednej kobiety, ale dla wielu. W tym sensie był uczciwy, ale nie miał odwagi tego powiedzieć”. Z ust dziennikarza pada nawet w tym kontekście określenie „seksoholik”, a Dufek dodaje, że tych uzależnień Kamil miał więcej. „Pamiętasz tę rozmowę, która zadecydowała o waszym rozstaniu?” – docieka Szymkowiak. „Była traumatyczna. Do tego długo nie chciał dać mi rozwodu. Dziś żałuję, że wtedy odpuściłam, nie walczyłam o usankcjonowanie rozstania. Dalej pozostawałam w roli «żony Durczoka». To kuriozalne, że on tak bardzo chciał utrzymać wizerunek wzorowego męża, ojca, Ślązaka”. O tamtych czasach sam Durczok we wspomnianym już wyżej wywiadzie mówił, że nie zrobił niczego złego: „Jeśli coś sobie zarzucam (...), to to, że pozwoliłem komuś wejść z buciorami w swoje prywatne życie”.
O tym życiu Marianna Dufek wiele nie wiedziała, kiedy więc o ekscesach męża zaczęła czytać w gazetach i portalach plotkarskich, musiała nauczyć się z tym mierzyć, a wreszcie także od wszystkiego się odciąć. „Dzisiaj bronię go już tylko jako świetnego dziennikarza, który zmarnował talent i życie” – mówi w wywiadzie. Przytacza też anegdotę, która świetnie opisuje Durczoka, obnaża jego kompleksy, które próbował przed światem schować. Tę historię znają też warszawscy i śląscy dziennikarze, zwłaszcza ci, którzy choć raz spotkali go na imprezowym szlaku Warszawy: „Wiesz, jaka była ulubiona imprezowa zabawa redaktora?” – pyta Marianna Dufek dziennikarza i wyjaśnia: „W obstawianie z kolegami, czy premier, wicepremier lub minister odbiorą od niego telefon. I liczenie na głos, po ilu sygnałach! ”.
Chwalił się zawsze, że bardzo szybko odbierają. Ale gdy pił coraz więcej, coraz bardziej autodestrukcyjnie, nikt już nie odbierał. I nikt też do niego nie dzwonił.