Niepokojące dzieło
„Żywe morze snów na jawie” Richarda Flanagana to historia o odchodzeniu matki i o jej trojgu dorosłych dzieciach, które muszą ją pożegnać. Coraz gwałtowniej podupadająca na zdrowiu 86-letnia Francie co rusz trafia do szpitala. Opiekuje się nią najstarszy syn Tommy, który nie wyjechał z rodzinnego miasta (rzecz rozgrywa się na australijskiej Tasmanii). Młodsza siostra Tommy’ego, 56-letnia Anna, zrobiła karierę w Sydney, gdzie jest znanym architektem. Tasmanię opuścił również najmłodszy z nich, 54-letni dziś Terzo, zamożny finansista. W rodzinne strony przyjeżdżali rzadko, rozmawiali z matką telefonicznie niechętnie, uważając, że mają swoje życie i ważne problemy. Uznali za naturalne, że Francie opiekuje się Tommy. W tej rodzinie, od lat już bez ojca, jest jedna bolesna tajemnica – mając 14 lat, powiesił się ich brat Ronnie. Teraz, chcąc czy nie, będą musieli zmierzyć się z kolejną tajemnicą życia – „opornym” umieraniem matki.
Francie usunięto z powodzeniem wodniaka z czaszki, przeszła lekką chemioterapię i na kilka miesięcy wróciła do w miarę normalnego funkcjonowania. Teraz w głowie pojawił się krwiak wpływający na pracę mózgu. Lekarz prowadzący informuje rodzinę, że trzeba będzie podjąć decyzję, czy pozwolić chorej powoli odchodzić, czy próbować zastosować dalsze ryzykowne i bolesne metody leczenia. Zdania dzieci są podzielone, a powodują nimi najróżniejsze motywy. Decyzji nie ułatwia też zachowanie Francie, która podczas rozmowy dzieci z neurologiem, jakby w półśnie, wykrzykuje w szpitalnym łóżku: Krew nie uderzyła mi do głowy tak mocno od czasu, kiedy poznałam waszego ojca!
To, co stanie się od tego momentu, jest wielką tajemnicą ludzkiego życia. Poznamy ją z punktu widzenia Anny. To ona opowiada o tym czasie. Jej myśli obezwładniają i burzą nasz spokój, zdajemy sobie bowiem sprawę, do czego jesteśmy zdolni. Powieść Flanagana to wstrząsająca diagnoza człowieka i ludzkiej ułomności. Głęboko niepokojące, eksperymentalne dzieło, jeśli nie arcydzieło...
AGNIESZKA FREUS RICHARD FLANAGAN. ŻYWE MORZE SNÓW NA JAWIE (THE LIVING SEA OF WAKING DREAMS). Przeł. Maciej Świerkocki. WYDAWNICTWO LITERACKIE, Kraków 2022. Cena 48 zł.
W ubiegłym roku znalazłem w poczcie drugą część trylogii Jacka Durskiego Okno. Autor donosił lakonicznie: „Jestem w gipsie”. Odpowiedziałem bez opieszałości, potwierdzając odbiór egzemplarza i zapowiadając, że przeczytam na pewno, gdy tylko znajdę wolną chwilę. Zabrałem książkę do pociągu, skończyłem już w domu i... zachwyciłem się. Chciałem napisać o swoich wrażeniach, lecz w internecie znalazłem smutną wiadomość.
Dzień przed sylwestrem Jacek Durski zmarł.
Trylogia jako... dylogia
Pierwszy tom Okna ujrzał światło dzienne w roku 2019, drugi opatrzony został datą 2021, ale co z tomem trzecim? Czy pozostał w autorskiej szufladzie w postaci szkicu, projektu czy gotowego do druku maszynopisu? Napisałem do wydawcy, który z kolei poprosił o informacje rodzinę zmarłego. Do dziś nie ma odpowiedzi, więc trylogia istnieje dla mnie na razie jako dylogia obejmująca lata 1943 – 1989. Może kiedyś dowiem się, co było dalej.
Zanim Jacek Durski chwycił za pióro, zdobył uznanie jako rzeźbiarz i grafik, a następnie artysta multimedialny posługujący się zarówno pędzlem i dłutem, jak i komputerem. Był właściwie samoukiem, bo skomplikowana sytuacja rodzinna uniemożliwiła mu podjęcie zwykłej edukacji artystycznej zakończonej dyplomem Akademii Sztuk Pięknych. Zbierał jednak nagrody i wyróżnienia, dawał sobie radę na trudnym przecież rynku sztuki. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach krajowych i międzynarodowych. Działał głównie na Śląsku – mieszkał w Katowicach, a następnie w Sosnowcu, choć urodził się w Poznaniu. Gdy przystępował do wydania Okna, był już autorem kilku zbiorów wierszy, prozy i dramatów. Tom zatytułowany Mariacka stanowi dziś poszukiwaną rzadkość w antykwariatach.
Ci wszyscy, którzy narzekali na brak powieści podsumowującej powojenne dzieje Polski i Polaków, powinni chyba zainteresować się Oknem, które jest nie tylko zbeletryzowaną autobiografią i portretem artysty w PRL, ale także interesującą panoramą historii najnowszej. Z perspektywy Śląska wygląda ona rzecz prosta inaczej, bardziej ponuro, niekiedy wręcz beznadziejnie. W okresie, który opisuje autor, mieszkańcy tej ziemi znajdują niewiele powodów do radości.
Trudno wyobrazić sobie dzieciństwo pozbawione uśmiechu, spędzane pośród ludzi zdegenerowanych, przegranych, skazanych na wegetację, z rozmaitych powodów nieszczęśliwych. W śląskiej kamienicy spotykają się byli żołnierze Wehrmachtu i dawni legioniści, zakonnice i prostytutki, ubecy i outsiderzy, Żydzi i Niemcy. Obdarzony fantazją artystyczną chłopiec nie znajduje oparcia we własnej rodzinie, która – jak się zdaje – nie potrafi sprostać ani trudnym czasom, ani rodzicielskim obowiązkom.