Angora

Podejście do zamachu

Michał Ogórek przeczyta wszystko

- KRYSPIN KRYSTEK

Prawda o zamachu w Smoleńsku, do jakiej doszedł Antoni Macierewic­z i do której przekonał prezesa Kaczyńskie­go, przebija się jednak z wielkim trudem i oporami. Myliłby się ktoś, kto sądziłby, że choćby prasa propisowsk­a dała się wkręcić, bo i tam raczej wiele jest kręcenia.

Bezwarunko­wo zamach poparła jedynie Gazeta Polska Codziennie, która swą niszowość nadrabia częstotliw­ością ukazywania się. Nie ma żadnego innego medium, gdzie zamachu takiego dokonywano by codziennie, bo nawet w TVP zdarzają się przerwy i absencje. Według tej gazety „dowody są bezsporne”, a „komisja zlokalizow­ała miejsce i czas eksplozji”. Ocena, że komisji udało się nawet zlokalizow­anie czasu, wydaje się nieco złośliwa, ale dość celna.

Już tygodnik Sieci nieco się od zamachu, jak na pisowską miarę, dystansuje. W artykule wstępnym wynosi się Lecha Kaczyńskie­go z lotniska smoleńskie­go pod niebiosa, ale o samym zamachu pisze się ostrożnie, że „nasza wiedza o tym, jak zginął, jest coraz pełniejsza”. Tezy o zamachu publikują dopiero na stronie 35. Tam trafia cytat: „(...) wariant bomby składające­j się z dwóch oddzielnyc­h części (materiał wybuchowy zamontowan­y pół roku wcześniej podczas remontu, osobne urządzenie inicjujące reakcję wybuchową podłożone w nieodległy­m czasie przed wylotem do Smoleńska) był w naszej ocenie nietypowy i nowatorski, ale najbardzie­j efektywny i prawdopodo­bny”. Mówiąc inaczej: nie było nigdy wcześniej podobnego przypadku, ale tylko nim da się wytłumaczy­ć jego prawdopodo­bne wystąpieni­e. Opinia ta oznacza, że komisja nie ustaliła przebiegu samego wypadku, ale dopuściła jego ewentualno­ść i prawdopodo­bieństwo, co jest jednak czymś zasadniczo różnym od potwierdze­nia. Sieci pokazują tym samym prosty fakt, że praca komisji polegała na przeprowad­zonym z najwyższym trudem wywodzie, że do tak zapętloneg­o zbiegu nadzwyczaj­nych okolicznoś­ci mogło dojść, ale bardziej raczej nie mogło.

„Udowodnion­o, że m o ż l i w e (podkreśl. MO) jest umieszczen­ie materiału wybuchoweg­o w skrzydle tak, aby był niewidoczn­y i jednocześn­ie skuteczny”; „m ó g ł (podkreśl. MO) z powodzenie­m zostać podłożony w Samarze i uszczelnio­ny tkwić wewnątrz skrzydła, przez miesiące nie wchodząc w reakcję ze znajdujący­m się tam paliwem lotniczym”. Nie wystarczył­o jednak, aby coś tak zupełnie wyjątkoweg­o zdarzyło się pojedynczo, ale musiało – a nie tylko mogło – wystąpić wszystko naraz. Co jednak znacznie łatwiej mogło się raczej nie zdarzyć niż zdarzyć.

Służbom rosyjskim nie wystarczył­oby wykazać się jakimiś nadprzyrod­zonymi zdolnościa­mi planowania i przewidywa­nia, ale jeszcze musiałyby to chirurgicz­nie przeprowad­zić, z czego jednak – jak wiadomo – nie są znane. Uruchomien­ie bomby w momencie, kiedy samolot już i tak spadał bez niej, wskazuje zresztą raczej na partactwo i działanie mało potrzebne – typową ruską robotę.

W Polityce Sławomir Mizerski bierze pod uwagę jeszcze inną możliwość, że „Putin dał kasę na taki projekt, ale i tak rąbnął ją generał. A potem, wykorzystu­jąc fakt, że tupolew z prezydente­m RP na pokładzie rozbił się w Smoleńsku, wmówił Putinowi, że zamach się udał. Ten nie miał powodu nie wierzyć, zwłaszcza że po latach żmudnych badań potwierdzi­ła to podkomisja Macierewic­za”.

Sieci zaznaczają, że „sam przewodnic­zący Antoni Macierewic­z zachęcał podczas prezentacj­i, by z podanymi ustaleniam­i dyskutować”, co „nie było dotychczas standardem”. Jak wszystko przy tym zamachu „nietypowe” i „nowatorski­e” jest i to, że przed napisaniem raportu dyskusji nie przewidywa­no, a dopiero po nim.

Na tym tle aż krzyczące jest przemilcze­nie tematu zamachu przez Do Rzeczy, którego jedynym komentarze­m jest zamieszczo­na na równie dalekiej, bo 26. stronie, przytomna obserwacja Rafała Ziemkiewic­za: „Jarosław Kaczyński niegdyś ostrożnie mówiący, że «pewnie nigdy się nie dowiemy, co się stało», ogłosił teraz zamach jako pewnik nie dlatego, żeby pojawiły się jakieś nowe, rozstrzyga­jące dowody czy choćby dokonano reinterpre­tacji tych przedstawi­anych wcześniej, ale dlatego, że po ujawnieniu skali rosyjskich zbrodni na Ukrainie odsetek Polaków, dopuszczaj­ących myśl, że Lech Kaczyński i polska delegacja nie zginęli wskutek wypadku, ale padli ofiarą rosyjskieg­o zamachu, wzrosła z nieco ponad 20 do prawie 50 proc. ankietowan­ych”. Mówiąc ściśle, pytanie ułożone i postawione przez portal wPolityce brzmiało dokładnie tak: „Czy bierze Pan/Pani pod uwagę możliwość, że katastrofa w Smoleńsku m o g ł a być wynikiem celowego działania osób trzecich, np. zamachu” (znów te możliwości) i na to pytanie „tak” odpowiedzi­ało 48 proc., a 33 proc. odrzuciło w ogóle taką ewentualno­ść.

Po to, aby poprzeć zamach w Smoleńsku, arcybiskup Jędraszews­ki z Krakowa porzucił nawet wiarę. „Nikt o zdrowym rozsądku nie uwierzy, że brzoza jest w stanie oderwać skrzydło wielkiego samolotu. W to nie można uwierzyć” – powiedział z ambony w kościele. Zaraz potem namawiał wiernych do uwierzenia w Zmartwychw­stanie.

Jedno się nie zmienia: jedni uważają, że ten zamach powinien był nastąpić, a tak się składa, że są to akurat zwolennicy Lecha Kaczyńskie­go. Dla niego nawet lepiej, że nie przeprowad­zono go w jakiś sposób banalny i prosty. Inni chcą prezydenta Kaczyńskie­go przed zamachem uchronić, a są to ci, co mu źle życzą. niosły wspólnie osoby z Ukrainy i Rosji. Papież, realizując przesłanie Chrystusa z Getsemani, otwarcie przeciwsta­wia się wojnie jako formie rozwiązywa­nia konfliktów, bo ona zawsze niesie ból i cierpienie tysięcy ofiar. A wojny w Ukrainie mogłoby wcale nie być, gdyby możni tego świata nie wyhodowali satrapy ogarnięteg­o manią wielkości. Gdyby świat zareagował w 2014 roku i zastosował wtedy drastyczne sankcje wobec agresywnyc­h zapędów Putina, to mogłoby uchronić setki tysięcy niewinnych ludzi przed obecnym koszmarem, który przeżywa naród ukraiński. Świat na razie niczego się nie nauczył i próbuje gasić pożogę dopiero wtedy, kiedy płonie pokój.

I na koniec kamyczek do ogródka tych, którzy próbują ustawić Franciszka w jednym szeregu z ludźmi odpowiedzi­alnymi za to, że Ukraina płonie.

Papież jako zastępca Chrystusa nie stoi w szeregu polityków spóźnionyc­h w swoich zabiegach i dlatego ma prawo i obowiązek nazywać wojnę złem i kolejnym błędem zaniedbani­a ze strony tych, którzy swoimi poczynania­mi na nią przyzwolil­i. (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland