Amerykański gazowiec „Independence” zawija do litewskiego portu w Kłajpedzie
Do pokoju jeszcze długa droga. Wcześniej czy później Rosja przegrupuje siły i zaatakuje kolejny kraj, z czym liczą się republiki bałtyckie, których politycy są jednymi z najbardziej zdecydowanych rzeczników wzmocnienia sankcji nałożonych na Rosję.
Minione tygodnie pokazały faktyczny stan potęgi militarnej Rosji, uspokajając nieco strach przed atakiem na kolejne państwa. Republiki bałtyckie od lat liczą się z tym, że mogą w każdej chwili pojawić się na celowniku Rosji, dlatego od początku inwazji politycy z Litwy, Łotwy i Estonii nawołują do stanowczej reakcji Zachodu, która pozwoli zatrzymać Rosję już teraz. Krokiem, który ma dać przykład Unii Europejskiej, ale też zwiększyć niezależność państw bałtyckich, była rezygnacja z importu rosyjskiego gazu. Jako pierwsza całkowitą rezygnację z energii rosyjskiej ogłosiła Litwa. Jak podkreśla prezydent Gitanas Nausėda, mogło się tak stać dzięki wieloletniemu planowaniu i decyzjom podjętym już dużo wcześniej. W 2014 roku, gdy Rosja wkroczyła na Krym, niemalże całe zapotrzebowanie Litwy na gaz było pokrywane z importu rosyjskiego.
Norwegii i Kataru, która jest dostarczana poprzez terminal LNG w Kłajpedzie, a w odwodzie są jeszcze interkonektory łączące Litwę z Polską i Łotwą.
Zaledwie kilka dni po Litwie wstrzymanie importu gazu z Rosji ogłosiły pozostałe dwie republiki bałtyckie korzystające z łotewskich zapasów
Uniezależnienie się od rosyjskiej energii to tylko jeden krok na długiej drodze do powstrzymania Rosji. Jak podkreśla prezydent Litwy, jeśli jego kraj jest w stanie to zrobić, to i Europa powinna. Politycy z krajów nadbałtyckich nie ustają w naciskach na UE na zwiększenie sankcji. Zdaniem Dalii na listę UNESCO. Chodzi m.in. o katedrę Świętej Zofii i inne świątynie Kijowa, starówkę Lwowa i punkty pomiarowe Struvego. Obiekty te są monitorowane satelitarnie przez organizacje i społeczność międzynarodową. Tam, gdzie globalne oko nie patrzy i mamy do czynienia z obiektami wpisanymi jedynie do lokalnych rejestrów, częściej dochodzi do nalotów, ostrzałów i bombardowań.
Jednym z pierwszych budynków na Ukrainie, które strawiła wojenna pożoga, było regionalne muzeum historyczne w Iwankowie w obwodzie kijowskim. Działało od 40 lat, a założono je na ważnym stanowisku archeologicznym sięgającym średniowiecza. Były tam kolekcje dotyczące żydowskiej tożsamości mieszkańców, drugiej wojny światowej, Czarnobyla, Afganistanu; prace mistrzyni bieżników, tkaczki Hanny Veres i jej córki Valentiny, a także genialnej – bo jak nikt inny łączącej ludowość i bajkę ze współczesnością – hafciarki, malarki, rzeźbiarki, krawcowej i ilustratorki Marii Prymaczenko. Podczas bitwy pod Iwankowem wiele z tych prac spłonęło; jedynie niektóre cudem udało się uratować, a to dzięki temu, że znalazł się ochotnik, który – narażając własne życie – ruszył w ogień, aby je wydrzeć płomieniom.
Po tych wydarzeniach minister kultury Ukrainy Ołeksandr Tkaczenko wystąpił z wnioskiem o pozbawienie Rosji członkostwa w UNESCO. Szereg oświadczeń wystosowała też Międzynarodowa Rada Muzeów (ICOM) z siedzibą w Paryżu, przypominając fundamentalną rolę kultury i muzeów w budowaniu trwałego pokoju między narodami oraz podkreślając, że oba kraje, Rosja i Ukraina, są państwami-stronami konwencji haskiej z 1954 roku o ochronie dóbr kultury na wypadek konfliktu zbrojnego, zobowiązanymi do przestrzegania tych warunków w zakresie ochrony dziedzictwa. Jednak czy najeźdźca faktycznie będzie respektować kulturę, umożliwiając np. ewakuację zbiorów zagrożonego dziedzictwa, czas pokaże. (ANS)