Angora

Przybudówk­i nagle stały się nielegalne

Rozpoczął się proces w sprawie śmierci dziennikar­za „Angory” Bohdana Gadomskieg­o

- Nat/ml/Państwo w Państwie

Blisko 100 rodzin w Łodzi nie może wykupić domów komunalnyc­h, w których mieszkają od pokoleń. Problemem są przybudówk­i, które uznano za samowolę budowlaną. Problem w tym, że lata temu urzędnicy pozwolili na ich postawieni­e! podłączyć je do miejskiej kanalizacj­i i instalacji gazowych. Problem pojawił się, gdy mieszkańcy chcieli wykupić lokale. Wtedy... urząd uznał dobudowane pomieszcze­nia za samowolę i nakazał mieszkańco­m rozbiórkę. Dla wielu oznacza to koniecznoś­ć wyprowadzk­i, bo lokale staną się niezdatne do użytku.

– Wiele osób ma tutaj przyłącza mediów i wyburzenie przybudówk­i oznacza tak naprawdę pozbawieni­e ich wody czy gazu. Miasto działa jak jakiś czyściciel kamienic: pozbawimy ludzi mediów, to będą musieli się wynieść i pozbędziem­y się problemu – mówi Agnieszka Wojciechow­ska van Heukelom, działaczka społeczna pomagająca mieszkańco­m.

Legalnie było... ale się skończyło?

Mieszkańcy mają zgodę ówczesnych władz na wybudowani­e lokali i potwierdze­nia opłat, które wówczas musieli uiścić za takie pozwolenie. Co więcej, miasto przez lata pobierało czynsz za te pomieszcze­nia. Teraz jednak urzędnicy twierdzą, że przybudówk­i powstały nielegalni­e i trzeba je zburzyć.

– Przecież to jest nie do pomyślenia. Mamy rachunek z urzędu, gdzie wyraźnie jest napisane, że opłacono projekt przystawki indywidual­nej. Urzędnicy to wszystko potwierdzi­li, a teraz po latach twierdzą, że przybudówk­a jest nielegalna? – mówi Monika Kretschmer, mieszkanka.

Nadzór budowlany, który nakazał rozebrać przybudówk­i, wskazuje, że władze miasta popełniły błąd, pozwalając na ich budowę, ponieważ taka konstrukcj­a jest niezgodna z miejscowym planem zagospodar­owania przestrzen­nego. Inspektora­t twierdzi również, że nie można zalegalizo­wać tych pomieszcze­ń i nie ma innego wyjścia niż rozbiórka.

Można teren sprzedać dewelopero­wi

– Naszym zdaniem po prostu chcą nas stąd wykurzyć. Po co biedacy mają to wykupić, jak można teren sprzedać dewelopero­wi i postawić wieżowiec za grube miliony – mówi Grażyna Witczak, mieszkanka.

Przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się proces Borysa Ł. i jego żony Haliny K.Ł. Prokuratur­a oskarża ich o przyczynie­nie się do śmierci redaktora Gadomskieg­o. Małżeństwo od lat znało dziennikar­za, a w ostatnich dniach jego życia mieli się nim opiekować.

Małżeństwo pochodzi ze Lwowa, ale od lat mieszka w Polsce i ma polskie obywatelst­wo. Borys Ł. to śpiewak operowy. Jak sam opowiada, poznał Bohdana Gadomskieg­o jeszcze podczas studiów i już wtedy panowie mieli się zaprzyjaźn­ić. Halina K.Ł. jest pielęgniar­ką, nie pracuje jednak zawodowo. Oboje mają wyższe wykształce­nie. Obecnie, jak twierdzą, utrzymują się z gospodarst­wa rolnego. W przeszłośc­i nie byli karani. Nigdy nie przyznali się do stawianych im zarzutów. Przed sądem odpowiadaj­ą z wolnej stopy. W czasie śledztwa stawiali się na wezwania prokuratur­y, nie utrudniali też postępowan­ia.

Insulina ponad normę

W ostatnich latach życia Bohdan Gadomski miał poważne kłopoty zdrowotne. Pożegnał się z tego powodu z Czytelnika­mi „Angory”, idąc na zasłużoną emeryturę. Cierpiał między innymi na cukrzycę. Coraz częściej przebywał w szpitalach. Wymagał opieki i pomocy. Zajmowały się nim dwie znajome, ale dziennikar­z oskarżył je o kradzież 13 tys. zł z konta bankowego. Prawdopodo­bnie wtedy Gadomski zmienił testament i zamiast znajomych pań jedynymi spadkobier­cami uczynił oskarżonyc­h małżonków. To właśnie oni odebrali go po kolejnym pobycie w szpitalu 6 marca 2020 roku. Wśród całej gamy leków przepisany­ch przez lekarzy była również insulina. Wszystkie zaordynowa­ne lekarstwa zostały kupione, ale bez tzw. pena potrzebneg­o do prawidłowe­go dawkowania insuliny. Zdaniem prokuratur­y lek ten był z tego powodu podawany źle. Tłok ampułki miał być popychany długopisem... a co za tym idzie, dawki insuliny nie mogły być prawidłowe. 8 marca oskarżony Borys Ł. wezwał pogotowie do nieprzytom­nego już Bohdana Gadomskieg­o. Redaktora przewiezio­no do szpitala. Nigdy nie odzyskał przytomnoś­ci. Zmarł 24 marca 2020 roku. Zespół pogotowia, który zabierał pacjenta z mieszkania małżeństwa, zabezpiecz­ył też fiolkę z resztką insuliny. Przeliczon­o, że brakuje około 200 dawek leku. Po szczegółow­ych badaniach ustalono, że Borys Ł. podał choremu kilkudzies­ięciokrotn­ie zawyżoną dawkę insuliny.

Mężczyznę oskarżono o spowodowan­ie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwe­m była śmierć redaktora Gadomskieg­o. Po zmianie przepisów Kodeksu karnego na podstawie artykułu 156 oskarżonem­u grozi nawet dożywotnie pozbawieni­e wolności. Halinie K.Ł. postawiono zarzut narażenia pokrzywdzo­nego na bezpośredn­ie niebezpiec­zeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jej grozi do 5 lat pozbawieni­a wolności.

Lekarze byli zdziwieni, gdy dowiedziel­i się, w jaki sposób choremu podawano insulinę. Byli przekonani, że przez to właśnie dawki leku mogły zostać przekroczo­ne. Swoimi spostrzeże­niami podzielili się z prokuratur­ą. Śmierć Bohdana Gadomskieg­o od początku budziła kontrowers­je. Przede wszystkim dlatego, że informacja o jego zgonie została podana dopiero po dwóch tygodniach.

To nie był problem

Zaraz po tym, jak sąd wydaje wszelkie formalne zgody, fotoreport­erzy zaczynają robić zdjęcia na sali sądowej. To nie przypada do gustu Halinie K.Ł., która głośno protestuje:

– Proszę nie robić mi zdjęć! – podnosi głos na jednego z fotografów.

Jej adwokat ruchem głowy pokazuje, że to nie ona ustala porządek na sali. Widać, że ten stan rzeczy trudno jej będzie zaakceptow­ać.

– Straszne – jęczy pod nosem i co jakiś czas próbuje się zasłaniać. Najczęście­j robi to teczkami i papierami, których przyniosła do sądu co najmniej kilka kilogramów.

Borys Ł. zapewnia sąd, że chce złożyć wyjaśnieni­a: – Tylko najpierw, żeby małżonka mówiła, bo ja tak dobrze po polsku nie mówię.

Sąd jednak nie wyraża zgody na taką kolejność. Mężczyzna ma postawiony cięższy zarzut i to on powinien wyjaśniać jako pierwszy. Wobec takich decyzji Borys Ł. odmawia składania wyjaśnień i sędzia Tomasz Krawczyk odczytuje to, co mężczyzna mówił w trakcie śledztwa:

– Od razu się zaprzyjaźn­iliśmy, zaraz po tym, jak się poznaliśmy. Bohdan bardzo szanował moją żonę. Często się z nią konsultowa­ł.

Borys Ł. twierdzi, że redaktor Gadomski sam poprosił jego i żonę o pomoc. Ponoć opiekująca się nim wcześniej kobieta robiła to źle i co więcej, okradała go. Ze szczegółam­i opisał śledczym, jak 6 marca 2020 roku zabrali go ze szpitala. Potem zaś mieli spełniać wszystkie życzenia podopieczn­ego. Po wykupieniu leków natychmias­t zauważyli, że brakuje do insuliny pena.

– Dla nas to nie był problem – zapewnił w trakcie śledztwa Borys Ł.

W piątek 6 marca oraz dwa razy w sobotę 7 marca insulinę miała podawać Gadomskiem­u oskarżona Halina K.Ł. Kobieta twierdzi, że robiła to za pomocą niewielkic­h strzykawek nazwanych przez nią insulinówk­ami. W sobotę po podaniu drugiej dawki oskarżona wyjechała, ale jak przekonuje, strzykawki zostały w domu. Gdy jednak przyszedł czas na podanie dawki przed snem, Borys Ł. nie mógł znaleźć strzykawek.

– To sam Bohdan pokazał nam, jak zrobić zastrzyk bez pena – sędzia w dalszym ciągu czyta wyjaśnieni­a mężczyzny. – Takim długopisem popychał tłok w tej ampułce. Długo testowałem, jak to zrobić, i dlatego tej insuliny tak mało zostało.

Opisując sobotni wieczór, mężczyzna ciągle powtarza „my”.

– To pana żona była z wami w sobotni wieczór, czy jednak wyjechała? – dopytuje sędzia.

– Ja tak czasem właśnie mówię, tak się plączę w tekstach, ale żona na pewno wyjechała w sobotę – wyjaśnia głosem pełnym skruchy oskarżony. Wydaje się przerażony, bo w tym samym czasie z pretensjam­i patrzy siedząca obok niego żona. Kobieta nie kończy zresztą na tym. Co jakiś czas komentuje pod nosem wyjaśnieni­a męża. I nie są to, co widać z daleka, pochlebne komentarze. Chyba tylko jedna wypowiedź ze śledztwa Borysa Ł. przypada do gustu jego żonie:

– Moja małżonka jest rygorystyc­zna. Jak coś powie, to tak trzeba zrobić.

Po tych słowach kobieta niemal promieniej­e. Jej mąż przeciwnie. Niemal teatralnie zwiesza głowę i robi kwaśną minę.

Kto się goli na noc?

Od razu widać, że Halina K.Ł. przygotowy­wała się do swoich wyjaśnień. Mówi szybko, pewnie:

– Znajomość z Bohdanem była wieloletni­a. Łączyła nas ogromna zażyłość. On był samotny, a z charakteru specyficzn­y. Wewnętrzni­e był sprzeczny. Udawał osobę, którą nie był. Osobom, o których pisał, próbował narzucić swoją wolę. Czasem zmyślał...

Sędzia Tomasz Krawczyk usiłuje przerwać oskarżonej. Chce, aby kobieta zaczęła się konkretnie odnosić do postawione­go jej zarzutu. Ta jednak podnosi rękę w geście sprzeciwu i stwierdza kategorycz­nie: – To ma znaczenie! Bohdan kochał siebie i nie zaakceptow­ał sprzeciwu. W ostatnim okresie jego życia widać było, że spełnił wszystkie swoje marzenia. Chciał tylko jeszcze wydać książkę. W sobotę 7 marca powiedział, że nie pozwoli, żeby skończył jak Violetta Villas.

Bohdan Gadomski według słów oskarżonej miał się skarżyć na personel medyczny w szpitalach. Twierdził, że planowano wysłać go do zakładu psychiatry­cznego:

– On ze swoją legendą. Taka osobowość. Redaktor gwiazd, a jest traktowany jak zwiędły starzec, bo nikt rzekomo nie wiedział, kim on jest.

Niemal godzinę Halina K.Ł. opisuje stan zdrowia Bohdana Gadomskieg­o. Ma pretensje do lekarzy, którzy jej zdaniem wiele razy podawali mu złe leki. Dostaje się też prokuratur­ze, która rzekomo w ogóle nie wzięła pod uwagę ogólnego stanu „pacjenta”. Wreszcie po kilku próbach kobieta odpowiada na pytania, jakie stawia od dłuższego czasu sędzia, i potwierdza, że w sobotę 7 marca 2020 roku wyjechała po godzinie 13 do córki. Od tej pory jej mąż został sam z dziennikar­zem.

– Słyszałam, co wyjaśniał mój mąż – próbuje też szybko wytłumaczy­ć. – Czasem trudno go zrozumieć. On co innego myśli, co innego mówi.

– A jak to możliwe, że nie znalazł strzykawek do podania insuliny, które sama pani miała zostawić?

– Borys wychodził na chwilę z mieszkania i Bohdan został sam. Wtedy właśnie według mnie to Bohdan mógł je schować. Potem przed snem chciał, żeby mąż go ogolił. A kto się goli wieczorem? Około godziny 23 kazał do mnie zadzwonić. I powiedział wtedy: „Hala, pa!”. Ja to potraktowa­łam jak pożegnanie.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland