Angora

Smoleńsk wraca

- ROBERT WALENCIAK

znalezione na wraku samolotu, a więc pentrytu, heksogenu i trotylu”.

Opowieści Macierewic­za to fantazja. (– Eksperci – tłumaczył m.in. w „Przeglądzi­e” dr Maciej Lasek, członek komisji badającej katastrofę Tu-154 – nie odnaleźli na wraku żadnych śladów wybuchów. Samolot uderzył w ziemię, gdyż schodził za szybko i piloci za późno zdecydowal­i się na jego poderwanie. Znacznie poniżej przepisowy­ch 100 m, bo na wysokości 39 m. Do tego jeszcze tracąc 5 sekund na próbę odejścia za pomocą automatycz­nego pilota. To wszystko jest udokumento­wane, Smoleńsk to najlepiej zbadana katastrofa lotnicza świata.

Czarna skrzynka nie zarejestro­wała żadnych wybuchów. A słyszymy na niej załogę do ostatnich chwil. To, jak samolot uderza w drzewa, a potem w ziemię. A sfałszować jej, czyli nagrać na nowo, co swego czasu sugerowała „Gazeta Polska”, w ciągu kilku godzin nikt nie byłby w stanie.

Dodajmy, że obok podkomisji Macierewic­za sprawę katastrofy badała i nadal bada prokuratur­a. Zasłynęła ona masowymi ekshumacja­mi ciał ofiar, nawet wbrew woli rodzin. Zebrane próbki wysłano do zagraniczn­ych laboratori­ów, by zbadały, czy nie ma na nich śladów materiałów wybuchowyc­h. Odpowiedź nadeszła wiele miesięcy temu, ale prokuratur­a tego nie ujawnia.

Tak czy inaczej, w obozie PiS od dawna istniała świadomość, że i Macierewic­z, i prokuratur­a, głosząc teorię zamachu, zabrnęli w ślepą uliczkę. Że najbliżej prawdy jest raport komisji Millera. Ale przecież PiS nie mogło nigdy tego przyznać, bo zakwestion­owałoby tym samym główne założenie religii smoleńskie­j. Dlatego sprawę wyciszano. Gdy Macierewic­z swój raport ukończył, Kaczyński to przemilcza­ł. Oto podkomisja, która funkcjonow­ała od roku 2016 i której wysiłek prezes PiS reklamował podczas każdej miesięczni­cy, zakończyła pracę. Po pięciu latach! I była cisza. Aż trafiła się okazja – prezydent Władimir Putin wszczął wojnę.

Teraz więc Kaczyński znów podkręca atmosferę. „My w tej chwili bardzo dużo wiemy o tym, co się stało w Smoleńsku, nie mamy wątpliwośc­i, że to był zamach. Jesteśmy w trudniejsz­ej sytuacji, ale będziemy ją poprawiać i finał też będzie taki”, czyli wystąpieni­e do międzynaro­dowych instytucji przeciwko Rosji, przekonywa­ł w piątkowych „Sygnałach Dnia” Polskiego Radia.

Dlaczego zagra?

Ale czy tylko dlatego, że Putin został „rzecznikie­m”, Kaczyński chce reanimować religię smoleńską? Jaki ma w tym cel polityczny? Przecież wie, że żadnego zamachu nie było.

Najczęście­j powtarzana jest teza, że Kaczyński chciałby odzyskać inicjatywę polityczną. Potrzebne jest mu to z dwóch powodów. Po pierwsze, do gry w obozie prawicy, tak by narzucić swoją wolę i Ziobrze, i Dudzie. Po drugie, do rozgrywki z Tuskiem i opozycją.

Zacznijmy od sytuacji na prawicy. Wojna rosyjsko-ukraińska przykryła postępując­y w Zjednoczon­ej Prawicy kryzys i zatrzymała spadek jej poparcia. Z tego punktu widzenia okazała się dla rządzących polityczny­m złotem. Tylko – zapytajmy – których rządzących?

Zjednoczon­a Prawica, jeśli popatrzy się na działania jej liderów, jest coraz bardziej rozbita na dwie części. Dzieli ją przede wszystkim stosunek do Unii Europejski­ej i do Zachodu. W grupie polityków nieufnych wobec Zachodu oczywiście bryluje Zbigniew Ziobro. Ale przecież niewiele różni się w tym od Jarosława Kaczyńskie­go.

Jeżeli prześledzi­ć jego wypowiedzi, wyraźnie widać, że konsekwent­nie buduje teorię dwóch wrogów – Rosji i Niemiec. A Unia Europejska jest dla niego współczesn­ą wersją Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckie­go.

W listopadzi­e 2021 r. w przemówien­iach z okazji rocznicy odzyskania niepodległ­ości Kaczyński głosił: „Dziś (...) stoimy przed ogromnymi wyzwaniami, i tymi, które można na co dzień oglądać w polskiej telewizji czy internecie – chodzi o to, jak wszyscy państwo się domyślili, co dzieje się na części naszej granicy wschodniej – i tymi, których już tak łatwo nie można ujrzeć, które przychodzą do nas również z Zachodu”.

I rozwijał tę myśl: „Jaki jest wspólny mianownik tego, co się dzieje? Choć intencje są różne i różne są ośrodki, które prowadzą do tych konfliktów, otóż jest tak, że bardzo wielu po obu stronach Europy nie chce zaakceptow­ać naszej podmiotowo­ści, nie chce zaakceptow­ać perspektyw­y naszego rozwoju, wzrostu naszej siły, wzrostu naszej determinac­ji, determinac­ji, by być narodem nie tylko niezależny­m, wolnym, ale także silnym, liczącym się. Bo tylko taka Polska może przetrwać”.

Innymi słowy, zagrożenie dla Polski idzie ze Wschodu i z Zachodu. I to są zagrożenia równej mocy. Zresztą w cytowanym wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, w którym Kaczyński zapowiedzi­ał reanimowan­ie religii smoleńskie­j, najwięcej uwagi poświęcił... Niemcom. Oskarżał ich o próbę zdominowan­ia Europy poprzez swoiste „lewarowani­e” za pomocą uprzywilej­owanych stosunków z Rosją.

Ta wojna, którą Kaczyński prowadził z Zachodem, z instytucja­mi unijnymi, miała bardzo konkretne formy. Prezes PiS patronował operacji budowy nacjonalis­tycznej międzynaro­dówki, z udziałem Viktora Orbána, Mattea Salviniego i Marine Le Pen, czyli polityków ewidentnie wrogich jedności europejski­ej, za to mających znakomite kontakty z Moskwą. Szedł ramię w ramię z sojusznika­mi Putina i realizował ich plan rozwalania Zachodu.

Wojna rosyjsko-ukraińska przekreśli­ła tę grę. Zachód okazał się zjednoczon­y i solidarny. Przyjaźń z Ameryką została wzmocniona. A to wszystko okazało się główną gwarancją polskiego bezpieczeń­stwa.

Potwierdzi­ł to zresztą, odwiedzają­c Polskę, Joe Biden. Amerykańsk­i prezydent był do wizyty dobrze przygotowa­ny, faworyzowa­ł Dudę, pomijał Kaczyńskie­go. Ten zresztą odwdzięczy­ł mu się, nie przychodzą­c na Zamek Królewski, kiedy Biden wygłaszał przemówien­ie. Krąży też w mediach wersja, że Kaczyński zrewanżowa­ł się i Dudzie, bo samolot, którym prezydent leciał do Rzeszowa na powitanie Bidena, nieprzypad­kowo zawrócił do Warszawy.

Ale nie wpłynęło to w istotnym stopniu na punkt widzenia Białego Domu. Dudę chwaliły także amerykańsk­ie media. Dziennik „Washington Post” doniósł, że Joe Biden określił go jako „brata” i chwalił jego przywództw­o. Tak oto Andrzej Duda zaczął zbierać owoce swojej polityki. Przypomnij­my, ambasadore­m w USA jest Marek Magierowsk­i, były dyrektor jego kancelarii. Z tego samego miejsca wywodzi się Marcin Przydacz, wiceminist­er spraw zagraniczn­ych odpowiedzi­alny za sprawy amerykańsk­ie. Ostatnio Duda mocno wyszedł naprzeciw amerykańsk­im oczekiwani­om. Zawetował ustawę o TVN, zawetował lex Czarnek, złożył w Sejmie własny projekt ustawy o Izbie Dyscyplina­rnej Sądu Najwyższeg­o i w sprawie jej poparcia porozumiał się z Władysławe­m Kosiniakie­m-Kamyszem.

To dowodzi, że prezydent zaczął realnie i świadomie budować swoją pozycję. A wojna i postawa Zachodu jeszcze ją wzmocniły. Duda pokazał się jako „dobra” twarz rządzącej prawicy. A Kaczyński – jako twarz podejrzana. I nawet jego antyrosyjs­kie wypowiedzi i działania, idące dalej niż stanowisko Bidena i NATO, niewiele w tej sprawie pomogły.

Bo gdy Biden rzuca hasło, że wojna rosyjsko-ukraińska to wojna demokracji z autokracją, aż się prosi zapytać, jakie miejsce w tej dychotomii zajmuje prezes PiS.

W tej sytuacji reanimowan­ie religii smoleńskie­j jest dla niego świetnym wyjściem. Bo zmusza wszystkich, i Dudę, i Morawiecki­ego, i Ziobrę, do powrotu do szeregu. Zwłaszcza że raport jako głównego podejrzane­go wskazuje Tuska.

Tusk zresztą już zareagował. „Jeśli ktoś ma pomysł, żeby ze Smoleńska robić politykę, to najlepszy prezent dla Putina. To gra pod te nuty, które pisze Moskwa: dzielenie narodów, i to w bardzo wielu wymiarach”, zdążył skomentowa­ć. Widać, że perspektyw­a odgrzania Smoleńska nie za bardzo go pociąga. I ma odpowiedź na działania Kaczyńskie­go – że jego gorliwość w podgrzewan­iu atmosfery, nawet rzucona w Kijowie idea wysłania wojsk NATO do Ukrainy z „misją pokojową”, to bardziej element rozbijania jedności Zachodu, raczej prowokacja niż realna pomoc.

Oto więc znów stoją naprzeciw siebie Kaczyński i Tusk i licytują się, który z nich służy Putinowi.

W tej rozgrywce, o jedność Zjednoczon­ej Prawicy, o zachowanie polityczne­j inicjatywy, Kaczyński sięga po starą, sprawdzoną broń. Po Smoleńsk. Jako główny żałobnik, któremu Putin zabił brata, będzie poza podejrzeni­ami. Znów będzie mógł rzucać oskarżenia. To jego metoda na podgrzewan­ie atmosfery społecznej, na przejęcie roli przywódcy, Wielkiego Oskarżycie­la. Tego, który wskazuje palcem zdrajców. Dowody są tu nieistotne, ważniejsza jest atmosfera właśnie. Bo wiadomo – im bardziej rozedrgana, tym bardziej nie trzeba dowodów. Można ujawniać spisek i prezentowa­ć mit. Że Lech Kaczyński zatrzymał Putina w Gruzji w 2008 r. (co jest nieprawdą), że był jego głównym przeciwnik­iem (to była polska fantazja) i że został przez niego zgładzony przy milczącej aprobacie (to najłagodni­ejsza wersja oskarżycie­la Donalda Tuska i Angeli Merkel (Jarosław Kaczyński zdążył już zasugerowa­ć, że jako Niemka z NRD może mieć powiązania ze Stasi). I wystarczy teraz tę tezę rozpropago­wać, mediów PiS ma dostatek... Że to bzdura? Że ludzie wyśmieją? Przeprasza­m, a co zwykli Rosjanie sądzą o wojnie, pardon, operacji specjalnej, wojsk moskiewski­ch w Ukrainie? Kogo najbardzie­j popierają?

Trumny smoleńskie dały Kaczyńskie­mu władzę, teraz mają mu pomóc tę władzę zachować.

Do niedawna Polak z Węgrem szli ramię w ramię. Jarosław Kaczyński zafascynow­any stylem rządów Viktora Orbána obiecywał „Budapeszt w Warszawie” i wspólne budowanie lepszej Unii Europejski­ej. Zjednoczon­a Prawica z Fideszem wznosiła mury przeciwko migrantom i stawiała czoło Brukseli, broniąc własnej koncepcji praworządn­ości. Orbán zachwalał Polskę, z którą można konie kraść. Ustanowion­o nawet Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskie­j. W tym roku prezydenci obu krajów mieli świętować w Bochni, ale obchody anulowano. Andrzej Duda nie chciał występować publicznie z Jánosem Áderem. Przyjaźń skończyła się po wybuchu wojny w Ukrainie, obnażające­j absurdalno­ść sojuszu z państwem będącym sprzymierz­eńcem Kremla.

Orbán nigdy nie potępił rosyjskiej inwazji. Podkreślał, że zachowuje neutralnoś­ć. Po szczycie NATO ogłosił: – W wojnie Rosji z Ukrainą Węgry są po stronie Węgier. Pomagają potrzebują­cym, lecz chcą chronić własne interesy narodowe. Oba zdania nie są prawdziwe.

Orbán nie pomaga, odmawiając transporto­wania broni do Ukrainy przez węgierskie terytorium i nie zgadzając się na unijne embargo na rosyjskie paliwa. Inne sankcje przyjaciel PiS zaakceptow­ał, choć twierdził, iż rozumie dążenie Rosji do posiadania swojej strefy wpływów. Dziwne słowa w ustach przywódcy, którego kraj jeszcze niedawno w takiej strefie egzystował. Naprawdę Orbán stoi po stronie Węgier, jeśli narodowy interes ogranicza do biznesu prowadzone­go w imię utrzymania władzy?

Szyderczy rechot

Ceny paliw są kluczem do sukcesu polityczne­go. Tani gaz, tania ropa to zadowoleni obywatele głosujący na jego partię. Po wygranych przez Fidesz wyborach parlamenta­rnych węgierski premier poczuł moc i zaczął demonstrow­ać prorosyjsk­ość już całkiem otwarcie. Rechotał szyderczo, nazywając prezydenta Ukrainy swoim przeciwnik­iem w kampanii, Węgrom z Zakarpacia oznajmił, że mogą się czuć bezpieczni­e – w domyśle: rządzę ja, więc Rosja wam nie zagraża, a rosyjskie winy zaczął wręcz kwestionow­ać. Jego komentarz do ludobójstw­a w Buczy brzmiał: – Żyjemy w czasach, w których nie można wierzyć nawet w to, co widzimy. Gdy Władimir Putin zażądał płatności za gaz w rublach, zamiast w euro i dolarach, większość krajów europejski­ch postawiła weto, a Orbán się zgodził: – Nie mamy z tym problemu. Jeśli Rosja będzie chciała, będziemy płacić w rublach.

Wybielając Putina, przyjmując jego warunki, lekceważąc ofiary wojny, obrażając Zełenskieg­o, Orbán uderza w polskich sojusznikó­w ze Zjednoczon­ej Prawicy. Wybryki kolegi z Budapesztu wyraźnie ich zaskoczyły. Oczywiście, doskonale zdawali sobie sprawę z jego uzależnien­ia od Moskwy. Rozbieżnoś­ć poglądów w tej kwestii wychodziła na jaw niejednokr­otnie, choćby sześć lat temu podczas Dnia Przyjaźni. Andrzej Duda mówił wtedy o zasadności sankcji na Rosję, prezydent Węgier – o potrzebie jak najszybsze­go ich zniesienia. Kością niezgody mógł być również popierany przez Węgry gazociąg Nord Stream 2. Mógł, ale nie był. Zjednoczon­a Prawica wszelkie różnice pomijała, nie z naiwności, lecz z wyrachowan­ia. Chciała być ślepa i głucha, bo Węgry były potrzebne do walki z Unią.

Polityczna hipokryzja

Wraz z wybuchem wojny polityka przyjaźni zbudowana na zgniłych fundamenta­ch runęła. Może dałoby się jeszcze zachować pozory, jeśli Orbán działałby bardziej dyplomatyc­znie – robił swoje, trzymając język za zębami. Były minister spraw zagraniczn­ych Witold Waszczykow­ski to właśnie sugerował, mówiąc w wywiadzie dla „Wprost”: – Gdyby siedział cicho, nikt nie miałby mu za złe interesów z Putinem. Ale po co się odzywa i buduje atmosferę na rzecz Rosji? Ostentacyj­nej spolegliwo­ści wobec Kremla nawet politycy Zjednoczon­ej Prawicy nie mogli zignorować. Pierwsze komentarze były spontanicz­ne: Sojusz PiS z Fideszem jest polityczny­m dzieckiem Jarosława Kaczyńskie­go. Lecz dziś wszystko się zmieniło, Orbán przestał być przyjaciel­em; Zamrażamy na razie wszelkie kontakty poza niezbędnym minimum na poziomie rządu. A potem? Szczerze mówiąc, nie wiemy. Konsternac­ja była tym większa, że Orbán uznał Polskę za współwinną inwazji, ponieważ nalegała na przesunięc­ie granic NATO na wschód.

Najlepszym wyjściem byłoby definitywn­ie zerwać z kumplem Putina, o co apelowała opozycja. – Każdy dzień akceptacji tej patologii to hańba! – wołał poseł KO Franek Sterczewsk­i na Twitterze. – To jest oczywiście w jakiejś mierze schizofren­ia polityczna, a przede wszystkim polityczna hipokryzja. Władza z jednej strony ma ostre wypowiedzi i wyraźnie pokazuje w polityce ostrze antyputino­wskie, a z drugiej nie tylko toleruje, ale i akceptuje to, że ich sojusznik jest sojuszniki­em wroga – mówił w wywiadzie dla „Faktu” prezydent Bronisław Komorowski. – Po której stronie stoi pisowski rząd? – pytał Donald Tusk na antenie TVN24. – Nie można równocześn­ie wspierać Ukrainy i popierać kandydatur­y Marine Le Pen przeciwko prezydento­wi Macronowi we Francji oraz Viktora Orbána, który jawnie wspiera Putina.

Piąta kolumna Putina

Na całkowite odcięcie się od Węgier Zjednoczon­a Prawica jednak nie przystanie. Bitwy z Brukselą pozostają priorytete­m, a toczy się je przecież z pomocą Viktora. Stąd radość w pisowskich mediach, kiedy okazało się, że Fidesz ma czwartą kadencję. Dla Polski sukces premiera Orbána oznacza także, że Warszawa wciąż będzie mogła liczyć na Budapeszt – i vice versa – w walce o suwerennoś­ć w ramach Unii Europejski­ej. Wojna nieco przesłonił­a te kwestie, ale z pewnością nie na długo – pisał Jacek Karnowski na portalu wPolityce. Mimo wszystko ostatnie wybryki węgierskie­go premiera wymagały zmiany narracji. Dotychczas­owe uwielbieni­e dla Orbána trzeba było stonować, zachowując przy tym twarz i nie przyznając się do własnych błędów. Gdy minął szok, Prawo i Sprawiedli­wość wespół z Solidarną Polską zaczęły kreślić przyszłą drogę, już nie przyjaźni, lecz współpracy. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” ogłosił, że będzie ona kontynuowa­na w sferach, które są możliwe. Prawo i Sprawiedli­wość, tłumaczył prezes, patrzy krytycznie na postawę Węgier, chociaż Orbán ma powód, by nie zadzierać z Kremlem: – Zdajemy sobie sprawę z innych uwarunkowa­ń gospodarki węgierskie­j niż te występując­e w Polsce. To przede wszystkim głębokie uzależnien­ie od Rosji w wielu wymiarach, jakie dokonało się za czasów postkomuni­stycznego premiera Ferenca Gyurcsánye­go. Prezesowi PiS wtóruje Zbigniew

Ziobro: – Siły, które rządziły Węgrami, doprowadzi­ły do całkowiteg­o uzależnien­ia Węgier od energetyki rosyjskiej. Dziś premier Węgier jest, można powiedzieć, związany całkowicie dostawami gazu i ropy od Rosji. No tak, racja stanu. Tyle że obaj politycy nie uwzględnil­i faktu, że kontrakt na gaz zawarty z Rosją przez poprzedni lewicowo-liberalny rząd już wygasł, a Orbán zawarł w ubiegłym roku nową umowę na 15 lat z możliwości­ą przedłużen­ia o kolejne 10. Warto też wspomnieć, że wcześniej, w 2014 roku, powierzył rosyjskiej spółce Rosatom rozbudowę jedynej węgierskie­j elektrowni jądrowej. Osobliwego wybraliśmy sobie przyjaciel­a. Niebezpiec­znego dla nas, dla NATO i dla Unii – ostrzega prezydent Aleksander Kwaśniewsk­i. – Trudno działać z człowiekie­m, który kwalifikuj­e się do określenia jako piąta kolumna Putina. Jak robić wspólną politykę w momencie, kiedy nawet nie wiemy, czy informacje z naszych spotkań nie są przenoszon­e później gdzie indziej?

Tymczasem Orbán znów mówi jednym głosem z pisowskim rządem: – Są na linii polsko-węgierskie­j różne interesy, które uniemożliw­iają reprezento­wanie takiego samego stanowiska w niektórych kwestiach. Ale to nieważne, bo współpraca polsko-węgierska i w ramach Grupy Wyszehradz­kiej to nie jest sojusz geopolityc­zny. Nie po to powstał, by prowadzić wspólną politykę zagraniczn­ą. Powstał, aby kraje środkowoeu­ropejskie mogły skutecznie­j realizować zbieżne interesy wobec Brukseli w ramach UE. Tu współpraca z Polakami nie ucierpiała.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland