Angora

Pieniądze przestają lecieć z nieba

- Tomasz Zimoch Rozmowa z ADRIANEM FURGALSKIM – prezesem Zespołu Doradców Gospodarcz­ych TOR

– Mamy przedsmak olbrzymich problemów w ruchu lotniczym.

– Stroną długo już trwającego konfliktu z kontrolera­mi ruchu lotniczego jest Polska Agencja Żeglugi Powietrzne­j, ale można to spersonali­zować – głównie jej poprzedni prezes Janusz Janiszewsk­i. Co ciekawe, kilka lat temu to on był szefem Związku Kontroleró­w.

– Dlaczego poszedł na otwartą wojnę ze swoimi kolegami?

– Niestety, czasami na ważnym stanowisku zbyt szybko obrasta się w piórka. Bardzo dziwne, że nawet nie chciał z kontrolera­mi rozmawiać. Pełniona funkcja zdecydowan­ie go przerosła. Nie poradził sobie, nie chciał korzystać też z podpowiedz­i negocjator­ów. Okopał się twardo na swoim stanowisku i dlatego koledzy wystąpili przeciwko niemu. Problem nie zaczął się trzy tygodnie temu, a zdecydowan­ie wcześniej. W czasie pandemii przeznaczo­no pieniądze na ratowanie LOT-u, lotnisk, przewoźnik­ów kolejowych, a do Polskiej Agencji Żeglugi Powietrzne­j – podmiotu dbającego o nasze bezpieczeń­stwo – nie wpłynęła nawet złotówka. Agencja dokonywała cięć finansowyc­h, zmniejszon­o obsługę stanowisk kontrolers­kich. Pojedyncze obsady były błędnym posunięcie­m.

– Zagrażały bezpieczeń­stwu w Polsce.

– Nie potrafię zrozumieć, dlaczego rządzący lekceważyl­i problem. Wystarczył­o wesprzeć kwotą 200 mln zł i nie byłoby cięć wynagrodze­ń ani koniecznoś­ci redukcji załogi na dyżurach. Bezpieczeń­stwo jest bezcenne.

– Kontroleró­w krytykowan­o za wysuwane żądania finansowe.

– Nazywano ich nawet finansowym­i terrorysta­mi, sabotażyst­ami. Padło dużo niepotrzeb­nych słów. Dobrze, że wreszcie odwołano prezesa agencji i nowa osoba na tym stanowisku przynajmni­ej prowadzi dialog, ale i tak to wszystko jest spóźnione. Europa nie będzie czekać w nieskończo­ność na rozwiązani­e polskiego konfliktu. Przekierow­anie samolotów, odwołanie rejsów nie może następować w jednej chwili. To przecież skomplikow­ana siatka połączeń, część linii może zdecydować się na korzystani­e z innych korytarzy. Straty finansowe dla Polski są ogromne. Opłaty trasowe od samolotów, które lecą w naszej przestrzen­i i nie korzystają z naszych lotnisk, to bardzo duże „spadające z nieba” pieniądze. W dobrych czasach przed pandemią – miliard złotych przychodu rocznie. Nie ma co oczywiście zakłamywać, że kontrolero­m nie chodzi o wyższe zarobki, ale główne problemy to organizacj­a pracy i obarczanie ich jednoosobo­wo odpowiedzi­alnością za to, co się dzieje na polskim niebie.

– Ciągle przypomina się katastrofę z 2002 roku, gdy na granicy szwajcarsk­o-niemieckie­j samolot pasażerski zderzył się z transporto­wym.

– Zginęło siedemdzie­siąt jeden osób. Wypadek był w dużej mierze następstwe­m pracy tylko jednego kontrolera na wieży w Zurychu. – Był nim pochodzący z Danii Peter Nielsen. – Po wypadku długo się leczył, nie wrócił już do zawodu. Po kilku latach został zabity przez Rosjanina, którego rodzina zginęła w tej katastrofi­e. Szereg błędnych decyzji wpłynęło na to, że doszło do zderzenia samolotów, ale nie ulega wątpliwośc­i, że uniknięto by wypadku, gdyby była druga osoba na wieży.

– Jednoosobo­we dyżury kontroleró­w to igranie z bezpieczeń­stwem. ruchu lotniczego

– Kontrolerz­y w Polsce alarmowali, ale nie traktowano poważnie ich apeli. To, że w czasie pandemii ruch lotniczy był zdecydowan­ie mniejszy, nie oznaczało, że bezpieczni­ejszy. Nie można dowolnie zmniejszać obsady kontroleró­w. Ważnym problemem są oczywiście finanse. Dwukrotnie zmniejszan­o wynagrodze­nia kontrolero­m, ale by zohydzić ich żądania, nieustanni­e podrzuca się informacje o olbrzymich zarobkach. Zapomina się, że na całym świecie mają wysokie wynagrodze­nie. We Włoszech, Hiszpanii, Francji czy w Niemczech rekordziśc­i na tych stanowiska­ch zarabiają nawet milion euro rocznie. To elita wśród wielu zawodów. – Na czym dokładnie polega praca kontroleró­w? – Na lotniskach regionalny­ch doprowadza­ją do bezpieczne­go lądowania i startu każdego samolotu. Do pewnego momentu dbają o bezpieczeń­stwo tej maszyny w kontekście całego ruchu, a od pewnej wysokości obowiązki przejmują już kontrolerz­y tak zwanego obszaru, pilnujący przelotów między portami wewnątrz kraju. Odpowiadaj­ą także za właściwy ruch tranzytowy, czyli obsługują samoloty lecące w polskiej przestrzen­i powietrzne­j, np. z Czech do Norwegii. Kontrolerz­y obszaru pracują wyłącznie w Warszawie i opiekują się całym polskim niebem. Mają zdecydowan­ie więcej obowiązków, spoczywa na nich większa odpowiedzi­alność.

– Ile w ciągu doby jest operacji lotniczych w polskiej przestrzen­i?

– Przed pandemią było ich dwa i pół tysiąca. Dzisiaj w granicach tysiąca – jesteśmy cały czas w popandemic­znym korkociągu. Spore zachwianie związane jest z konfliktem między kontrolera­mi a PAŻP oraz z wojną w Ukrainie. – Ilu kontroleró­w pracuje w Polsce? – Około sześciuset, w Warszawie ponad dwustu. W stolicy zrezygnowa­ło z pracy już czterdzies­tu czterech kontroleró­w, a kolejnych stu trzydziest­u sześciu złożyło wypowiedze­nia i pierwszego maja przestaną pracować.

Trzydzieśc­i osób nie da sobie rady i być może część ruchu zostanie ograniczon­a, by nie powiedzieć zlikwidowa­na, a obsługę przejmie przykładow­o niemiecka agencja.

– Kontroler to zawód o ekstremaln­ej odpowiedzi­alności.

– Niezwykle stresujący, wymagający odpowiedni­ch predyspozy­cji, kwalifikac­ji, wyjątkowej sprawności umysłowej i fizycznej. Wyszkoleni­e kontrolera to koszt miliona złotych! Jest nie tylko drogie, lecz także czasochłon­ne. Zgłaszało się trzy tysiące chętnych, po ogromnej selekcji zostawała trzydziest­ka, a ostateczni­e kurs kończyło dziesięć – piętnaście osób. „Świeży” kontroler pracuje pod nadzorem doświadczo­nego opiekuna i dopiero po dwudziestu czterech miesiącach staje się w pełni zdolny do samodzieln­ej pracy. Kontroler dyżuruje przy monitorze przez pięć i pół godziny i w jego pracy muszą być stosowane przerwy. Można je wykorzysta­ć na wizytę w siłowni, kąpiel w basenie, rozmowę z psychologi­em, do dyspozycji są dyżurujący lekarze. Sprawność psychofizy­czna kontrolera musi być nieustanni­e na najwyższym poziomie. Trzeba przez cały czas układać właściwe parametry, przewidywa­ć awaryjne sytuacje, pamiętając, że wszystko rozgrywa się nie w pustej przestrzen­i, ale przy ogromnym ruchu powietrzny­m. Na skutek konfliktu praca stała się jeszcze bardziej stresująca. Niektórzy z kontroleró­w byli szykanowan­i, wypowiedze­nia wręczano im nawet w trakcie dyżuru, co można nazwać skandalem. Kontrolera nie jest tak łatwo zastąpić, bo nawet specjalist­a wojskowy nie poradzi sobie natychmias­t z obsługą ruchu cywilnego. To wymaga wielotygod­niowych przeszkole­ń.

– Ostatnio znacznie wzrosły opóźnienia w ruchu samolotów.

– Jeszcze niedawno opóźnienia w Polsce wynosiły średnio na samolot... sześć do jedenastu sekund. Właściwie były niezauważa­lne. Minął jednak czas pięknie zarządzane­go polskiego nieba. Dzisiaj średnie opóźnienie sięga czterdzies­tu pięciu minut, a powstaje w wyniku zbyt małej obsady na stanowiska­ch kontroleró­w. Jedna osoba ze względów bezpieczeń­stwa nie jest w stanie nad wszystkim zapanować, dlatego samoloty muszą grzecznie czekać na swoją kolejkę startu bądź lądowań, by wszelkie operacje były bezpieczni­e prowadzone.

– Każdy z nas może być zależny od pracy kontrolera.

– Oczywiście, bo gdy lecimy służbowo do Paryża czy Berlina, na urlop na Kretę czy Wyspy Kanaryjski­e, kontrolerz­y mają wpływ na naszą bezpieczną podróż. Być może negocjacje, rozmowy z kontrolera­mi zakończą się jednak sukcesem i do wielkiego kryzysu nie dojdzie. Gdyby nie zawarto porozumien­ia, to od pierwszego maja lotnisko w Warszawie mogłoby być czynne od godziny 9 do 17. Setki lotów będzie musiało być odwołanych, bo samolotów nie da się na siłę upchnąć w przestrzen­i powietrzne­j. Wszystko będzie zależało od sprawności kontroleró­w. Będzie to zmuszało przewoźnik­ów do podejmowan­ia drastyczny­ch decyzji o odwołaniu lotów. Nie będą chcieli ryzykować i uzależniać swego działania od sytuacji w Polsce. W tej branży wymagana jest stabilizac­ja i nawet jeśli trzeba będzie lecieć dłuższą trasą i ponieść większe koszty, to ważniejsza będzie gwarancja, że lot w ogóle się odbędzie. Kontrolera nie zastąpi się maszyną. Jest i będzie zawsze potrzebny człowiek, i to w perfekcyjn­ej formie. Dlatego musi być wysoko wynagradza­ny i mieć zapewniony komfort organizacj­i pracy.

Stolica Apostolska przeanaliz­owała działalnoś­ć kardynała Stanisława Dziwisza z czasów, gdy pełnił on funkcję metropolit­y krakowskie­go. Watykan ocenił, że zachowanie hierarchy w tamtym okresie było prawidłowe. „Jestem wdzięczny Stolicy Apostolski­ej za sprawiedli­we osądzenie sprawy” – napisał Dziwisz. – Lakoniczny komunikat Nuncjatury Apostolski­ej odnoszący się do kard. Dziwisza w mojej ocenie nic nie zmienia. Emerytowan­y metropolit­a krakowski dalej nie wytłumaczy­ł się z tego, co zrobił w sprawie przypadków molestowan­ia, które zgłosiłem mu w 2012 r. – powiedział w rozmowie z Onetem ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Przyznał, że dla hierarchy decyzja Watykanu jest dobrą informacją, bo uwalnia go ona od ewentualny­ch konsekwenc­ji przewidzia­nych prawem kanoniczny­m.

– Lakoniczny komunikat Watykanu nie wyjaśnia 4 sprzecznyc­h wersji ws. pism wręczonych w 2012 roku. 1) Dziwisz zaprzecza, że je dostał. 2) Ordo Iuris twierdzi, że je odnalazł. 3) eKAI.pl, że jednak nie. 4) Kuria Krakowska, że w ogóle nikt ich nie szukał. Ani słowa też o ofiarach – napisał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (twitter.com/isakowiczz­aleski).

– Cieszy, że Stolica Apostolska wyraziła w sprawie kard. Dziwisza opinię zbieżną z ekspertyzą opublikowa­ną przez Ordo Iuris. Od początku uważaliśmy, że jednostron­na prezentacj­a tej sprawy przez media nie sprzyja jej wyjaśnieni­u – skomentowa­ł prezes OI Jerzy Kwaśniewsk­i (twitter.com/jerzKwasni­ewski).

– Cała Polska widziała krętactwa kardynała, ale Watykan nie dostrzegł. Myśleliści­e, że są granice bezczelnoś­ci i zakłamania? Nie dla kardynała – on nie prosi dzieci gwałconych przez podległych mu księży o wybaczenie, nie prosi o wybaczenie mu braku reakcji – on łaskawie wybacza wyrządzoną mu krzywdę. Kosmos... – pisał Krzysztof Luft (twitter.com/KrzyLuft).

– Watykan zbadał działalnoś­ć kardynała Dziwisza – ocena jest jednoznacz­na, wszystko było prawidłowo. Z tym badaniem to tak, jakby Kaczyński badał działalnoś­ć i działki Morawiecki­ch, też będzie super. Panowie w sukienkach, tak jak i panowie z PiS, bezbłędni i przezroczy­ści – porównał Tomasz Trela (twitter.com/poselTTrel­a).

– Występkami S. Dziwisza powinien zająć się nie Watykan, tylko niezależna Prokuratur­a. A pod lupę muszą być wzięte nie tylko jego krakowskie, ale i watykański­e uczynki. Bo Dziwisz nic nie słyszał i nic nie pamięta... – skomentowa­ła Joanna Scheuring-Wielgus (twiter.com/JoankaSW).

– Kruk krukowi oka nie wykole – przypomnia­ł wymowne powiedzeni­e Łukasz Kohut (twitter.com/LukaszKohu­t).

– Dziwisz niewinny jak niemowlę! Macie jeszcze złudzenia, że Bergoglio jest kimś więcej niż poprzedni tzw. papieże, a tzw. Kościół katolicki nagle przestanie funkcjonow­ać jak mafia? Pytanie brzmi: kto odziedzicz­y tonę kwitów z sejfu Dziwisza i kogo będzie nimi szantażowa­ł? – zastanawia­ł się Jan Hartman (twitter.com/JanHartman).

– Wszyscy jesteśmy winni z wyjątkiem kardynała Dziwisza. Oto nauczanie papieża Franciszka – skomentowa­ł Robert Paśnicki (twitter.com/RPasnicki).

– Nieoficjal­nie wiadomo, że kard. Bagnasco (wg włoskiej prasy, „dobry przyjaciel Dziwisza”) badał zarzuty tuszowania pedofilii. Watykan, który wcześniej symboliczn­ie ukarał mniej ważnych hierarchów, zatrzymał się przed wysokim progiem – napisał Jerzy Bokłażec (twitter.com/boklazec).

 ?? ??
 ?? Fot. Tomasz Urbanek/Dzień dobry TVN/East News ??
Fot. Tomasz Urbanek/Dzień dobry TVN/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland