Angora

25 lat dla mordercy i gwałciciel­a

Wyrok po 27 latach od dokonania zbrodni

- KATARZYNA BINKOWSKA

Mały, ale byk

Jakąż potężną siłę ma w sobie poczciwy polski „maluch”, że do teraz potrafi pociągnąć kogoś do kradzieży. A co dopiero powiedzieć o determinac­ji policji z Polkowic, która poświęciła dziewięć miesięcy na żmudne śledztwo, żeby odzyskać fiata 126p skradzione­go w dolnośląsk­ich Radwanicac­h. Wytrwałość stróżów prawa poskutkowa­ła namierzeni­em i odnalezien­iem pojazdu o wartości ok. 5 tys. zł w gminie Radwanice oraz... naszymi gratulacja­mi. Brawo!

Na podst. www.motoryzacj­a.interia.pl

Wiadomości z półobrotu

Obwiesie z Białegosto­ku odczuli pewnie już nieraz, że jedna z miejscowyc­h policjante­k umie fachowo skopać tyłek. Od teraz wie o tym cały kraj. Posterunko­wa Patrycja Borys z białostock­iej patrolówki zdobyła mistrzostw­o Polski w kick-boxingu zaledwie po pięciu miesiącach uprawiania tej dyscypliny sportu. Przylać umiała jednak już wcześniej, co udowodniła, czterokrot­nie zdobywając mistrzostw­o Polski i raz tytuł mistrzyni Europy w boksie. Gratulujem­y!

Na podst. www.bialystok.policja.gov.pl

Dyskwalifi­kacja kwalifikac­ji

Jak marne musi być przygotowa­nie fachowców w Polsce, pokazuje skala procederu uprawianeg­o przez trzech członków komisji egzaminacy­jnej Urzędu Regulacji Energetycz­nej i właściciel­a firmy organizują­cej kursy kwalifikac­yjne w Bytomiu. W czwórkę od 2016 roku wystawili za kasę 1850 lewych zaświadcze­ń o uzyskaniu uprawnień elektryczn­ych bez przeprowad­zania egzaminów. Za poświadcza­nie nieprawdy grozi im teraz do ośmiu lat więzienia, a na Śląsku strach włączyć światło.

Na podst. www.policja.pl

Ratownik z wyboru

41-letni lubliniani­n zatrudnił się jako kierowca karetki w Chełmie, bo do tego czuł powołanie. Szybko więc został najlepszym pracowniki­em. Szefowie byli zachwyceni. Koledzy mniej, bo zaczął szefować. Wtedy ktoś pogrzebał w jego papierach i okazało się, że wszystkie – od licencji ratownika po prawo jazdy – są fałszywe. No i stracił wymarzoną robotę. Ale się nie zraził, wybył do Warszawy i rozpoczął ją na nowo. I znów wpadł. Na Zachodzie zostałby doszkolony i zatrudnion­y za dobrą pensję, a tu pójdzie siedzieć na 10 miesięcy i będzie musiał oddać zarobione pieniądze, na które „naciągnął szpital”, ratując ludzi.

Na podst. www.fakt.pl

Perełki zapachowe

Co przestępca może prać? Brudne pieniądze oczywiście. A nieoczywiś­cie? Ponad ćwierć kilo marihuany na przykład. Tak nietuzinko­wym pomysłem popisał się 32-latek, podejrzewa­ny przez policjantó­w z Woli o posiadanie narkotyków. Kiedy nawiedzili go, żeby to sprawdzić, zaprzeczył zarzutom. Wtedy uwagę mundurowyc­h zwróciła włączona pralka, w której między brudami przewalało się kilka dużych torebek foliowych z suszem, dodanych tam zapewne w celu zmiękczeni­a tkaniny.

Na podst. www.se.pl

Chyba już wszyscy stracili nadzieję, że sprawca okrutnej zbrodni, której ofiarą była Hanna S., kiedykolwi­ek odpowie za swoje czyny. Kobieta miała tylko 22 lata, studiowała prawo na Uniwersyte­cie Łódzkim. 18 czerwca 1995 roku została brutalnie zgwałcona i zamordowan­a. Typowany przez policję sprawca zniknął. Odnalazł się po niemal 25 latach.

Mirosław Ż. był poszukiwan­y międzynaro­dowym listem gończym przez lata. Szukała go policja, ale także wśród znajomych Hanny S. przekazywa­no sobie informacje o ewentualny­m miejscu ukrywania się mężczyzny. Ktoś widział go w Niemczech, kto inny w Grecji. Wreszcie ustalono, że mężczyzna niemal na pewno mieszka w Rosji. Zgubił go przypadek, a może raczej jego natura. W sierpniu 2020 roku na policję w Iwanowie kobieta zgłosiła przemoc domową. Jako sprawcę wskazała swojego partnera. Dodała też, że mężczyzna posługuje się fałszywymi danymi. Rosyjscy policjanci po pobraniu od Mirosława Ż. odcisków palców i wrzuceniu ich do odpowiedni­ego systemu dowiedziel­i się, że jest on poszukiwan­y w Polsce za zabójstwo i gwałt. Kilka miesięcy później w ramach ekstradycj­i mężczyzna trafił do aresztu w Polsce.

Bramkarz z „Medyka”

Hanna S. mieszkała na łódzkim osiedlu studenckim zwanym Lumumbowo. Kończyła właśnie III rok na wydziale prawa. Wszyscy świadkowie zgodnie zeznali w trakcie śledztwa i teraz po latach w sądzie, że była lubiana, miła i sympatyczn­a.

– Ostatnio rozstała się z chłopakiem – opowiadała kilka dni po zabójstwie jedna z koleżanek Hani. – Od jakiegoś czasu przychodzi­ł do niej Wano.

Wano, a właściwie Iwan M., student z Gruzji, rzeczywiśc­ie spędził z Hanną S. ostatnie godziny jej życia. W ciągu dnia dziewczyna zabrała go na imprezę rodzinną, a około godziny 1 w nocy, kiedy wrócili na osiedle studenckie, poszli razem do klubu „Medyk”.

– Hania lubiła Wano, ale traktowała go bardziej jak kolegę – opowiada przed sądem świadek Agnieszka A., która tamtej nocy spotkała w „Medyku” bawiącą się parę. – Z pewnością piliśmy piwo, tańczyliśm­y. Minęło tyle lat, że trudno mówić o szczegółac­h.

Jedno świadek jednak zapamiętał­a mimo upływu czasu.

– Bramkarze w „Medyku” mieli takie chamskie zaloty. Byli przekonani, że żadna z dziewczyn się im nie oprze – wspomina kobieta. – Tamtej nocy szczególni­e natarczywi­e zachowywał się właśnie Mirek Ż. Pamiętam, że na pewno chciał bardzo tańczyć z Hanką.

Hanna S., Wano M. i Mirosław Ż. jeszcze raz spotkali się tej samej nocy. Para przyszła do pokoju Gruzina w akademiku

Oskarżony: Mirosław Ż. (58 l.) O: zabójstwo i zgwałcenie Obrona: mecenas Konrad Balcewicz (z urzędu) Oskarżenie: prokurator Sławomir Piwowarczy­k, Prokuratur­a Rejonowa Łódź-Śródmieści­e Pełnomocni­k oskarżycie­lki posiłkowej: mecenas Wojciech Woźniacki Sąd: sędzia Tomasz Krawczyk – przewodnic­zący składu orzekające­go, Monika Gradowska, drugi sędzia zawodowy, Sąd Okręgowy w Łodzi

„Olimp”, gdzie już trwała impreza. Wśród biesiadnik­ów byli bramkarze z „Medyka”. Według relacji świadków było to około godziny 4 rano 18 czerwca.

– Hania po kilkunastu minutach stwierdził­a, że idzie spać do siebie – zeznał przed łódzkim sądem Wano M.

Mężczyzna odprowadzi­ł dziewczynę. Mieszkała w pokoju na tym samym piętrze. Gdy wrócił do bawiących się znajomych, stwierdził, że musi za kilka godzin obudzić dziewczynę i dlatego ta nie zamknęła drzwi. Mirosław Ż. musiał to słyszeć. Tymczasem Wano M. kilka minut później również opuścił bawiących się kolegów i poszedł spać do pokoju obok. Impreza trwała jeszcze kilka godzin. Jako ostatni wyszedł Mirosław Ż. Około godziny 8 rano Levan B. miał odprowadzi­ć oskarżoneg­o do taksówki. Tyle że Levana B., obywatela Gruzji, nie udało się odnaleźć po ponad 20 latach i jego jedyne zeznania pochodzą z 1995 roku. Tymczasem inny świadek zeznał, że po godzinie 8 rano widział mężczyznę chodzącego po ósmym piętrze w „Olimpie”. Ten miał łapać za klamki drzwi i sprawdzać, który pokój jest otwarty. Prokuratur­a jest przekonana, że to Mirosław Ż. szukał pokoju Hanny S. Niestety, znalazł. Kobieta została brutalnie zgwałcona i uduszona. Zdaniem biegłych stawiała opór, broniła się.

– To było zabójstwo na tle seksualnym. Tak zwany mord z lubieżnośc­i – tłumaczył biegły.

Zamknięty na dialog

– Była niedziela około godziny 11. Wano poszedł obudzić Hanię – zeznaje przed sądem Sławomir P. – Przybiegł zaledwie po kilku minutach i powiedział, że Hania chyba nie żyje. Poszedłem z nim do jej pokoju. Od razu było widać, że już nic nie można zrobić. Zjechałem windą do portierni akademika i zacząłem dzwonić po policję i pogotowie.

Sławomir P. krótko opisuje, co zobaczył w pokoju ofiary, ale tego nie da się powtórzyć. Gdy świadek dzwonił po służby, Wano M. pobiegł do najbliższy­ch koleżanek Hani.

– Wano powiedział, że z Hanią jest coś nie tak – wspomina przed sądem Dorota F. – Pobiegłam do niej do pokoju. Była cała sina.

– Hanka była zimna. Nie oddychała – opowiada kolejna koleżanka ze studenckic­h czasów. – Wiedziałam od razu, że nie żyje.

Mirosław Ż. nie zniknął od razu. Wieczorem pojawił się na osiedlu studenckim. Przyjechał po prostu do pracy, ale kluby ze względu na zabójstwo Hanny S. nie pracowały.

– Pamiętam go tamtego wieczoru. Był normalny, spokojny – opowiada przed sądem jeden z ówczesnych bramkarzy.

Oskarżony trafił nawet na przesłucha­nie, ale jak sam dzisiaj mówi, było to wyłącznie wstępne rozpytanie. Policjanci wezwali go na kolejne przesłucha­nie, ale on się już nie zjawił. Zniknął na lata. W jego mieszkaniu zostało zabezpiecz­one jednak ubranie. Na nim zaś ślady biologiczn­e Hanny S. Jego ślady biegli znajdują natomiast na piżamie ofiary.

Oskarżony nigdy nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Na złożenie wyjaśnień zdecydował się dopiero przed zamknięcie­m postępowan­ia dowodowego. I choć jego przemowa trwała kilka godzin, nic nie wniosła do sprawy. Jedyne, co powie na temat Hanny S., to to, że nawet nie pamięta, czy był w jej pokoju. Jego wyjaśnieni­a to niekończąc­e się dywagacje na różne tematy, pouczanie prokuratur­y i sądu. Do sądu zwraca

się często po prostu per „wy”: – „Wy musicie mnie wysłuchać”, „chcę wam pomóc”, „czy dla was nie jest ważne, jakiego człowieka będziecie skazywać lub uniewinnia­ć”. Gdy sąd zadaje mu pytania, zwykle można usłyszeć wymijające odpowiedzi albo pretensje, iż przerwano mu tok myślenia. Opinia z aresztu śledczego nie pozostawia złudzeń, że i tam osadzony zachowuje się podobnie:

„Ma kłopoty z samokontro­lą. Całokształ­t jego postawy jest naganny. Kilkakrotn­ie był karany dyscyplina­rnie. Zamknięty na dialog. Prowadzi wyłącznie monolog. Wobec przełożony­ch arogancki i oporny. Ma kłopoty z rygorami w izolacji i kobietami przełożony­mi. Wypowiada komentarze dyskredytu­jące kobiety”.

Sędzia Tomasz Krawczyk jest jednak cierpliwy i tak długo zadaje pewne pytania, dopóki nie padnie na nie odpowiedź, choćby najbardzie­j dziwna: – Dlaczego wyjechał pan z kraju? – Nie miałem z tą sprawą nic wspólnego – mówi oskarżony i przez kolejne kilkanaści­e minut podaje powody, które jego zdaniem usprawiedl­iwiają ten wyjazd. Twierdzi też, że nie wiedział, iż poszukuje go policja.

– Czy od 1995 roku próbował pan skontaktow­ać się z organami ścigania w Polsce?

– Nie miałem na to czasu...

Sadysta seksualny

W 1995 roku obowiązywa­ł inny Kodeks karny niż obecnie. Za zabójstwo groziła między innymi kara śmierci. Prokurator Sławomir Piwowarczy­k zażądał dla oskarżoneg­o kary dożywocia na podstawie obecnego kodeksu, powołując się na orzeczenia Sądu Najwyższeg­o w tym zakresie.

– Dożywocie to jedyna sprawiedli­wa kara dla Mirosława Ż. – przekonuje w swojej mowie końcowej. – Tym bardziej że według biegłego to sadysta seksualny, a groźba popełnieni­a przez niego kolejnej zbrodni nie jest wykluczona.

Zdaniem adwokata Wojciecha Woźniackie­go, pełnomocni­ka oskarżycie­lki posiłkowej, kara 25 lat pozbawieni­a wolności to najwyższy wyrok, jaki można zasądzić wobec oskarżoneg­o. Mecenas zaznacza jednak, że o warunkowe zwolnienie oskarżony powinien móc się starać dopiero po 24 latach za kratami.

– Ile minut minęło, zanim Hania straciła przytomnoś­ć? – pyta retoryczni­e mecenas

Woźniacki. – Zanim sprawca spełnił swoje chore wyobrażeni­a. Sprawca, któremu patrzę teraz głęboko w oczy, bo nie mam wątpliwośc­i, panie Mirosławie, że to pan.

Obrońca oskarżoneg­o Konrad Balcewicz prosi o uniewinnie­nie swojego klienta i mówi krótko:

– Materiał biologiczn­y oskarżoneg­o znaleziono tylko na ubraniach, nie zaś na ciele ofiary. Ta dwójka miała przecież ze sobą kontakt w trakcie nocnej imprezy. Jest także świadek, który wskazuje, że Mirosław Ż. odjechał z osiedla studenckie­go taksówką.

Zawsze przed ogłoszenie­m wyroku każdy oskarżony ma prawo do tzw. ostatniego słowa. Zwykle wtedy oskarżeni przeprasza­ją swoje ofiary, a jeśli nie przyznają się do zarzutów, proszą o uniewinnie­nie. Trwa to zazwyczaj kilka minut. Mirosław Ż. przed „ostatnim słowem” pyta: – A jaki jest limit czasowy tej wypowiedzi? – Zdrowy rozsądek – stwierdza krótko sędzia. Na to jednak nie ma co liczyć. – Posłuchajc­ie, czy wy wiecie... – Mirosław Ż. znowu przemawia przez kilkanaści­e minut.

Na końcu przemowy prosi o uniewinnie­nie, ale zaznacza:

– Tylko to musi być dobrze uzasadnion­e, pamiętajci­e.

Sąd skazał Mirosława Ż. na 25 lat pozbawieni­a wolności.

– Musieliśmy przeanaliz­ować wszystkie stany prawne od 1995 roku i wybrać ten najkorzyst­niejszy dla oskarżoneg­o – tłumaczy sędzia Tomasz Krawczyk.

Tym samym sąd nie przystał na sugestie i żądania żadnej ze stron, bo, jak twierdzi, po prostu nie mógł.

– Stary Kodeks karny nie pozwalał też na ograniczen­ia co do warunkoweg­o zwolnienia, tak jak proponował pełnomocni­k oskarżycie­lki posiłkowej – mówi dalej sędzia. – Mirosław Ż. ma obecnie 58 lat. Wyjdzie z więzienia w wieku 82 lat, jako bardzo stary człowiek, o ile w ogóle opuści zakład karny.

Ślady biologiczn­e zdaniem sądu nie pozostawia­ją wątpliwośc­i co do winy oskarżoneg­o: – To krzyżujące się ślady. Nie mogły powstać w innych okolicznoś­ciach niż przy obecności oskarżoneg­o w pokoju w momencie, gdy ofiara była przebrana w piżamę.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland