Oligarcha to ma klawe życie W. Brytania
Wiele wskazuje na to, że najbogatsi Rosjanie przebywający w Londynie nadal chodzą do eleganckich restauracji i posyłają dzieci do najlepszych szkół. Na razie przez sankcje nie ucierpiał również rynek nieruchomości klasy „prime”.
Oligarcha Michaił Fridman narzekał ostatnio w rozmowie z hiszpańskim „El Pais”, że jego karty kredytowe stały się bezużyteczne, więc nawet nie może iść do restauracji i musi jadać w domu, wartym 65 milionów funtów, usytuowanym tuż przy jednym z największych londyńskich parków. Fridman jest jednym z tysiąca bogaczy, których objęły sankcje. Wielu Rosjan jednak żyje w stolicy Wielkiej Brytanii, nie zmieniając znacząco swych zwyczajów.
Przez ostatnie dekady londyński rynek luksusowych nieruchomości kwitł między innymi dzięki inwestycjom Rosjan. Posiadłości oligarchów stały się tematem miejskich opowieści – mówiono o wielopoziomowych wnętrzach, basenach, galeriach sztuki, kolekcjach oldsmobili... Tym wyobrażeniom odpowiada dom Romana Abramowicza przy Kensington Palace Gardens, jednej z najdroższych ulic świata. Ma 15 pokoi i jest wart co najmniej 150 milionów funtów. Albo dom przy Eaton Square (ze względu na liczbę zamieszkujących tu Rosjan nazywany placem Czerwonym), należący ponoć do Olega Dieripaskiego, obecnie przebywającego w USA. To rozdmuchany do wielkich rozmiarów budynek pozornie w tradycyjnie angielskim stylu, lecz zdecydowanie zbyt duży, by go zachować. Kolejne nieruchomości przypominają brytyjskie wiejskie rezydencje, które jakimś cudem zabłądziły do metropolii.
Nie da się prześledzić, skąd pochodzą środki, które wydano na te nieruchomości. Dzięki organizacji Transparency International wiadomo, że na brytyjskie nieruchomości od 2016 roku wydano 6,7 miliarda funtów pochodzących z niejasnych źródeł, z czego 1,5 miliarda funtów zainwestowali Rosjanie oskarżani o korupcję i powiązani z Kremlem.
Okazuje się nadto, że niektórzy objęci sankcjami rosyjscy oligarchowie mają brytyjskie złote wizy – inwestorskie. Ośmiu z nich ma prawo mieszkać w Wielkiej Brytanii. By uzyskać taką wizę, trzeba było zainwestować w Wielkiej Brytanii co najmniej 2 miliony funtów i mieć konto w brytyjskim banku. Program działał od 2008 roku i zakończono go dopiero w lutym tego roku, gdy pojawiły się obawy, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Czas oczekiwania na przyznanie prawa zamieszkania w Wielkiej Brytanii uzależniony był od inwestowanej sumy. W przypadku 2 milionów było to pięć lat, przy ponad 10 – tylko dwa. W sumie takie wizy otrzymało 2581 Rosjan. Zdaniem krytyków program ten oznaczał „przyjmowanie rosyjskich oligarchów z otwartymi ramionami”. Ich obsługą zajmowali się między innymi agenci nieruchomości, prawnicy, księgowi, instytucje finansowe, agencje PR, architekci i projektanci wnętrz.
Firmy pośredniczące w zakupie najdroższych nieruchomości nie mają obaw o rozwój wypadków. Marc von Grundherr z agencji Benham and Reeves ocenia, że w minionym roku Rosjanie kupili w Londynie 286 nieruchomości. Jego zdaniem prognozy, mówiące, że ten rynek się skurczy, gdy ponownie zapadnie żelazna kurtyna, są nietrafione – w tych okolicznościach Rosjanie
tym bardziej będą zainteresowani zakupem domów w Wielkiej Brytanii, bo uznają ją za bezpieczną przystań w czasach, gdy rosyjska gospodarka ma problemy.
Potwierdza to Lee Koffman z Sotheby’s Realty. Mówi, że większość Rosjan przebywa w Londynie legalnie, którzy teraz po prostu starają się nie przyciągać uwagi, ale nadal przeprowadzają transakcje. Rosjanom podoba się w Wielkiej Brytanii, bo prawo gwarantuje im względną anonimowość przy zakupach domów, a dodatkowo dzieci mają najlepszą edukację.
Istnieją tu firmy specjalizujące się w przygotowywaniu dzieci do renomowanych szkół, gdzie w sumie uczy się ponad 2000 młodych Rosjan. W Bonas MacFarlane taka usługa kosztuje około 10 tysięcy funtów. Zorganizowanie rosyjskiemu dziecku lekcji, które pozwolą zdać egzaminy wstępne do najwyżej ocenianych szkół, to koszt od 300 funtów dziennie. Teoretycznie problemem teraz mógłby okazać się tylko sposób opłacania nauki, bo szkołom zabroniono przyjmowania przelewów z rosyjskich banków albo od osób objętych sankcjami. Tymczasem brytyjskie banki ostrzegły rząd, że pomysł, by wszystkim przebywającym w Wielkiej Brytanii Rosjanom zakazać trzymania w bankach kwot przekraczających 50 tysięcy funtów, jest sprzeczny z prawem i nie do zrealizowania.
Teraz o swą przyszłość obawiają się niektórzy prawnicy pracujący dla rosyjskich oligarchów. Specjalizująca się w międzynarodowych rozwodach, mieszkająca w Dubaju, ale pracująca w Londynie Ayesha Vardag mówi, że utrata rosyjskich klientów oznaczałaby znaczną wyrwę na rynku. Wielu prawników swą praktykę oparło na współpracy z Rosjanami. Jednak niektóre kancelarie spodziewają się, że część Rosjan założy w angielskich sądach sprawy o bezprawne nałożenie na nich sankcji i liczą, że zostaną wynajęte do ich prowadzenia.
Rosyjska klientela jest ważna także dla drobniejszych przedsiębiorców. Restauracja „Mari Vanna”, gdzie serwuje się rosyjską kuchnię, ma ostatnio mniej klientów. Restauracja „Zima” w Soho spotkała się wręcz z wrogością, a też specjalizuje się w rosyjskich specjałach. Takie problemy nie dotknęły jednak lokali, gdzie bywają bogaci Rosjanie. Nadal doskonale radzi sobie „Novikov”, znany z 37-stronicowej karty win, wśród których jest czerwone wino Petrus za 16,5 tysiąca funtów.
Urodzona w Petersburgu, od dawna mieszkająca w Londynie Tatiana Fokina, szefowa sklepu z winami Mayfair’s Hedonism Wines, mówi z kolei o tym, jak ważni są Rosjanie dla branży ekskluzywnej turystyki, z którą współpracuje. Przypomina, że to są ludzie, którzy bardzo dużo wydają.
Aleksander Lazarew, pochodzący z Ukrainy założyciel rosyjskiej łaźni w preferowanej przez Rosjan ekskluzywnej dzielnicy Belgravia, obawia się, czy nie dojdzie do bojkotu jego firmy. Jednak na razie większość jej klientów nadal stanowią osoby mówiące po rosyjsku, choć właściciel podkreśla, że nie wie, jakiej są narodowości.
Ci Rosjanie, którzy będą zmuszeni opuścić Wielką Brytanię, być może przeniosą się do Dubaju, który od dawna był chętnie odwiedzany przez Rosjan, a odkąd w Ukrainie toczy się wojna, cieszy się jeszcze większym zainteresowaniem z ich strony. W ubiegłym miesiącu na stronach śledzących przemieszczanie jachtów i samolotów, można było zobaczyć, że wielu rosyjskich oligarchów przybywa do Dubaju. Zjednoczone Emiraty Arabskie nie nałożyły sankcji na Rosjan ani nie potępiły inwazji na Ukrainę, a Dubaj być może liczy na przejęcie interesów oligarchów opuszczających Londyn. Jak podaje Bloomberg, Roman Abramowicz w ostatnich tygodniach poszukiwał nieruchomości na Palma Dżamira, dubajskiej sztucznej wyspie w kształcie drzewa, gdzie znajdują się między innymi luksusowe apartamenty.
Drugim krajem, który chętnie przyjmie rosyjskich oligarchów, może być Turcja. Minister spraw zagranicznych tego kraju Mevlüt Çavuşoğlu powiedział tydzień temu w rozmowie z dziennikarzami CNBC, że przyjąłby Rosjan objętych sankcjami zarówno jako turystów, jak i jako inwestorów. Dzień wcześniej prezydent Recep Tayyip Erdoğan stwierdził, że „określone grupy kapitałowe” mogłyby „zaparkować u nas swoją własność”, co miało dotyczyć jachtów należących do rosyjskich oligarchów.
Edwin Smith, wydawca magazynu dla najbogatszych „Spear’s”, uważa, że w tej chwili trudno przewidzieć, jaka przyszłość czeka Rosjan przebywających poza granicami swojego kraju, ale nie ukrywa, że wielu z nich ma powody do optymizmu, bo sankcje nałożone na małą część najbogatszych odwracają uwagę od pozostałych. (AS)