Dziś prawdziwych targów już nie ma...
Po dwóch latach przerwy spowodowanych pandemią do stolicy Wielkopolski wróciła znana, uwielbiana przez miłośników motoryzacji impreza. Budowana przez lata renoma Motor Show pozwoliła wymieniać organizowany w Poznaniu Salon Samochodowy zaraz po Genewie, Frankfurcie i Paryżu jako najważniejsze europejskie wydarzenie tego typu. Niestety, tegoroczna edycja była tylko cieniem poprzednich. Przede wszystkim zabrakło najbardziej ekscytującego punktu programu, czyli premier najnowszych modeli aut. Niemal 60 tysięcy zwiedzających miało prawo czuć rozczarowanie. Czy to początek końca Motor Show w znanej nam dotychczas formule?
Rok 2019, czasy przed pandemią. Wtedy odbył się poprzedni Motor Show. Padł wówczas rekord frekwencji, ponieważ przez hale Międzynarodowych Targów Poznańskich przewinęło się około 150 tysięcy ludzi. Ta oszałamiająca liczba nie szła jednak w parze z liczbą wyeksponowanych marek i modeli samochodowych, ponieważ już podczas tamtej edycji sporo koncernów nie zdecydowało się zaprezentować swoich nowości w Poznaniu. Tłumaczono to głównie oszczędnościami. Bardziej okazale przedstawiał się 2018 rok z aż 60 (!) premierami najnowszych aut. Teraz to tylko wspomnienia, które – jak wiele wskazuje – zdają się już nie powrócić...
Rok 2022 i „długo wyczekiwany powrót”. Tak od kilku miesięcy zapowiadali w mediach społecznościowych kolejny Motor Show organizatorzy. Poza podaniem cen biletów – te na czwartkowy dzień prasowy nie kosztowały jak ostatnio 500, tylko 100 złotych – brakowało konkretów, co zobaczymy podczas kwietniowego weekendu w Poznaniu. Zanim ruszyłem na „Poznańską Genewę” – jak zwykło się mówić o Motor Show – zadzwoniłem do kilku rzeczników prasowych i przedstawicieli znanych marek samochodowych działających na naszym rynku. Od każdego z nich usłyszałem, że tym razem „odpuszczają”. Dlaczego? Powodów było kilka. Po pierwsze, branża motoryzacyjna w ostatnich miesiącach zmaga się z poważnymi problemami finansowymi, wstrzymaniem produkcji, a co za tym idzie – z brakiem dostępności najnowszych modeli aut. Najpierw swoje piętno odcisnął COVID-19, teraz rozwój motoryzacji torpeduje wojna w Ukrainie. Koszt wynajęcia stanowiska w jednej z targowych hal i zorganizowania ekspozycji szacuje się w setkach tysięcy złotych, co – jak mówią marketingowcy – nijak nie przekłada się na późniejsze wyniki sprzedaży.
Nie jest to tylko problemem polskiej wystawy. Zwykle miesiąc przed Motor Show odbywał się prestiżowy Salon Samochodowy w Genewie, którego Poznań był pewną naturalną kontynuacją. Szwajcarzy odwołali swoje wydarzenie nie tylko w 2020, 2021, lecz także w tym roku, uzasadniając decyzję wciąż niepokonanym koronawirusem, ale też mówiąc wprost o braku zainteresowania wystawców. W stolicy Wielkopolski wierzono, że będzie jednak inaczej, aczkolwiek podobno jeszcze kilkanaście dni przed startem imprezy nie było wiadomo, czy ta w ogóle dojdzie do skutku, gdyż pawilony MTP miały zostać przekształcone na noclegownie dla uchodźców. – Szczerze mówiąc, chyba gdzieś ta targowa formuła po prostu się wyczerpała. Co więcej, prawdopodobnie nie będzie nas, jak i wielu innych marek, także w Paryżu – komentował tegoroczną absencję na Motor Show rzecznik prasowy popularnej marki, prosząc (tak samo jak jego koledzy z konkurencji) o anonimowość.
Najwyraźniej nikt nie chce palić za sobą mostów, bo być może jeszcze nie wszystko stracone...
Wiedząc, jak będzie wyglądała sytuacja, nie miałem wielkich oczekiwań, wybierając się w czwartkowy poranek do Poznania. Niemniej, gdy przechadzałem się po pierwszej z dużych hal, zazwyczaj zarezerwowanej dla Mercedesa i BMW, brak wyeksponowanych pojazdów był smutnym widokiem. W następnej, gdzie przez lata muskuły prężyła grupa Volkswagena, było podobnie. Oczywiście przestronne pawilony nie świeciły pustkami. Wystawili się w nich mechanicy, producenci części samochodowych czy firmy zajmujące się tuningowaniem aut. Ich udział w Motor Show był zwykle uzupełnieniem wielkiej imprezy, tymczasem teraz wydawał się dominować. W poprzednich latach grafik dnia prasowego był mocno napięty. Co pół godziny czy nawet co kwadrans na kolejnych stoiskach odsłaniano najgorętsze nowości z futurystycznymi prototypami włącznie. Taka gonitwa bywała męcząca, ale miała swój urok, a przede wszystkim była najistotniejszą częścią wystawy.
Teraz ograniczono ją do premiery z prawdziwego zdarzenia raptem jednego (!) modelu. I to – bądźmy szczerzy – nie takiego, o jakim marzą zapaleńcy czterech kółek. Mowa o pierwszej europejskiej prezentacji elektrycznego SsangYonga Korando. Koreański wóz wpisał się w trend całego Motor Show, awizowanego pod hasłem „Drogi do Elektromobilności”. SUV, zbudowany na bazie spalinowego Korando, wyglądem niewiele odbiega od nieelektrycznego brata. Gdyby poznańska wystawa odbywała się wedle znanego wcześniej rytmu, prawdopodobnie niewielu by zwróciło uwagę na ten nieoszałamiający – delikatnie mówiąc – wizualnie pojazd. W 2022 roku Koreańczycy wykorzystali zatem