Co czeka chrześcijaństwo?
najwyższego urzędu, skłaniającym do refleksji nad jej złym stanem. Benedykt XVI zrezygnował wbrew utrwalonemu zwyczajowi, że posługę papieża przerywa dopiero śmierć (w przeciwieństwie do biskupów, którzy od soboru mają obowiązek złożyć rezygnację po ukończeniu siedemdziesięciu pięciu lat). Ten zwyczaj, uznawany powszechnie za tradycję, mówi wiele o znaczeniu papieża w katolicyzmie”.
To załamanie się „długiej tradycji czci dla papieża, ważnego elementu katolickiej tożsamości, która kazała widzieć w nim figurę ojca, a jego funkcję, w konsekwencji, postrzegać jako posługę pełnioną aż do śmierci”. Oczywiście nie jest to kryzys przesądzający o przyszłości chrześcijaństwa, ale jest elementem dekonstruującym świat, zdawałoby się, poukładany i trwały. Dzisiejsze filipiki polskich duchownych uwikłanych w politykę przeciwko gender, LGBT czy zachodniemu liberalizmowi to zasłona dymna, którą osnuwają się sami, by nie tykać naprawdę bolesnych spraw Kościoła. Szczególnie wtedy, gdy nie mają niczego do powiedzenia. Tymczasem wierni zostają sami z przeświadczeniem, że „dymisja Benedykta była punktem zwrotnym. Nic nie trwa wiecznie, nawet papież w Rzymie. Rezygnacja stała się traumą katolicyzmu, relatywizując – przynajmniej częściowo – postać papieża”. Jeśli względna staje się figura papieża, co nie jest względne w nauczaniu Kościoła? Czy topos zbudowanego na opoce Kościoła, który przetrwa wszystko, nie jest czasem tylko iluzją, a on sam ujawnił swą kruchość? Wszak niepodważalnymi strażnikami tożsamości katolicyzmu były dotąd tradycja, papież i Kościół.
Tradycjonalistyczne, jakby odporne na nowoczesność, nauczanie Jana Pawła II znalazło intelektualną kontynuację w teologii uprawianej i upowszechnianej przez Benedykta. Franciszek okazuje się jednak papieżem z innego świata i innych czasów.
Bo jest Latynosem?
Riccardi sądzi, że „z wyborem argentyńskiego papieża Kościół porzucił klimat europejskiej dekadencji, którym był zarażony. W swoich wystąpieniach Franciszek uchwycił ważny jego aspekt: starość, nie tylko demograficzną, lecz także rozumianą jako sposób patrzenia na świat”. Nakłada się na narastającą peryferyjność Europy, czego z polskiego zaścianka nie czuć, nie widać. Tymczasem globalny wpływ największych graczy, takich jak Stany Zjednoczone, Indie czy Chiny, dobitnie potwierdza sytuację, w jakiej znalazła się Europa będąca dotąd w czołówce świata. Franciszek, świadomy tej radykalnej zmiany, próbuje wykorzystać ją w interesie Kościoła. „Marzy o odrodzeniu zjednoczonego kontynentu. Nie upiera się jednak, by w powszechnym katolicyzmie centralne miejsce zajmował ten europejski, o czym świadczy choćby geografia jego podróży. Nie odwiedza ważnych krajów europejskich, takich jak Francja, Hiszpania czy Niemcy, lecz jedynie peryferyjne. Ceni szlaki historyczne i kościelne na peryferiach katolickiego świata. Jego geopolityczna wizja burzy to, co było w katolicyzmie imperialne: ideę europejskiego centrum z otaczającymi go regionami i peryferiami”. Być może to wyjście z matni, w jakiej znalazł się współczesny Kościół i szansa na odnalezienie nowej drogi dla chrześcijan.
Poszukiwaniem nowej drogi dla Kościoła jest sanacja kurii rzymskiej i danie odporu klerykalizmowi. Papież, pisze Riccardi, ocenia kler surowo, ale sam przecież stoi na jego czele. Czyni też zabiegi, by system ochrony władcy (czyli papieża) zniwelować do zera. Jest wszak zakonnikiem,
rozumie, a na pewno czuje więcej niż książęta Kościoła tkwiący w anachronicznej bańce. Każda konferencja prasowa, w której uczestniczy Franciszek, jest tego dowodem, bo odpowiada na wszystkie pytania, nawet te, które – jak zauważa Riccardi – „budzą popłoch jego świty”. A przecież on tylko inicjuje pewne procesy, inspiruje działania, wyznacza nowe priorytety. Jednym z nich, umieszczonym w centrum jego nauczania, jest Ewangelia i ubodzy. Powrót do początków chrześcijaństwa, odwrót od teatralnego bogactwa Kościoła i amnezji, jaka go ogarnęła wobec ewangelicznej misji. Argentyńskie korzenie Franciszka determinują jego widzenie przyszłości Kościoła. To ubodzy są podmiotem nauczania i jego sensem. „Dla papieża Franciszka osobista i solidarna relacja z ubogimi jest niczym «sakrament», papież stawia ją na pierwszym miejscu. Ubodzy nie mogą być jedynie beneficjentami ani klientami instytucji kościelnych – są żywą i integralną częścią Kościoła, ponieważ w nich, zgodnie z przypowieścią o sądzie z 25. rozdziału Ewangelii św. Mateusza, rozpoznaje się sam Jezus”. Ciekawe, czy to myślenie podziela polski Kościół, który mogąc aktywnie pomóc własnym wiernym we wsparciu dwóch milionów wojennych uchodźców z Ukrainy, jak zwykle zajął milczącą postawę. Nie jest to pierwszy gest odepchnięcia idei Franciszka przez polską hierarchię.
„Kościół ubogich i Kościół bezinteresowny to wyzwanie dla świata, który stał się wielkim rynkiem. Odnowa katolicyzmu i siła Kościoła ewangelicznego rozstrzygają się w każdej chwili w bliskości ludzi wierzących z ubogimi. To jest – zdaniem papieża – prawdziwa wierność Ewangelii i prawdziwa odnowa, która będzie mieć głębokie konsekwencje dla życia Kościoła i jego pozycji w świecie” – pisze włoski historyk. Dodajmy tylko, że z tej koncentracji papieża na bliskości z ubogimi płynie też
lekcja pokory wobec środowiska.
Franciszek podjął ten temat w dwóch ważnych encyklikach Laudato si i Fratelli tutti, ale znalezienie reminiscencji papieskiego myślenia i nauczania w polskiej publicystyce religijnej czy w publicznych wypowiedziach hierarchów jest daremne.
Ludzkość, także ta wyznająca Chrystusa, zmierzyła się niedawno z wielkim wyzwaniem, jakim była (ciągle jeszcze jest!) pandemia COVID-19. Także to zjawisko społeczne, które sparaliżowało pół świata, stało się powodem kryzysu w Kościele.
„Pandemia w zbiorowej wyobraźni była oznaką spadku znaczenia Kościoła w społeczeństwie i osłabiła go również pod względem ekonomicznym, zarówno z powodu większej liczby próśb o pomoc ze strony ludzi zubożałych w kryzysie, jak i ze względu na spadek hojności wiernych, co było związane z zawieszeniem kultu (...). Kościół francuski na przykład mówił o «finansowej zapaści» spowodowanej spadkiem jego dochodów o około 90 milionów euro, czyli o 30 – 40 proc., która postawiła go w szczególnie kłopotliwej sytuacji”. Niestety, także w tej sprawie Kościół milczał. Nie tylko w Polsce. Tymczasem pojawiła się już myśl, czy covid nie jest aby boskim ostrzeżeniem dla świata zmierzającego w złym kierunku?
Podtytuł książki Riccardiego zawiera pytanie, brzmiące jednak retorycznie. Chrześcijaństwo jest wartością częściowo pozareligijną, bowiem do pewnego stopnia każdy z nas, bez względu na stopień zaangażowania w życie duchowej wspólnoty – „jak przekonuje Jeremy Rifkin – zachowuje w sobie najdawniejszą przeszłość i utrzymuje przy życiu fragmenty świadomości swych przodków poprzez mitologiczne, teologiczne, ideologiczne, psychologiczne i dramaturgiczne systemy odniesienia”. Riccardi twierdzi też, że humanizm, człowieczeństwo, poczucie odpowiedzialności, dobroć mają chrześcijańską proweniencję. Czy to wystarczy, by Kościół po doświadczeniu COVID-19 i konsekwencjach wojny w Ukrainie (Riccardi nie mógł o tym wiedzieć) wrócił do rozpoczętego dialogu? Do przeżywania Ewangelii w mniejszościowych wspólnotach? Pytań jest więcej, „bo przyszłość jest otwarta” – pisze autor. Doszło również do przesunięcia granic religijnych: oddalenia się od praktyki kościelnej, zbliżania się osób niepraktykujących do praktyk wirtualnych, pojawienia się grup ludzi, które Kościół dotąd słabo znał lub którymi nie był zainteresowany. Dla Kościoła ważne jest przede wszystkim zrozumienie tego, co wydarzyło się między ludźmi, i zawiązanie dialogu szerszego niż ten, który zazwyczaj praktykował ze swoją „publicznością”.
Może trzeba więc zaufać Franciszkowi? Wskaźnik zaufania do papieża w grudniu 2020 roku wyniósł 60 punktów, ale wobec Kościoła katolickiego tylko 35 punktów.
Silny lider słabej instytucji?
„Upadek Kościoła to także upadek księży”. Nie bez kozery przyczyną tego upadku na Zachodzie jest celibat, co tworzy tym większy dysonans, im więcej księży ze Wschodu pojawia się w prawosławnych parafiach w krajach Europy. „Mimo że nie są katolikami, stali się stałym elementem krajobrazu zachodniego chrześcijaństwa”.
Czytelnik sam może sobie odpowiedzieć po lekturze tej książki, czy chrześcijaństwo ma przyszłość i jaką. Cytowany przez autora teolog Christoph Theobald, kładąc nacisk na „pilne potrzeby duszpasterskie” dzisiejszego Kościoła, wskazuje na wiele nowych posług, które należy uruchomić, także w parafiach, aby wyjść z kapłańskiej hierarchiczności. Byłoby to na przykład zarządzanie grupami i wspólnotami, posługa słowa czy gościnności wobec imigrantów. A to tylko jedna z propozycji formułowanych w katolickich krajach Zachodu. Tych krajach, którymi polskie duchowieństwo straszy, że promuje wyłącznie cywilizację śmierci. Ale to pewnie stamtąd nadejdą idee, które nadadzą chrześcijaństwu nowy wymiar.
Dla polskiego Czytelnika ważniejsza niech będzie konstatacja, że przyszłość chrześcijaństwa tkwi w poszukiwaniu, tak jak droga bywa ważniejsza od celu.
ANDREA RICCARDI. KOŚCIÓŁ PŁONIE. CZY CHRZEŚCIJAŃSTWO MA PRZYSZŁOŚĆ? Tłum. Edward Augustyn. Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2022, s. 334. Cena 44,90 zł.