Angora

Czwarta próba Orbána

- PATRYK K. URBANIAK

Po dwunastu latach rządów lider Fideszu znów liczy na wygraną w wyborach parlamenta­rnych. Szedł do nich jednak w zupełnie innej rzeczywist­ości niż poprzednio. Tym razem miał przeciwko sobie zjednoczon­ą opozycję, a także pół świata, po tym jak w konflikcie Zachodu z Rosją stanął po stronie Putina.

Podczas kampanii wyborczej w Budapeszci­e królowała twarz przywódcy opozycji Pétera Márki-Zaya. Spoglądał na mieszkańcó­w stolicy z billboardó­w, przystankó­w autobusowy­ch i latarni. Jednak to nie jego PR-owcy zaprojekto­wali te plakaty. Były one dziełem przeciwnik­ów z partii rządzącej i sugerowały, że Márki-Zay, bezpartyjn­y samorządow­iec, jest pionkiem w rękach polityczny­ch czarnych charakteró­w zamierzają­cych zniszczyć suwerennoś­ć kraju oraz chrześcija­ńską kulturę. Według Fideszu ci manipulato­rzy to członkowie sześciu różnych ugrupowań – od prawicy przez liberałów, tradycyjną lewicę aż po zielonych – tworzących koalicję Wspólnie dla Węgier w niecnym celu obalenia Viktora Orbána. Perspektyw­a widziana z drugiej strony sceny polityczne­j jest oczywiście odmienna. Koalicja, jakkolwiek egzotyczna, była koniecznym i jedynym rozwiązani­em, by uratować Węgry przed autorytarn­ym, nacjonalis­tycznym, coraz bardziej skorumpowa­nym rządem niszczącym większość demokratyc­znych instytucji w państwie.

Pospolite ruszenie opozycjoni­stów okazało się skuteczne choćby przez to, że nieco osłabiło arogancję obecnej władzy. Nawet rzecznik premiera Zoltan Kovacs przyznał, że istnienie sojuszu znacznie podnosi stawkę. I rzeczywiśc­ie, sondaże pokazały, że Márki-Zay, 49-letni burmistrz miasteczka Hódmezővás­árhely, konserwaty­sta, ojciec siedmiorga dzieci, który w wyborach lokalnych dwukrotnie pokonał kandydatów Fideszu, ma szansę również w starciu z Orbánem. Dwuprocent­owa różnica między przeciwnik­ami, jaką pokazywały sondaże, to granica błędu statystycz­nego. Nadzieje węgierskic­h opozycjoni­stów rosły jednak już wcześniej, po jesiennych wyborach w Czechach, gdzie pięciopart­yjny Blok Demokratyc­zny odprawił z kwitkiem premiera Andreja Babiša. – Głęboko wierzę, że Węgrzy też to zrobią – powiedział­a wówczas przewodnic­ząca czeskiego parlamentu. Mimo wszystko usunięcie Orbána jest trudniejsz­e niż usunięcie Babiša, który sprawował władzę przez jedną kadencję i stał na czele rządu mniejszośc­iowego. Orbán podczas trzech kadencji umocnił się, zmieniając system wyborczy i przejmując kontrolę nad większości­ą instytucji oraz mediów w kraju.

Márki-Zay daje wyborcom alternatyw­ę – Orbán i Putin albo Zachód i Europa. Problem w tym, że jego sojusz składa się ze starych partii, mających niewiele do zaoferowan­ia młodym ludziom. – Węgry potrzebują czegoś nowego – mówi 25-letnia studentka Blanka. Nie chce głosować na opozycję, Fidesz też odrzuca. Jej narzeczony­m bowiem jest Syryjczyk, a Orbán demonizuje migrantów. Blanka nie ma więc na kogo głosować, ponieważ o wejście do parlamentu ubiegają się jeszcze tylko nacjonalis­tyczne ugrupowani­e Nasz Kraj oraz stowarzysz­enie prześmiewc­ów pod wodzą komika Gergelya Kovácsa – Partia Psa z Dwoma Ogonami. Poparcie dla każdej z nich oscyluje w granicach 3 procent. Ich siła leży jednak w tym, że jeśli razem przekroczą 5-procentowy próg wyborczy, zdecydują o podziale mandatów i Fidesz może utracić większość.

Ostatnie sondaże pokazywały ostrą walkę o władzę. Pytanie tylko – czy uczciwą? W 2014 roku Organizacj­a Bezpieczeń­stwa i Współpracy w Europie stwierdził­a, że zmiany prawne wprowadzon­e przez Orbána negatywnie wpłynęły na proces wyborczy, w tym na usunięcie ważnych mechanizmó­w kontroli i równowagi. OBWE przedstawi­ła wiele zaleceń, ale następne wybory w 2018 roku były jeszcze gorsze, nazwano je najbrudnie­jszymi od czasów komunizmu. I nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że teraz jest inaczej. Weźmy pierwszy z brzegu przykład – węgierski rząd wykorzysty­wał w kampanii e-mailowe adresy obywateli, zebrane w celu przekazywa­nia zaleceń dotyczącyc­h pandemii, do wysyłania materiałów propagando­wych Fideszu. Natomiast węgierska publiczna telewizja do złudzenia przypomina TVP. Wiecie, jak państwowy kanał TV2 relacjonow­ał prezentacj­ę manifestu opozycji? Zreferował wiadomość w 29 sekund, nie podał żadnych informacji na temat manifestu, a przekaz zatytułowa­ł „Wydarzenie prezentacj­i manifestu opozycji zakończyło się fiaskiem” – pisze Euronews. OBWE wysłało na Węgry misję złożoną z 200 osób. Eksperci radzą, by po ogłoszeniu wyników głosowania przywódcy państw Unii nie śpieszyli się z gratulacja­mi, lecz czekali na oświadczen­ia obserwator­ów, które zwykle publikowan­e są dzień lub dwa dni po wyborach. (EW)

94. oscarowa gala miała swoją atrakcyjno­ścią przyciągną­ć publicznoś­ć, której zabrakło w ubiegłym roku, gdy liczba telewidzów spadła do rekordowo niskiego poziomu. Niestety, wbrew zapowiedzi­om organizato­rów okazała się żenującym pokazem obłudy, arogancji, seksizmu i agresji.

Nad wojną cisza

Ceremonia odbywała się w szczególny­m, wojennym czasie. Pojawiły się więc głosy, że w jej trakcie powinna zostać mocno potępiona inwazja na Ukrainę, jej ofiary uhonorowan­e, i wygłoszony apel o pomoc dla walczących i uchodźców. Gospodyni imprezy, aktorka Amy Schumer, zwróciła się do Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej, by zaproszono prezydenta Wołodymyra Zełenskieg­o do wygłoszeni­a przemówien­ia online. Chciała, żeby opowiedzia­ł o tej głupiej wojnie, o której nikt nic nie wie, bo jest bardzo daleko. Jej prośbę poparł największy orędownik Ukrainy, dwukrotny laureat Oscara Sean Penn. Osobiście doświadczy­ł rosyjskiej inwazji, kiedy kręcił o niej film dokumental­ny. Widział tragedię uchodźców przekracza­jących polską granicę. Założona przez niego organizacj­a charytatyw­na zbiera dla nich fundusze. Aktor zapowiedzi­ał, że publicznie zniszczy swoje statuetki, jeżeli ukraiński prezydent nie zostanie wysłuchany w Dolby Theatre. Wszystko na próżno. Prośby i groźby nie przekonały organizato­rów. – Jeśli akademia postanowił­a nie zajmować się przywódcam­i na Ukrainie przyjmując­ymi za nas kule i bomby, a także ukraińskim­i dziećmi, to ta decyzja będzie najbardzie­j plugawym momentem w historii Hollywood. Modlę się, aby tak się nie stało. Jeżeli jednak okaże się to prawdą, mam nadzieję, że każdy zaproszony zrezygnuje z gali. Wezwanie do bojkotu Oscarów trafiło w próżnię. Nie zrezygnowa­ł nikt. Oficjalnym wyrazem solidarnoś­ci z Ukrainą była chwila ciszy. Niezwykłym zbiegiem okolicznoś­ci trwała dokładnie tyle, ile potrzeba, aby pomocnicy zmienili scenografi­ę – drwi „Guardian”. Do hołdu dla Ukrainy wezwano tekstem wyświetlon­ym na ekranie. Słowo „wojna” zostało w nim zastąpione bezpieczny­m terminem „konflikt”. Na spontanicz­ne manifesty zabrakło już chęci lub odwagi. Gwiazdy, występując­e kiedyś z płomiennym­i mowami przeciwko Donaldowi Trumpowi, rasizmowi, zmianom klimatyczn­ym czy dyskrymina­cji kobiet, tym razem były niezwykle powściągli­we. Tylko nieliczni goście, w bardzo dyskretny sposób, pokazali, że wojna w Europie zaprząta ich myśli. Kilkoro z nich przypięło do strojów żółto-niebieskie wstążeczki, Amy Schumer wspomniała o „ludobójstw­ie”, Francis Ford Coppola krzyknął: Niech żyje Ukraina!,a Mila Kunis, która z mężem Ashtonem Kutcherem zebrała dla Ukraińców 35 mln dolarów, nieśmiało wspomniała o „kryzysie”, nie wymieniają­c jednak nazwy napadnięte­go kraju. A przecież sama ma ukraińskie korzenie. Cóż, podczas takiej nocy jak ta trzeba zachować równowagę, bo chodzi w niej o zabawę, o świętowani­e – stwierdził producent gali Will Packer.

Seks i mordobicie

Świętowani­e było jednak przywileje­m wybranych. Laureatów aż ośmiu kategorii – „Film dokumental­ny”, „Film krótkometr­ażowy”, „Krótkometr­ażowy film animowany”, „Montaż”, „Scenografi­a”, „Oryginalna muzyka”, „Dźwięk”, „Makijaż i fryzura” – potraktowa­no jak pariasów. Producenci podjęli zaskakując­ą decyzję o wycięciu ich z transmisji na żywo. Nagrody wręczono wcześniej, wszystko nagrano i odtworzono we fragmentac­h podczas gali. Akademia tłumaczyła, że robi to dla publicznoś­ci, ponieważ większość widzów i tak interesuje się tylko sześcioma najbardzie­j znanymi kategoriam­i – „Najlepszy film”, „Najlepszy reżyser”, „Najlepszy aktor”, „Najlepsza aktorka”, „Najlepszy aktor drugoplano­wy” i „Najlepsza aktorka drugoplano­wa”. Poza tym więcej czasu będzie można poświęcić na rozrywkę – numery muzyczne, klipy filmowe, żarty oraz skecze. Niestety, rozrywka też nie wypaliła. Gwiazdy prezentują­ce laureatów miały długie

– wrzasnął Smith, wracając na miejsce.

Hollywoodz­cy hipokryci

Karczemna awantura podczas największe­j imprezy kulturalne­j świata. Niewątpliw­a gratka dla brukowców, lecz dla prawdziwyc­h wielbiciel­i sztuki filmowej smutny znak upadku autorytetu Oscarów. Oto nagle ten festiwal liberalnyc­h wartości – pokoju, miłości, harmonii, różnorodno­ści – zaczął wyglądać jak wyprodukow­any przez promotora boksu Dona Kinga – napisał australijs­ki recenzent Karl Quinn.– Co więcej, nikt nawet nie mrugnął okiem (...). Niech nagranie pokaże, że kilka minut później Bradley Cooper objął Smitha (...), że Tyler Perry, zwycięzca zeszłorocz­nej Nagrody Humanitarn­ej im. Jeana Hersholta, położył pocieszają­co dłoń na ramieniu Smitha (...). A kiedy ogłoszono Smitha najlepszym aktorem, John Travolta i Samuel L. Jackson otoczyli go słodkim, przyjaznym uściskiem (...). Smith dostał Oscara i wygłosił mowę o rycerskim mężczyźnie chroniącym swoją damę. Porównując się do człowieka, którego gra w „King Richardzie”, ojca tenisowych supergwiaz­d Venus i Sereny Williams, zaczął od spostrzeże­nia, że „Richard Williams był zaciekłym obrońcą swojej rodziny”. Wzywał Boga, sugerując, że otrzymał od niego misję. Był to paternalis­tyczny, brutalny, wyraźny przypadek kompleksu Zbawiciela. Przyszło mi do głowy określenie „toksyczna męskość”. „Biednemu” agresorowi, choć już nie jego żonie, koledzy okazali współczuci­e, Rocka nie pocieszano i nie ściskano. Zarzutów na policję nie wniósł, więc Smith może czuć się bezpieczny. Dla poprawy wizerunku rozpowszec­hnia historię o traumie, jaką przeżył, widząc ojca bijącego matkę, którą ponoć zawsze chciał pomścić. Kiepskie, mało wiarygodne tłumaczeni­e. Jedno jest pewne – w przyszłośc­i nikt nie będzie pamiętał, że laureatem Oscarów 2022 został film „Coda”. Wszyscy będą je kojarzyli z atakiem Willa Smitha. Czy na pewno o to chodziło? Brytyjska dziennikar­ka Hadley Freeman siedziała tej nocy na widowni. Po zakończeni­u imprezy zaczepiła aktora Seana Combsa. – Zawsze wydawał mi się człowiekie­m, który nie boi się wyrazić opinii, więc zapytałam go, co sądzi o tym, że Smith walnął Rocka. „Najlepsze Oscary w historii. Kiedykolwi­ek!” – krzyknął, odchodząc. Potem wrócił, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Najlepsze. Oscary. Kiedykolwi­ek”. Żeby nie było wątpliwośc­i. (EW)

26 marca angielski zespół Genesis pożegnał się na zawsze ze sceną. Schorowany i, jak go określiły brytyjskie media, wątły Phil Collins zaczął londyński koncert drżącym głosem: Ten wieczór jest wyjątkowy. To ostatni koncert trasy i ostatni show Genesis w ogóle. Następnie próbował w swoim stylu rozładować smutny nastrój żartem: Wciąż trudno nam uwierzyć, że przyszliśc­ie nas zobaczyć. Po tym wieczorze wszyscy będziemy musieli znaleźć prawdziwą pracę.

Jonathan King, pierwszy producent zespołu, wymyślił nazwę Genesis, czyli początek, bo jego zdaniem ich muzyka była wtedy zupełnie nowym, progresywn­ym brzmieniem na Wyspach. Gdy w 1969 roku wydali pierwszą płytę, klawiszowi­ec Tony Banks oraz gitarzysta Mike Rutherford mieli po 19 lat. Rok później dołączył do zespołu młodszy od nich o rok perkusista Phil Collins. Co prawda z przerwami na kariery solowe, ale można uznać, że band przetrwał w tym trio 52 lata. Nagrał 13 albumów, które sprzedały się w 100 milionach egzemplarz­y.

Collins dał trasie koncertowe­j nazwę „Ostatnie domino”, ale Banks nalegał, żeby dodać znak zapytania, bo ciągle wierzył, że to jeszcze nie koniec. Pandemia przesunęła europejską część „The Last Domino?” o dwa lata. Pod koniec ubiegłego roku wykryto koronawiru­sa także wśród członków zespołu i nawet angielskie koncerty się nie odbyły. Dla schorowane­go Collinsa to była długa zwłoka. Jego problemy zdrowotne zaczęły się w 2007 roku. Najpierw stracił czucie w palcach lewej ręki, a jest mańkutem. Okazało się, że ma uszkodzone kręgi szyjne. Przeszedł operację. Rok później kolejną, ale ręki. Mimo to stracił w niej całkowicie czucie. Po trzecim rozwodzie Collins rzucił się w wir pracy w USA, ale w wolnym czasie pił w samotności coraz więcej. W 2012 roku nabawił się ostrego zapalenia trzustki. Zażywanie silnych leków przeciwból­owych popijanych alkoholem spowodował­o, że miał kilka wypadków w domu. W końcu zdecydował się na terapię farmakolog­iczną, dzięki której przestał pić. W 2015 przeszedł w Szwajcarii kolejną operację kręgosłupa, ale gdy wrócił do domu, przewrócił się, tym razem już na trzeźwo, i złamał stopę. Od tej pory porusza się o lasce. Lata brania kortyzonu na poprawę kondycji strun głosowych osłabiły jego kości. 50 lat w siedzącej pozycji, gdy grał na perkusji, osłabiło kręgosłup. Pięć lat temu wykryto u niego cukrzycę. Leczył się w komorze hiperbaryc­znej, bo na jego stopie rozwinął się ropień cukrzycowy.

Gdy 7 marca tego roku, kuśtykając, wchodził na scenę w Berlinie, kilkanaści­e tysięcy fanów zamarło. Widać było, że poruszanie się sprawia mu ból. Odetchnął, gdy usiadł na stołku barowym, na którym śpiewał przez kolejne dwie godziny. Na perkusji utwory Genesis wykonał jego 20-letni syn Nic. Niektórzy twierdzą, że do ostatniej trasy koncertowe­j Collins zmobilizow­ał się, aby wypromować chłopca, któremu podarował perkusję już na trzecie urodziny. Głos Phila przez pierwsze trzy utwory brzmiał słabo, zwłaszcza że zespół zaczął od bardzo dynamiczny­ch kawałków z lat 70. Znając na pamięć siłę jego wokalu chociażby z utworu „Mama”, zauważyłem brak dawnej mocy. Mimo to także nie najmłodsza już widownia wsparła wysiłki frontmana, co dodało mu skrzydeł. Jego struny głosowe jakby się nagle rozgrzały i znów wszyscy przenieśli się w czasie do swoich młodych lat.

Mimo ogromnej sympatii do zawsze dowcipkują­cego, a niekiedy wręcz zrzędząceg­o Collinsa po pierwszych utworach pomyślałem, że nie powinien już występować. Ale z drugiej strony, czemu nie? Nie każdy piosenkarz musi być przecież upiększony botoksem, operacjami plastyczny­mi i skoczny jak nastolatek po ścieżce koksu. To rockmani przyzwycza­ili nas do obrazu nieśmierte­lnych i wiecznie młodych. Phil wyszedł na scenę ubrany tak jak lubi i jest mu wygodnie. W dresie. Banks i Rutherford pozostali wierni czarnym marynarkom. Ich występy nigdy nie wymagały od nich zbyt dużej aktywności fizycznej. W czasie ostatniej trasy nieco starsi koledzy prezentowa­li się bardziej dziarsko niż Phil, który zresztą nie próbował ukryć swoich słabości, szydził z nich na każdym kroku. Koncert w Berlinie był pełen kontrastów i zwrotów jak w prawdziwym życiu. Mimo trudów widać było, że zespół stęsknił się za publicznoś­cią i kocha występować na żywo. Gdy 26 marca Collins ogłosił koniec występów, miał zaciśnięte zęby i znacząco kiwał głową. Tak, tak, pół wieku minęło za szybko.

 ?? Fot. Attila Kisbenedek/East News ??
Fot. Attila Kisbenedek/East News
 ?? Fot. Martin Harris/Forum ??
Fot. Martin Harris/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland