Pieniądze przestają lecieć z nieba
– Mamy przedsmak olbrzymich problemów w ruchu lotniczym.
– Stroną długo już trwającego konfliktu z kontrolerami ruchu lotniczego jest Polska Agencja Żeglugi Powietrznej, ale można to spersonalizować – głównie jej poprzedni prezes Janusz Janiszewski. Co ciekawe, kilka lat temu to on był szefem Związku Kontrolerów.
– Dlaczego poszedł na otwartą wojnę ze swoimi kolegami?
– Niestety, czasami na ważnym stanowisku zbyt szybko obrasta się w piórka. Bardzo dziwne, że nawet nie chciał z kontrolerami rozmawiać. Pełniona funkcja zdecydowanie go przerosła. Nie poradził sobie, nie chciał korzystać też z podpowiedzi negocjatorów. Okopał się twardo na swoim stanowisku i dlatego koledzy wystąpili przeciwko niemu. Problem nie zaczął się trzy tygodnie temu, a zdecydowanie wcześniej. W czasie pandemii przeznaczono pieniądze na ratowanie LOT-u, lotnisk, przewoźników kolejowych, a do Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej – podmiotu dbającego o nasze bezpieczeństwo – nie wpłynęła nawet złotówka. Agencja dokonywała cięć finansowych, zmniejszono obsługę stanowisk kontrolerskich. Pojedyncze obsady były błędnym posunięciem.
– Zagrażały bezpieczeństwu w Polsce.
– Nie potrafię zrozumieć, dlaczego rządzący lekceważyli problem. Wystarczyło wesprzeć kwotą 200 mln zł i nie byłoby cięć wynagrodzeń ani konieczności redukcji załogi na dyżurach. Bezpieczeństwo jest bezcenne.
– Kontrolerów krytykowano za wysuwane żądania finansowe.
– Nazywano ich nawet finansowymi terrorystami, sabotażystami. Padło dużo niepotrzebnych słów. Dobrze, że wreszcie odwołano prezesa agencji i nowa osoba na tym stanowisku przynajmniej prowadzi dialog, ale i tak to wszystko jest spóźnione. Europa nie będzie czekać w nieskończoność na rozwiązanie polskiego konfliktu. Przekierowanie samolotów, odwołanie rejsów nie może następować w jednej chwili. To przecież skomplikowana siatka połączeń, część linii może zdecydować się na korzystanie z innych korytarzy. Straty finansowe dla Polski są ogromne. Opłaty trasowe od samolotów, które lecą w naszej przestrzeni i nie korzystają z naszych lotnisk, to bardzo duże „spadające z nieba” pieniądze. W dobrych czasach przed pandemią – miliard złotych przychodu rocznie. Nie ma co oczywiście zakłamywać, że kontrolerom nie chodzi o wyższe zarobki, ale główne problemy to organizacja pracy i obarczanie ich jednoosobowo odpowiedzialnością za to, co się dzieje na polskim niebie.
– Ciągle przypomina się katastrofę z 2002 roku, gdy na granicy szwajcarsko-niemieckiej samolot pasażerski zderzył się z transportowym.
– Zginęło siedemdziesiąt jeden osób. Wypadek był w dużej mierze następstwem pracy tylko jednego kontrolera na wieży w Zurychu. – Był nim pochodzący z Danii Peter Nielsen. – Po wypadku długo się leczył, nie wrócił już do zawodu. Po kilku latach został zabity przez Rosjanina, którego rodzina zginęła w tej katastrofie. Szereg błędnych decyzji wpłynęło na to, że doszło do zderzenia samolotów, ale nie ulega wątpliwości, że uniknięto by wypadku, gdyby była druga osoba na wieży.
– Jednoosobowe dyżury kontrolerów to igranie z bezpieczeństwem. ruchu lotniczego
– Kontrolerzy w Polsce alarmowali, ale nie traktowano poważnie ich apeli. To, że w czasie pandemii ruch lotniczy był zdecydowanie mniejszy, nie oznaczało, że bezpieczniejszy. Nie można dowolnie zmniejszać obsady kontrolerów. Ważnym problemem są oczywiście finanse. Dwukrotnie zmniejszano wynagrodzenia kontrolerom, ale by zohydzić ich żądania, nieustannie podrzuca się informacje o olbrzymich zarobkach. Zapomina się, że na całym świecie mają wysokie wynagrodzenie. We Włoszech, Hiszpanii, Francji czy w Niemczech rekordziści na tych stanowiskach zarabiają nawet milion euro rocznie. To elita wśród wielu zawodów. – Na czym dokładnie polega praca kontrolerów? – Na lotniskach regionalnych doprowadzają do bezpiecznego lądowania i startu każdego samolotu. Do pewnego momentu dbają o bezpieczeństwo tej maszyny w kontekście całego ruchu, a od pewnej wysokości obowiązki przejmują już kontrolerzy tak zwanego obszaru, pilnujący przelotów między portami wewnątrz kraju. Odpowiadają także za właściwy ruch tranzytowy, czyli obsługują samoloty lecące w polskiej przestrzeni powietrznej, np. z Czech do Norwegii. Kontrolerzy obszaru pracują wyłącznie w Warszawie i opiekują się całym polskim niebem. Mają zdecydowanie więcej obowiązków, spoczywa na nich większa odpowiedzialność.
– Ile w ciągu doby jest operacji lotniczych w polskiej przestrzeni?
– Przed pandemią było ich dwa i pół tysiąca. Dzisiaj w granicach tysiąca – jesteśmy cały czas w popandemicznym korkociągu. Spore zachwianie związane jest z konfliktem między kontrolerami a PAŻP oraz z wojną w Ukrainie. – Ilu kontrolerów pracuje w Polsce? – Około sześciuset, w Warszawie ponad dwustu. W stolicy zrezygnowało z pracy już czterdziestu czterech kontrolerów, a kolejnych stu trzydziestu sześciu złożyło wypowiedzenia i pierwszego maja przestaną pracować.
Trzydzieści osób nie da sobie rady i być może część ruchu zostanie ograniczona, by nie powiedzieć zlikwidowana, a obsługę przejmie przykładowo niemiecka agencja.
– Kontroler to zawód o ekstremalnej odpowiedzialności.
– Niezwykle stresujący, wymagający odpowiednich predyspozycji, kwalifikacji, wyjątkowej sprawności umysłowej i fizycznej. Wyszkolenie kontrolera to koszt miliona złotych! Jest nie tylko drogie, lecz także czasochłonne. Zgłaszało się trzy tysiące chętnych, po ogromnej selekcji zostawała trzydziestka, a ostatecznie kurs kończyło dziesięć – piętnaście osób. „Świeży” kontroler pracuje pod nadzorem doświadczonego opiekuna i dopiero po dwudziestu czterech miesiącach staje się w pełni zdolny do samodzielnej pracy. Kontroler dyżuruje przy monitorze przez pięć i pół godziny i w jego pracy muszą być stosowane przerwy. Można je wykorzystać na wizytę w siłowni, kąpiel w basenie, rozmowę z psychologiem, do dyspozycji są dyżurujący lekarze. Sprawność psychofizyczna kontrolera musi być nieustannie na najwyższym poziomie. Trzeba przez cały czas układać właściwe parametry, przewidywać awaryjne sytuacje, pamiętając, że wszystko rozgrywa się nie w pustej przestrzeni, ale przy ogromnym ruchu powietrznym. Na skutek konfliktu praca stała się jeszcze bardziej stresująca. Niektórzy z kontrolerów byli szykanowani, wypowiedzenia wręczano im nawet w trakcie dyżuru, co można nazwać skandalem. Kontrolera nie jest tak łatwo zastąpić, bo nawet specjalista wojskowy nie poradzi sobie natychmiast z obsługą ruchu cywilnego. To wymaga wielotygodniowych przeszkoleń.
– Ostatnio znacznie wzrosły opóźnienia w ruchu samolotów.
– Jeszcze niedawno opóźnienia w Polsce wynosiły średnio na samolot... sześć do jedenastu sekund. Właściwie były niezauważalne. Minął jednak czas pięknie zarządzanego polskiego nieba. Dzisiaj średnie opóźnienie sięga czterdziestu pięciu minut, a powstaje w wyniku zbyt małej obsady na stanowiskach kontrolerów. Jedna osoba ze względów bezpieczeństwa nie jest w stanie nad wszystkim zapanować, dlatego samoloty muszą grzecznie czekać na swoją kolejkę startu bądź lądowań, by wszelkie operacje były bezpiecznie prowadzone.
– Każdy z nas może być zależny od pracy kontrolera.
– Oczywiście, bo gdy lecimy służbowo do Paryża czy Berlina, na urlop na Kretę czy Wyspy Kanaryjskie, kontrolerzy mają wpływ na naszą bezpieczną podróż. Być może negocjacje, rozmowy z kontrolerami zakończą się jednak sukcesem i do wielkiego kryzysu nie dojdzie. Gdyby nie zawarto porozumienia, to od pierwszego maja lotnisko w Warszawie mogłoby być czynne od godziny 9 do 17. Setki lotów będzie musiało być odwołanych, bo samolotów nie da się na siłę upchnąć w przestrzeni powietrznej. Wszystko będzie zależało od sprawności kontrolerów. Będzie to zmuszało przewoźników do podejmowania drastycznych decyzji o odwołaniu lotów. Nie będą chcieli ryzykować i uzależniać swego działania od sytuacji w Polsce. W tej branży wymagana jest stabilizacja i nawet jeśli trzeba będzie lecieć dłuższą trasą i ponieść większe koszty, to ważniejsza będzie gwarancja, że lot w ogóle się odbędzie. Kontrolera nie zastąpi się maszyną. Jest i będzie zawsze potrzebny człowiek, i to w perfekcyjnej formie. Dlatego musi być wysoko wynagradzany i mieć zapewniony komfort organizacji pracy.
Stolica Apostolska przeanalizowała działalność kardynała Stanisława Dziwisza z czasów, gdy pełnił on funkcję metropolity krakowskiego. Watykan ocenił, że zachowanie hierarchy w tamtym okresie było prawidłowe. „Jestem wdzięczny Stolicy Apostolskiej za sprawiedliwe osądzenie sprawy” – napisał Dziwisz. – Lakoniczny komunikat Nuncjatury Apostolskiej odnoszący się do kard. Dziwisza w mojej ocenie nic nie zmienia. Emerytowany metropolita krakowski dalej nie wytłumaczył się z tego, co zrobił w sprawie przypadków molestowania, które zgłosiłem mu w 2012 r. – powiedział w rozmowie z Onetem ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Przyznał, że dla hierarchy decyzja Watykanu jest dobrą informacją, bo uwalnia go ona od ewentualnych konsekwencji przewidzianych prawem kanonicznym.
– Lakoniczny komunikat Watykanu nie wyjaśnia 4 sprzecznych wersji ws. pism wręczonych w 2012 roku. 1) Dziwisz zaprzecza, że je dostał. 2) Ordo Iuris twierdzi, że je odnalazł. 3) eKAI.pl, że jednak nie. 4) Kuria Krakowska, że w ogóle nikt ich nie szukał. Ani słowa też o ofiarach – napisał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (twitter.com/isakowiczzaleski).
– Cieszy, że Stolica Apostolska wyraziła w sprawie kard. Dziwisza opinię zbieżną z ekspertyzą opublikowaną przez Ordo Iuris. Od początku uważaliśmy, że jednostronna prezentacja tej sprawy przez media nie sprzyja jej wyjaśnieniu – skomentował prezes OI Jerzy Kwaśniewski (twitter.com/jerzKwasniewski).
– Cała Polska widziała krętactwa kardynała, ale Watykan nie dostrzegł. Myśleliście, że są granice bezczelności i zakłamania? Nie dla kardynała – on nie prosi dzieci gwałconych przez podległych mu księży o wybaczenie, nie prosi o wybaczenie mu braku reakcji – on łaskawie wybacza wyrządzoną mu krzywdę. Kosmos... – pisał Krzysztof Luft (twitter.com/KrzyLuft).
– Watykan zbadał działalność kardynała Dziwisza – ocena jest jednoznaczna, wszystko było prawidłowo. Z tym badaniem to tak, jakby Kaczyński badał działalność i działki Morawieckich, też będzie super. Panowie w sukienkach, tak jak i panowie z PiS, bezbłędni i przezroczyści – porównał Tomasz Trela (twitter.com/poselTTrela).
– Występkami S. Dziwisza powinien zająć się nie Watykan, tylko niezależna Prokuratura. A pod lupę muszą być wzięte nie tylko jego krakowskie, ale i watykańskie uczynki. Bo Dziwisz nic nie słyszał i nic nie pamięta... – skomentowała Joanna Scheuring-Wielgus (twiter.com/JoankaSW).
– Kruk krukowi oka nie wykole – przypomniał wymowne powiedzenie Łukasz Kohut (twitter.com/LukaszKohut).
– Dziwisz niewinny jak niemowlę! Macie jeszcze złudzenia, że Bergoglio jest kimś więcej niż poprzedni tzw. papieże, a tzw. Kościół katolicki nagle przestanie funkcjonować jak mafia? Pytanie brzmi: kto odziedziczy tonę kwitów z sejfu Dziwisza i kogo będzie nimi szantażował? – zastanawiał się Jan Hartman (twitter.com/JanHartman).
– Wszyscy jesteśmy winni z wyjątkiem kardynała Dziwisza. Oto nauczanie papieża Franciszka – skomentował Robert Paśnicki (twitter.com/RPasnicki).
– Nieoficjalnie wiadomo, że kard. Bagnasco (wg włoskiej prasy, „dobry przyjaciel Dziwisza”) badał zarzuty tuszowania pedofilii. Watykan, który wcześniej symbolicznie ukarał mniej ważnych hierarchów, zatrzymał się przed wysokim progiem – napisał Jerzy Bokłażec (twitter.com/boklazec).