25 lat dla mordercy i gwałciciela
Wyrok po 27 latach od dokonania zbrodni
Mały, ale byk
Jakąż potężną siłę ma w sobie poczciwy polski „maluch”, że do teraz potrafi pociągnąć kogoś do kradzieży. A co dopiero powiedzieć o determinacji policji z Polkowic, która poświęciła dziewięć miesięcy na żmudne śledztwo, żeby odzyskać fiata 126p skradzionego w dolnośląskich Radwanicach. Wytrwałość stróżów prawa poskutkowała namierzeniem i odnalezieniem pojazdu o wartości ok. 5 tys. zł w gminie Radwanice oraz... naszymi gratulacjami. Brawo!
Na podst. www.motoryzacja.interia.pl
Wiadomości z półobrotu
Obwiesie z Białegostoku odczuli pewnie już nieraz, że jedna z miejscowych policjantek umie fachowo skopać tyłek. Od teraz wie o tym cały kraj. Posterunkowa Patrycja Borys z białostockiej patrolówki zdobyła mistrzostwo Polski w kick-boxingu zaledwie po pięciu miesiącach uprawiania tej dyscypliny sportu. Przylać umiała jednak już wcześniej, co udowodniła, czterokrotnie zdobywając mistrzostwo Polski i raz tytuł mistrzyni Europy w boksie. Gratulujemy!
Na podst. www.bialystok.policja.gov.pl
Dyskwalifikacja kwalifikacji
Jak marne musi być przygotowanie fachowców w Polsce, pokazuje skala procederu uprawianego przez trzech członków komisji egzaminacyjnej Urzędu Regulacji Energetycznej i właściciela firmy organizującej kursy kwalifikacyjne w Bytomiu. W czwórkę od 2016 roku wystawili za kasę 1850 lewych zaświadczeń o uzyskaniu uprawnień elektrycznych bez przeprowadzania egzaminów. Za poświadczanie nieprawdy grozi im teraz do ośmiu lat więzienia, a na Śląsku strach włączyć światło.
Na podst. www.policja.pl
Ratownik z wyboru
41-letni lublinianin zatrudnił się jako kierowca karetki w Chełmie, bo do tego czuł powołanie. Szybko więc został najlepszym pracownikiem. Szefowie byli zachwyceni. Koledzy mniej, bo zaczął szefować. Wtedy ktoś pogrzebał w jego papierach i okazało się, że wszystkie – od licencji ratownika po prawo jazdy – są fałszywe. No i stracił wymarzoną robotę. Ale się nie zraził, wybył do Warszawy i rozpoczął ją na nowo. I znów wpadł. Na Zachodzie zostałby doszkolony i zatrudniony za dobrą pensję, a tu pójdzie siedzieć na 10 miesięcy i będzie musiał oddać zarobione pieniądze, na które „naciągnął szpital”, ratując ludzi.
Na podst. www.fakt.pl
Perełki zapachowe
Co przestępca może prać? Brudne pieniądze oczywiście. A nieoczywiście? Ponad ćwierć kilo marihuany na przykład. Tak nietuzinkowym pomysłem popisał się 32-latek, podejrzewany przez policjantów z Woli o posiadanie narkotyków. Kiedy nawiedzili go, żeby to sprawdzić, zaprzeczył zarzutom. Wtedy uwagę mundurowych zwróciła włączona pralka, w której między brudami przewalało się kilka dużych torebek foliowych z suszem, dodanych tam zapewne w celu zmiękczenia tkaniny.
Na podst. www.se.pl
Chyba już wszyscy stracili nadzieję, że sprawca okrutnej zbrodni, której ofiarą była Hanna S., kiedykolwiek odpowie za swoje czyny. Kobieta miała tylko 22 lata, studiowała prawo na Uniwersytecie Łódzkim. 18 czerwca 1995 roku została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Typowany przez policję sprawca zniknął. Odnalazł się po niemal 25 latach.
Mirosław Ż. był poszukiwany międzynarodowym listem gończym przez lata. Szukała go policja, ale także wśród znajomych Hanny S. przekazywano sobie informacje o ewentualnym miejscu ukrywania się mężczyzny. Ktoś widział go w Niemczech, kto inny w Grecji. Wreszcie ustalono, że mężczyzna niemal na pewno mieszka w Rosji. Zgubił go przypadek, a może raczej jego natura. W sierpniu 2020 roku na policję w Iwanowie kobieta zgłosiła przemoc domową. Jako sprawcę wskazała swojego partnera. Dodała też, że mężczyzna posługuje się fałszywymi danymi. Rosyjscy policjanci po pobraniu od Mirosława Ż. odcisków palców i wrzuceniu ich do odpowiedniego systemu dowiedzieli się, że jest on poszukiwany w Polsce za zabójstwo i gwałt. Kilka miesięcy później w ramach ekstradycji mężczyzna trafił do aresztu w Polsce.
Bramkarz z „Medyka”
Hanna S. mieszkała na łódzkim osiedlu studenckim zwanym Lumumbowo. Kończyła właśnie III rok na wydziale prawa. Wszyscy świadkowie zgodnie zeznali w trakcie śledztwa i teraz po latach w sądzie, że była lubiana, miła i sympatyczna.
– Ostatnio rozstała się z chłopakiem – opowiadała kilka dni po zabójstwie jedna z koleżanek Hani. – Od jakiegoś czasu przychodził do niej Wano.
Wano, a właściwie Iwan M., student z Gruzji, rzeczywiście spędził z Hanną S. ostatnie godziny jej życia. W ciągu dnia dziewczyna zabrała go na imprezę rodzinną, a około godziny 1 w nocy, kiedy wrócili na osiedle studenckie, poszli razem do klubu „Medyk”.
– Hania lubiła Wano, ale traktowała go bardziej jak kolegę – opowiada przed sądem świadek Agnieszka A., która tamtej nocy spotkała w „Medyku” bawiącą się parę. – Z pewnością piliśmy piwo, tańczyliśmy. Minęło tyle lat, że trudno mówić o szczegółach.
Jedno świadek jednak zapamiętała mimo upływu czasu.
– Bramkarze w „Medyku” mieli takie chamskie zaloty. Byli przekonani, że żadna z dziewczyn się im nie oprze – wspomina kobieta. – Tamtej nocy szczególnie natarczywie zachowywał się właśnie Mirek Ż. Pamiętam, że na pewno chciał bardzo tańczyć z Hanką.
Hanna S., Wano M. i Mirosław Ż. jeszcze raz spotkali się tej samej nocy. Para przyszła do pokoju Gruzina w akademiku
Oskarżony: Mirosław Ż. (58 l.) O: zabójstwo i zgwałcenie Obrona: mecenas Konrad Balcewicz (z urzędu) Oskarżenie: prokurator Sławomir Piwowarczyk, Prokuratura Rejonowa Łódź-Śródmieście Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej: mecenas Wojciech Woźniacki Sąd: sędzia Tomasz Krawczyk – przewodniczący składu orzekającego, Monika Gradowska, drugi sędzia zawodowy, Sąd Okręgowy w Łodzi
„Olimp”, gdzie już trwała impreza. Wśród biesiadników byli bramkarze z „Medyka”. Według relacji świadków było to około godziny 4 rano 18 czerwca.
– Hania po kilkunastu minutach stwierdziła, że idzie spać do siebie – zeznał przed łódzkim sądem Wano M.
Mężczyzna odprowadził dziewczynę. Mieszkała w pokoju na tym samym piętrze. Gdy wrócił do bawiących się znajomych, stwierdził, że musi za kilka godzin obudzić dziewczynę i dlatego ta nie zamknęła drzwi. Mirosław Ż. musiał to słyszeć. Tymczasem Wano M. kilka minut później również opuścił bawiących się kolegów i poszedł spać do pokoju obok. Impreza trwała jeszcze kilka godzin. Jako ostatni wyszedł Mirosław Ż. Około godziny 8 rano Levan B. miał odprowadzić oskarżonego do taksówki. Tyle że Levana B., obywatela Gruzji, nie udało się odnaleźć po ponad 20 latach i jego jedyne zeznania pochodzą z 1995 roku. Tymczasem inny świadek zeznał, że po godzinie 8 rano widział mężczyznę chodzącego po ósmym piętrze w „Olimpie”. Ten miał łapać za klamki drzwi i sprawdzać, który pokój jest otwarty. Prokuratura jest przekonana, że to Mirosław Ż. szukał pokoju Hanny S. Niestety, znalazł. Kobieta została brutalnie zgwałcona i uduszona. Zdaniem biegłych stawiała opór, broniła się.
– To było zabójstwo na tle seksualnym. Tak zwany mord z lubieżności – tłumaczył biegły.
Zamknięty na dialog
– Była niedziela około godziny 11. Wano poszedł obudzić Hanię – zeznaje przed sądem Sławomir P. – Przybiegł zaledwie po kilku minutach i powiedział, że Hania chyba nie żyje. Poszedłem z nim do jej pokoju. Od razu było widać, że już nic nie można zrobić. Zjechałem windą do portierni akademika i zacząłem dzwonić po policję i pogotowie.
Sławomir P. krótko opisuje, co zobaczył w pokoju ofiary, ale tego nie da się powtórzyć. Gdy świadek dzwonił po służby, Wano M. pobiegł do najbliższych koleżanek Hani.
– Wano powiedział, że z Hanią jest coś nie tak – wspomina przed sądem Dorota F. – Pobiegłam do niej do pokoju. Była cała sina.
– Hanka była zimna. Nie oddychała – opowiada kolejna koleżanka ze studenckich czasów. – Wiedziałam od razu, że nie żyje.
Mirosław Ż. nie zniknął od razu. Wieczorem pojawił się na osiedlu studenckim. Przyjechał po prostu do pracy, ale kluby ze względu na zabójstwo Hanny S. nie pracowały.
– Pamiętam go tamtego wieczoru. Był normalny, spokojny – opowiada przed sądem jeden z ówczesnych bramkarzy.
Oskarżony trafił nawet na przesłuchanie, ale jak sam dzisiaj mówi, było to wyłącznie wstępne rozpytanie. Policjanci wezwali go na kolejne przesłuchanie, ale on się już nie zjawił. Zniknął na lata. W jego mieszkaniu zostało zabezpieczone jednak ubranie. Na nim zaś ślady biologiczne Hanny S. Jego ślady biegli znajdują natomiast na piżamie ofiary.
Oskarżony nigdy nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Na złożenie wyjaśnień zdecydował się dopiero przed zamknięciem postępowania dowodowego. I choć jego przemowa trwała kilka godzin, nic nie wniosła do sprawy. Jedyne, co powie na temat Hanny S., to to, że nawet nie pamięta, czy był w jej pokoju. Jego wyjaśnienia to niekończące się dywagacje na różne tematy, pouczanie prokuratury i sądu. Do sądu zwraca
się często po prostu per „wy”: – „Wy musicie mnie wysłuchać”, „chcę wam pomóc”, „czy dla was nie jest ważne, jakiego człowieka będziecie skazywać lub uniewinniać”. Gdy sąd zadaje mu pytania, zwykle można usłyszeć wymijające odpowiedzi albo pretensje, iż przerwano mu tok myślenia. Opinia z aresztu śledczego nie pozostawia złudzeń, że i tam osadzony zachowuje się podobnie:
„Ma kłopoty z samokontrolą. Całokształt jego postawy jest naganny. Kilkakrotnie był karany dyscyplinarnie. Zamknięty na dialog. Prowadzi wyłącznie monolog. Wobec przełożonych arogancki i oporny. Ma kłopoty z rygorami w izolacji i kobietami przełożonymi. Wypowiada komentarze dyskredytujące kobiety”.
Sędzia Tomasz Krawczyk jest jednak cierpliwy i tak długo zadaje pewne pytania, dopóki nie padnie na nie odpowiedź, choćby najbardziej dziwna: – Dlaczego wyjechał pan z kraju? – Nie miałem z tą sprawą nic wspólnego – mówi oskarżony i przez kolejne kilkanaście minut podaje powody, które jego zdaniem usprawiedliwiają ten wyjazd. Twierdzi też, że nie wiedział, iż poszukuje go policja.
– Czy od 1995 roku próbował pan skontaktować się z organami ścigania w Polsce?
– Nie miałem na to czasu...
Sadysta seksualny
W 1995 roku obowiązywał inny Kodeks karny niż obecnie. Za zabójstwo groziła między innymi kara śmierci. Prokurator Sławomir Piwowarczyk zażądał dla oskarżonego kary dożywocia na podstawie obecnego kodeksu, powołując się na orzeczenia Sądu Najwyższego w tym zakresie.
– Dożywocie to jedyna sprawiedliwa kara dla Mirosława Ż. – przekonuje w swojej mowie końcowej. – Tym bardziej że według biegłego to sadysta seksualny, a groźba popełnienia przez niego kolejnej zbrodni nie jest wykluczona.
Zdaniem adwokata Wojciecha Woźniackiego, pełnomocnika oskarżycielki posiłkowej, kara 25 lat pozbawienia wolności to najwyższy wyrok, jaki można zasądzić wobec oskarżonego. Mecenas zaznacza jednak, że o warunkowe zwolnienie oskarżony powinien móc się starać dopiero po 24 latach za kratami.
– Ile minut minęło, zanim Hania straciła przytomność? – pyta retorycznie mecenas
Woźniacki. – Zanim sprawca spełnił swoje chore wyobrażenia. Sprawca, któremu patrzę teraz głęboko w oczy, bo nie mam wątpliwości, panie Mirosławie, że to pan.
Obrońca oskarżonego Konrad Balcewicz prosi o uniewinnienie swojego klienta i mówi krótko:
– Materiał biologiczny oskarżonego znaleziono tylko na ubraniach, nie zaś na ciele ofiary. Ta dwójka miała przecież ze sobą kontakt w trakcie nocnej imprezy. Jest także świadek, który wskazuje, że Mirosław Ż. odjechał z osiedla studenckiego taksówką.
Zawsze przed ogłoszeniem wyroku każdy oskarżony ma prawo do tzw. ostatniego słowa. Zwykle wtedy oskarżeni przepraszają swoje ofiary, a jeśli nie przyznają się do zarzutów, proszą o uniewinnienie. Trwa to zazwyczaj kilka minut. Mirosław Ż. przed „ostatnim słowem” pyta: – A jaki jest limit czasowy tej wypowiedzi? – Zdrowy rozsądek – stwierdza krótko sędzia. Na to jednak nie ma co liczyć. – Posłuchajcie, czy wy wiecie... – Mirosław Ż. znowu przemawia przez kilkanaście minut.
Na końcu przemowy prosi o uniewinnienie, ale zaznacza:
– Tylko to musi być dobrze uzasadnione, pamiętajcie.
Sąd skazał Mirosława Ż. na 25 lat pozbawienia wolności.
– Musieliśmy przeanalizować wszystkie stany prawne od 1995 roku i wybrać ten najkorzystniejszy dla oskarżonego – tłumaczy sędzia Tomasz Krawczyk.
Tym samym sąd nie przystał na sugestie i żądania żadnej ze stron, bo, jak twierdzi, po prostu nie mógł.
– Stary Kodeks karny nie pozwalał też na ograniczenia co do warunkowego zwolnienia, tak jak proponował pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej – mówi dalej sędzia. – Mirosław Ż. ma obecnie 58 lat. Wyjdzie z więzienia w wieku 82 lat, jako bardzo stary człowiek, o ile w ogóle opuści zakład karny.
Ślady biologiczne zdaniem sądu nie pozostawiają wątpliwości co do winy oskarżonego: – To krzyżujące się ślady. Nie mogły powstać w innych okolicznościach niż przy obecności oskarżonego w pokoju w momencie, gdy ofiara była przebrana w piżamę.